Dziewczyna o niebieskim pasemku - spotkanie

Znajdowałem się już całkiem blisko naszego umówionego spotkania. Ponad rzędem pokrytych swojsko zielonymi liściami drzew wyłaniał mi się dobrze znany obraz galerii handlowej, która swoimi rozmiarami przypominała prawdziwego Tytanika. Zaś po stronach głównej uliczki jak zwykle miejsca zajmowali biedni studenci zbierający pieniądze na wakacje. Naprzeciw nich siedzieli skuleni, wzbudzający litość, żebracy, którzy i tak najczęściej byli pomijani przez przechodniów, między innymi przeze mnie. No bo czemu miałbym dawać kasę ludziom, którzy nie wiem co z nią zrobią? Nie mam gwarancji, że za moje pieniądze się nie uchleją.

Szedłem wśród tłoku zaintrygowany tym, że wreszcie już zaraz miałem rozwiązać moją sprawę. W pewnym momencie moją uwagę przykuła stojąca naprzeciwko budki z pączkami dziewczyna o niebieskim paśmie włosów. Niewiele myśląc, zacząłem się w nią wpatrywać, gdyż jej uroda naprawdę przyciągała uwagę. Dziewczyna była ubrana w intensywnej barwy bluzkę i nietuzinkowe spodnie. Miała na sobie małą torebkę przewieszoną przez ramię, co jeszcze bardziej budowało jej sympatyczny, ale też elegancki wizerunek. Kiedy byłem już obok pączkarni dziewczyna automatycznie pochwyciła moje spojrzenie. Wciąż się na nią gapiłem obracając głowę w lewo a idąc do przodu, co musiało dziwnie wyglądać. Na twarzy nieznajomej pojawił się niejasny dla mnie grymas. No cóż, odwróciłem wreszcie głowę, stapiając się z tłumem. Znalazłszy się pod centrum handlowym, usiadłem na ławce tak, żeby być widocznym dla konsultanta i móc równocześnie pooglądać głośniki do komputerów, które znajdowały się tuż przed szybą sklepu włączonego w galerię. Moje stare kolumny były już na skraju funkcjonowania. Pomyślałem, że po załatwieniu sprawy wpadnę do tego salonu, bo modele zza okna prezentowały się całkiem nieźle. Rozejrzałem się wokół, ale nikt nie rozglądał się za mną, więc postanowiłem spojrzeć na telefon, tak w razie jakichś wiadomości od doradcy. Tak się złożyło, że akurat dzwonił (pierwszy raz! Wcześniej nasza konwersacja opierała się wyłącznie na SMS-ach.).

- Dzień dobry, czy pan już dotarł na miejsce? – Usłyszałem kobiecy głos. Zdziwiłem się, myślałem, że to będzie facet…

- E yy.. Dzień dobry. – Wypaliłem. – Tak, już jestem, czekam przed wejściem do Tytanika. Pani się spóźni?

- Nie, nie. Też już jestem, prawie jestem, choć trochę pobłądziłam. – Odpowiedziała pospiesznie moja rozmówczyni. - Czy może mi pan rozjaśnić gdzie dokładnie jest wejście do galerii?

- Jasne. Gdzie pani się znajduje teraz?

Po wyjaśnieniu zacząłem iść w jej kierunku, żeby się nie pogubiła. Jak bym nie był stąd to sam miałbym problem trafić. Widać nowa w mieście. W drodze zauważyłem niebieską spod pączkarni zmierzającą w przeciwnym kierunku. Oczywiście znów się w nią mimowolnie wgapiłem. A ona ponownie po pochwyceniu mojego spojrzeniu zrobiła dziwną minę. Szedłem więc dalej, jeszcze przez parę minut i pomyślałem, że powinniśmy już się byli spotkać w drodze.. Ale zaraz. Czy ona wie po czym mnie poznać? Nie omówiliśmy tego.

Wyciągnąłem więc telefon i zadzwoniłem do niej. Tak jak założyłem – okazało się, że się minęliśmy w drodze i wyjaśniłem jej, że mam jasnoniebieską koszulę w kratkę i szare sandałki. Zawróciłem więc i nie spieszyłem się, żeby mnie nie przeoczyła. Objąłem wzrokiem pobliski teren, przypominając sobie jak kiedyś chadzaliśmy tu z chłopakami. Aż by się te wyjścia powtórzyło… Kilkanaście metrów dalej po stronie ulicy obszar zajmowały ruiny pozostałe po naszym ulubionym sklepie, którego odwiedzaliśmy kilka razy w tygodniu, nierzadko w poszukiwaniu przygód, a nie tylko jedzenia. Przeniosłem wzrok przed siebie i po raz trzeci ujrzałem tą niebieską. Zaśmiałem się, że się kręci, może też była nowa i pomyliła kierunki? Ale kiedy podchodziła do mnie, zdałem sobie sprawę, że to musi być moja konsultantka… Wydawało mi się, że zrobiło jej się głupio, gdy zdała sobie sprawę, że to mi posłała już dwukrotnie kwaśną minę. Po mnie pewnie też było widać zbicie z tropu.

- To Ty… - Wypaliłem.

Ona jednak puściła to mimo uszu, profesjonalnie wyciągając do mnie rękę na powitanie i mówiąc:

- Dzień dobry. Malese Kokey. Rozumiem, że pan to…

- Jim Weasel – Nie dałem jej dokończyć.

Zaproponowałem jej obiad na piętrze w centrum, podczas którego mogliśmy omówić moją sprawę. Dziwnie się czułem z tym, że przedstawiam swoją wstydliwą sytuację takiej czarującej osobie. I podczas dialogu dobijało mnie, że jestem z nią tylko na formalnym spotkaniu, na którym już byłem zobligowany do zajęcia się tym kłopotliwym tematem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania