Poprzednie częściDziewczyna z obrazu - Rozdział I

Dziewczyna z obrazu Rozdział XV

Wizyta u psychologa przyniosła chociaż minimalną ulgę. Wyrzuciłam wszystko z siebie, ktoś mnie wysłuchał, nie ocenił, nie potępił. Psycholożka poleciła mi bym wyjechała ze Szczecina, przynajmniej na jakiś czas. Nie było mnie na to stać, ostatnio niewiele pracowałam, w kawiarni i tak nie było ze mnie żadnego pożytku.

W całkiem dobrym nastroju weszłam do lokalu dziadów. Nic się tutaj nie zmieniło, te same zakurzone, zapomniane tomiki poezji, stare, bure fotele. W kawiarni panował półmrok, kilkoro gości popijało gorącą herbatę i zajadało się ciastem. Babcia stała za ladą a gdy mnie zobaczyła aż się rozpromieniła.

- Jak się czujesz, kochanie? –pocałowała mnie w policzek.

- Nienajgorzej –rozebrałam się. – A jak w kawiarni?

- Bez ciebie –zaczęła czarować – straciłam do tego serce.

Wybuchłam gromkim śmiechem, ze staruszki była dobra aktorka, jej specjalnością były dramaty. Wiele razy słyszałam jak urządza dziadkowi scenę, za złe produkty, dobre były tylko te z jej ulubionego sklepiku na drugim końcu miasta. W końcu biedak nie wytrzymywał i wiózł ją na targowisko na Niebuszewo.

- Babciu –pogroziłam jej palcem – nie czaruj.

- Ja? – była oburzona. – Czarować? Tak się odpłacasz starej kobiecie? Ot, co ludzka wdzięczność!

Jeszcze raz omiotłam pomieszczenie wzrokiem, brakowało mi tego miejsca.

- Oj, przepraszam – objęłam ją ramieniem – jeżeli tak bardzo ci mnie brakowało, to mogę wrócić?

Babcia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

- Czy możesz? Ty po prostu musisz!

Obydwie się roześmiałyśmy, dobrze było wrócić do żywych. Po woli zaczynałam uczyć się żyć z tym, co zrobiłam. Pewnie nigdy sobie tego nie wybaczę, ale przynajmniej nie będę do tego cały czas wracać .

- Dziadek się ucieszy jak tylko mu powiem.

Na pewno, pomyślałam, wreszcie ktoś inny narazi się na gniew babci.

- Czym się ucieszy? – mężczyzna wyszedł z zaplecza. – Joasia, ty tutaj? – nie ukrywał zdziwienia.

- Wróciłam! – uśmiechnęłam się promiennie.

Dziadek uściskał mnie mocno i nawet pocałował w policzek, taki przypływ czułości to u niego rzadkość.

- Wreszcie sobie odpocznę – westchnął zadowolony. – Przyjdź dziś do nas na kolację –puścił do babci oczko.

- Mmm…-rozmarzyłam się –strój wieczorowy?

- Mile widziany.

***

Udało mi się przejść przez klatkę schodową, nie myśląc o tym, co się wydarzyło. To był mój mały sukces, całą radość zepsuł nieproszony gość. Piotr czekał na mnie pod drzwiami mieszkania, nie miał już bandaża na głowie. Od operacji minęło co najmniej sześć tygodni, wszystko goiło się na nim jak na psie, jak przekazała mi Agnieszka. Ja unikałam spotkań z nim jak ognia, z tego co wiem, nie był z tego zadowolony.

- Cześć – powiedziałam jak gdyby nigdy nic – widzę, że czujesz się już całkiem dobrze.

- Gdybyś mnie odwiedziła – odparł z wyrzutem – wiedziałabyś, że nie było łatwo.

Na moment zamarłam, liczył, że go odwiedzę, czyli nie byłam mu obojętna? A może po prostu chciał mi nawtykać za to, co go przeze mnie spotkało?

- Byłam zajęta – wyminęłam go, by otworzyć mieszkanie – a ty miałeś dobrą opiekę.

- Więc to cię odstraszyło – przycisnął mnie do drzwi – że mam córkę.

- Którą się nie interesujesz – odepchnęłam go – która tak naprawdę jest sama przeciwko całemu światu.

Najlepszą obroną jest atak, w tym przypadku też podziałało.

- Ma dziadków – mruknął przez zaciśnięte zęby.

Parsknęłam śmiechem.

- Dziadków? Dorośnij wreszcie, ona potrzebuje ojca i matki, a nie pary staruszków.

Mężczyzna odsunął się ode mnie.

-Róża nie chce mnie znać – przyznał niechętnie. – Nawet się do mnie nie odzywa, ciągle wisi na telefonie.

- A dziwisz się jej? –spytałam z niedowierzaniem. –Jakim ojcem byłeś do tej pory, pamiętasz chociaż o jej urodzinach?

Teraz to jemu było wstyd, ale tylko przez ułamek sekundy. Otworzyłam drzwi, aby wejść do mieszkania, ale zatrzasnął je stanowczo. Zdziwiło mnie to był flirciarzem, ale zaborczość? To zupełnie coś nowego.

- Przepraszam – powiedział skruszony. – Nie powinienem był tego robić , ale cały cza przede mną uciekasz.

Co to za dzień szczerości, do jasnej ciasnej?!

- Zjedz ze mną kolację – zaproponował z nadzieją w głosie.

- Zjedz ją z córką – dzielnie trzymałam serce na wodzy – jestem już umówiona.

Spojrzał na mnie badawczo.

- Z kim?

- Jesteś zazdrosny? – podpuściłam go. – Może spotkam księcia na białym koniu i już tu nie wrócę? Zamieszkamy z piętnastką dzieci w domu z piernika położonym na skraju Nibylandii.

- Joaśka! – znów uderzył ręką w ścianę. – Nawet tak nie żartuj!

Wślizgnęłam się do mieszkania.

- Miłej kolacji! – rzuciłam.

Usłyszałam tylko stęknięcie, a potem doszło do mnie co zrobiłam. Dałam kosza najlepszemu facetowi jakiego w życiu spotkałam, przecież on już tu nigdy nie wróci. Jeszcze powiedziałam tą durną bajeczkę o Nibylandii i księciu na białym koniu. Jaka ze mnie idiotka! Pewnie uraziłam jego męską dumę i więcej na mnie nie zwróci uwagi. Wyjrzałam przez okno, Piotr już wsiadał do samochodu, niespodziewanie spojrzał w górę i uśmiechnął do mnie z satysfakcją. O ty skurczybyku! Ja ci dam, grać na moich emocjach, przecież to wszystko było spektaklem wyreżyserowanym przez niego. Prostak świetnie się teraz bawi, wie, że mi na nim zależy!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania