Era Smoka - rozdział 1 (część. I)

Thuban. Planeta piątej gwiazdy gwiazdozbioru Smoka, odległej od Ziemi o 2500 lat świetlnych. Planeta bardzo przypominała Ziemię. jednak była całkowicie inna. Piękna i tajemnicza.

Planeta miała kilka głównych krain: Krainę Tysiąca Łez, Smoków, Wody, Ognia, Farae, podziemia i ziemię niczyją. Oddzielone przez góry, każda inna i wyjątkowa na swój własny sposób, wykształciły swoją kulturę i język. Każdej z krain strzegli strażnicy. Powiązani ze swoją krainą poprzez bramy, którymi mieszkańcy planety mogli podróżować.

 

Nasza historia zaczyna swój bieg w królestwie smoków.

Kraina była otoczona przez góry, których dzikimi mieszkańcami były smoki.

Duże, kryształowe jezioro, mieniło się tysiącem barw w świetle dwóch najjaśniejszych gwiazd planety: Eltanin i Rastaban. Kawałek dalej był las dziwnych drzew, które wyglądały tak, jakby źdźbła trawy były większe niż ich mniejsze krewniaczki porastające tutejsze stepy. Pomiędzy nimi znajdowały się skalne kolumny, na których mieszkały smoki. Pomiędzy stolicą Sakańczyków Bertanin, a lasem trawiastych drzew, ciągnęła się Czarno-Woda. Rzeka, która swoją nazwę zawdzięczała przez minerały, które spływały z gór. Na stepach, które ciągnęły się wokół trawiastego lasu oraz stolicy, pasły się sarny, a krogulce polowały na małe gryzonie.

Część ze smoków zeszła z gór i przybrała ludzką postać. Kupcy nazywali ich pięknym ludem. Ich nieskazitelny wygląd, uroda jak i sposób w jaki się poruszali i mówili potrafił oczarować tego, kto ośmielił się przekroczyć mury ich miasta.

Bertanin zostało wykute z niebywałą starannością z kamiennych bloków, które od wieków wyrastały z ziemi planety. Najdrobniejsze szczegóły, motywy roślinne jak i zwierzęce, przeplatały się pod dachami domów. Potężne drzewa Wiśni Sentzu okalały główny plac miasta, gdzie głównie toczyło się życie. Tam Sakańczycy handlowali, wymieniali informacje, dowiadywali się najświeższych informacji o pozostałych krainach. Tam też swoje audiencje miał król.

 

Nieopodal znajdował się zamek, który wykuto w litej skale. Otoczony murem, oddzielał króla i jego rodzinę od pozostałej części miasta. To właśnie w jego ogrodach, rosło największe i najstarsze drzewo Wiśni Sentzu, które posadził pierwszy król Królestwa Sakańczyków. I właśnie przy nim odbywały się wszystkie, największe święta w królestwie dla poddanych króla.

 

W jednej z krain Thuban, w krainie tysiąca łez, mieszkała młoda Togaranka Luna. Miała rude włosy i piegowatą twarz. Kraina, w której mieszkała, była przepiękna. Płaczące góry, które nazywane były płynącymi wyspami, zmieniały swoje barwy w zależności od pory roku, gdy w wioskach krainy ciągle trwało lato. Z płaczących gór płynęły wodospady, które parując wyglądały jak strużka spływającej łzy. Góry wyglądały tak, jakby płynęły na chmurach, oddzielone od całej krainy puchatym dywanem.

W krainie tej rosną dziewicze lasy. Szczyty gór Gatu, które oddzielały Krainę Tysiąca Łez od pozostałych krain, od wieków pokryte są wiecznym śniegiem. Dzikie zwierzęta żyją w zgodzie z mieszkańcami, którzy swoją ciężką pracą jak i miłością do natury, dbają o swoją ziemię jak i otaczającą ją roślinność.

 

Luna była wesołą i uśmiechniętą dziewczyną, która chodziła swoimi własnymi ścieżkami. Nigdy nie słuchała się swojej matki. Tak było i tym razem.

Pewnego wieczora postanowiła pójść nad magiczne jezioro. Tego dnia bowiem, było święto Srebrnego Księżyca, które wśród mieszkańców uchodziło za magiczne święto. Spełniało marzenia, ale tylko nieliczni mogli do niego dotrzeć. Jezioro było położone bardzo blisko bramy, która prowadziła do zakazanego lasu. Mieszkańcy Krainy Tysiąca Łez bali się do niego wchodzić. Dlatego tylko nieliczni odważyli się przekroczyć bramę i ruszyć przez las w kierunku jeziora. Ludzie mieszkający w wioskach organizowali co roku festyn, który mniej odważnym miał zastąpić wizytę nad Magicznym Jeziorem.

Zakazany las, nazywany tak przez mieszkańców Thuban, był pradawną puszczą, która kiedyś porastała planetę dwa tysiące lat temu. Pod wpływem wojny oraz rozwoju poszczególnych królestw, pozostawiono wąskie przejścia, które tworzyły szlaki łączące bramy krain.

Dziewczyna nie bała się przez niego chodzić. Dzikie zwierzęta mieszkające w lesie nie atakowały tuż przy bramach. A magiczne jezioro nie było daleko. Było nawet bardzo blisko wioski, w której mieszkała.

Weszła na niedużą polankę, przy której znajdował się pomost do domu strażniczki jeziora, Sandry. Sandra była kiedyś mieszkanką Królestwa Wody. Była wodnym elfem, o długich niebieskich włosach, błękitnych oczach i bladoniebieskim odcieniu skóry. Kobieta nie raz zapraszała dziewczynę na ciepłą herbatę i na pogawędki. Lubiła towarzystwo, jednak przez bardzo rzadkie odwiedziny mieszkańców wioski, czuła się samotna. Tym razem, strażniczka nie była sama. Prócz dziewczyny był jeszcze jeden gość. Tajemniczy chłopak, którego Luna widziała nad magicznym jeziorem po raz pierwszy.

- Kim jesteś? - Zapytała. - Gdzie jest strażniczka? - Mężczyzna odwrócił się w jej kierunku. Jego długie blond włosy powiewały na wietrze, a srebrne oczy obserwowały ją. Nic nie powiedział. Wokół oczu miał srebrzystoniebieskie łuski, a tuż obok twarzy przechodziło długie znamię w tym samym kolorze co, co łuski mężczyzny. - Może byś tak odpowiedział? - Burknęła.

- A ty kim jesteś, by wydawać mi rozkazy? - Zapytał oschle. Dziewczyna miała ciężki charakter, nie lubiła, gdy ktoś odpowiadał jej pytaniem na pytanie.

- Odpowiedz! - Krzyknęła i podeszła bliżej. Mężczyzna skrzyżował ręce i obserwował ją. Dopiero teraz dostrzegła, że jego oczy i rysy twarzy nie pasują do mieszkańców jej wioski. To był Sakańczyk. Mieszkaniec krainy smoków. Pamiętała, jak matka ostrzegała ją, że te istoty potrafią hipnotyzować swoimi oczami.

- Nie będę ci odpowiadał. Nie mam takiego zamiaru. - Odpowiedział. Jego oczy nawet nie drgnęły. Z domu na jeziorze wyszła kobieta, która popatrzyła na Lune oraz tajemniczego mężczyznę. Zachowanie dwójki młodych ludzi zdziwiło ją. Luna była zawsze uśmiechnięta, wesoła i miła dla wszystkich, nie reagowała agresją. Ale dzisiaj było inaczej.

- Książę, to mój gość. - Uśmiechnęła się. Luna popatrzyła zdziwiona na strażniczkę. - Nie jest wrogiem. - Mężczyzna zerknął w kierunku strażniczki, następnie wrócił do obserwowania dziewczyny. Nie pozostała mu dłużna.

- Jak się zwie? - Zapytał.

- Zwie?! - Krzyknęła oburzona. - Co ja pies jestem?! - Dodała i kopnęła go w nogę.

- Luna! - Krzyknęła przerażona kobieta. - Panuj nad emocjami! To jest przyszły król!

- Mało mnie to interesuje. - Powiedziała i pokierowała się w stronę jeziora. Mężczyzna obserwował ją kątem oka masując obolałą nogę. Nie spodziewał się, że dziewczyna go kopnie.

Strażniczka podeszła do księcia i powiedziała mu coś po cichu. Mężczyzna podszedł do dziewczyny i stanął obok niej.

- Jestem Laragossa. - powiedział i popatrzył na nią. Jednak ją nie interesowało, jak nazywa się tajemniczy mężczyzna, który pojawił się tego dnia przy magicznym jeziorze. - Pięknie tu, prawda? - Powiedział i kucnął dotykając ręką tafli jeziora.

- Dzisiaj jest święto Srebrnego Księżyca. - Powiedziała Luna. - Chciałabym do niego wejść. Jeśli pozwolisz.

- Do jeziora? - Zapytał zaskoczony. - Po co?

- Sakańczycy i ich brak wiedzy… - Burknęła kręcąc włosy. Przechyliła głowę. Jej rude kosmyki połyskiwały w świetle księżyca. - To święto, które spełnia życzenia, wiesz?

- Skąd mam wiedzieć? - Prychnął. - Nie jestem Togaraninem, nie mamy takiego święta.

- To jakie macie święta? - Zapytała. Książę opowiedział jej o lokalnej tradycji. Dziewczyna słuchała uważnie zadając mu masę pytań. Zaskoczyło go to, że interesuje ją jego kraj i zadaje aż tyle pytań.

- Chciałaś wejść do jeziora, czyż nie? - Powiedział szybko próbując uciec od kolejnej dawki pytań. Poskrobała się po piegowatym nosie.

- Racja. Całkowicie o tym zapomniałam. - Dodała. Popatrzyła na strażniczkę, która tylko kiwnęła głową. Strażniczka kątem oka zerknęła na księcia, który przyglądał się Lunie. Już wiedziała, dlaczego ta dwójka spotkała się akurat tego dnia przy magicznym jeziorze. W śród Togaran jak i Sakńczyków krążyła legenda o białej wiedźmie, która przyjdzie na świat, gdy zostanie złamany niepisany pakt o nieagresji z mrocznym władcą. To ona miała obalić mrocznego władcę i obudzić uśpioną Falude, którą kilkaset lat temu zagarnął mroczny władca. Dzisiejsza noc zapoczątkowała splot wydarzeń, który potem zaważył na losach tej dwójki.

Zdjęła pelerynę i odłożyła ją na piasek, który oddzielał jezioro oraz polanę tuż przed nim. Według tradycji, ten kto odważył się przyjść do magicznego jeziora, musiał mieć odpowiedni strój. Suknia musiała być koloru tarczy księżyca, żeby magiczna moc jeziora spełniła marzenia odważnej osoby. Jednak warunkiem było, żeby kobieta nosząca tą suknie, nie mogła zostać zobaczona przez mężczyznę.

Oczom mężczyzny ukazała się przepiękna suknia, której materiał odbijając światło księżyca, mienił się jak diamenciki. Piegowata skóra dziewczyny była prawie biała, a w połączeniu z światłem księżyca odbijanym przez materiał sukni przybrała ton alabastru. Książę nie mógł oderwać od niej wzroku.

- Co za piękna suknia…. -Wyszeptał. Luna zrobiła przerażoną minę. Całkowicie zapomniała, że w to święto nikt nie może zobaczyć kobiety ubranej w srebrną suknię. Magia tego święta potrafiła skrzyżować losy dwójki osób, które tego dnia się spotkały. Ale dziewczynie nie były w głowie romanse. Dopiero pogodziła się z matką po jednej kłótni, nie chciała mieć kolejnej.

- Nie patrz na mnie! - Pisnęła i wbiegła do jeziora. Książę wstał i popatrzył na dziewczynę znikającą w toni jeziora.

- Mam nie patrzeć? Dlaczego? - Zamyślił się.

 

Od tamtego czasu Luna prawie co wieczór była nad magicznym jeziorem. Za każdym razem liczyła, że książę Sakańczyków będzie. A on zawsze był, jakby czekał na nią.

Ich spotkania trwały już pewien czas. Z każdym dniem dziewczyna przekonywała się do księcia i opowiadała mu o sobie i o mieszkańcach swojej wioski.

Młodzi spotykali się prawie codziennie. W końcu zaczęło między nimi kiełkować uczucie, które było zakazane ze względu na niepisany pakt.

I nastało kolejne święto Srebrnego Księżyca, które rok temu połączyło młodych ludzi. Książę nie mógł zapomnieć o dziewczynie, którą spotkał tamtego dnia. Podobnie jak Luna o nim.

- Luna! - Krzyknął i złapał dziewczynę za rękę.

- Nie Laragossa. - Powiedziała i popatrzyła na niego zapłakanymi oczami. - Nasz związek nie ma sensu… Jest zakazany.

- Mało mnie obchodzi pakt, jaki zawarli moi przodkowie z mrocznym władcą. - Powiedział i przyciągnął ją do siebie.

- Laragossa proszę cię! - Zaczęła płakać. - Nie pozwalasz mi o sobie zapomnieć…. - Na taras wyszła strażniczka jeziora, która usłyszała kłótnię dwójki młodych ludzi. Widziała, że szczerze się kochali. Jednak wojna, która miała miejsce kilkaset lat temu, zaprzepaściła szansę na szczęśliwe życie tej dwójki. To właśnie podczas tej wojny, pokonany mroczny władca zawarł pakt z królami pozostałych czterech krain, że ich mieszkańcy nigdy nie będą się mieszać. Wielu z nich, których rodzice pochodzili z różnych krain straciło życie. Miało to pokazać pozostałym co się stanie, jeśli jednak odważą się złamać niepisany pakt.

Laragossa dotknął zapłakanego policzka dziewczyny.

- Cokolwiek się stanie, będziesz w moim sercu. - Popatrzyła w jego srebrne oczy. - Dla mnie ten pakt nie istnieje. Chcę być z tobą… - Westchnął. - Obiecuję ci. Za miesiąc, o tej porze będziesz ze mną w moim zamku. Gdy będę koronowany na króla, zostaniesz moją żoną. - Luna popatrzyła w jego srebrne oczy, które działały na nią jak magnes. Pocałował ją. Zwyczajne pocałunki zmieniły się w zachłanne, jakby książę czuł, że więcej nie spotka dziewczyny. Dla niej była to magiczna noc, która spełniła jej życzenie o znalezieniu ukochanej osoby.

Opiekunka jeziora westchnęła i zamknęła oczy. Widziała, jak młodzi zapominają o niepisanym pakcie i jak oddają się swoim pragnieniom. Wiedziała, że Luna swoją decyzją wydała na siebie wyrok śmierci. Jednak w głębi serca wiedziała, że tak musiało się stać. Z jakiegoś powodu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Kim 06.05.2018
    Witaj, nowy użytkowniku opowi. Mam drobną sugestię. Ponieważ z całą pewnością bardzo napracowałeś się nad swoim tekstem, sugerowałabym pokrojenie go na mniejsze kawałki i wrzucenie w częściach. Wtedy więcej osób go przeczyta i skomentuje :) Tak, powiedzmy, fragmenty po 1/5 tego, co jest tutaj. No. To tyle ode mnie. Pozdrawiam serdecznie :)
  • IvyLou 06.05.2018
    Dziękuję za sugestię! :) Przy następnym wpisywaniu moich "Wypocin" będę pamiętała o podzieleniu go na mniejsze części :). Pozdrawiam!
  • Canulas 06.05.2018
    IvyLou , Lepiej przeedytuj już tą część. Masz w profilu zakładkę - moje publikacje - po prawej jest edycja.
    Jeśli wstawiasz pierwszą część i ona (z racji długości) nie siądzie, to nawet jak druga będzie wymuskana, wygłaskana, to... słabo sie zaczyna czytać od 2 części.
    Pozdroxix
  • IvyLou 06.05.2018
    Canulas Podzielone na mniejsze :). Dziękuję za pomoc!
  • Kim 06.05.2018
    Dobra, ładnie ogarnięte, to czytam.
    Podoba mi się wstęp, to znaczy pierwszy akapit. Krótki i wprowadza do świata. Czytelnik ma już pierwszy zarys. Fajnie.
    "Pomiędzy nimi znajdowały się skalne kolumny, na których mieszkały smoki. Pomiędzy stolicą Sakańczyków Bertanin, a lasem trawiastych drzew, ciągnęła się Czarno-Woda. " - pozbyłabym sie jednego pomiędzy, albo zmieniła je na coś innego, bo się powtarza ze zdania na zdanie.
    "Kraina, w której mieszkała, była przepiękna. Płaczące góry, które nazywane były płynącymi wyspami, zmieniały swoje barwy w zależności od pory roku, gdy w wioskach krainy ciągle trwało lato" - świetny pomysł. Przypadł mi do gustu.
    "Z płaczących gór płynęły wodospady, które parując wyglądały jak strużka spływającej łzy. Góry wyglądały tak, jakby płynęły na chmurach, oddzielone od całej krainy puchatym dywanem." - tu można się pozbyć jednego 'góry' bo się powtarza. W drugim zdaniu na przykład. Z kontekstu wiadomo, że chodzi o góry. Nie trzeba tego zaznaczać.
    "Tego dnia bowiem, było święto Srebrnego Księżyca, które wśród mieszkańców uchodziło za magiczne święto. " - tu też powtórzenie. Święto/święto.
    " A magiczne jezioro nie było daleko. Było nawet bardzo blisko wioski, w której mieszkała." - tu było/było powtórzenie się napatoczylo
    "Sandra była kiedyś mieszkanką Królestwa Wody. Była wodnym elfem, (..)" - a tu z kolei była/była :)
    "- Kim jesteś? - Zapytała." - narrację odnoszącą się bezpośrednio do dialogu zapisujemy z małej litery. Szczegóły tutaj:
    http://www.opowi.pl/art/jak-pisac-dialogi/
    Jak potem przyszedł dialog, to trochę się pogubiłam w postaciach. Sporo ich. I mylą mi się. W ogóle dużo się dzieje i szybko, hmm.
    Ogólnie tekst bardzo spoko. Podoba mi się świat. Nawet bardzo. Widzę dwa problemy tylko. Pierwszy to powtórzenia. Zdarzają ci się, musisz to ogranąć, bo płynność tekstu to podstawa. Parę sugestii zmian wyciągnęłam, ale można ich zrobić więcej w tekście. Po drugie, mam wrażenie, że jest trochę taki... artystyczny chaos w narracji. Od początku jest bardzo dużo nazw i imion, wszystko dla czytelnika jest nowe. Tekst jest za krótki, żeby sobie to uporządkować. Ja osobiście się pogubiłam. Ale to może być tylko i wyłącznie wina mojego wolnego mózgu. Lubię mieć wszystko ładnie poukładane, a tu nie jestem w stanie, bo jest za dużo na raz.
    Tyle ode mnie. Może jeszcze ktoś się wypowie :)
    Pozdrawiam.
  • IvyLou 06.05.2018
    Dzięki za szczery komentarz :). Tekst na pewno ogarnę, nie raz wracam do niego w wordzie i zmieniam, zmieniam, zmieniam ^^. Mam nadzieję, że pozostałe fragmenty podzielonego tekstu również przypadną Ci do gustu :)!
  • DarthNatala 14.04.2019
    W końcu dotarłam na początek. :D Czyta się naprawdę fajnie. Myślę że zostanę przy tej serii
  • IvyLou 14.04.2019
    Miło mi to słyszeć :). Niedługo wrzucę kolejny fragment :D. Kawałek piątego :).

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania