Poprzednie częściDziennik Toma Riddle'a (1)

Dziennik Toma Riddle'a (2)

Ciemność otaczała blondynkę z każdej strony. Kotary były zasłonięte, noc cicha, a Ślizgonka ubrana w pidżamę wyciągała spod poduszki swój pamiętnik. Położyła go na pościeli obok zaczarowanego pióra, które nie potrzebowało atramentu.

 

- Lumos - szepnęła, nie chcąc obudzić dwóch koleżanek z dormitorium, które zapewne pogrążone były już w głębokim śnie.

 

Wzięła pióro do ręki i zaczęła nim skrobać po papierze.

 

1 września 1992 r. Hogwart

 

Drogi pamiętniku!

 

Nazywam się Terencia Flint i dziś zaczynam mój piąty rok nauki w Hogwarcie. Chociaż tego nie okazuję, cieszę się co roku jak małe dziecko, które właśnie dostało list traktujący o przyjęciu do szkoły. Chciałabym dobrze napisać SUM-y, żeby móc w przyszłości zostać pracownikiem Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Nie powiedziałam o tym jeszcze rodzicom, bo chyba nie byliby zadowoleni. Na pewno liczą, że w przyszłości przejmę rodzinne interesy, bo mój starszy brat, Marcus, się do tego nie nadaje. Jest typowym tępym osiłkiem, ale i tak go kocham, chociaż nigdy mu tego nie powiem.

 

W tym roku nie mam zamiaru próbować dostać się do drużyny Ślizgonów. Nie chcę się znów ośmieszać. Nie chcę, żeby Marcus powiedział mi, że się nie nadaję, bo jestem za mała i że nie przyjmują dziewczyn. Ale będę na wszystkich treningach i meczach. Będę patrzeć i im zazdrościć. Ja polatać mogłam tylko w pierwszej klasie na zajęciach z panią Hooch. Czasem żałuję, że dostałam się do Slytherinu. Oczywiście, zawsze wiedziałam, że tu będę, w końcu jestem Flintówną czystej krwi, ale przynależność do najlepszego z domów ma swoje minusy.

 

Moje współlokatorki (Elizabeth Rowle i Queenie Holmes) opowiadały mi podczas uczty gdzie były podczas wakacji. Nie przyznam się, że im zazdroszczę. One mogły gdzieś pojechać, zabawić się i nie musiały udawać. A ja całe wakacje byłam w domu albo na przyjęciach u innych czystokrwistych rodów. Gdybym tam jeszcze mogła porozmawiać z rówieśnikami... Trzeba się cały czas odpowiednio zachowywać, rozmawiać ze starszymi, a przy znajomych pilnować się, żeby nie powiedzieć czegoś kompromitującego. Ile bym dała, żeby przez jeden dzień nie być tą panną Flint, która zawsze musi być grzeczna, miła i znać wszystkie zasady savoir-vivre. Nawet Marcusowi więcej wolno, bo jest mężczyzną. Niby kobiety od dawna mają swoje prawa, a jednak między czarodziejami nic się nie zmienia.

 

Lubię być w szkole, bo przynajmniej nie ma tu mojej matki, a poza tym mogę sobie na więcej pozwolić. Przede wszystkim mogę czarować rano, żeby dobrze wyglądać.

 

Terencia przestała na moment pisać i pozwoliła ręce odpocząć. Jednak jakież było jej zdziwienie, gdy spostrzegła, że cały tekst dosłownie zniknął. Najpierw się zdenerwowała, bo cała praca poszła na marne, ale potem strach ścisnął jej serce i przez moment nie pozwolił na żaden ruch.

 

Czas mijał, a dziewczyna siedziała na pościeli sparaliżowana strachem. Wreszcie na kartce znów pojawiły się słowa, lecz nie jej. To były inne słowa. To było inne pismo, z pewnością nie kobiece, jednak bardzo czytelne.

 

Witaj Terencio. Nazywam się Tom Marvolo Riddle i zostałem uwieczniony w tym dzienniku.

 

To było jeszcze bardziej przerażające. Mimo to Ślizgonka przełamała się, złapała za różdżkę i wycelowała w przedmiot.

 

- Specialis Revelio - stuknęła w dziennik, ale nic się nie wydarzyło. Słowa znów zniknęły i po kilku sekundach pojawiły się następne.

 

Zaklęcie ujawniające uroki, naprawdę? Spodziewałem się czegoś bardziej wyszukanego po czystokrwistej Ślizgonce piątego roku.

 

Terencia wpatrywała się w dziennik tępym wzrokiem. Kiedy wróciła jej trzeźwość umysłu, zamknęła go i schowała wraz z piórem pod poduszkę. Naciągnęła na siebie kołdrę i próbowała zapaść w sen, ale... Ale ten dziennik nie dawał jej spokoju. Nie wiedziała, ile czasu leżała tak w ciemnościach. Pięć minut? Piętnaście? Pięćdziesiąt? Jednak w końcu uspokoiła swoje myśli. To tylko kilka kartek w skórzanej oprawie. Nie może jej nic zrobić. Jeśli to głupi żart, to Ślizgonka na pewno znajdzie osobę odpowiedzialną za tę zniewagę.

 

Wyciągnęła rzeczy spod poduszki, zapaliła światło na końcu różdżki i otworzyła niedoszły pamiętnik na pierwszej stronie.

 

Wybacz mi. Nie bardzo rozumiem, co się właściwie stało. Nie co dzień dziennik mi odpowiada. Nie mogę też z góry założyć, że to bezpieczne - pisanie tu. W końcu nie mam pewności, że to nie inwigilacja Ministerstwa Magii.

 

Kiedy tekst znów zniknął, Terencia zaczęła podejrzewać, że to może jakiś rodzaj zaklęcia, które tuszuje atrament. Ale w takim razie, dlaczego Specialis Revelio tego nie wykryło?

 

Mogę Cię zapewnić, że to nie jest związane z tą instytucją. To po prostu magia, a ja jestem w pewnym sensie uwięziony w tym dzienniku. Dawno nie miałem okazji rozmawiać z kimś tak oczytanym.

 

Blondynka uśmiechnęła się w duchu. Kimkolwiek lub czymkolwiek była osoba z nią pisząca, zdawała się bardzo miła. Kto nie lubił słuchać komplementów?

 

A zatem Tom, opowiedz mi coś o sobie. Kim jesteś?

 

Według Terencii, jeśli dalsze słowa Toma miałyby wypaść niewiarygodnie, oznaczałoby to, że nie jest prawdziwy. To tylko miało potwierdzić jej przypuszczenia. Jednak w miarę czytania pojawiającego się tekstu, przypuszczenia te traciły swoją moc.

 

Dobrze, ale liczę, że potem odwdzięczysz się tym samym. Moja historia zaczyna się właściwie przed moim urodzeniem.

 

I w ten sposób Ślizgonka poznała prawdziwą osobę, byłego ucznia Hogwartu, który uczęszczał do szkoły pięćdziesiąt lat wcześniej. Osobę, która wychowywała się i wracała do sierocińca w każde wakacje, której Dumbledore nie był zbyt przychylny. Nie wiedziała tylko, że Tom zgrabnie wyminął wszystko, co w tamtej chwili mogło jej się wydać podejrzane.

 

... Ale ostatecznie dyrektor odmówił mi z powodu zbyt młodego wieku. To ostatnie, co pamiętam. Potem musiałem przestać pisać w dzienniku. Od tego czasu nie miałem okazji do rozmowy. Ale teraz Twoja kolej, Terencio. Opowiedz mi o sobie. Założę się, że mam do czynienia z nie byle kim.

 

Urzeczona jego historią, blondynka chwyciła za pióro i zastanawiała się jak ubrać w słowa to, co chciałaby mu przekazać. Opisywanie własnego życia nie było łatwe. Przecież sama nie wiedziała, które z wydarzeń w jej życiu było na tyle istotne, aby umieścić je na kartce.

 

Urodziłam się drugiego lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku. Jestem drugim dzieckiem Angusa i Samanthy Flint, młodszą siostrą Marcusa Flinta. Moja rodzina należy do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Nigdy nie wątpiłam, że dostanę się do Hogwartu. Pierwsze trzy lata mojej nauki minęły bardzo spokojnie. Zapoznałam wielu przyjaciół, miałam prawie same Wybitne stopnie (oprócz Eliksirów, z których jestem słaba i tylko dzięki profesorowi Snape'owi dostałam Zadowalający). Od dłuższego czasu marzę, żeby dostać się do DKNMS*, ale nie chciałabym zawieść oczekiwań moich rodziców. Boję się, że mi tego zabronią i każą wyjść za mąż za kogoś, kogo sami wybiorą, a ja póki co kocham mojego psidwaka i sowę i uwielbiam pracować ze zwierzętami. Wiesz już, że chciałam grać w drużynie. W tym roku moje szanse spadły praktycznie do zera, bo mój brat został kapitanem. Wspomniałam, że trzy lata minęły spokojnie. W tamtym roku nauczycielem OPCM został niejaki Kwiryniusz Quirrell. Nie dość, że prawie niczego nas nie nauczył, to okazało się, że był sługą Sam-Wiesz-Kogo. Pokonał go sławny Harry Potter, a potem on i jego banda koleżków dostali dodatkowe punkty i Gryffindor zdobył Puchar Domów. Wyobrażasz to sobie? Jakiś dzieciak, wielce wybraniec pokonał Sam-Wiesz-Kogo. A Slytherin przez cały rok pracował na to, żeby wygrać. Powiedziałeś, że gdy Ty ukończyłeś Hogwart, dyrektorem był Dippet, a niedługo potem został nim Dumbledore. Jest nim do teraz. Nie wiem, co jeszcze mogłabym Ci napisać, Tom.

 

Odłożyła pióro i zaczekała, aż tekst zniknie z papieru. Przez dłuższy czas nie było odpowiedzi, a gdy się pojawiła, Terencia musiała ją przeczytać kilkukrotnie.

 

Kim jest „Sam-Wiesz-Kto"?

 

Ślizgonka nie mogła się nadziwić temu, co widziała. Jak można było nie wiedzieć, kim był Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać? Wszyscy go znali, każdy wiedział, że robił okropne rzeczy, gdy miał pełnię mocy. Nawet Terencia o tym wiedziała. Po chwili jednak zrozumiała. Pięćdziesiąt lat temu nikt nie znał tego czarnoksiężnika, więc Tom nie miał prawa o nim słyszeć. Błoga niewiedza.

 

Dziewczyna zacisnęła palce na piórze i przystąpiła do wyjaśnień. Już wtedy podejrzewała, że całą noc spędzi na rozmowie z Tomem.

 

*DKNMS - Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania