Dziennik Toma Riddle'a (1)

Księgarnia Esy i Floresy była wypełniona po brzegi fankami Gilderoya Lockharta. Dziewczęta szalały za nim. Oprócz Terencii, która chciała tylko kupić książki dla swojego brata i siebie, i uciec stamtąd jak najprędzej.

 

Kiedy drobna blondynka udźwignęła wreszcie wieżę z książek i zaczęła zmierzać w stronę wyjścia, w myślach układała wiązankę, którą sprzeda Marcusowi, gdy go zobaczy. Jakby nie mógł sam pójść po swoje podręczniki!

 

Terencia już dawno przestała się zastanawiać, dlaczego to ona, mimo że młodsza, jest tym bardziej odpowiedzialnym dzieckiem państwa Flint — Marcus był po prostu młotem i wolał z kolegami oglądać nowego Nimbusa 2001 kilka sklepów dalej. Stwierdził, że skoro tak wspaniałomyślnie zgodził się na oddanie swojej siostrze podręczników do piątej klasy, to ona jest zobowiązana do kupienia mu nowego kompletu na siódmy rok. Ot, uroki posiadania rodzeństwa.

 

Dziewczynie właściwie nie robiło różnicy czy jej podręczniki będą nowe, czy po Marcusie, bo wychodziło na to samo. Marcus co roku dostawał nieużywane, a w Hogwarcie i tak ich prawie nie otwierał. W przeciwieństwie do siostry, która wolała spędzać czas na poszerzaniu wiedzy z zakresu magii, on wolał iść na boisko i trenować. Dzień w dzień. Dzień bez latania to dzień stracony.

 

Jeśli w Esach i Floresach było trochę wolnego miejsca, to natychmiast pojawiały się tam kolejne książki. Stosy, piramidy, całe morza i oceany książek, podręczników, zeszytów, notesów i dzienników. Tak ogromne, że gdy Terencia wymijała jedną z książkowych wież zasłaniających widok, wpadła na kogoś, kto najwyraźniej szedł z przeciwległej strony.

 

Terencia upadła, wypuszczając podręczniki z rąk. Osoba przed nią, choć wciąż stała, także nie miała już książek w rękach.

 

— Przepra... — zaczęła, jednak ucięła, kiedy ujrzała osobę, z którą się zderzyła. — Pan Malfoy. Tak bardzo pana przepraszam. — Po tych słowach podniosła się i zaczęła zbierać książki.

 

— Panno Flint. — Mężczyzna skinął głową na przywitanie. — Accio — machnął różdżką, a wszystkie podręczniki, które miał przed wypadkiem, wróciły do jego rąk.

 

Potem znów machnął i książki z przewróconej sterty ułożyły się na powrót w wieżę. Terencia żałowała, że ona jeszcze nie może używać magii poza Hogwartem i że musi tak się upokarzać, zbierając swoje rzeczy z ziemi. W końcu jest czystej krwi!

 

— Jeszcze raz przepraszam. Okropnie mi głupio — usprawiedliwiała się.

 

— Nie szkodzi. Ostatecznie nic się nie stało, prawda?

 

Blondynka uśmiechnęła się do niego nieśmiało, jak na damę przystało. Robiła to wbrew sobie. Lucjusz Malfoy, znajomy ojca, Terencii wydawał się wielki i straszny, chociaż nigdy nie zrobił jej nic złego. Przywodził dziewczynie na myśl ogromnego kruko-nietoperza w tej swojej jak zawsze nienagannie wygładzonej szacie i skórzanych rękawiczkach. Zawsze też odrobinę się go bała. Ale w takiej sytuacji, pozostawiona sama na polu walki, musiała zagaić rozmowę.

 

— Niezbyt dobry dzień na zakupy, nieprawdaż? A przynajmniej nie tu. — Mówiąc to, zerknęła w stronę Gilderoya pławiącego się w blasku własnej chwały.

 

— W istocie. Ale o tyle dobrze, że cię spotkałem. Przekaż, proszę, ojcu, że zjawię się u was wkrótce — oświadczył, obrzucając tegorocznego nauczyciela obrony niezbyt przychylnym spojrzeniem.

 

— Oczywiście. A ja proszę, aby powiedział pan żonie, że na ostatnim przyjęciu miała cudowną biżuterię, bo nie było okazji, abym przekazała jej to osobiście.

 

Lucjusz skinął głową i w tej samej chwili wyłoniła się zza niego jego pomniejszona kopia. Draco, o ile Terencia miała dobrą pamięć, szedł po wakacjach do drugiej klasy. Dziewczyna miała niemiłe wrażenie, że z roku na rok młody Malfoy robi się coraz bardziej despotyczny i skłonny do pomiatania każdym. Choć trudno się dziwić, skoro każdy wiedział, skąd czerpie wzorce.

 

— Witaj Terencio. — Chłopak skłonił się lekko w stronę blondynki, a ona odpowiedziała mu tym samym gestem.

 

— Draco. Słyszałam, że w tym roku chcesz się dostać do drużyny quidditcha.

 

Chłopak wypiął dumnie pierś. Już miał na sobie szaty Slytherinu, w przeciwieństwie do Terencii, która nie miała zamiaru afiszować się przynależnością do Domu Węża poza murami szkoły. Wolała tradycyjny, bardziej elegancki ubiór, chociaż zakupy na Pokątnej nie należały do specjalnych okazji.

 

— Tak. Chcę zostać szukającym, żeby Gryfoni już nigdy nie odnieśli zwycięstwa.

 

Tylko błękitne oczy Terencii zdradzały, że jest przerażona takim obrotem spraw. Chcąc nie chcąc znała reprezentantów Slytherinu w quidditchu. Jeśli Draco zostanie szukającym, Terence Higgs straci swoją pozycję. Za każdym razem, kiedy Flintówna myślała o tym chłopaku, zastanawiała się, czy rodzice nie zrobili sobie z niej żartów. Całe szczęście nie byli nawet w tym samym wieku, ale sama świadomość, że w Hogwarcie był ktoś, kto miał podobne do niej imię i był mężczyzną, napawała ją wstrętem. Mimo wszystko zrobiło jej się żal Terenca. Wykopany z drużyny przez drugoklasistę. Co za wstyd.

 

— Zatem życzę powodzenia na boisku — rzekła, jak na damę przystało, dygnęła na pożegnanie i wyminęła Malfoyów, przedzierając się do wyjścia.

 

Dzień był słoneczny, wręcz upalny i brakowało jakichkolwiek oznak zbliżającej się jesieni. Taki stan rzeczy denerwował Terencię. Jak ma się uczyć po powrocie do szkoły, kiedy za oknem będzie taka ładna pogoda? Mogła tylko mieć nadzieję, że za kilka dni spadnie ogromny deszcz, a wszystkie przyjęcia zostaną odwołane. Nie żeby ich nie lubiła, ale w te wakacje była już na kilkunastu i jako członkini rodu Flintów musiałaby uczestniczyć także w następnych.

 

Westchnęła, choć nikt wokół nie miał prawa zauważyć tej próby zwrócenia na siebie uwagi. Ruszyła w stronę sklepu miotlarskiego, gdzie fanów nowej miotły było tyle, co fanek Lockharta w księgarni. I był tam też Marcus ze swoją bandą.

 

***

 

Tego samego dnia Terencia pakowała niektóre rzeczy do kufra. Nie lubiła bałaganu w swoim pokoju. Wystarczyło, że tuż za ścianą jej brat w ogóle nie przejmował się porozrzucanymi wszędzie rzeczami. Sprzątał tylko wtedy, kiedy w domu zjawiali się goście lub jego koledzy.

 

Wkładając podręczniki do walizki, blondynka spostrzegła jedną nadprogramową książkę. Obejrzała ją dokładnie. Okazało się, że to coś jak notatnik i nie byle jaki. Oprawiony w skórę, czarny, z wygrawerowanym napisem.

 

— Tom Marvolo Riddle? — przeczytała na głos.

 

Nie znała żadnego Riddle'a. Nie miała pojęcia, skąd ten stary notatnik z pożółkłymi kartkami trafił w jej ręce, ale to nie miało znaczenia. Skoro ona go znalazła, to należał do niej. Okazało się, że jest całkowicie pusty, więc w głowie Terencia znalazła już dla niego przeznaczenie. To będzie jej tegoroczny pamiętnik. Nigdy nie prowadziła pamiętnika, ale z uwagi na zaistniałą sytuację stwierdziła, że może przynajmniej spróbować.

 

Włożyła dziennik do kufra, a potem wpuściła sowę wracającą z polowania do pokoju. Ramon trzymał w dziobie martwą mysz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania