Dziewczyna zwana księżycem - prolog

Jest taki świat, który swoją wielkością i bogactwem różnorodnego krajobrazu zachwyca niejednych. Nie wszyscy o nim wiedzą, jednak ci co choć raz go zwiedzili mogą przysiądz, że to jedno z najpiękniejszych miejsc we Wszechświecie. Mity i legendy głoszą, że piękno oraz całokształt tego kraju nigdy nie ulega zniszczeniu, a to dzięki tutejszym mieszkańców. Istotom tym nawet przez myśl nie przeszło, aby w jakikolwiek sposób zaszkodzić swojemu domowi. Od wieków żyją oni w zgodzie z Matką Naturą, która w podziękowaniu daje im najlepsze plony.

 

Mowa tu o Alfheim - królestwie świetlistych i dobrych elfów. Kontynent ten jest podzielony na kilka głównych regionów, które zamieszkuje dokładnie dziewięć ras elfów, różniących się nieco wyglądem, charakterem, ale scalonych jedną kulturą. Każda część wyróżnia się innym ukształtowaniem terenu, najczęściej są to mieszane lasy pełne zwierząt i roślin oraz wysokie góry, które w swoich wnętrzach kryją niezliczone korytarze. Centrum Alfheim stanowi Yggdrasil - Drzewo Świata.

 

Na samym jego szycie znajduje się dość dużych rozmiarów pałac należący do Alfów - elfów o królewskiej, szlachetnej krwi i pochodzeniu. Pałac, jako dom króla i jego rodziny, jest jednym z najpiękniejszych i najokazalszych budowli, w którą potrzeba było włożyć dużo pracy. Największy zachwyt budzi jednak sala tronowa, tworzona przez zaufanych artystów.

Uwagę niemal od razu przyciągają dwa trony obite w kosztowne materiały, tak, że siedzący na nim władcy mieli zapewnieni niewiarygodny komfort. Na ścianach, które pobłyskiwały złotem miłym dla oka były zawieszone obrazy z wizerunkami obecnych i poprzednich monarchów.

 

Sala była również przeznaczona do uczt, wyprawianych co jakiś czas z okazji świat czy też narodzin. W dzisiejszym dniu też miała się odbyć jakaś ważna uroczystość, wywnioskować można to było z powodu dwóch dziewczynek, które z dużym zapałem krzątały się po pomieszczeniu. Dziś był przecież dla nich wielki dzień - ich rodzice wracali właśnie z dość ważnego spotkania odbywającego się w innym świecie, które trwało dość długo. Gdy do dziewczynek dotarła informacja, że rodzice wracają, od razu zabrały się do pracy, aby wszystko było jak najlepiej zrobione. Chciały mieć wszystko dopracowane na ostatni guzik, a to tylko z jednego powodu - takich dni jak ten było bardzo mało w ich życiu. Dlatego też miały zamiar spędzić go najlepiej jak się tylko da. Ich rodzice najczęściej przebywali poza domem, ponieważ obowiązkiem władców Alfheim było dbanie o równowagę i pokój w swoim kraju, jak i również spotykanie się na kongresach organizowanych przez innych monarchów.

 

Dzieci różniły się nieco od swoich rówieśników. Nie chodziło tu tylko o pochodzenie, ale o ich dokładniejszą tożsamość. Owe dziewczynki należące do Alfów miały w sobie również krew bogów, a więc same były boginiami. Jedna z nich, o imieniu Sol, posiadała moce związane z energią słońca. Jej magia opierała się w znaczącym stopniu na wytwarzaniu ciepła i jasnego światła. Posiadała również inne umiejętności, jednak do tej pory nie odkryte, z powodu młodego wieku. Druga dziewczynka - Eladiera - również nie do końca odkryła to, co tak naprawdę potrafi. Dla niej było tylko wiadome, że należała do tak zwanych "bóstw lunarnych", co dosłownie znaczyło, że była personifikacją księżyca.

 

Dzieci pod czujnym okiem wykwalifikowanych strażników, opiekunów i nauczycieli uczyły się opanowywać swoje niezwykłe umiejętności oraz odkrywać coraz to nowsze moce. Na treningi poświęcały każdą wolną chwilę. Często po niektórych zajęciach były mocno zafrasowane i wymęczone, tak, że czasem odechciewało im się dalszej nauki, jednak wiedziały, że nie mogą się poddać. Chciały przecież zadowolić swoich rodziców a przy tym miały nadzieję, że wszystko to, co ćwiczą naprawdę przyda im się w przyszłości.

 

Ich aktualne ubrania stanowiły suknie do samej ziemi. Nie wiadomo czy dziewczynkom ten ubiór pasował, jednak można uznać, że czuły się w nim niekomfortowo, ponieważ co jakiś czas na ich twarzach pojawiał się grymas. Oczywiście, mogły się ubrać wygodniej, ale widocznie nie chciały łamać tradycji a poza tym na święto, tak ważne dla nich, warto się ubrać bardziej elegancko i stosownie. Suknie były w stonowanych, nudnych kolorach, jednak tą monotonnię przełamywały bogate zdobienia. Kolorowe ornamenty naszyte na ubrania iskrzyły się niemal przy każdym ruchu.

 

Dziewczynki były bliźniaczkami, jednak mimo tego ich wygląd w znacznym stopniu się od siebie różnił. Ci, którzy nie kojarzyli tego rodzeństwa, uważali nawet, że dzieci nie są ze sobą spokrewnione. Oczy Eladiery, mające barwę czystego srebra, były zwierciadłami jej duszy. Niemal zawsze zdradzały jej intencje, myśli czy uczucia. Czarne włosy dziecka układały się w fale, a na ich końcach widniał srebrzysty odcień. Na okrągłej twarzyczce dziewczynki często pojawiały się rumieńce spowodowane najczęściej zażenowaniem, zawstydzeniem lub po prostu niepowodzeniem. Były wyraźnie widoczne z powodu bladej, wręcz białej karnacji Eladiery.

 

W przeciwieństwie do niej, Sol posiadała złociste włosy formujące się w miękkie loki. Oczy miały podobną barwę i nie raz budziły zazdrość wśród innych mieszkańców pałacu. Sama dziewczynka uważała, że słońce oddało jej trochę swojego blasku i napełniło nim jej spojrzenie. Brzoskwiniowa cera Sol powodowała, że jej złotobrązowe piegi były słabo widoczne, jednak gdy ktoś stanął blisko niej mógł zobaczyć je wyraźnie.

 

W wyglądzie dzieci wyróżniała się jeszcze jedna rzecz, która nie mogła pozostać niezauważona. A mianowicie - wyrastające z pleców skrzydła stworzone z cienkiej błony. Ich kolor był przyporządkowany do rasy każdego z elfów. Królewskie elfy najczęściej chowały swoje narzędzia lotu, aby te nie przeszkadzały im w obowiązkach, albo gdy ich po prostu nie potrzebowały. Dziewczynki również najczęściej tak robiły, jednak dzisiaj był wyjątkowy dzień, więc ich obowiązkiem było zachowanie tradycji, która mówiła, że skrzydła muszą być jak najlepiej zaprezentowanie przez swojego właściciela.

 

Dziewczynki aktualnie szykowały salę na nadchodzące przyjęcie. Nosiły różne dekoracje i umieszczały je na ścianach wedle własnych upodobań. Dodatkowo przynosiły co jakiś czas naczynia, które umieszczały na długim stole, aby ten wieczorem został bogato zastawiony posiłkami przygotowującymi się już w kuchni. Niektórych pewnie zaskoczyłby ten widok - sześciolatki wykonujące takie ciężkie prace niedostosowane do ich wieku. Oczywiście, tutejsza służba nie raz chciała pomóc, jednak dziewczynki kategorycznie odmawiały, twierdząc, że to są ich obowiązki, które powinny wykonać samodzielnie. Z dzieci tryskała bardzo dobrze widoczna radość i energia, która sprawiała, że wszystkie czynności wykonywały w zaskakująco szybkim tempie.

 

W tym właśnie momencie wrota do sali otworzyły się ze słyszalnym skrzypnięciem. Bliźniaczki odruchowo obróciły głowy w stronę dźwięku a na ich twarzach od razu zagościł szczery i szeroki uśmiech. Na tą chwilę tak długo czekały, więc nie można było się dziwić czemu są tak szczęśliwe. Nie czekając na nic puściły się biegiem i już po kilku sekundach trafiły w objęcia swojej mamy. Niezbyt wysoka kobieta o jasnych włosach, które nabierały złotawej barwy w świetle, złożyła po jednym pocałunku na głowie każdej z dziewczynek. Te w odpowiedzi zaśmiały się uroczo, jednocześnie odsuwając się od swojej rodzicielki. Zrobiły to po to, aby znów zostać przytulone, tym razem przez swojego ojca.

 

Z powodu iż król posiadał naprawdę żelazny uścisk, bliźniaczki po chwili czuły jak brakuje im powietrza, jednak nie odsunęły się, lecz nadal się śmiały. Królową wzruszył ten widok, więc i ona dołączyła do reszty rodziny. Całej czwórce na razie nie były potrzebne słowa, wystarczało tylko to, że wszyscy mogli być w końcu razem. To było dla nich najważniejsze i najpotrzebniejsze, mieli zamiar nacieszyć się sobą ile się tylko da.

 

Do sali wkroczyła jednak kolejna osoba, więc oczy całej trójki od razu skierowały się w tamtą stronę. Tym razem był to młody chłopak, najpewniej jeden z tutejszych strażników, ponieważ miał na sobie zbroję, która stworzona jakby z rybich łusek, pobłyskiwała niebieskawo w świetle pobliskich lamp. Zrobił jeszcze kilka kroków w przód i przystanął.

 

- Królu Frey, królowo Nanno. - przywitał się i skłonił w taki sposób, jaki uczyli go na zajęciach.

 

Strażnik zaobserwował jak król skinął do niego głową, podobnie postąpiła królowa. Zauważył również, że w pomieszczeniu znajdują się dwie małe dziewczynki, zapewne były to księżniczki. Teraz wychylały się zza swoich rodziców i bacznie przyglądały się chłopakowi. On nigdy nie miał jeszcze okazji do czynienia rozmawiać samodzielnie z władcami. Zawsze wyobrażał sobie tą chwilę o wiele inaczej, chciał im powiedzieć coś dobrego, jednak dzisiejsze wieści, które miał do przekazania, niestety takie nie były. Nie wiedział nawet jak ma zacząć, więc dalej stał w miejscu i milczał. Dodatkowo obecność dzieci mu w niczym nie pomagała. Postanowił jednak nie przeciągać struny, bo widział, że Frey jest coraz bardziej zniecierpliwiony.

 

- U korzeni Yggdrasilu, w mieście Alne, wybuchło powstanie zorganizowane przez Salamandry. Jesteście potrzebni, aby zażegnać narastający konflikt. - wypowiedział jednym tchem i od razu wypuścił powietrze, gdy skończył. Spojrzał na władcę, a ten tylko w odpowiedzi odprawił go dłonią.

 

Każde miejsce nie było przecież idealne, podobnie Alfheim. Na pierwszy rzut oka wszystko było tu w porządku, jednak przy bliższym poznaniu kraju można było wywnioskować, że coś jednak jest nie tak jak być powinno. Jedna z ras niedawno zaczęła się buntować, chciała bowiem dostać większe przywileje niż pozostali. Były to dokładnie elfy ognia, uważane za jedną z najsilniejszych ras pod względem posiadanych umiejętności. Wmawiali sobie, że zasługują na lepsze traktowanie, ponieważ, ich zdaniem, to oni najwięcej zrobili dla swojego kraju.

 

Król jednak nie miał zamiaru faworyzować Salamander, bo wiedział, że wtedy pozostałe elfy czułyby się zaniedbane. Mogłyby zebrać się wszystkie razem i w najgorszym przypadku zaatakować pałac, do czego Frey nie mógł dopuścić. Dlatego nie zgodził się na żadną z proponowanych zmian, myśląc, że jedna rasa nie da mu rady i szybko sobie odpuści. Nie przypuszczał jednak, że elfy ognia nie poddadzą się tak łatwo a dodatkowo skierują się przeciwko swojemu władcy.

 

Teraz jednak miarka się przebrała. Nikt nie miał prawa atakować niespodziewanie miasta i to z tak błahego powodu. Król doskonale wiedział, że musi jak najszybciej przemówić do rozsądku zbuntowanym elfom, aby te wyrządziły jak najmniej szkód. Ostatnim razem podobne walki toczyły się w dość dużej odległości od terenów mieszkalnych. Buntownicy wtedy akurat przegrali z armią królewską, jednak Frey dokładnie pamiętał ich ostatnie słowa. A brzmiały one mniej więcej tak: "Tym razem nam się nie udało, jednak za niedługo wrócimy jeszcze silniejsi i będziemy dalej walczyć o swoje. Jeśli staniesz nam choć raz na drodze, nie zawahamy się ani na chwilę, aby popełnić najgorszą zbrodnię, jaka istnieje."

 

Król do tej pory nie przywiązywał wielkiej wagi do tych słów, jednak doszło do niego, że Salamandry nigdy nie oszukiwały, więc to co niegdyś powiedziały może być jednak prawdą. A co jeśli zaatakują pałac? Nie, to nie mogło być możliwe. Mężczyzna prychnął zdenerwowany i już miał sięgnąć za swoje plecy, gdzie umiejscowiony był jego miecz, jednak zobaczył, że córki wpatrują się w niego. Westchnął i schylił się tak, aby być na wysokości ich wzroku.

 

- Czy to coś poważnego tato? - zapytały się równocześnie księżniczki.

 

Frey przełknął ślinę nie wiedząc jak się wysłowić. Nie chciał kłamać, bo wiedział, że to byłoby nieuczciwe, ale też nie chciał mówić całej prawdy, by nie wystraszyć dziewczynek.

 

- Mam nadzieję, że nie. Postaramy się z mamą jak najszybciej do was wrócić. - oznajmił i uśmiechnął się delikatnie, aby dodać im otuchy.

 

Dzieci kiwnęły tylko głowami na potwierdzenie. Przypatrywał im się z dosłownym bólem serca, jednak po chwili wstał, aby nie marnować więcej czasu. Jego żona nic do tej pory nie powiedziała, nie mógł wiedzieć co jej teraz chodzi po głowie, ale domyślał się, że czuje to samo co on. Złapał ją za dłoń i wskazał głową na wrota sali, albowiem musieli się pospieszyć. Kobieta westchnęła cicho, zerknęła przelotem na swoje córki i ruszyła wraz z mężem do drzwi.

 

Dziewczynki natomiast obserwowały ich sylwetki, dopóki te nie zniknęły im z oczu. Może nie za bardzo rozumiały zaistniałą właśnie sytuację, ale jedno było dla nich wiadomo - królestwo było w niebezpieczeństwie. Szybko więc wyededukowały, że zagrożenie może też dopaść rodziców a również nawet i je same. Wiele razy doświadczyły strachu o swoją rodzinę, ale teraz to było coś innego, coś o wiele gorszego. Towarzyszył im niewyobrażalny lęk, którego za wszelką cenę nie mogły stłumić. Coś podpowiadało im, że dzisiejszy dzień będzie niezapomniany i to nie będzie niestety szczęśliwe wspomnienie.

 

Eladiera, która gorzej radziła sobie z trudnościami niż jej siostra, usiadła na podłodze. Nie za bardzo obchodziło jej to, że zniszczy sobie suknię, przecież były teraz ważniejsze sprawy na głowie niż przestrzeganie jakiejś etykiety, którą i tak uważała za nieważną oraz niepotrzebną. W środku była cała roztrzęsiona, starała się nie pokazywać tego na zewnątrz, ale i tak wiedziała, że jej próby idą na marne. Obiecywała rodzicom, że będzie silna dla siebie i swojej siostry, że będzie sobie radzić w takich sytuacjach jak te i zachowa spokój, który będzie jej niebywale potrzebny. I co? Nie dotrzymała obietnicy, tym samym zawodząc. Lęk zjadał ją od środka, był paraliżujący, nie pozwalał na jakiekolwiek działanie.

 

Natomiast Sol, stojąca niedaleko, przypatrywała się siostrze z bólem. Chciała ją uspokoić, powiedzieć coś dobrego, ale nie wiedziała jak. Również była przerażona, ale postanowiła być opanowana, bo wiedziała, że to jej się przyda. Teraz jednak patrząc na Eladierę czuła się bezsilnie i nieswojo. Nienawidziła oglądać czyjegoś płaczu, tym bardziej członków swojej rodziny. Wmawiała sobie wtedy, że to po części jej wina, chociaż taka nie była prawda. Złotowłosa niczym nie zawiniła, nie zrobiła nic złego, a jednak musiała obwiniać się o każde nieszczęście, które zachodziło w pałacu.

 

Dziewczynka nie wytrzymała widoku siostry i zamierzała do niej podejść, aby uświadomić jej, że nadal tu jest. Już wyciągała ręką w kierunku bliźniaczki, jednak ją gwałtownie cofnęła, ponieważ usłyszała wybuch w pewnej części pałacu. Zanim się zorientowała co się dokładnie stało nastąpił kolejny wybuch, tym razem niedaleko sali tronowej. Był tak silny, że zniszczył wszystko co miał wokół i również odrzucił dziewczynki w głąb pomieszczenia.

 

***

 

W oczach Nanny widoczne były łzy, jednak ona sama się nie podawała i biegła dalej przez korytarze pałacu. Chciała jak najszybciej dotrzeć na miesjce, albowiem zależało jej na czasie, jednak jej ruchy spowalniały dwie rzeczy. Pierwszą był jej stan fizyczny. Zmęczenie i wyczerpanie dawało się już we znaki, jednakże było coś jeszcze. Jej niegdyś biała suknia w miejscu boku nabierała teraz ciemnoczerwonej barwy. Kobieta dotykała co jakiś czas tego miejsca, aby określić swój stan, jednak przy każdym takim ruchu zaciskała szczękę z bólu i coraz ciężej oddychała.

 

Drugą sprawą, od której Nanna nie mogła w żaden sposób uciec myślami, było to, że na własne oczy widziała śmierć męża. Oczywiście, chciała go uratować, zapobiec temu wydarzeniu, jednak było już za późno, dodatkowo właśnie wtedy została ugodzona. Nigdy nie myślała, że wszystko zakończy się w ten sposób. Do tej pory myślała, że król Alfheim jest niezwyciężony, jak widać - pomyliła się.

 

Momentalnie poczuła jak po raz kolejny zbiera jej się na płacz, jednak postanowiła to przezwyciężyć. Teraz musiała być silna, zostały się jej przecież dwie córki, których za wszelką cenę nie chciała stracić. Wiedziała, że gdyby również one były w niebezpieczeństwie, to walczyłaby godnie, aby je uratować, w ostateczności była przygotowana nawet oddać za nie życie. Teraz to one były najważniejsze. Nie miała zamiaru tracić więcej niż jedną osobę w tym dniu.

 

Gdy tylko jej oczom ukazały się wrota do odpowiedniej sali, przyspieszyła swój bieg. Wpadła do pomieszczenia niczym burza i nadal nie zwalniała. Przez całą drogę uważała jednak na odłamki gruzów i inne ostre przedmioty walające się niemal w każdym miejscu na podłodze. Dotarła w końcu do swoich córek i na szczęście odetchnęła solidnie z ulgą. Obie dziewczynki właśnie podnosiły się z niemałym trudem z podłogi. Normalne dzieci pewnie nie przeżyłyby takiego uderzenia, na szczęście księżniczki takowymi nie były.

 

Gdy ujrzały swoją mamę miały już do niej podejść, jednak ona była pierwsza i przytuliła obie dziewczynki. Przez cały czas wypytywała się o ich stan i obserwowała je dokładnie. Co chwilę obracała głowę w stronę drzwi, jakby sprawdzając czy nic albo nikt tu nie wszedł. Bliźniaczki już wiedziały co jest nie tak. Najpierw to powiadomienie od strażnika, potem wybuch a teraz to roztrzęsione zachowanie mamy. Dodatkowo nie było tu króla, co bardzo źle zwiastowało. W umysłach dziewczynek pojawiła się pewna myśl, którą postanowiły jednak oddalić od siebie, ponieważ za wszelką cenę nie chciały jej przyjąć.

 

- Chodźcie, trzeba iść. - odezwała się Nanna i wstała. Przez cały czas drżała na całym ciele, co nie uniknęło na uwadze dzieci.

 

Zauważyły już również plamę krwi na ubraniu rodzicielki, jednak ponownie nic nie powiedziały. Nie chciały przeciwstawiać się jej słowom, więc teraz posłusznie szły za królową. Nie rozglądały się po pałacu, bo wiedziały, że widok zniszczonego domu mógłby wywołać u nich płacz. Dopiero, gdy przystanęły w miejscu spojrzały się w górę. Ujrzały swojego wujka - Elarena, który starał się ukryć swoje emocje, jednak słabo mu to wychodziło. Nanna podeszła wolnym krokiem do brata i przytuliła go, najpewniej po raz ostatni w swoim życiu.

 

- Wiesz co robić, nie zawiedź mnie. - powiedziała do niego szeptem.

 

- Nie martw się. Będą w dobrych rękach. - odpowiedział mężczyzna z głosem pełnym bólu i żalu.

 

Królowa kiwnęła głową w odpowiedzi. Ufała bratu, wiedziała, że może na nim polegać, a właśnie teraz to on był jej ostatnią deską ratunku. Uśmiechnęła się do niego i odwróciła się do swoich córek. Miała już się odezwać, jednak one ją wyprzedziły:

 

- Kochamy cię, mamo. - księżniczki wyznały jednocześnie i niemal od razu wtuliły się w królową.

 

- Bądźcie dzielne i pamiętajcie... Zawsze służcie po stronie dobra.

 

Kobieta po tych słowach odsunęła się od bliźniaczek, aby zrobić miejsce Elarenowi, który już szykował się do podróży. Na policzkach dziewczynek widoczne były spływające powoli łzy. Już więcej nie odezwały się ani słowem. To nie tak, że nie miały odwagi, lecz nie mogły okazać jakiekolwiek protestu czy też buntu. Od dawna mówiono im o takich wydarzeniach, podobnych do dzisiejszego nagłego wypadku. Wiedziały więc, że ucieczka jest jedynym rozsądnym wyjściem z tej sytuacji a protesty nic nie pomogą, mogłyby nawet pogorszyć obecny stan. Więc stały cicho, jak na młode damy przystało, jednak w środku czuły nadmiar emocji, które usilnie starały się wydostać na zewnątrz i dać o sobie znać.

 

Najważniejsze było teraz bezpieczeństwo dzieci, aby chociażby te znalazły się w odpowiednim miejscu. Miejscu, w którym wrogowie ich nie znajdą tak szybko, a może nawet nie wpadną na trop. Dlatego też wcześniej postanawiono, aby bliźniaczki zostały rozdzielone. Ta decyzja była chyba najcięższą decyzją jaką kiedykolwiek podjęto w pałacu. Nikt nie mógł dokładnie przewidzieć jak to się skończy, zawsze coś mogło pójść nie tak albo na odwrót. Uznano jednak, że tak będzie lepiej dla wszystkich, a przynajmniej tak sobie to tłumaczono.

 

Dokąd miały natomiast uciec dziewczynki? Tego nikt nie wie, prócz osób godnych zaufania, które posiadają informacje na ten temat. Wiadomo tylko tyle, że świat, do którego się udadzą, będzie się znacznie różnił od Alfheim. Mieszkańcy owego miejsca nie są tak pogodni jak elfy, nawet ich nie przypominają, a w szczególności z charakteru. Nie wszyscy stamtąd żyją w zgodności z Naturą, można powiedzieć, że niektórzy próbują ją niszczyć dla własnych korzyści. Bliższe spotkanie dziewczynek z tymi istotami już niedługo nastąpi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania