Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu -Rozdział XII

- Nie potrzebuję niańki – warknęłam wiążąc szalik.

- Niańki, nie – malarz włożył płaszcz – ale przyjaciela?

Zamarłam na chwilę, by przetworzyć to, co powiedział.

- Nie jesteś moim przyjacielem.

- Ranisz mnie, kotek – chwycił się za serce. – Myślałem, że coś nas łączy.

- Myliłeś się – szarpnęłam za klamkę – nie mów do mnie kotek.

Szybko zbiegłam po schodach, Piotr chyba rzeczywiście sobie odpuścił. Przynajmniej od niego mam święty spokój. Wychodząc na ulicę zderzyłam się z czymś twardym i chwyciłam za obolały nos. Już chciałam przeprosić, to coś, gdy zobaczyłam kto przede mną stoi. Ten cholerny malarz, czy on nie mógł się ode mnie odczepić?

- Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? – spytałam zirytowana. – Chcę świętego spokoju.

Malarz przyglądał mi się chwilę w milczeniu, po czym przerzucił mnie sobie przez ramię. Wyglądało na to, że mieliśmy różne definicje świętego pokoju.

- Co ty robisz? – mój głos brzmiał piskliwie. – Postaw mnie natychmiast!

-Co mówisz? – zaśmiał się cicho. – Nic nie słyszę przez ten wiatr.

Jak worek ziemniaków zaniósł mnie do samochodu i usadził na przednim siedzeniu. Nie zapomniał nawet zapiąć mi pasów. Moja twarz przybrała kolor purpury, cała aż płonęłam ze złości. Malarz jak gdyby nigdy nic pogwizdywał sobie wesoło. Cudownie. Przynajmniej on jeden miał dobry nastrój. Przez całą drogę do domu milczałam jak zaklęta, to również go nie wzruszyło. Zatrzymał się przed moim blokiem i kurtuazyjnie otworzył mi drzwi. Nawet na niego nie spojrzałam i tak wiedziałam, że będzie za mną lazł. Przed wejściem do mieszkania czekała nas przykra niespodzianka w postaci Andrzeja. Wyglądał jak nienaganny pracownik biura, czarne spodnie, błękitna koszula, schludnie zaczesane włosy. Instynktownie cofnęłam się o krok i wpadłam na Piotra.

- Cześć, kochanie –Andrzej uśmiechnął się do mnie szeroko – długo musiałaś na mnie czekać?

Serce zamarło mi w piersi.

- Czego chcesz? – udało mi się wykrztusić.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem do niego coś tak banalnego.

Mężczyzna uśmiechnął się leniwie.

- Przyjechałem po ciebie, zabieram cię do domu.

- Nigdzie z tobą nie idę – uniosłam dumnie podbródek – nie jesteśmy już razem.

- O tym ja zdecyduję – wyciągnął ręce z kieszeni. – Kim jest twój chłoptaś?

Całkiem zapomniałam o malarzu, on stał za mną jak wryty. Odzyskał rezon słysząc zaczepkę Andrzeja.

-Tylko nie chłoptaś – mówił leniwym tonem – nie jesteśmy w podstawówce. Jestem narzeczonym Joasi – mówiąc to, ujął mnie za dłoń.

Andrzej pokiwał głową i utkwił we mnie spojrzenie.

- To prawda? – skinął na Piotra. –To twój narzeczony?

Przełknęłam narastającą gulę w gardle.

- Nie słyszałeś? - starłam się brzmieć pewnie. – Oświadczył mi się dwa tygodnie temu.

Andrzej milczał dłuższą chwilę.

- No dobrze – westchnął – to utrudnia nasze zadanie.

- Jakie zadanie? – spytałam niepewnie.

Wiedziałam, że wymyślił coś istnie diabelskiego.

- Myślałem, że to ty wyskoczysz przez okno, po burzliwym rozstaniu z ukochanym – podszedł do mnie – po tym jak wyszła na jaw twoja zdrada i to, co robiłaś za pieniądze. Czasami tak bywa – wzruszył ramionami – ludzie jedną decyzją przypieczętowują swój los.

Na minutę zapanowała cisza jak makiem zasiał, nie dziwiła mnie zemsta Andrzeja. Wiedziałam, że prędzej czy później wymyśli coś strasznego. Jednak nie chciałam mieszać w to Piotra, on się po prostu napatoczył.

- Andrzej, proszę – byłam gotowa zgodzić się na wszystko – pozwól odejść Piotrowi, nie mieszaj go w to.

Przechylił głowę w bok i zmrużył chytro oczy.

- Lubię jak mnie prosisz, będziesz błagać o jego życie?

Miałam teraz gdzieś moją dumę, nie chciałam mieć nikogo na sumieniu.

- Błagam – głos mi się trząsł - pozwól mu odejść.

Andrzej nie zamierzał mi odpuścić, będzie się nade mną pastwił.

- Upadniesz na kolana? – uniósł pytająco brew.

- Joanna – Piotr próbował mnie powstrzymać – nie r…

- Nie wtrącaj się - odepchnęłam jego ręce, bez wahania uklękłam na kolana. – Proszę…

Łzy spływały po moich policzkach, ja zasłużyłam na taki koniec, ale nie Piotr. On był dla mnie dobry, zaopiekował się mną, gdy tego potrzebowałam.

- Piękna scena – Andrzej wyciągnął pistolet – ale mnie nie przekonała, wstawaj!

Siłą postawił mnie na nogi i zaczął przechadzać się po korytarzu.

- Musimy zmienić scenariusz – przyłożył pistolet do ust – pokłóciliście się, narzeczony był wściekły – bawił się doskonale – popchnął cię a ty… no cóż, nikt nie zamknął okna, och, cóż za tragiczny wypadek – udał, że się załamuje. - Co w takim wypadku zrobi zrozpaczony narzeczony? – zastanowił się przez chwilę. – Odbierze sobie życie, ach, jaka tragiczna historia. Co wy na to?

Nie byłam w stanie myśleć, do czego jeszcze zdolny był ten potwór?

- Andrzej…

- Zamknij się!– aż zatoczyłam się od uderzenia. – Idziemy! Ty pierwszy – rozkazał Piotrowi.

Malarz próbował uśmiechnąć się do mnie lekko, ale słabo mu to wyszło. Nogi miałam jak z waty, zaraz zginiemy, nie, nie zaraz, Andrzej się jeszcze nami pobawi. Nie odpuści nam tak łatwo, Piotr jednym zdaniem przypieczętował swój los. Weszliśmy na najwyższe piętro, wszystko było przygotowane, pootwierane okna jakby czekały na naszą egzekucję. Andrzej poprawił marynarkę i odchrząknął kilkakrotnie.

- To doprawdy ważna chwila dla nas wszystkich – zaczął swoją przemowę – zapamiętamy ją do końca życia, czyli wy całkiem niedługo.

Wpatrywałam się w oczy Piotra, były spokojne, takie jak zawsze. Chciałam by to wszystko okazało się strasznym snem, z którego zaraz się obudzę.

- Kto zacznie? – Andrzej spojrzał po nas pytająco. – Och, oczywiście, a gdzie krzyki? Krzycz! –gdy milczałam wykręcił mi boleśnie rękę.

Z moich ust dobiegł jęk, pchnął mnie na ścianę, nie dam mu satysfakcji, nie usłyszy mojego krzyku. Piotr rzucił się na niego i odciągnął ode mnie. Andrzej zrobił z nim to samo, co ze mną przed chwilą. Wszystko działo się tak szybko, nawet nie wiem, kiedy znaleźli się przy oknie. Piotr miał całą twarz we krwi, Andrzej trzymał go za poły płaszcza. Wiatr rozwiewał im włosy, po chwili mój były chłopak uderzył go z główki. Malarz stracił przytomność, osunął się na podłogę. Krzyknęłam przerażona i cofnęłam się pod ścianę.

- Teraz będziesz krzyczeć? –Andrzej miał wybitą jedynkę, krew zalewała jego usta. – Teraz dopiero zaczniesz.

Pchnął mnie na ziemię, upadłam tuż obok jego pistoletu. Chwycił go szybko i schował do kieszeni płaszcza.

- Pożegnaj się ze swoim kochasiem – podniósł Piotra z podłogi.

Niewiele myśląc chwyciłam go za kołnierz i szarpnęłam. Upadliśmy na podłogę, Andrzej skopał z siebie Piotra i rzucił na mnie z pięściami. Wziął do ręki pistolet i zaczął jeździć nim po moim brzuchu, bawił się mną, nie miałam już siły by z nim walczyć. Mężczyzna przygniatał mnie do podłogi, szamotaliśmy się, próbowałam zrzucić go z siebie i wtedy pistolet wypalił. Andrzej zamarł, już więcej się nie poruszył. Leżałam chwilę bez ruchu, po czym zepchnęłam go z siebie. Drżącymi rękami przyłożyłam rękę do jego szyi, nie miał pulsu, kula trafiła w pierś. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam na policję.

- Co się stało? – dobiegł mnie głos dyspozytorki.

Te słowa nie mogły przejść mi przez gardło.

- Zabiłam go…- wykrztusiłam. – Zabiłam go…

- Gdzie pani jest?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Margerita 11.10.2018
    Ale ona jest niedobra dla tego malarza, że aż mi chłopa szkoda pięć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania