DZIEŃ LENIA
Co ranek jak batem podrywa mnie z łóżka,
masa spraw codziennych u stóp mi się tłoczy.
Gniecie ciężko kołdra i parzy poduszka
gdy próbuję przymknąć rozespane oczy.
Aż tu dzisiaj nagle, ze zdziwiona miną
zwlokłam się z pościeli całkiem od niechcenia.
zadumana szczerze nad tego przyczyną
zerknęłam w kalendarz, i widzę – dzień lenia.
Więc wzięłam do serca tę szczególną datę,
powoli do kuchni boso poczłapałam
myśląc, czy zaparzać warto dziś herbatę.
Zbyt wiele zachodu – więc zrezygnowałam.
Mech, zielsko po nocy na zębach porosło
lecz kierując kroki do małej łazienki,
stwierdziłam że zdążę, i ziewnęłam głośno
niczym hipopotam, aż chrupnęły szczęki.
Siadłam nieruchomo na starej kanapie.
Zegar za plecami równomiernie dyszy,
mucha na komodzie bezwstydnie się drapie.
Plamę na obrusie kontempluję w ciszy.
Karton z mordą krowy śmieje się wesoło
Z brzucha do mnie stuka apetyt na mleko
z wczorajszej kolacji na stole zostało
macam wzrokiem szklankę – stoi zbyt daleko.
Ze stolika zerkają na mnie czekoladki
Kolorową tęcza kusi mnie rozpusta
może bym i zdarła z nich te słodkie szatki,
gdyby jeszcze same chciały wskoczyć w usta.
Nie wiem co tak bardzo mnie rozleniwiło,
bo w żadne dni lenia wcale mi nie wierzcie.
Lecz tak sobie myślę, jakby pięknie było
gdyby mi się chciało, tak jak mi się nie chce.
Komentarze (3)
Do publikacji, do radia, to kabaretu.
55555
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania