Era Smoka - rozdział 1 (część. III)

~*~

 

- Luna! Choć prędko! - krzyczała kobieta.

- Co się stało matko? - Na twarzy dziewczyny malował się uśmiech. Dziewczyna zastanawiała się, jakie świeże plotki jej matka przyniosła tym razem. Nad jej prawym uchem wisiało kilka splecionych warkoczyków, które kołysały się na ciepłym wietrze.

- Nie wiesz, jakie wieści niosę z miasta! W smoczym królestwie wielka radość! Młody książę pojął za żonę swojego druha walki oraz długoletnią przyjaciółkę. - powiedziała kobieta poprawiając zakupy, które miała w koszu. Luna na wieść o tym, co powiedziała jej matka, upuściła z rąk świeżo zebrane kwiaty. Czy to prawda, że mężczyzna, którego kochała, właśnie zdradził jej uczucia i to, co jej obiecał? Ale jak to? Jak mógł? Nie potrafiła tego zrozumieć, dlaczego ją zdradził. - Luna, wszystko w porządku?

- Tak…. Tak myślę…. - wyszeptała. Za wszelką cenę próbowała pohamować płacz, ale łzy same zaczęły spływać po jej policzkach. Starsza kobieta od razu zaczęła bombardować dziewczynę pytaniami.

- Doszły mnie też plotki, że młody książę, a teraz król wymykał się ciągle od dwóch lat…. - Kobieta zrobiła minę, jakby ją olśniło - Nie mów mi, że to właśnie z nim się spotykałaś w zakazanym lesie przez ten cały czas?!- Wysyczała przez zaciśnięte zęby. Po drugiej stronie piaszczystej drogi stała starsza babinka, znachorka. Pielęgnowała swój przydomowy ogródek, gdy nagle skupiła swoją uwagę na matce i jej córce. Zwłaszcza na córce. Kobieta złapała ją za ramię i pociągnęła do domu – Idziemy!

- Mamo! Przestań! To boli!

- Nie będę patrzeć, jak ta stara baba się gapi jak ty płaczesz! - Warknęła.

Weszły do domu. Postawiła kosz na stole. Kuchnia wykonana była z drewnianych bali. Na okienkach szafek wisiały firanki z materiału w niebieską kratkę. Po środku kuchni stał kwadratowy, kamienny stół.

Starsza kobieta zapaliła w piecyku pod czajnikiem i wyciągnęła dwa kubki. Dziewczyna usiadła przy stole mając spuszczoną głowę. Jej krótkie, rude włosy wyglądały, jakby traciły blask.

- A teraz wszystko, wszystko po kolei mi opowiesz. - powiedziała matka ustawiając przed nią kubek świeżo zaparzonej herbaty z kwiatu lipy.

- Co mam ci powiedzieć? Że spotykałam się z nim? Że z nim byłam i to akurat w dniu święta Srebrnego księżyca?! - Wrzasnęła. Kobieta usiadła. Jej twarz zrobiła się blada.

- Wiesz co ty narobiłaś? Ściągnęłaś nieszczęście na ten dom! - Krzyknęła kobieta chowając twarz w dłoniach.

- Nieszczęście? O czym ty mówisz!

- Jeśli z twojego związku z tym mężczyzną urodzi się dziecko, będą kłopoty! Bardzo duże kłopoty! Mieszańce, zwłaszcza z królewskiego rodu i to jeszcze z krainy Smoków…. One… Ja… Nie wyobrażam sobie, żeby to dziecko miało jakiekolwiek szanse na przeżycie tu czy gdziekolwiek indziej!

- Ale ja nie jestem w żadnej ciąży matko! A nawet jeśli bym była, to kto będzie wiedział, czyje to dziecko? Nikt prócz mnie i ciebie. - odparła dziewczyna ocierając łzy spływające po jej piegowatym policzku. Luna wiedziała, że tego dnia złamali niepisany pakt. Ale wierzyła księciu, że dotrzyma obietnicy.

- Chociażby to, że dziecko będzie bardzo podobne do swojego ojca. Tak zawsze jest w królewskich rodach i to zwłaszcza tych, które mają magiczne zdolności! - odparła. Złapała kubek i wzięła dwa łyki herbaty. Nie potrafiła sobie wyobrazić, w co tym razem wkopała się jej córka. W pięciu krainach, żeby móc związać się z przedstawicielem innej rasy potrzebne było pozwolenie od najwyższego maga jednej i drugiej krainy, którego nikt nie dostał od ponad trzystu lat. Miało to zapobiec mieszaniu się ras oraz, jak ogłosił jeden z króli krainy tysiąca łez, drażnienia mrocznego władcy, który tylko czekał aż ktoś złamie niepisaną umowę pokoju. A tutaj? Nie dość, że jej córka związała się z przedstawicielem innej rasy, to jeszcze jest to książę. I co najbardziej przeraziło kobietę to to, że jej córka może spodziewać się dziecka. Nie od dawna wiadomo, że święto Srebrnego Księżyca to święto magiczne i zsyła dar od losu tym, którzy naprawdę tego potrzebują. Ale ona nie potrzebowała kłopotów.

- Podobne do ojca? Masz na myśli nie wygląd, a magiczne zdolności?

- Gdzie ty masz głowę?! Zapomniałaś już o tym, co uczono cię w szkole? No tak, prymuską nigdy nie byłaś... Takie dzieci, mieszanki dwóch ras zawsze się czymś wyróżniają!

Luna patrzyła w swój kubek. Nie wiedziała co ma robić, co myśleć. Wszystko potoczyło się tak nagle. Ten moment, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy stojącego nad brzegiem magicznego jeziora do którego szła …. Pierwszy kontakt cielesny, kiedy był całkiem inny, bardziej… delikatny. Czy mogła być w ciąży? Nawet jeśli, w duchu obiecała sobie, że nikt prócz jej i jej matki nie będzie znał tej tajemnicy. Tajemnicy o jej cichym romansie z młodym królem Smoczego Królestwa.

 

Minęły cztery miesiące i Luna zaczęła zauważać zmiany w swoim ciele. Słowa jej matki rozbrzmiewały w jej głowie jak wyrocznia, kiedy w dniu ślubu króla smoczego królestwa matka zarzuciła jej, że może spodziewać się dziecka. Teraz w jej brzuchu wyczuwała delikatne ruchy jej nienarodzonego maleństwa.

Matka natomiast, próbując zatuszować to, co zrobiła jej córka opowiadała, że ojciec jej nienarodzonego wnuka zginął z ręki strażnika jednej z krain. Nie wiedziała, czy los im sprzyjał, ale ludzie szybko uwierzyli w tę historię. Dopóki nie dziecko nie przyszło na świat, miały chwilę namysłu, jakie inne kłamstwo wcisnąć sąsiadom gdyby nie było podobne w ogóle do matki.

 

Minęły kolejne cztery miesiące. Na nocnym niebie szalała burza. Dookoła biły pioruny. Dziewczyna raptownie obudziła się. W jej pokoju usłyszała dziwne szepty, zaś przy oknie zobaczyła postać młodej kobiety w białej poświacie. Młoda kobieta miała przez twarz wymalowaną czarną kreskę, która schodziła do samej linii jej biustu, zaś na czole miała znak trójzęba z ostro zakończonymi brzegami. Znak ten także bił jasnym światłem. Luna w swojej głowie usłyszała szept tej młodej kobiety.

 

„Nie bój się. Nie skrzywdzę ciebie ani twojego nienarodzonego dziecka. Jestem duchem tej planety. Wybrałam twoje dziecko, aby było moim kolejnym wcieleniem. W obliczu zagrożenia, jestem gotowa poświęcić życie jako śmiertelnik, by ratować mój ukochany dom. Ty jesteś potomkiem starożytnych Luno i to właśnie twoje potomstwo zawalczy o pokój mojego domu”.

 

Nie widziała, żeby kobieta ruszała ustami, żeby w jakikolwiek sposób z jej gardła wydobywał się głos.

Kobieta podeszła do łóżka, na którym leżała dziewczyna i wyciągnęła rękę.

- Nie! Nie zbliżaj się do mnie! - Krzyczała zakrywając dłońmi brzuch. Nagle, dziwna siła przykuła ją do łóżka i nie pozwoliła jej się ruszyć. Oczy kobiety rozbłysły białym światłem, a sama postać zmieniła się w kulę światła i wniknęła do jej brzucha i jej nienarodzonego dziecka. Dziewczyna czuła szybkie ruchy dziecka. Nie wiedziała, jak ma mu pomóc. Nie mogła się ruszyć.

Magiczne więzy puściły. W tym samym momencie przez całą długość kręgosłupa przeszył ją potężny ból. Czy to już czas? Czy jej dziecko miało już przyjść na świat? Ból wzmagał się z każdym ruchem dziecka, które jakby siłą chciało wydrzeć się z brzucha swojej matki.

- Mamo!!! MAMO!!! -Wrzeszczała przez płacz. Ból był tak silny, że tylko krzyk w jakimś stopniu potrafił go uśmierzyć.

- Co się stało córeczko?! - Krzyknęła matka która wpadła do pokoju. Dziewczyna pokazała na swój brzuch i na krwistą plamę na prześcieradle.. - Dziecko…. - Wyszeptała. Zbiegła po schodach i pobiegła do drugiego domu waląc i krzycząc, żeby znachorka pomogła jej córce, która zaczęła właśnie rodzić. Starsza kobieta prężnym krokiem weszła do pokoju dziewczyny. Kazała przynieść gorącą wodę oraz ręczniki. Po godzinie było już po wszystkim, a w akompaniamencie burzy dało się słyszeć płacz noworodka.

- Alano, to twoja wnuczka. Ale… Ma dziwne znamię na czole. - powiedziała starsza kobieta bacznie przyglądając się zawiniątku i dziewczynie. Luna, wykończona po wydaniu na świat swojego pierwszego dziecka, zdążyła wyszeptać tylko imię Milo, gdy nagle zaczęła się dusić.

- Znachorko! Ratuj moje dziecko! Ratuj ją! Sama nie poradzę sobie z wychowaniem wnuczki! - Łkała kobieta. Jednak dla dziewczyny było już za późno. Z ostatnią próbą sił zaczerpnięcia powietrza, dziewczyna wydała ostatnie tchnienie. Straciła za dużo krwi, by móc ją ratować. W ramionach kobiety natomiast było małe zawiniątko. Mała dziewczynka, ze znamieniem w kształcie trójzęba.

 

~*~

 

Laragossa zerwał się ze snu. Usiadł na łóżku. W jego głowie był mętlik. Nie wiedział, co i dlaczego go obudziło. Obok niego spała jego żona Ava.

Młody król wstał i podszedł do barierki swojego tarasu. Luko też nie spał. Wpatrywał się w południową bramę królestwa.

- Luko, co się dzieje? Wyglądasz jakoś dziwnie. - Odparł młody król.

- Dziwne… Wydawało mi się, że tej nocy Eyope wybrała sobie swoje ludzkie wcielenie. - Odparł smok. Luko oczywiście wiedział, że było to możliwe. Czuł, co młody król mógł zrobić spotykając się z tą dziewczyną przez ponad rok nad magicznym jeziorem.

- Ludzkie wcielenie? Masz na myśli, że zbliża się jakieś zagrożenie do naszej krainy?

- Nie wiem królu. Ale jestem pewien tylko jednego. Gdy Eyope wybiera sobie ludzkie wcielenie, ta istota musi być potężna. Potężniejsza od ciebie, Laragossa. - powiedział spokojnie smok.

W oddali usłyszeli bicie dzwonów. Białe dzwony, które od tysiąca lat nie wydały dźwięku, ponownie zaczęły grać swoją melodię. Luko był już pewny. Eyope opuściła swoją świątynie na świętej górze, a białe dzwony ogłaszają pięciu krainom jej przybycie pod ludzką postacią na ten świat.

- Luko?

- Teraz jestem pewien. Stara legenda głosi, że tylko raz Eyope miała ludzkie wcielenie. Teraz, białe dzwony biją ponownie, a to oznacza jedno. Duch planety Thuban wybrał kogoś, kto mieszka w jednej z pięciu krain.

 

~*~

 

Mroczna Kraina była spowita mrokiem od czasu, gdy rządził nią jej mroczny władca. Cierpienie jej mieszkańców można było wyczuć przekraczając jej bramy. To w jej zakamarkach, jaskiniach skrywają się najgorsze istoty chodzące po tej planecie, które na rozkaz mrocznego władcy wyszły z krainy podziemia. Spowita ciemnymi chmurami, wyglądała jak wielka pustynia, na której nic nie chciało rosnąć. Tylko mały fragment pradawnej puszczy pokazywał, że kiedyś ta kraina tętniła życiem, jak cztery pozostałe.

- Panie. Białe dzwony oznajmiają, że Eyope opuściła swoją świątynie – odrzekł gadzi język, który służył na zamku. Na tronie z kości oraz czaszek swoich ofiar siedział mroczny pan mrocznego królestwa. Na całym jego ciele znajdowała się długa, czarna peleryna, która ukrywała rozpadające się ciało. Kaptur zakrywał twarz tworząc czarną otchłań, w której świeciły tylko dwa małe, czerwone punkty.

- Eyope opuściła swoją wieże? - Zapytał zdziwiony. - Zawołajcie mi Devona! - Donośny, basowy głos z metalicznym pogłosem rozniósł się po całej sali tronowej.

Do sali wszedł młody chłopak. On także miał pelerynę oraz kaptur na głowie. Jednak kaptur nie przysłaniał całej jego twarzy. Przez pół twarzy chłopaka przechodziło czarne jak węgiel znamię. Jego czarne oczy, włosy oraz łuski wokół oczu odbijały i tak słabo rozproszone światło.

- Wołałeś mnie ojcze?

- Tak…. Eyope wybrała sobie kolejnego głupka, który będzie walczył w imię jej głupiej misji ratowania tej planety. - powiedział uderzając w oparcie tronu. - Co lepsze, ktoś złamał niepisany pakt i wymieszał się z przedstawicielem innej rasy. Inaczej ta stara wiedźma nie zeszłaby na ten świat. - Dodał. Już kiedyś Eyope zeszła na tą planetę, by za sprawą przyrodniej siostry jego żony pokonać mrocznego władcę. Mimo jej wysiłku i śmierci kobiety, nie udało jej się tego dokonać. Pod wpływem rzuconej klątwy, ciało władcy wyglądało jak truchło wyjęte z grobu.

- I co to ma wspólnego ze mną? - Odparł chłopak.

- Masz znaleźć to stworzenie i obserwować. A gdy nadarzy się odpowiednia okazja, zabić! - Warknął. Przez oczy Devona rozbłysła czerwona poświata. - Widzę, że spodobał ci się plan twojego ojca, synu. W takim razie, szykuj się do znalezienia tej istoty. Wgnieć ją w ziemię jak robaka!

- Tak ojcze. - Odparł chłopak. Ukłonił się, odwrócił i poszedł w kierunku wyjścia. Jednak przeznaczenie miało całkowicie inne plany wobec niego.

- Devonie. - odparł król. Młody chłopak zatrzymał się i lekko przechylił głowę by lepiej słyszeć ojca. - Nie zawiedź mnie. Inaczej sam skończysz w piekle jak ta wiedźma i jej bękart.

 

Król mrocznego królestwa od dawna wyczekiwał momentu, w którym narodzi się kolejny wybraniec ducha Thuban. Przygotowywał do tej ostatecznej walki o władanie nad planetą własnego syna. Jego własna siostra wlewała mu mrok do jego serca, obwiniając o śmierć ich matki właśnie opiekunkę planety. Pomimo śmierci przyrodniej siostry czarnej wiedźmy, oraz jej samej, przez odniesione rany mroczny władca zawarł niepisany pakt o pokoju pomiędzy krainami. Ale warunek miał być jeden. Warunek, który złamali król smoków i młoda Togaranka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • DarthNatala 19.04.2019
    Wciągające jak zwykle :D Ale znów nie mam czasu na czytanie dalej. A i tu takie małe błądziki.
    "Dopóki nie dziecko nie" - jedno nie chyba trzeba by usunąć.
    "mroczny pan mrocznego królestwa" - podwójnie mroczny. może jakieś inne słówko.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania