Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

BARWNA SWOISTOŚĆ

Epizod 1 „Urzeczywistnienie”

 

   Wanda malutka, milutka, blondyneczka biegała od krańca do krańca świata, od okna do okna ciepłego gniazdka w środku aglomeracji. Cztery chatki, gdzie diabeł nie zagląda, a pies nie szczeka. O aniołach nie wspomina, zajęte apokalipsą Świata ludzi za górami, lasami, morzami, do których prowadziła jedyna droga z osady. Wybrukowana niechlujną kostką granitową z wyszczerbionymi wierzchołkami, nadawała się na ostatnią drogę, tych co się nie odezwą do kresu czasu. Ubrana odświętnie w sukienkę z pierwszej komunii. Mknęła wzorem błyskawicy, nowoczesnym czterokołowcem super wygodnym, z opływowymi aerodynamicznymi kształtami z ubiegłej epoki utopijnego socjalizmu czy komunizmu, do dzisiaj nie wie, na czym polegała różnica.

 

    — Słuchaj stary, ten trzeci pedał co pod nogami, to pedał gazu, przyspiesz, bo nie zdążymy na nowy rok szkolny naszej królowej — mamusia zawsze wiedziała jak trafić do tatusia

   — Co ma być, to będzie moja zgrabna — zawsze tak się zwracał, jak nie miał ochoty na dalszą dyskusję.

 

   Było, co miało być, tak rzekł, tak się stało. Ostatnie lata nauki minęły lotem błyskawicy, w rytmie kompletnej straty czasu. Nauczyciele za karę trafili do genialnych dzieciaków z podobnych do Wandy aglomeracji. Zanim załapały, że są w szkole, było uroczyste rozdanie świadectw. Jak byli otępiali, odrętwiali tacy w większości zostali. Nikt niczym nie zainteresował, nie pokazał tysiąca odcieni bieli, nie nauczył, chłonąc wiedzę samemu z tysiąca książek, nikt nie poinstruował jak odróżniać dobra od zła. Prawie wszyscy potrafili wyłącznie drapać się po dupie. Projektant na samej górze się zlitował, zauważył kilku, pchnął w nich moc istnienia. Podarował kierownicę doczesnej wędrówki, otworzył szeroko oczy na Świat nie tylko na kilku chałup, ale ogrom piękna za pojebaną drogą fatalnie wybrukowaną.

 

   Wyraziste wspomnienie z gmachu szkoły, dotyczy nietypowego zdarzenia, które po latach ocenia, jako start w pewien świat nietypowych doznań z pogranicza normalności. Wyższa, pomimo młodego wieku zbudowana bardzo kobieco, koleżanka z klasy, wykręcała boleśnie ręce koledze z ławki w klasie. Trzymała, na kolanach przed muszlą klozetową, kierowała twarz malca wprost do środka kibla. Wanda stała malutka sparaliżowana, nie wiedziała co czynić? Patrzyła zahipnotyzowana na lico znikające w sraczu. Widziała zadowolone oczy dziewczyny ręce zadające ból koledze. Gaja butem docisnęła głowę do dna świątyni dumania, śmiała się strasznie, przechodziły dreszcze. Po chwili było jedynie słychać chlupot wody, chłopak walczył o powietrze, puściła chłopaka gdy opróżniał zawartość żołądka.

 

   — Wykonujesz wszystkie polecenia bez żadnych dyskusji — wyjaśniała coś równolatkowi.

   — Jeżeli będziesz nieposłuszny, ewentualnie komuś zdradzisz naszą tajemnicę, zamknę w budzie po psie pod domem, wypuszczę dopiero gdy zamiast mówić, zaczniesz szczekać.

   — Smyczą zmaltretuję cztery litery, nie usiądziesz przez ruski miesiąc, lekcje spędzisz na stojące przy ścianie przy akompaniamencie śmiechu całej klasy.

   — Po lekcjach wyszorowany na kolanach pod drzwiami domu — rzuciła na odchodne, nie zwracając żadnej uwagi na malutką przestraszoną dziewczynkę w rogu toalety w szkole.

 

Epizod 2 „Galimatias”

 

   Oderwana od ziemi z kwiatami we wszystkich barwach, wrzucona do internatu szkoły ponadpodstawowej, odkryła szarzyznę ciemniejszej strony świata, poznała gehennę życia. Stłoczona w pokoju z dziewczyną, która wyskoczyła na chwilę z piekła. Piękne czarne długie włosy, co rusz falowały nad chłopakami we wszystkich odmianach. Zaróżowionych, po chwili czerwonych z podniecenia chęci wyruchania czarnej diablicy. Nie przeszkadzała obecność, leżącej na łóżku. Przykrywała kołdrą i ruchała, siedząc na nich, unosząc się i opadając niczym pokrywka na gotującym się na gazie rondlu z wodą. Gdy uniosła się wyżej, było wiadomo, z garnka wyskoczyła para. Czasem delikatny kopniak uwalniał spod kołderki, zazwyczaj kopała bardzo dotkliwie, wyskakiwał, ledwo ukrył, co miał ładnego. Zaczynała czytać ulubioną książkę „W 80 dni dookoła świata” Juliusza Verne. Oznaczało, może udawać, pobieranie nauki z podręczników. Milczała przez większość pobytu w przedsionku piekła, czy może nieba zależy od punktu leżenia. Przyzwyczaiła się, po kilku występach, mogła się rżnąć oparta o ścianę, delikwent wciskał od tyłu coś z rozporka. Nic w zachowaniu się nie zmieniło, po spełnieniu wyrzucała gościa za drzwi, po ułamku czasu czytając, to co zawsze.

 

   Wróciła do chatki na wsi, na smutną chwilę pożegnania ojca. Guz nowotworowy, czarny strasznie smolisty potwór, wyżarł wszystko, co dobre i złe w tatusiu. Odszedł w strasznych, niepojętych mękach, zgięło to mamusię po kilku miesiącach do ziemi. Pochowała koło ukochanego, nie zniosła myśli, że nie usłyszy nigdy „moja zgrabna”. Została sama w królestwie, pękła jak bańka mydlana po trzech dniach chodzenia od okna do okna. Studia, to dobra strona życia, nieważny kierunek byle wyrwać się z ciszy grobowych wspomnień. Po zleceniu formalności związanych ze sprzedażą majątku wyjechała w Świat pełen, tylko czego?

 

   Do czasu unormowania sytuacji finansowej, w kilka osób wynajęli mieszkanie. Początek był bardzo trudny i taki został do końca. Różne przyzwyczajenia, odmienne czasy porannego wstawania, najgorsze to kładzenie się do wyrka. Dlaczego tak mało dzieci się rodzi, to niepojęte z ilości zabaw dziewczyn i chłopaków w różnych konfiguracjach. Zrezygnowała ze wspólnego mieszkania. Odpowiedziała na ofertę zamieszkania we dwie w trzypokojowym mieszkaniu, cena nie najmniejsza, ale widziała większe. Wszystko lepsze od burdelu, w którym po chwili trudno było się połapać kto z kim.

 

   — Wanda? Jejku, tyle lat od szkoły w tej dziurze — miło przywitała Gaja, koleżanka ze szkoły podstawowej.

 

   Zamiast przypomnieć sobie śmieszne sytuacje z ławek szkolnych z boiska czy raczej klepiska, wpadek z nieobrobionymi zadaniami, złapaniu na ściąganiu, czy czymkolwiek innym. Przypomniała sobie wrażliwą sytuację, w której grała pierwsze skrzypce, wciskając do kibla głowę kolegi.

 

   — Tak, miło ciebie widzieć po tylu latach — wtedy wyglądała kobieco, teraz to seksbomba.

 

   Wysoka, nogi w fikuśnych czarnych szpilkach na nie niskiej szpilce, przykryte czarnymi pończochami z grubym paskiem z tyłu wyglądały bosko wręcz apetycznie, krótka czarna troszeczkę zasłaniała krągły tyłeczek. Bluzeczka obcisła, nie skrywała biustu. Ciemne włosy dodawały ciepła kobiecego, lekko ruszyła głową, włosy podążały za nią, niczym oczy facetów.

 

   — Lubię ustalić zasady na wstępie, żeby później się nie rozczarować — ze zrozumieniem kiwały głowami.

   — Zapłacę za trzy miesiące z góry, a później zobaczymy, chcę studiować i pracować — ustaliły sprawy finansowe.

   — Spróbuję pomóc, popytam i tu i tam może ktoś kogoś potrzebuje — zaoferowała pomoc w znalezieniu pracy.

 

   Z lekka zgrabne Gaj nogi przyciągały wzrok, siedziała na fotelu, idealnie na wprost. Zgrabnie co jakiś czas zmieniała nóżkę na nóżkę. Bawiła się, kiwając szpilką nad podłogą, pomimo prób skoncentrowania się nad czymś innym, nie mogła oderwać wzroku. Zauważyła rozterkę Wandy, milutko się uśmiechnęła. Nie wiedziała, co przeszła, nic nie mogło zaskoczyć?

 

   Mieszkanie ślicznie położone na osiedlu otoczonym sporym pasem zieleni, z parkingiem wewnątrz budynku, po dwa mieszkania na piętrze dwukondygnacyjnego budynku zadecydowały o wyborze. W dodatku winda, wszystko w fajnej ciszy. Mieszkania piętro niżej, ktoś kupił jako lokalizację kapitału, stały zamknięte na głucho. Gaja kupiła mieszkania na kondygnacji z myślą o wynajęciu, ale nie może się zdecydować. Ogromnie się ucieszyła, jak zobaczyła znajomą chcącą wynająć pokój w mieszkaniu, w którym mieszka. Wieczorem, jak wróciła z mizernym dorobkiem życia, wsparła miłą wiadomością. Jak będzie miała problem finansowy, to pomoże. Cóż perspektywy idealne, co miała robić dziewczyna z ziemi pełnej kwiatów we wszystkich barwach, przyjęła z zachwytem propozycje.

 

   Rano wstała wcześnie z myślą — nie przeszkadzać w łazienkowych historiach. Głodna, jak wilk nie pamięta, kiedy jadła, chciała poszukać sklepu spożywczego przed wędrówką za pracą.

 

   — Przepraszam, nie pomyślałam o poczęstowaniu wczoraj czymś do jedzenia, jak zobaczyłam, znajomą duszę to zapomniałam o zwykłym świecie, zrobiłam naleśniki, jak masz ochotę, to zapraszam — nie powie, żeby nie zdębiała, po sekundzie uszy się tylko trzęsły przy jedzeniu.

   — Na obiad zrobię zupę warzywną, zapraszam — nie chciała być dłużna.

   — Super jak wrócę wieczorem, zjemy razem, nie znoszę sama jeść — szybciutko uciekła do pracy.

 

   Pozostał cudowny zapach. Ubrała różowy żakiet z krótką spódniczką, rajstopy w kolorze skóry, kawowe szpilki. Pasowało wszystko idealnie, jak z agencji do zadań specjalnych z mężczyznami. Dreszcz emocji przeszedł po skórze, wieczorem muszę zapytać, nie chciałaby trafić z deszczu pod rynnę.

 

Epizod 3 „Przybita do krzyża”

 

   Poszukiwania pracy zaczęła od najważniejszego miejsca dla kobiety. Czyli sklepu z fajnymi rzeczami, działającymi na zmysł wzroku u mężczyzn, wywołujący zazdrość w kobietach. Oscylowała czy wręcz aspirowała na sekretarkę dżentelmena po 20, unikając starszego młodzieńca po 50. Jednemu i drugiemu to samo w głowie, z różnicą jeden już może, a drugi zaraz nie będzie mógł. Wszystko koło dupy się kręci. Niestety na własne oczy widziała, to co nie chciała widzieć, z pewnością pamiętać, dłużej niż zamykane drzwi za sobą.

 

   Urok nowiutkiej sukienki, do połowy uda w czarnym kolorze, z fajną granatową wstawką w okolicy brzuszka, rękawami pełnymi nikogo nie zainteresował. Zdrowy biust, zrobiony na wspaniałym wiejskim mleku, nie działał na pracodawców. Fajnie do czasu praktyki w pracy, wynoszącej zero sekund, minut, godzin. Pechowo trafiła na kobiety widzące zagrożenie dla siebie, tym bardziej pracowników — zamiast ślepić na powyginane nogi, obleśny tyłek, zainteresują się nowym kąskiem.

 

   Zdegustowana, sfrustrowana, przybita do krzyża niemocy, siedziała grzecznie w kuchni, czekając na Gaje. Z przepyszną zupą, ugotowaną dla starej, nowej koleżanki, na pewno właścicielki mieszkania, w którym czuła się podobnie jak w domu. Mogła bez przeszkód wędrować od okna do okna, zerkając to na jedną stronę świata, by po chwili podziwiać przeciwną. Brakowało tatusia ze słowami „moja królowo”. Czuła, zrobi wszystko, żeby zostać w przecudownym mieszkaniu. Wspaniałym wspomnieniu, przybytku spokoju ducha.

 

   — Nie śpimy na stole, Wanda masz wygodne łóżko, czemu drzemiesz w kuchni — niespodziewanie Gaja zaskoczyła w czasie marzeń sennych.

   — Rozmarzyłam się, po niezbyt udanym dniu, uciekłam do pałacu cudowności — uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

   — Wyglądasz bajecznie, przypominasz kobietę, wczoraj się przestraszyłam, że jesteś bezguście — śmiała się szczerze, radośnie.

 

   Nie komentowała swojego zachowania, pewnie zauważyła, że wczoraj się oblizywała na jej widok. Nie mogła ukryć zachwytu, a może czegoś jeszcze. Zarządzała sklepem z odzieżą, dlatego ma dostęp do ciekawych ciuszków. Jeśli kiedyś zwolni się miejsce, to może zatrudni, jak podoła obowiązkom, choć przyznała się, że skoro w domu razem w pracy lepiej osobno.

 

   — A w sprawie zatrudnienia, jutro spotkam się z kolegą, ma dojścia, niczego nie obiecuję, jestem przekonana, ma dla ciebie zajęcie — tajemniczy uśmiech wywołał nie radość, ale serię pytań.

   — Jestem otwarta na wszelkie propozycje z pominięciem tych poniżej pasa i czasem powyżej — wpierw się patrzyła jak na UFO, a później wybuchnęła śmiechem.

   — Wanda wyglądam, tak jak wyglądam, bo mi dobrze z tym. Faceci nie mogą oderwać wzroku, to nie oznacza, że handluje ciałem.

   — Twoja praca w charakterze sekretarki czy asystentki nie ma nic wspólnego z prostytucją.

   — Co tam będziesz wyrabiać pod biurkiem twoja sprawa — znowu nie mogła powstrzymać śmiechu, zaczęła niemiłosiernie ściskać z radości, w końcu coś w tym pieprzonym życiu się układa.

   — Skoro jesteśmy szczere, zdradzę słabość, żeby nie wywołać zniesmaczenia, jeżeli przypadkiem coś dostrzeżesz — słuchała z ciekawością.

   — Od zawsze pociągała hegemonia nad chłopcami

   — Nie udawaj, pamiętasz sytuację, kiedy wcisnęłam głowę Huberta do kibla — tylko potwierdziła.

   — Wcześniej czy później, całkowicie dominuję, wykonują wszystkie polecenia, zakładam na nich różne urządzenia do zniewalania, najczęściej obroże ze smyczą, czasem maskę na głowę, chłostam pejczem czy batem czasem szpicrutą bardzo dotkliwie, napawam się tym, czuje się spełniona, dowartościowana, pełna życia.

   — Czasem trafiam ze sługusem do mieszkania, zamykam się w pokoju, przypadkiem może wyjść w tym nie zawsze ciekawym stroju lub wydać jakiś dźwięk, zanim uciszę, może myć w łazience lub coś tam jeszcze, chciałabym z twojej strony pełne zrozumienie bez zbytecznych komentarzy, zapakuję później do klatki w bagażniku i wywiozę, skąd przywiozłam i to tyle. Zrozumiałyśmy się, Wando?

   — Wiele widziałam, przyznam bez ogródek, ale takie szopki tylko w internecie, miałam koleżankę, co lubiła kopać faceta w jaja, ale to tylko po stosunku.

   — Może się kiedyś przyłączysz do zabawy ze sługusem? — śmiała się, wychodząc do łazienki, nie była przekonana, że to był żart.

 

Epizod 4 „Nieodparta chęć”

 

   W kuchni Gaja zaciekle czegoś szukała, w regałach zawieszonych na końcu kuchni, w mało dostępnym miejscu. Jedną nóżkę wsparła na blacie szafek, drugą mocno stała na ziemi. Sukienka, na tyle się uniosła, że całkowicie odsłoniła tyłeczek, w ślicznych ciemno brązowych rajstopach, z seksownym cieniutkim paseczkiem przewodnim. Nie mogła oderwać wzroku od wspaniale wyglądającej pupy z fikuśnym ciemnym środeczkiem, z doskonale ukrytymi majteczkami. Miała nieodpartą chęć wtulić usta w środeczek zjawiska, z doskonale zgrabnymi nogami.

 

   — Podejdź Wando — pokazała paluszkiem jeszcze bliżej.

   — Pocałuj mocno, namiętnie środeczek mojego tyłka — delikatnie głowę nakierowała.

   — Całuj, dopóki nie powiem, żebyś przerwała — odchyliła głowę, włosy dotykały Wandy głowę.

   — Delikatnie muskaj języczkiem wzdłuż wzorku, do samych stóp, nie zapomnij o drugiej nóżce, zatrzymaj się na podeszwie — o tak ślicznie, szybko załapałaś.

   — Wyliż stopy dokładnie, do kostek — usiadła wygodnie na blacie szafki kuchennej, wyciągając pod usta stopę, kiedy lizała jedną, drugą delikatnie wsparła na jej ramieniu.

 

   Po chwili uznała, że wszystko dokładnie wylizała, sprawnie zeskoczyła i zaczęła przygotowania do wyjścia do pracy. Wróciła do śniadania w całkowitym milczeniu, lekko zaskoczona, nie rozumiała, z czego była zadowolona. Zanim załapała, Gaja zawołała do przedpokoju.

 

   — Ubierz mi szpilki — podniosła leciutko nóżkę z podłogi, musiała uklęknąć, żeby włożyć.

   — Kartkę z zakupami z kasą zostawiłam na lodówce, śpieszę się do pracy, wieczorem dokończymy — delikatnie musnęła policzek, chyba na do widzenia.

 

   Siedziała na podłodze, dłuższą chwilę nie wiedząc, co się stało, nic nie rozumiała, co podkusiło do takiej uległości, całowania tyłka i stóp tyle ile chciała i jeszcze ubieranie butów. Pomija zakupy, to najnormalniejsze zajęcie z dzisiejszego poranka, jeszcze „wieczorem dokończymy” Co to niewolnictwo?

 

   Od siedzenia w kieszeni nie przybędzie, zrobi zakupy, przynajmniej pozna sklepy na osiedlu. Jak pech to szczęście przyniesie, przypomniała sobie dziwne przysłowie tatusia, którego nie rozumiała. Wychodząc ze sklepu, nieuważnie wsadziła szpilkę w kratkę, potknęła się, dobrze, że na ścianę, byłaby kompletna katastrofa. Jakiś facet zaczął się głośno śmiać.

 

   — Czego syczysz grzechotniku z czyjegoś pecha — zrobił dziwną minę, znowu rechotał, już miała go kopnąć w jasną stronę męskości.

   — Ten gość z tyłu jak zobaczył pani tyłek lecący, sam dwa razy wpadł na ścianę — facet z tyłu skrobał się po obitym nosie.

   — Przepraszam, zbieg okoliczności nie śmieje się z pani, chce pomóc, akurat jadę w pani strony.

   — Ciekawe skąd pan zna moje strony?

   — Jakie by nie były, są pani — tylko na chwileczkę zaglądnę w pani świat.

 

   Wyglądał na miłego, a co tam, będę kulała przez pół osiedla. Prócz tego, że był sympatyczny, wesoły, to nie ślepił cały czas na co nieco, no trochę zerkał, ale to milsze niż sprośne.

 

   — Zaprosiłabym na kawę, ale umówiliśmy się z właścicielką nie zapraszać nieznajomych — lepsza szczerość niż ściema.

   — Nawet nie marzyłem, na imię mam Bruno, jak kiedyś pani złamie drugą szpilkę, proszę zadzwonić, chciałbym zawsze pomagać.

   — Polubię, jak będziesz zwracał się Wando.

   — Zmienię obuwie, jak masz czas, podrzuciłbyś w parę miejsc?

   — Nawet jakbym nie miał, znajdę — miło się zrobiło.

 

   Szybciutko wskoczyła w służbowe ciuszki do robienia wrażenia i heja w świat szukać chleba z przemiłym fajnym chłopcem. W kilka minut czuli się, jakby od zawsze bawili się razem rozmową, gestami i czym dwoje ludzi, którzy są dla siebie. Wiedział, w kilka chwil czego szuka, skąd jest i gdzie i z kim mieszka. Podobnie o nim wiedziała wszystko łącznie z rozmiarem butów, które nie niszczą stóp, nie wspomni o koszulach, które lubi tylko z długimi rękawami. Nawet niezdobycie pracy nie było takie smutne, długo rozmawiali, w kafejce zrobiło się bardzo późno, uznała, że lepiej nie przeginać z dziwną właścicielką. Jak wysiadała z auta Bruna, zerknęła ukradkiem w okna mieszkania, wydawało się, że widzi postać w oknie.

 

   Wchodziła cichutko, po co niepotrzebnie zaogniać sytuację. Cichutko zaliczyła łazienkę i smyk pod kołderkę w świat marzeń, w którym zagościła nowa sympatyczna postać, druga po tatusiu płci męskiej.

 

Epizod 5 „Ukontentowanie”

 

   Unikanie problemów jeszcze nigdy ich nie rozwiązało, a tym bardziej skrywanie się pod kołdrą w łóżku, obawiając się spotkania z właścicielką mieszkania. Postanowiła stawić czoła skrywanym obawom, wyszła schludnie przywdziana w nocny szlafroczek jeden z bardziej cywilizowanych, bez dziury. I stało się — mówił tatuś, kiedy okazywało się jak zwykle, że strach ma tylko wielkie oczy!

 

   Jak domniemywała Gaja, wyszła do pracy. Na lodówce ładnym zgrabnym maczkiem napisała wypracowanie, zajęło drzwi lodówki do połowy. Ślicznie podziękowała za zakupy, których obecnie nie jest w stanie robić, ze względu na skomplikowaną sytuację w pracy. Całuję rączki, za wspaniałe obiady, martwiąc się jedynie, że musi sama jeść. Trapiła się, czy przypadkiem nie zabłądziłam, odpukać w niemalowane, widząc, że odwiózł fajny dżentelmen. Nie czekała z rozmową, było późno, zanim byśmy się obejrzały, świt by zastał.

 

   Zostawiła numer telefonu do znajomego, przygotował ofertę pracy. Skieruje do Dyrekcji Dróg Publicznych do pana dyrektora na rozmowę kwalifikacyjną, chce samodzielnie dobrać asystentkę — sekretarkę, nie polega na opiniach postronnych. Podejrzewa, że sprawa zakończy się pozytywnie, po załatwieniu niezbędnych formalności podejmę pracę. Podskoczyła pod sufit we wspaniałym mieszkaniu, ma szanse na pracę może nie marzeń, ale na pewno pragnień do czasu ukończenia studiów.

 

   Pierwszy telefon był do Bruna, że świat dziewczyny z ziemi tyjąca barwnych kwiatów otrzymał nową barwę, wgrała się, na sekretarkę był w pracy w szpitalu. Drugi to SMS do Gai, że dziękuję za wszystko, zakupy zrobi po załatwieniu spraw, całe mieszkanie dokładnie posprząta, oczekuję z utęsknieniem z obiadem.

 

   Schludnie, ale z dozą szyku przywdziała, co miała ciekawego i po telefonie do znajomego Gai, pojechała na spotkanie. Facet bardzo szarmancki, pachniał czymś z bardzo przyjemnym, wyczuła dopiero przy bliskim spojrzeniu w oczka, gdy całował dłoń damy. Szczery otwarty, trochę do przesady grzeczny wręcz służalczy, może to tylko złe wrażenie. Dyrektor okazał się młodym młodzieńcem po pięćdziesiątce, ale co tam ważna praca. Żonaci w zasadzie to bezpieczni mężczyźni, choć jak to w życiu bywa, głowa szaleje.

 

   Warunki okazały się kosmiczne, dobrze, że posadzili w wygodnym fotelu, inaczej by się wywróciła. Za kręcenie tyłkiem wkoło dyrektora, trzymając notatnik z długopisem, miała garze miesięczna równą rocznym marzeniom o wynagrodzeniu. Szczypała się ukradkiem w udo, sprawdzając, czy nie zasnęła. W celu zainstalowania się w nowym miejscu pracy po podpisaniu umowy przysługuje bezzwrotna pożyczka w kwocie — zatkało. Nie mogła wydusić słowa, dyrektor zrozumiał nieopatrznie, że coś nie pasuje z pracą. Przypomniał sobie, że akurat zmieniają tabele wynagrodzeń i przysługuje znacznie wyższe wynagrodzenie, z dodatkową premią. Jakimś cudem, usłyszała swój głos:

 

   — Po załatwieniu niezbędnych formalności podejmę pracę — wyglądał, jakby chciał upaść, na kolana dziękując, że chcę pracować.

   — Pani Gaja zleciła, żebym wszystko dopilnował, dlatego pozwoliłem sobie ustalić kolejność załatwiania formalności.

 

   Po niecałych dwóch godzinach wszystko było załatwione, łącznie z lekarzem — oczekiwał w gabinecie. Dodatkowe dokumenty trafią do kadr bezpośrednio. Znajomy Gai pomógł przy zakupach, odwożąc do domu, wnosząc zakupy. W domu po kwadransie siedzenia i patrzenia w ścianę zastanawiała się, kiedy się obudzi ze snu. Nawet gimnastyka w tyłku Gai nie stanowiła problemu, mogła co ranek muskać ustami całe stopy, skoro sprawia to przyjemność. Prace w domu nie nastręczają problemów, w krótkim czasie wszystko lśni czystością, gotowanie to hobby z przyjemnością zrobi, na co będzie miała apetyt.

 

Epizod 6 „Dogodzenie”

 

   Wyglądała przecudownie, powolutku kładąc kolano na brzegu fotela w salonie, w zwolnionym tempie odsłaniał się idealnie krągły tyłeczek. Rajstopy napięte do granic wytrzymałości z ciekawym trójkącikiem w środku wyglądały apetycznie, majteczki skromne. Kiedy druga zgrabna długa wniknęła w szpileczki na podłodze, kiwnęła paluszkiem, wskazała podłogę, pod stopami.

 

   Osunęła się na podłogę, przemieszczając się na kolanach wprost w środek dupy. Zdała sobie sprawę, że staje się sługą spełniającym wszystkie życzenia w ciszy i pokorze. Przekracza granicę świata, w którym wyląduje z głową na wysokości szpilek. W ciemności, czy w jasności będzie pieskiem, zwierzątkiem do zaspokajania erotycznych wyzwań, ciało będzie pucharem życia, z którego Gaja będzie czerpać dominację. Od kaprysu będzie zależało czy może popatrzeć w niebo, czy tylko posłusznie patrzeć w ziemię z okrutną obrożą, do której przyczepi smycz, prowadząc w krainę zniewolenia. Czasem wymierzy chłostę za to, że za dużo oddycha, zakotwiczy ciało, w stalowej klatce zamykając przestrzeń, zabierze wzrok, wpychając w maskę, zatyka usta bolesną zatyczką dająca ciszę. Wpadnie w dyby zniewolenia, za którymi niepodzielnie króluje ból i jego siostra strach.

 

   Spętała oczy fantastycznym mieszkaniem, zadziałało jak lep na muchy, uszy oddały całą przestrzeń dla słów. Pragnie słyszeć szpilki, za którymi przybywają przecudowne stopy, cały świat. Ręce do gotowania, sprzątania, trzymania wspaniałości, kiedy wyrywa pocałunki wprost z bezmiaru dziewczyny z łąki tysiąca barw.

 

   Wszystkie sznurki pociągają rączki niebywałej, sterują całym istnieniem, jeżeli zechce, zniknie. Powoli usta zbliżały się do środka tyłka, zostanie po kres czasu nie z przymusu chwili, ale z nieprzepartego pragnienia służenia pani Gai.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania