Era Smoka - rozdział 2 (część. I)

Od tego czasu, gdy nieświadoma dziewczynka pierwszy raz spotkała swojego ojca, minęło dwanaście lat. Jej marzenie o znalezieniu zaginionego członka jej rodziny tliło się głęboko w jej sercu. Zapomniała już tylko o dawnym spotkaniu, przez które jej los zmienił kierunek. Spotkania z królem Smoczego Królestwa.

- Milo! Gdzie jesteś! - krzyczała starsza kobieta. Stała przed domem podpierając się laską. - Co za niedobra dziewczyna! Całkiem jak moja córka kiedy była w jej wieku…. Ile to już lat, kiedy nie ma z nami Luny? - zamyśliła się.

- Jestem tutaj babciu! - krzyknęła. Siedziała za drzewem i przyglądała się wirującym liściom. Wioska, w której mieszkała nie była duża. Liczyła zaledwie dwadzieścia domów i znajdowała się nieopodal granicy z zakazanym lasem. Wokół wioski ciągnęły się pola zbóż i rzepaku, kawałek dalej było jedyne pole, na którym wieśniacy hodowali ryż. Drewniane domy mieszkańców rozsiane były wokół pól, które uprawiali wspólnie. Z wzniesienia, na którym stał dom Milo, widać było stolicę Togaran, Bertrude.

W wiosce było bardzo dużo drzew. Lecz tylko jedno było najbardziej okazałe ze wszystkich. Wiśnia Sentzu, która rosła przed domem dziewczyny. Słyszała od swojej babci, że to jej przodek pięćset lat temu zasadził to drzewo, by przypominało mu o kraju, z którego pochodził.

- Milo, idziemy na grób twojej matki. Mija dzisiaj siedemnaście lat, od kiedy nie żyje.

- Tak wiem. W moje urodziny. - westchnęła. Podniosła się i podeszła do swojej babci. To ona ją wychowywała. Wszyscy w ich wiosce wiedzieli co je spotkało. Babcia opowiadała jej, że jej ojciec zginął próbując przekroczyć bramę jednego z królestw podczas nocy. Dziewczyna nie chciała w to uwierzyć. Coś jej mówiło, że jej ojciec cały czas żyje. Mimo wszystko była wdzięczna swojej babci, że wychowała ją. Pomimo tylu trudności, jakie jej sprawiała będąc dzieckiem.

Szły polną dróżką. Po drodze mijały pola rzepaku i pracujących rolników, którzy śpiewali jedną z lokalnych pieśni o duchach mieszkających na polach.

Groby mieszkańców wioski znajdowały się tuż przy wschodniej bramie krainy, nieopodal zakazanego lasu i drogi do magicznego jeziora. Były to proste groby, kopczyki usypane z ziemi, gdzie pośrodku wbity był drewniany pal, z wyrytym imieniem pochowanej osoby. Grób jej matki porastały białe lilie. Jeszcze jako dziecko pamiętała, że tam były. Gdy pytała babcię, dlaczego je zasadziła, wypierała się. Mówiła, że kwiaty same wyrosły, jakby za sprawą magii.

Dziewczyna popatrzyła w niebo. Góry Gatu wyglądały jakby płakały. W połączeniu z promieniami najjaśniejszej gwiazdy Eltanin, powstawała tęcza, która tworzyła jakby most pomiędzy płaczącymi górami, a szczytami gór okalających krainę tysiąca łez.

- O czym myślisz? - zapytała babcia.

- Obserwuje niebo. - odparła - Dzisiaj wygląda szczególnie pięknie.

- To dlatego, że Rastaban świeci wyjątkowo jasno.

- Rastaban? Ta mała plamka na niebie?

- Owszem. - odparła babcia. Dziewczyna wiedziała, że dwie gwiazdy dają planecie dzień, gdy cztery srebrne księżyce rozświetlają półmrok nocy, ale nie wiedziała dlaczego Rastaban świeci dzisiaj wyjątkowo jasno. Babcia nigdy nie wspominała jej o święcie Srebrnego księżyca, aż do dzisiaj. - Zbliża się święto Srebrnego Księżyca.

- Srebrnego Księżyca? To święto, które spełnia życzenia?- aż podskoczyła z radości. Pomyślała, że może w końcu spełni swoje wielkie marzenie o podróżach. I odnajdzie ojca.

- Milo… - westchnęła babcia - Żeby spełniło się twoje życzenie, czy też marzenie…. - zamyśliła się – musisz udać się do magicznego jeziora. Jeśli strażniczka ci pozwoli wejść do niego w tą jedną noc, los zrobi wszystko, by twoje życzenie się spełniło.

- Będę mogła tam pójść tego dnia? - zapytała. Oczywiście, że znała odpowiedź. Ale chęć spełnienia marzenia była tak silna, że musiała zaryzykować.

- Nie ma mowy!

- Ale babciu!

- Nie i już!

- Babciu! - przystanęła. Była zła. Co takiego wydarzyło się wcześniej, że teraz nie chce jej puścić?

- Milo posłuchaj. - powiedziała starsza kobieta - Dwa lata przed twoimi narodzinami pozwoliłam twojej matce tam pójść. Za rok też. Teraz wiesz skąd się wzięłaś prawda? Nie chcę, żeby spotkało cię to samo, co twoją matkę.

- Co spotkało moją mamę? - Co spotkało jej matkę, że babcia teraz panicznie boi się, że zrobi to samo?

- Ból po utracie ukochanej osoby. - nie musiała nic więcej mówić. Zapewne chodziło o jej ojca, który według babci zginął. Z tego co jej opowiadała, nawet będąc magiem nie potrafił pokonać strażnika swojej krainy, który nie chciał go wpuścić. Mówiła też, że matka bardzo to przeżywała. Gdy dowiedziała się o swoim stanie, zaświeciło się dla niej światełko nadziei. Ale ona dopiero skończyła siedemnaście lat i nie w głowie jej były romanse. Tylko chęć ruszenia w świat, by poznać własne ja i sprawdzić, czy jej ojciec faktycznie nie żyje. - Teraz rozumiesz dlaczego się boję? Wystarczy już łez w tej rodzinie. Bardzo mi przypominasz moją córkę. Ona też taka była. Nie słuchała nikogo, tylko głosu własnego serca. Co ją w końcu zgubiło, bo nie chciała mnie posłuchać choć raz w swoim krótkim życiu.

 

Pozostałą część drogi przeszły w ciszy. Milo coś tutaj nie grało. Dlaczego nie mogła choć raz pójść nad magiczne jezioro? Czyżby swoim zachowaniem tak przypominała matkę, że jej babcia nie chciała mieć więcej kłopotów związanych z magicznym jeziorem? Czy babci chodziło całkiem o coś innego?

 

~*~

 

Obok grobu matki dziewczyny rosła Wiśnia Sentzu. Podobno bardzo je lubiła. Dziewczyna także. Całe swoje dzieciństwo przesiadywała pod drzewem, które rosło obok ich domu. A teraz, kiedy wiśnie Sentzu zaczynają kwitnąć, a ich wirujące w powietrzu liście przypominają małe łódeczki, jeszcze bardziej oddawała się myślom o podróżach.

 

„Milo...”

 

Zaczęła się rozglądać. Ktoś ją wołał?

 

„Milo...”

 

Znowu usłyszała swoje imię. Tym razem jej włosami poruszył delikatny wiatr bijący z wschodniej bramy krainy. Mimowolnie popatrzyła w tamtym kierunku. Tuż pod drzewem stała dziwna kobieta.

„Milo.. Choć do mnie… Nie bój się… W noc czterech księżycy… Przyjdź do magicznego jeziora… Milo….”

 

Kobieta znikła. Dziewczyna wpatrywała się jeszcze długo w drzewo, obok którego przed chwilą stała.

- Milo? - rozległ się zaskoczony głos babci. Najwyraźniej cały czas coś do niej mówiła, jednak brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony trochę ją zaskoczył. - Coś się stało?

- Tam… przy drzewie…. Stała jakaś kobieta. - powiedziała pół szeptem.

- Przy tamtym drzewie? - zapytała babcia pokazując laską dokładnie to drzewo, o którym mówiła.

- Tak.

- To święte drzewo. - odparła i wróciła do czyszczenia grobu z chwastów.

- Tak, ale…. Nigdy nie widziałam tam stojącej kobiety. - babcia nadal sprzątała grób, niewzruszona jej słowami.

- Zawsze tam stoi. Ta kobieta to strażnik naszej krainy. Mieszkanka magicznego jeziora.

- Magicznego jeziora? - słowa, a właściwie szepty tej kobiety zaczęły układać się w jedną całość. To strażniczka magicznego jeziora oraz krainy szeptała do dziewczyny. - A słyszałaś szepty?

- Szepty? Jakie szepty?

- Ktoś szeptał moje imię. Mówił o magicznym jeziorze i o nocy czterech księżycy. - metalowe wiadro, które trzymała kobieta, wypadło jej z rąk. - Babciu, wszystko w porządku?

- T… Tak. Po prostu zabolały mnie stawy. - ‘Akurat’, pomyślała. Pomimo sędziwego wieku babci nigdy nie wypadało nic z rąk. Miała też świetną pamięć. Dziewczyna coraz bardziej chciała złamać zakaz babci, i pójść nad jezioro.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania