Poprzednie częściDziennik komandora cz.1

Dziennik komandora cz.2

Wróciłem do pokoju, wyglądając jak przestraszony usiadłem na łóżku i zacząłem w końcu ściągać pancerz. Razem ze mną był tylko "Carto". Odwrócił się do mnie.

-TY! Co jest ?

-Ona tu jest...-pomruczałem pod nosem.

-Ona ? Jaka ona ?

-Wiesz kto jest tu generałem ?

-...

-Shaak Ti- wyszeptałem jej imię jak bym się jej bał.

"carto" zrobił duże oczy, dwa razy wziął głęboki wdech i wydech.

-Wiesz .. no nie wiem co mam powiedzieć. Myślałem, że będziesz gadać z Obim albo kimś innym. Co teraz?

Stanąłem wyprostowany ściągając ostatnie brudne segmenty pancerza.

-Jestem żołnierzem .. teraz czekam na kolejne rozkazy. Idę umyć zbroję - odpowiedziałem mu, choć samemu wiedząc, że oszukuje siebie bardziej niż go.

*

Znalazłem się w skrzydle mechaników. Po drodze minąłem "Engiego" i "heaviego" którzy zadowoleni wracali z magazynu.

-Mamy wszystko i coś specjalnego dla ciebie. Będziemy czekać w kantynie.

W głównym pomieszczeniu znajdowały się wielkie regały z setkami skrzyń z częściami. Podszedłem do brygadzisty.

-Gdzie mogę zdać pancerz ? Przydałoby mu się odnowienie.

Facet w żółtym kasku bezpieczeństwa wskazał pojemnik obok drzwi, w którym leżały już zbroje mojej drużyny. Zapewnił mnie, że zaraz się tym zajmą. Wedle instrukcji ułożyłem wszystkie części otrzepując się z ostatnich drobin piasku i ogólnego brudu. Jedyne co zabrałem ze sobą to mój komunikator, który był na prawym karwaszu. I tak oto w szarym stroju, który zawszę nosi się pod pancerz udałem się do kantyny by coś zjeść. Całe ambulatorium jest małe więc dojście tam to zaledwie kilka kroków. Wszedłem do najjaśniejszego miejsca na stacji. W większości składało się ze stalowych stołów z przymocowanymi krzesłami. Ruch był spory i większość to byli piloci, którzy przylecieli razem z nami. Między tłumem zauważyłem machającą rękę "Engiego" więc wiedziałem gdzie mam zapewnione miejsce. Jednak w pierwszej kolejności udałem się pod kuchnie w celu wzięcia czegoś do jedzenia. Wybór był niewielki i zawsze ten sam. Albo szare ciągłe masy odżywcze, były bez smaku, ale na papierze dawały siłę. Alternatywą dla nich był suchy prowiant. Tu już było lepiej, hermetyczne pudełka z krakersami i musem owocowym. Idealne na przekąskę, ale nie na obiad. Szukałem jeszcze kilku produktów, ale jak wcześniej wspomniałem było to małe i nowe ambulatorium więc może stołówka jeszcze nie była wyposażona jak te na planetach. Jako iż głód mi nie doskwierał wziąłem dwie paczki krakersów z czerwonym musem. Do tego dwie solidne butle fioletowego napoju, pragnienie mnie paliło więc nadawał się idealnie. Z produktami podszedłem do stolika i usiadłem. "Heavy i engi" jak zwykle nałożyli sobie pełne tace i śmieszkując wsuwali tę białkową masę. "Eye" widocznie nie był głodny, gdyż tylko siedział przy otwartej butelce. Nie chcąc siedzieć jak pierdoła otworzyłem paczkę krakersów i dołączyłem się do posiłku.

-Ha ! patrz co mamy- z radością oznajmił "heavy" rzucając parę rękawic na środek stołu.

-O, dzięki.

-Co ? Dzięki ? Słuchaj to są kozackie rękawice ! Jak byliśmy na magazynie znaleźliśmy je. Okazuję się ze używają je klony które robią w sprzątaniu po bitwach, pożarach i takich tam na terenach leśnych.

-No i ?

-Chyba mnie nie słuchałeś. Spójrz na nie .. Widzisz te grube kolce na kostkach dłoni ? Domyślnie przy dobrym zamachnięciu się rozwalisz grubą belkę pięścią! Pomyśl co się stanie jak przydzwonisz w droida. Na dodatek bardzo wytrzymałe i ognioodporne. Jak te popsujesz to nie wiem co mam tobie dać.

Faktycznie były niepozorne, nałożone na rękę koce, a raczej 'piramidki wyglądały jak zwykły ochraniacz, ale jak złożyło się dłoń w pięść prosiły się aż, żeby coś nimi rozwalić. Krótkie, ale porządne.

-Dzięki chłopaki. Coś jeszcze ciekawego było ?- zapytałem by podtrzymać rozmowę.

-Umm nic, tak to po staremu.

-Trzeba jeszcze wyczyścić bron i uzupełnić amunicję- powiedział swoim mrocznym niskim tonem "Eye".

-To ja idę ogarnąć elektronikę!- z zapałem oznajmił "engi" zabierając już pustą tacę.

Każdy miał coś do roboty. Więc i ja musiałem znaleźć zajęcie. Pomimo tego, że dowodziłem tylko swoją drużyną, jako komandor musiałem policzyć straty w całym 501 legionie. Udałem się do pokoju skąd wziąłem tablet z którym chciałem wjechać do centrum dowodzenia. W głównym pokoju dowództwa mogłem w spokoju prowadzić wszystkie dane do głównego komputera. Wychodząc widziałem jak "heavy" , "Carto" i 'eye" zbierają broń do czyszczenia. Każdy z nas miał swój ulubiony typ broni.

"Engi" On prócz swoich elektronicznych zabawek i plecaka pełnego materiałów wybuchowych uwielbiał 'shoguny'. Broń idealna na bliski dystans. przy wystrzale wręcz zmiatała wroga. "Heavy" tak jak mówiłem im większa siła ognia tym lepiej. Głowna broń to 'minigun do tego na plecach wyrzutnia rakiet i plecak pełen amunicji i wszystkiego, co może zrobić rozwałkę. "Carto" nie lubił dużych i głośnych broni jak wcześniejsza dwójka. Uwielbiał swój karabin wyborowy. Długa broń o dużej mocy. Jedno pociągnięcie za spust jeden strzał. Zasadę jej działania można porównać do snajperki, lecz była od niej lżejsza i miała mniejszą moc pocisku. "Doc" on nie miał czasu na rozwałkę czy skupianie się na celowaniu. Preferował broń wygodną, małą i szybko strzelającą tak, aby mógł szybko się przemieszczać do rannych. Dlatego wybrał pistolet maszynowy o małej sile jednego pocisku. Był tak szybkostrzelny, że nie dało się wychwycić pojedynczego wystrzału. Połączenie tej prędkości i rozmiarów broni sprawiało, że mógł zawsze doskoczyć do potrzebującego. "eye" Miał na punkcie swojej 'lady' jak ją nazywał fioła. Tylko on mógł ją czyścić, rozbierać, wymienić części. Była to ciężka snajperka o sile tak dużej, że jednym strzałem potrafi unieruchomić czołg lub przestrzelić kilkadziesiąt droidów w rządku. Do tego zawsze przy boku miał małą laserową kuszę na wypadek zajścia go od tyłu. No i zostałem ja, posiadałem dwa rodzaje broni, które używałem w zależności od warunków. Przy boku dwa pistolety, silne bestie, ale odrzut tak zredukowany bym mógł je utrzymać. Zawsze nosiłem je przymocowane do ud. Na plecach był przymocowany blaster. Służył mi, gdy walka toczyła się na większym dystansie lub gdy musiałem rozwalić coś bardziej wytrzymałego. Każdy z nas prócz broni nosił na pasach i w plecakach to, co chciał. Przeważnie inni tez mieli jakiś mały podręczny pistolet oraz nóż. Ja wraz z "eye" posiadaliśmy ich dużo w różnych rozmiarach. Również każda broń była modyfikowana na swój sposób, ozdabiana czy malowana. Nawet po skończeniu amunicji nigdy ich nie porzucaliśmy.

*

Drzwi od windy się otworzyły. Patrząc w tablet kierowałem się do centrum operacyjnego. Nie posiadając zbroi wszedłem niezauważony i usiadłem na jednym z wolnych stanowisk komputerowych. Podłączyłem tablet i zacząłem robić przegląd poległych oraz straconego sprzętu.

-Komandorze. Jak straty ?- zapytał się jeden z oficerów dyżurujących.

-Umm .. Wychodzi na to, że straty w ludziach są niewielkie zaledwie 16 poległych, głównie załogi maszyn. Reszta ranna i ewakuowana lub przeżyła. Najgorsze jest to, że zostawiliśmy lub straciliśmy dużo sprzętu. Czołgi, ścigacze i działa wielkokalibrowe. Wszystko poszło się ...

-Rozumiem. Niech Pan dokończy wpisywanie tego do systemu i może Pan opuścić mostek.

Odwróciłem się na krześle. Usłyszałem otwieranie drzwi wejściowych.

-Baczność ! Generał ShaakTi oraz Generał Obiwan Kenobi

Stanąłem by wtopić się w tło. Nie było to trudne, bo w szarym materiałowym stroju wyglądałem jak każdy inny klon. Gdy przeszli obok mnie usiadłem i udając, że ich nie widzę jak najszybciej uzupełniałem dane. Obiwan zaczął opowiadać przebieg zasadzki. Okazało się, że separatyści muszą mieć gdzieś nową bazę, która rozszyfrowuje nasze rozkazy.

-A gdzie Komandor Hundur ? Powinien być przy naszej rozmowie.

Serce zabiło mi mocniej. Nie chciałem się zdradzać.. nie przy Shaak. Oficer dyżurujący spojrzał na mnie a ja na niego. Wzrokiem prosiłem go, żeby nic nie mówił.

-Komandor powinien niedługo przybyć zbiera informacje na temat strat - powiedział przekonywająco dyżurny.

-Ahh no tak, sama mu kazałam. Będę wkrótce z nim rozmawiać więc na pewno się dowiem więcej. - potwierdziła nieświadomie wersję oficera.

Nagle na środku holograficznego stołu pokazał się mistrz Yoda. Wezwał Obiwana do świątyni Jedi w sprawie dalszych ruchów wojsk. Spotkanie musiało odbyć się osobiście by zminimalizować możliwość przecieku. Kenobi od razu kazał przygotować dla niego statek oraz poprosił by jego uszkodzony niszczyciel trafił do stoczni w celu napraw. Wyszedł razem z Shaak znikając za drzwiami. Odetchnąłem z ulgą, że mnie nie poznali. Znacznym wzrokiem podziękowałem oficerowi i udałem się w kierunku windy. Wszedłem do pokoju, wszyscy leżeli kilku przeglądało coś na tabletach jedynie "eye" macał swoją broń. Dołączyłem do nich kładąc się pod drużynowym snajperem.

-Ale nas zaskoczyli co nie ? Szczęscie, że tylu z nas jest całych- zaczął "doc"

-Podobno mają jakąś bazę nasłuchową i byliśmy wystawieni

-Bazę ? W środku galaktyki, nad którą panujemy ? Bez sensu.. przecież zaraz republika zrobi z niej żyletki.

Na to "eye":

-Nie republika .. tylko my. Tylko kiedy ją namierzą dostaniemy zadanie by ją rozwalić.

-No .. ale jesteśmy częścią republiki, jesteśmy jednością. -zmieszał się "doc"

-Posłuchaj siebie ? Widziałem dziś jak z kilku chłopaków został drobno szatkowany gulasz. Gdyby im na nas zależało bardziej by dbali.

-DOSYĆ-przerwałem - obaj macie racje. Ale żadna nie zmienia tego, że jesteśmy żołnierzami. W naszej profesji będą ofiary i będą niespodzianki. Nie wiem jak wy, ale republika ma dla mnie więcej do zaoferowania niż blaszaki więc zamknąć się.

Na sali zapadła cisza, sprawiła ona, że wszyscy zasnęliśmy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania