Era Smoka - rozdział 2 (część. II)

- Królu. Twój syn chciałby się z tobą widzieć. - odparł jeden ze służby.

- Wpuść go. - powiedział. Do komnaty wbiegł młody chłopak. Miał blond włosy. Część z nich miał ścięte na krótko, drugą część miał zaplecioną w warkocz sięgający do pasa. Jego skronie, łuki brwiowe jak i fragmenty ciała pokryte były złotymi łuskami. Złote oczy odbijały migoczące światło lampy stojącej na biurku króla. Na jego ramieniu spał mały, złoty smok.

- Ojcze, zobacz co znalazłem! - krzyczał. W jego dłoniach było małe zawiniątko, a w nim symbol magicznego jeziora z Krainy Tysiąca Łez. Król popatrzył na zawiniątko, potem na syna.

- Gdzie to znalazłeś? - zapytał zaskoczony. Przypomniał sobie, że gdzieś już widział ten wisior w kształcie lilii wodnej, zwieńczonej strumieniem błyszczącej wody magicznego jeziora.

- W naszej bibliotece. Schowane było w jednej ze szkatuł. - popatrzył na Luko, który wylądował na tarasie. Biały smok także zauważył błyszczące zawiniątko w dłoniach księcia. - Co to jest ojcze?

- Symbol magicznego jeziora. Bardzo stary. - odparł smok. Mały, złoty smok otworzył swoje ślepia.

- Luko, od kiedy to w naszej bibliotece są symbole z Krainy Łez? - ziewnął.

- Jesteś za mała Shillva, żeby zrozumieć skąd ten symbol się tutaj wziął. - westchnął Luko. Król nie odrywał wzorku od wisiora. Zaczynał sobie przypominać, do kogo należał. Do jego pierwszej miłości, Luny.

- Mogę synu pożyczyć od ciebie ten wisior? - zapytał z uśmiechem.

- To? - pokazał chłopak - Pewnie! Ale obiecaj mi, że dasz go matce w rocznicę waszego ślubu.

- Masz moje słowo. - Lautte posłał mu uśmiech i wyszedł z komnaty. Luko obserwował zamykające się drzwi. Dopiero kiedy kroki księcia ucichły, zaczął rozmowę.

- Myślisz o niej?

- Nie. Ten wisior przywołuje tylko wspomnienia. O zakazanym uczuciu, którego nigdy nie powinno być. - powiedział.

- W końcu zrozumiałeś.

- Nie miałem innego wyjścia Luko. Nie dawałeś mi żadnej nadziei. - zaśmiał się.

- Teraz też ci jej nie dam. - odparł smok - Byłem tam rano. Dziewczyna, którą kochałeś będąc księciem zmarła siedemnaście lat temu. Starzec, którego spotkałem, nie potrafił mi powiedzieć, co było tego przyczyną.

- N.. Nie żyje? - zaskoczył go. Te kruche, ludzkie istoty…. Wystarczy tylko iskra, żeby przeciąć sznur ich życia. - Wiesz coś jeszcze?

- Widziałem jej matkę. Wychowuje jakąś dziewczynę. Dowiedziałem się, że po śmierci córki przygarnęła jakąś sierotę, która straciła obojga rodziców. - Odparł smok. Król zamyślił się. Przypomniał sobie, jak dwanaście lat temu spotkał małą sierotę podczas swoich odwiedzin w krainie tysiąca łez. Prawdopodobnie to o tej dziewczynce mówił Luko.

- Czyli nie będę miał wyrzutów sumienia, kiedy oddam ten wisior Avie.

- Laragossa. - smok zmarszczył brwi – Nie myśl o przeszłości. Myśl o tym, co jest teraz. Nie zapominaj, co powiedziałem ci siedemnaście lat temu. Przed przeznaczeniem nie uciekniesz… Bo to właśnie ono przypomniało ci się przez ten wisior.

 

~*~

 

Milo obudziła się z krzykiem. Nie mogła spać, bo ciągle śniły jej się koszmary. Widziała siebie, jezioro… Na samym końcu pokazywał się potwór, który atakował wszystkich w miasteczku by na koniec… Pożreć i ją. Nie rozumiała tego snu. Czy mógł mieć on związek ze strażniczką? Niemożliwe! Kobieta tylko ją wołała i zachęcała do przyjścia nad Jezioro. To wszystko.

Podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Widziała, jak jej babcia rozmawiała ze znachorką, która mieszkała w domu naprzeciwko nich. Zaciekawiło ją to, że w środku nocy o czymś dyskutowały. Jej babcia była zapłakana. Znachorka natomiast coś jej tłumaczyła. Uchyliła okno, by lepiej słyszeć o czym rozmawiają. Cóż, ciekawość, to było jej drugie imię.

- Alano, pozwól jej pójść nad to jezioro. - mówiła kobieta.

- Nie! Nie zrobię tego! Pozwoliłam córce pójść tam dwa razy! Widziałaś, co się potem stało! - łkała. Dziewczyna widziała, jak babcia cierpi na samą myśl o jej matce. ‘Mamo, co takiego wydarzyło się gdy byłaś młoda, że babcia na myśl o magicznym jeziorze dostaje aż dreszczy?’ pomyślała w duchu. Wiedziała, że miało to związek z jej ojcem. Może jej ojciec wcale nie zginął i tego obawiała się babcia, że prawda wyjdzie na jaw. Dziewczyna wiedziała, że istnieje coś takiego jak niepisany pakt. Coraz bardziej ciekawiło ją, co takiego ukrywa przed nią jej babcia.

Pozostałą część rozmowy nie udało jej się usłyszeć. Znachorka zabrała babcię do siebie. Jakby wiedziała, że dziewczyna stoi za ścianą i słucha.

Wróciła do łóżka. Próbowała zasnąć, ale bezskutecznie. W jej uszach rozbrzmiewały słowa babci. Kłębiące się myśli nie dawały odpocząć. Przeszłość coraz bardziej zaczynała o sobie przypominać.

 

Następnego ranka babcia siedziała w kuchni i kroiła świeżo wyjęty z pieca chleb. W całym domu roznosił się zapach drożdży i świeżo przygotowanego sera. Milo uwielbiała takie poranki, kiedy babcia przygotowywała ser z mleka, które kupowała codziennie na lokalnym targu. Jak piekła chleb, którego chrupiąca skórka przyjemnie chrzęściła między zębami. Pomimo biedy, była szczęśliwa, jak wszyscy w jej wiosce. Ale gdzieś w duchu czuła, że pomimo tego szczęścia czuję w sercu pustkę, której nie umiała zapełnić. Jeszcze nie.

- Dzień dobry. - Odparła przecierając oczy. Nie chciała denerwować babci, że jej myśli cały czas krążą wokół jeziora. I tak już na samą myśl o nim twarz babci bladła.

Nie zwracając uwagi na to, co powiedziała, postawiła przed dziewczyną talerz z kromkami chleba, świeżo pokrojonym serem, selerem oraz rzodkiewkami. Dodatkowo postawiła tuż obok niej słoik dżemu zrobionego z owoców wiśni Senzu.

- Babciu? Wszystko w porządku? - zapytała, ładując w tym samym momencie do buzi kromkę chleba. Babcia tylko westchnęła.

- Za dwa dni jest święto Srebrnego Księżyca. Możesz tam pójść, ale nie sama. Zrozumiano? - zakrztusiła się. Skąd nagle taka zmiana decyzji? Czyżby to zasługa znachorki?

- Zmieniłaś zdanie? Dlaczego?

- Nie ważne. - odparła - I nie pytaj więcej. Chyba, że chcesz, żebym jednak cię nie puściła.

- Nie! - raptownie krzyknęła - Zapytam dzisiaj Lilo, czy nie będzie chciała pójść ze mną. Jest córką maga, także będziesz bardziej spokojniejsza.

- Powiedzmy, że będę.

- Dziękuję babciu! - uśmiechnęła się. Dopiła mleko i zerwała się na równe nogi. Podbiegła do niej w podskokach i przytuliła ją – Obiecuję, że będę ostrożna. - babcia tylko się uśmiechnęła. Dziewczyna w jej oczach dostrzegła strach i smutek. Odniosła wrażenie, że kiedyś już słyszała te słowa od jej matki.

 

Wybiegła z domu i pędem udała się w kierunku miasta. Dzisiejszy dzień był bardziej pochmurny. Piękno płaczących gór zakryła mgła, która zawisła nad wioską. Dziewczyna biegła ile sił w nogach. Nie wiedziała co spowodowało zmianę decyzji, ale nie kryła radości.

Gdy wbiegła do miasta, które żyło swoim życiem. Rozejrzała się dookoła i pobiegła w kierunku niedużego domu tuż obok bramy prowadzącej do zamku króla. Gdy zapukała do drzwi, usłyszała szuranie butów.

- Kto tam? - zapytał cienki, piszczący głosik.

- To ja Lilo! Milo.

- Milo! - Pisnęła Lilo. Nie spodziewała się odwiedzin przyjaciółki tak wcześnie rano. Otworzyła drzwi i pociągnęła ją za ramię. Jak tylko dziewczyna znalazła się w korytarzu jej domu, zamknęła pobieżnie drzwi.

- Czemu pociągnęłaś mnie tak mocno? - Jęknęła masując uszczypnięte ramię. Przed Milo stała niewysoka, piegowata dziewczyna. Na prawym ramieniu miała spuszczony warkocz. Jej czarne włosy błyszczały na tle świecy, a srebrne oczy obserwowały ją uważnie.

- Wybacz… - zaczęła – Od wczoraj jestem bardzo podenerwowana.

- Dlaczego?

- To ty nic nie wiesz? - zapytała zaskoczona.

- A niby o czym mam wiedzieć? - Jej srebrne oczy przenikały każdą komórkę ciała dziewczyny. Nigdy nie lubiła, gdy tak dokładnie jej się przyglądała.

- Niebiosa… - jęknęła – Ojciec chce mnie wysłać nad magiczne jezioro!

- Serio? - w cale nie byłam zaskoczona. Jednak wydawało jej się, że jej przyjaciółka nie to chciała jej powiedzieć. Dziewczyna jednak doszła do wniosku, że nie będzie drążyć tematu i poczeka aż Lilo sama zacznie mówić. - Ja musiałam długo błagać babcię o pozwolenie. Chce mnie wysłać tam, ale nie samą. Dlatego do ciebie przybiegłam. - przyklasnęła.

- Chyba jakoś telepatycznie się zgrałyśmy, bo także chciałam zapytać ciebie o to samo, gdybym spotkała cię na mieście. – zachichotała - Masz sukienkę na święto Srebrnego Księżyca?

- Sukienkę? To tam idzie się w sukience? - Lilo przewróciła oczami.

- Oczywiście, że tak! W twoich podartych spodniach i tej cieniutkiej koszuli to opiekun jeziora nie będzie chciał cię widzieć!

- A wiesz… - zaczęła cicho - Ostatnio widziałam opiekunkę jeziora.

- Widziałaś?! - piskliwy głos dziewczyny zadzwonił w jej uszach.

- Tak. Kiedy byłam na grobie mamy. - Dziewczyna znów poczuła, jak jej przyjaciółka ją obserwuje i jak jej palec wskazujący uderza ją w czoło.

- Może jej chodzić o to znamię. - Odparła.

- Znamię?

- Tak. Jest dość nietypowe jak na córkę maga. My magowie, mamy zazwyczaj jako znamię symbol żywiołu, jakim władamy. - odparła. Milo nigdy o tym nie pomyślała. Babcia także nie wspominała, jaki symbol magiczny nosił jej ojciec. - Halo! Tu ziemia!

- No co? Nawet pomyśleć mi nie dasz…

- Ha! Czyli dobrze myślałam. Nie wiesz, jaki symbol miał twój ojciec i jakim żywiołem władał prawda? - zapytała.

- Niestety nie wiem. Babcia twierdzi, że nigdy mojego ojca nie poznała. - powiedziała. Widać było, że Lilo intensywnie próbowała odnaleźć jej zagubione „ja”. Dziewczyna była wdzięczna swojej przyjaciółce. Jednak coś mówiło jej, że prawdę o jej ojcu musi odkryć sama.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania