Yird (1) Chrolnik

Chrolnik stał z rękami w kieszeniach i ziewając szeroko, patrzył na swoje kwadratowe poletko. Świtało, czas najlepszy na obchód upraw właśnie się zaczynał, gdzieniegdzie widać już było schodzące się ku poletku diabliki. Pozdrowił wszystkie za jednym zamachem, unosząc kijek, którym zazwyczaj podnosił rosnące w niewielkich kiściach między tyczkami butelki.

- Ech - westchnął. Miał na co, gołym okiem było widać, że wewnątrz butelek tworzą się płyny. Wzdłuż całej grządki, liczącej dwadzieścia jeden tyczek, mniej więcej co druga kiść miała co najmniej jedną butelkę z płynem. Chrolnik skrzywił się. Jeszcze jakby woda tylko, myślał, ale nie można liczyć na szczęście...

Chrolnik poprawił kaloszki, obciągnął kamizelkę i portki, przesunął kapelusz słomkowy bardziej na czoło i ruszył wzdłuż grządek. Grunt był odpowiednio grząski, o, nie, na to nie mógł nic powiedzieć. Diabliki robiły swoją robotę najlepiej, gdy się im nie przeszkadzało. Wszędzie było widać ślady małych nóżek diablików udeptujących to, co za słabo rozgrabiły małymi łapkami, lub za słabo nanawoziły małymi pupkami. Tak, tak, gdyby nie te małe, brązowe stworki, to nic by tu nie urosło. A tak, myślał, niespiesznie chodząc od tyczki do tyczki i podglądając rosnące między nimi butelki, diabliki robią swoje i nawet króliki już się nie pokazują. Dobre stworzenia.

- Pusta, pusta, pusta, pełna. Pełna, pełna, pełna, kurde! - zamachnął się kijkiem i pacnął butelkę na grządce. Była najbardziej pełna, ale od uderzenia spadła z krzaka i plasnęła głucho o ziemię. Przechodzący opodal z małą taczką diablik, zatrzymał się i popatrzył na chrolnika z dołu. Chrolnik wyglądał na strapionego, a strapiony chrolnik o tej porze dnia to niedobra wróżba.

Diablik popatrzył jeszcze raz na farmera, po czym podniósł butelkę i zajrzał do środka. Kolory jeszcze się nie pokazały, butelka była jeszcze niedojrzała. Płyn wewnątrz śmierdział tak, że diablik aż się skrzywił. Rzucił w przestrachu okiem na chrolnika, który zadumał się tak, że zdawał się w ogóle nie zauważać obecności stworka. Postanowił chrząknąć.

- Ekhem - zaczął nieśmiało diablik. Sięgając chrolnikowi do kolan, niewiele mógł zdziałać, jeśli ów nie zechciał go dostrzec. Chrolnik jednak oderwał, wprawdzie niespiesznie ale jednak, wzrok od tyczki z obfitą kiścią butelek.

- Hmm? - hodowca spojrzał na diablika.

- Vae mop stů stu - rzekł, po czym uzupełnił od razu. - Ocet, panie. Wyciągnął do niego ręce z butelką tak, by tamten nie musiał się bardzo schylać. Gdy ów odebrał butlę, założył ręce, zatroskany. Chrolnik przyłożył bulwowaty nos do wylotu butelki. Zawahał się, po czym mocno wciągnął powietrze nosem.

Zazezował i zrobił się najpierw zielony, potem czerwony, oczy najpierw wyszły mu z orbit, a potem wróciły na swoje miejsce. Diablik obserwował stadia, po czym w swoim piskliwym języku zawołał:

- S' andërå vaedjâ! - i w mgnieniu oka u nóg chrolnika zaroiło się od diablików. Wzywający wydał polecenia i sam wziął się do roboty. Tymczasem chrolnik kaszlnął ochryple i nie zapowiadało się, by miał to być jednorazowy wybryk. Wbił kijek w ziemię, zaparł się i rozkaszlał na dobre.

Gdy skończył kaszleć, mini-piramida z okolicznych diablików rozpadła się i pojedyncze stworki wróciły do swoich zajęć. Tylko ten na samej górze, ten, co klepał, został i czekał, aż chrolnik dojdzie do siebie.

Gdy hodowca butelek przestał łzawić, kaszleć, krztusić się i dławić, oddał ostrożnie diablikowi butelkę, której z jakichś powodów, jak dotąd nie wypuścił z palców.

Stworek popędził pod las, gdzie opodal linii drzew, stały skrzynki pełne różnego rodzaju butelek. Znalazł miejsce na swoją, umieścił ją pomiędzy - ach! - zeszłorocznym słojem z kompotem, a zeszłotygodniowym octem. Chrolnik patrzył za nim. Nie był sukinsynem, nie wylewał plew do rzeki, oddawał je naturze w nadziei, że natura wyliże szkło do czysta i będzie mógł schować butelkę do kredensu i może, może, jak pani chrolnikowa będzie w łaskawym nastroju, wręczy jej, opakowaną w ładny papier, i...

Z rozmarzenia wyrwał go diablik. Mówił coś bardzo szybko w swoim języku. Chrolnik złapał go palcami za nos i potarł. Pocierany stworek zaczął chichotać i wić się. Chrolnik zdecydowanie nie był sukinsynem.

- Co? - spytał chrolnik, choć przeczuwał, co stworek ma na myśli. Sam pomyślał to samo. Tu trzeba fachowca. Ocet to pierwszy znak, a co dalej?

Diablik popatrzył wzdłuż własnego długiego nosa na bulwowate oblicze swojego pana. Zazezował i zapiszczał ostrzegawczo.

- Vae s'je tey tey tey. - powiedział, a wszystkie okoliczne diabliki pracujące na polu, jedzące ziemię, robiące kupki, grabiące, przycinające pędy i wreszcie niosące różne koszyki z dżdżownicami i plewiące - zatrzymały się w pół kroku. Chrolnik czuł na plecach dziesiątki, jeśli nie setki, spojrzeń. Wyprostował się.

- Tak, proszę państwa, niestety. Musimy wezwać obrotnika.

 

(To dopiero początek, nazwa świata jest robocza. Przewiduję kilkanaście krótkich części.)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Karawan 03.11.2017
    mniej więcej druga kiść miała co najmniej jedną butelkę - jedno "co" zeżarły diabliki?
    A ponad to nawet mnie - lebiedze niewidymkowi - zakłuło w oczętach wyblakłych od trosk, że powtórzeń masz nad wyraz za wiele jak na Okropnego! Alkoholiczna ta epopeja ciekawą być się wydawa więc i czekam na CD. ;))
  • Okropny 03.11.2017
    Najpierw piszę, potem czytam, potem dodaję, potem czytam co jest nie tak - koło życia ;)

    Dzięki za uwagi, man. Zaraz coś poprawię.
  • Okropny 03.11.2017
    Karawan, teraz powinno być ciut lepiej.
  • Karawan 03.11.2017
    Okropny Przyjemność czytania i tak u mnie :p . :)
  • AniazKalisza 03.11.2017
    Chrolnik- normalnie zabieg jak u Lema :) diabliki nie wiem czemu kojarzą mi się z minionkami, wydają się przeurocze. Zaciekawiłeś mnie, czekam na dalszy ciąg :)
  • Ritha 03.11.2017
    þ - co to je? Nie będę guglować, nie będę guglować ;p

    "Chrolnik poprawił kaloszki, obciągnął kamizelkę i portki, przesunął kapelusz słomkowy bardziej na czoło i ruszył wzdłuż grządek." - słodki opisik

    "Wszędzie było widać ślady małych nóżek diablików udeptujących to, co za słabo rozgrabiły małymi łapkami, lub za słabo nanawoziły małymi pupkami." - a to jeszcze słodsze :)


    "Chrolnik wyglądał na strapionego, a strapiony chrolnik o tej porze dnia to niedobra wróżba." - też tak myślę

    "Kolory jeszcze się nie pokazały, butelka była jeszcze niedojrzała." - fajne, na ciekawą ścieżkę prowadzisz

    "Gdy skończył kaszleć, mini-piramida z okolicznych diablików rozpadła się i pojedyncze stworki wróciły do swoich zajęć." :))

    "- Vae s'je tey tey tey. - powiedział" - bez kropeczki

    No przyjemniutko Okropny. Znów inna myśl, inne podejście, inny styl, choć Twój, ofkors, ale ciut odmienny. Nie siedzisz w szufladzie, zwracam honor. Czekam na kolejne części, choć ostatnio ledwo nadążam za opowijskim życiem. Ledwiutko... :) V.
  • KarolaKorman 05.11.2017
    ,,obciągnął kamizelkę i portki,'' - z tym obciąganiem portek, to bym się zastanowiła, bo spadną mu do kostek :)
    Bardzo ciekawy pomysł i świetne wykonanie. Zrobiło się jakoś sympatycznie z Tym chrolnikiem i diablikami. To pocieranie nosa przypomniało mi starą rymowankę w jaką bawił się ze mną mój tata. Chwytał mnie za nos i mówił:
    Jak pójdziesz na szabry, to najpierw spójrz w jedną stronę (i wykrzywiał mi nos w prawo)
    potem w drugą (i wykrzywiał w lewo)
    a później rwij, rwij, rwij! (tu pociągał w dół)
    a później uciekaj, uciekaj, uciekaj! (ruszał szubko czubkiem nosa w obie strony) - takie wspomnienie z dzieciństwa :) Pozdrawiam cię, Okropny :) 5 :)
  • Okropny 05.11.2017
    Cię też, KK. Cieszę się, że moja pisanina wyzwala coś fajnego, przypomina, coś dobrego. Taki był trochę plan.
  • Agnieszka Gu 17.11.2017
    Witam,
    Rzuciłam okiem i "rzuciło mnie się w oko":

    "Grunt był odpowiednio grząski, o, nie, na to nie mógł nic powiedzieć. " - po "o" też przecinek? To tylko pytanie, bo sama nie mam pewności ;)

    Ładnie, a nawet uroczo, opisany świat Krasnali :) Zaleciało mi Skandynawią, choć klimat raczej stanowczo temu przeczy :)
    Pozdrawiam
  • Okropny 17.11.2017
    Hej ho, przecinek po o jest jak najbardziej zamierzony. Wprawdzie nie ma tu nigdzie krasnali, ale wybaczam - każdy interpretuje po swojemu :D
  • Agnieszka Gu 18.11.2017
    Powiadasz, że to jednak nie świat krasnali... Pewnie tak jakoś mi się tak skojarzyło - bo wyczytałam, że diabliki sięgają Chrolnikowi do kolan :)) Wyobraźnia lubi działać na zasadzie skojarzeń i czasami płatać figle :)) Pozdrowionka :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania