Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu - Rozdział III

Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po mieszkaniu. Otworzyłam drzwi do jednego z pomieszczeń, okazało się, że jest to łazienka. Umyłam twarz nad umywalką, warga bolała przy najmniejszym muśnięciu. Wyglądałam jeszcze gorzej niż wczoraj, twarz miałam w odcieniach sino –żółtych. Mam czego chciałam, pomyślałam z goryczą. Umierałam z głodu, dlatego korzystając z gościnności Agnieszki, zabrałam się za przygotowywanie obiadu. W lodówce znalazłam kurczaka, którego upiekłam i podsmażyłam ziemniaki, do tego sałatka z pomidorów i gotowe. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa, w końcu byłam wolna.

Punkt siedemnasta wróciła Agnieszka i zrzuciła z hukiem buty.

- Czarodziejko! –wykrzyknęła wchodząc do pokoju. – Jesteś moim aniołem!

Uśmiechnęłam się słysząc te pochlebstwa, Andrzej rzadko kiedy mnie chwalił.

- Jak tam w pracy? – zapytałam starając się ukryć zakłopotanie.

- Daj spokój – opadła na krzesło – ten mój zakichany artysta jest stuknięty. Dzisiaj na przykład – nałożyła sobie ziemniaki na talerz – potłukł całą zastawę, bo stwierdził, że jest sfrustrowany. Wyobrażasz to sobie?! – nie kryła oburzenia. – On sfrustrowany?! To ja mam prawo być sfrustrowana, a nie on?! –włożyła spory kęs ziemniaka do ust. – Ale to jego stać na nową zastawę, a nie mnie, więc pewnie ma racje. – pochyliła się nad stołem. – I wiesz, czego ode mnie chciał? Żebym to posprzątała – założyła nogę na nogę – jestem jego agentką a nie sprzątaczką, kurde blaszka.

Agnieszka lubiła, gdy się jej słuchało, a mnie bawiła cała ta historia.

- Wyszłam trzaskając drzwiami –upiła łyk herbaty – jeśli do końca tygodnia do mnie nie zadzwoni, będę musiała szukać nowego wariata.

Otworzyłam oczy ze zdziwieniem.

- Mówisz to tak spokojnie?

- Na rynku pełno jest artystów, kurcze blade, a ja jestem cenioną agentką – wgryzła się w ziemniaka. – Beze mnie nie istniałby nikt taki jak Kaja Nika, Władek Parkowski i…i ten… - złapała się za głowę – który pociął wszystkie obrazy.

- Antek Mrozkawski – podpowiedziałam jej.

Trąbiły o tym wszystkie media, zrozpaczony malarz zagroził swojej byłej narzeczonej, że jeśli do niego nie wróci potnie swoje obrazy. Skończyło się na tym, że wściekła kobieta wpadła do jego pracowni i oblała je wszystkie czerwoną farbą. Od pół roku są szczęśliwym małżeństwem, a obrazy dwukrotnie zyskały na wartości.

- Jeżeli ty się nie uszanujesz - uniosłam palec – nikt cię nie uszanuje, mówi ci to specjalistka.

Obydwie wybuchłyśmy śmiechem.

***

- Głupio mi, że siedzę ci na głowie – dziewczyna zmroziła mnie spojrzeniem. – Nie mam nawet własnych rzeczy.

Byłam już u niej drugi tydzień, nie zebrałam się na odwagę, by odwiedzić mamę. Co jej powiem? Wróciłam, cieszysz się? Na pewno będzie skakać ze szczęścia, od zawsze była z niej kosa, wszystko miało być tak jak jej odpowiada. Taka córka marnotrawna będzie dla niej tylko utrapieniem.

- Nie wygłupiaj się – Agnieszka odwróciła się od lusterka. – Codziennie mi gotujesz, sprzątasz, nie możesz mnie teraz zostawić.

Roześmiałam się i przytuliłam ją do siebie, była dla mnie jak siostra. Co nie zmieniało faktu, że muszę znaleźć sobie jakąś pracę. Tylko kto mnie przyjmie? Oprócz matury nie miałam żadnego papierka, mogłam co po najwyżej pracować w supermarkecie. To był kolejny problem, który rozwiązał się już następnego dnia. Wracałam akurat z zakupów, gdy zobaczyłam ogłoszenie na drzwiach kawiarni. „Zatrudnię kelnerkę” , może to coś dla mnie? Po chwili wahania weszłam do środka, nie było tu ani jednego gościa.

- Dzień dobry - rozejrzałam się po kawiarni.

Wyglądała dość przytulnie, ciepłe żółte ściany wytapetowane w romby, jakieś książki na półkach, chyba tomiki poezji. Zamiast krzeseł były tutaj głębokie fotele o beżowym odcieniu. Na ladzie stały pysznie wyglądające smakołyki, aż ślinka ciekła.

- W czym mogę pomóc? – z zaplecza wyszła starsza kobieta.

Na chwilę odjęło mi mowę, to była moja babcia. Stałam tam nie wiedząc, co zrobić. Doskonale pamiętałam te kręcone włosy sięgające nad ucho, okulary jak denka od słoików. Bluzka zapinana na guziki, na niej wełniany sweter i spódnica sięgająca do połowy uda (ani długa, ani krótka, lecz w sam raz). Babcia też bacznie mi się przyglądała, łzy napłynęły jej do oczu.

- Joasia? – głos jej lekko drżał.

Zamiast odpowiedzieć przytuliłam się do niej, pachniała starością i bezpieczeństwem, pachniała domem.

- Musisz mi wszystko opowiedzieć.

Siedziałyśmy w kawiarni do osiemnastej, nie mogłyśmy się nagadać, tyle było spraw do omówienia. Na sam koniec odważyłam się poruszyć temat mamy. Babcia spuściła wzrok i nagle opuścił ją cały wigor.

- Nie sądzę by chciała cię widzieć – te słowa bolały – gdy uciekłaś, powiedziała: „w porządku, ten problem mam już z głowy”. Wychodzi ilekroć zacznę o tobie mówić.

Udało mi się powstrzymać łzy, które uparcie cisnęły mi się do oczu. Nie chciałam zasmucać babci.

- Niesamowite, że po prostu weszłaś do mojej kawiarni – zmieniła temat.

Uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Przyciągnęło mnie ogłoszenie o pracy.

Babcia zastanawiała się przez chwilę.

- Chciałabyś tu pracować? – zapytała z niedowierzaniem.

Gdy lekko skinęłam głową, przybrała profesjonalny ton.

- Zatem masz tę pracę.

***

Agnieszka była już w domu, chodziła niespokojnie w tę i z powrotem.

- Myślałam, że cię dorwał – opadła na kanapę.

- Kto? – nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi.

Nie byłam w stanie jasno myśleć, głowa pękała mi z bólu. Miałam za dużo wrażeń jak na jeden dzień, marzyłam tylko o łóżku.

- Andrzej, koleżanka do mnie zadzwoniła, że widziała go w hotelu, w którym pracuje.

Upiłam łyk wody, dzisiaj nie przerazi mnie nawet najazd Azteków.

- Nie przejmujesz się tym? – teraz to ona niedowierzała.

- Matka nie chce mnie widzieć - wyrzuciłam na jednym wdechu. – Ale znalazłam pracę u mojej babci.

Przyjaciółka była mocno zaskoczona.

- Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj – poprosiłam. – Opowiedz mi lepiej jak tam w pracy.

Agnieszka wygodnie rozłożyła się na narożniku.

- Wiesz, co wymyślił ten wariat?! – była wyjątkowo spokojna. – Że jest w depresji i nie jest w stanie tworzyć – cały jej spokój wyparował i zaczęła chodzić po pokoju. – Nawet rano nie wstał z łóżka, a gdy przyszła modelka wyrzucił ją. To była ostatnia, która zgodziła się mu pozować.

Z trudem ukryłam uśmiech, ten artysta była nieźle postrzelony.

- On jest nienormalny – złapała się za głowę – myśli, że wszystko może. Dlaczego ja wybrałam ten zawód?!

- Jesteś w tym najlepsza – próbowałam ją pocieszyć. – Gdzie on znajdzie drugą taka agentkę?

***

Agnieszka pożyczyła mi plisowaną, czarna spódnicę z czerwonym paskiem, sięgającą nad kolano i czarna bluzkę w duże, białe groszki. Włosy upięłam w kok, a przyjaciółka uparła się by mnie pomalować. Twierdziła, że mam piękne oczy, których nie eksponuje i pełne usta, które podkreśliła błyszczykiem.

Nigdy jeszcze nie wyglądałam tak pięknie.

W pracy dzień mijał spokojnie, było kilkoro gości. Większość czasu minęła mi na rozmowie z dziadkami. Dziadek był postawnym mężczyzną, po sześćdziesiątce, kiedyś krucze włosy przyprószył szron, w ciemnych oczach czaił się humor. Ubrany był w koszulę w kratę i ciemne spodnie, wyglądał naprawdę nieźle. W południe musieli na chwilę wyjść, bo mieli umówioną wizytę u lekarza, a dokładniej, babcia miała.

Dzięki temu, że byłam w kawiarni, dziadek mógł jej towarzyszyć. Koło czternastej zwiększył się ruch, miałam ręce pełne roboty. O mały włos nie oblałam klienta kawą, gdy zobaczyłam wchodzącego Andrzeja. Ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie, włosy zaczesane miał do tyłu. W ręce trzymał bukiet czerwonych róż o pokaźnym rozmiarze. Instynktownie cofnęłam się za ladę, bałam się go.

- Joasiu – drgnęłam słysząc swoje imię – wróć do mnie.

Zamknęłam oczy, nie wiedziałam, co mam powiedzieć, nie chciałam go rozwścieczyć.

- Będzie tak jak dawniej – kusił – zmienię się. Możemy, gdzieś razem wyjechać, pamiętasz nasz wyjazd w góry? – dotknął mojego policzka. – Jacy byliśmy wtedy szczęśliwi.

Z trudem otworzyłam oczy, musiałam dać sobie z nim radę, nie mogłam być więcej słaba.

- Wyjdź – głos mi lekko drżał.

Cofnął rękę i spojrzał na mnie nie rozumiejąc, o co mi chodzi.

- Mam poczekać w samochodzie?

- Wyjdź – powiedziałam głośniej – bo zadzwonię po policję.

I Andrzej znów był sobą.

- Taka jesteś odważna?! – wykrzyknął. – Uciekłaś jak tchórz!

Goście odwrócili się w naszą stronę.

- Żeby przeżyć – nie zamierzałam odpuszczać – inaczej byś mnie zabił.

Zamierzył się na mnie pięścią, jednak ktoś w porę zablokował cios. Odetchnęłam głęboko i wczepiłam się w blat, by nie upaść. Dziadek przyszedł w samą porę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Margerita 06.07.2018
    Agnieszka powinna go czy prędzej zostawić bo następnym razem dziadek może się nie zjawić na czas i co wtedy
  • Katrina 07.07.2018
    Będzie klops:)
  • Zaciekawiony 07.07.2018
    Koleżanka w ogóle nie zainteresowała się tym, jak się czuje jej poobijana znajoma?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania