Era Smoka - rozdział 4 (część I)

Dziewczyna szła już dłuższą chwilę, ale końca zakazanego lasu nie było widać. ‘Zgubiłam się?’ Pomyślała. W tle słyszała głosy, szepty. To las. W nocy drzewa rozmawiają między sobą. A ona była ich gościem. To o niej rozmawiały. Na niebie zapadała już noc, pojawiały się pierwsze gwiazdy.

W tle własnych kroków usłyszała inne. Mniejsze. Jakby jakaś kopytna istota ją śledziła. Odwróciła się w stronę dochodzących odgłosów. Już dawno nie widziała polany ani bramy swojej krainy. Była już za daleko, by ktokolwiek mógł jej pomóc. Ale nie mogła niczego oczekiwać. To była ziemia niczyja. Tutaj nikt nikomu nie pomagał.

Kroki robiły się coraz głośniejsze i dziewczyna czuła, jak w jej sercu pojawia się strach. Przyśpieszyła kroku, ale istota, która za nią szła robiła to samo.

- Kto tu jest?! - krzyknęła. Kroki ucichły. - Wyjdź i pokaż się! - jej pytania zostawały bez odpowiedzi.

Postanowiła, że będzie szła dalej. Pomimo strachu. Z próby pohamowania ataku paniki wyrwał ją okropny warkot i przerażający kwik dzikiej świni. Aż podskoczyła.

- Drapieżnik wyszedł na polowanie? - powiedziała głośno - Pewnie ta biedna świnka potrzebowała pomocy. - dodała. Jej serce biło jak oszalałe. Pierwszy raz w swoim krótkim życiu tak się bała.

- W to wątpię. - usłyszała donośny, basowy głos. Już go słyszała. To nie kto inny, jak ten sam chłopak, który obiecał ją zabić. ‘Że też nie mógł wybrać sobie bardziej odpowiedniego momentu’, pomyślała w duchu.

Zza drzewa wyszedł chłopak, który zaatakował ją i Lilo w dniu święta Srebrnego Księżyca.

- Po co tu jesteś?! Nie wystarczy ci śmierć mojej przyjaciółki?! - warknęła. Chłopak tylko prychnął.

- A skąd ta pewność, że to ja kazałem ją zabić? Mało jest tutaj istot, które mogły to zrobić? Z drugiej strony…. - zauważyła, że coraz bliżej do niej podchodził - Gdybym faktycznie chciał ją zabić, zrobiłbym to nad magicznym jeziorem, czyż nie?

Miał rację. Gdyby chciał, Lilo zginęłaby tego samego dnia, kiedy pojawił się pierwszy raz nad jeziorem.

- To po co tu jesteś? - zapytała.

- Żeby ci pomóc. - odparł chłopak.

- Pomóc? Ty?

- A co, wyglądam ci na klauna który uciekł z cyrku i właśnie sprzedaje tani żart? - prychnął - Jeśli chcesz dojść do Królestwa smoków w jednym kawałku, musisz przyjąć moją pomoc. W innym przypadku… Albo zabiją cię dzikie zwierzęta, albo drzewce. - dodał.

- Drzewce? Co to takiego?

- Gnomy. Małe wulgarne stworzonka przypominające w pewnym sensie małe drzewka. Stąd ich nazwa.

- Nawet nie wiedziałam, że zakazany las ma takie stworzenia.

- Dużo jeszcze nie wiesz. - powiedział - Każda część zakazanego lasu wygląda inaczej. Ma także inne stworzenia, które go zamieszkują.

- Czyli każdą z krain oddziela inaczej wyglądający zakazany las?

- Twój intelekt nie przewyższa intelektu muchy. - pokazał na biały kamień leżący pod jednym z drzew. - Widzisz to?

- Kamień. Wielkie mi coś.

- To nie jest kamień. To czaszka. Jednego ze śmiałków, który tak samo jak ty próbował przejść zakazany las i został pożarty przez harpie.

- H… Harpie?! - krzyknęła przerażona. Te stworzenia siały postrach w krainie ognia. To właśnie tam wszystkie mityczne stworzenia, o których słyszeli mieszkańcy pozostałych krain, miały się całkiem nieźle.

- Racja, twój intelekt faktycznie nie przewyższa muchy… - westchnął - Idziesz? - pokiwała twierdząco głową.

 

~*~

 

Młoda, złota smoczyca obserwowała gwiaździste niebo. Cały czas myślała o dziwnym znamieniu na głowie dziewczyny, którą zatrzymał książę w dniu pogrzebu młodej wiedźmy. Nie wiedziała co robić. Złamanie paktu przez księcia nie w chodziło w grę. Wiedziała, że młody książę szuka swojej wybranki tak samo jak kiedyś robił to jego ojciec, gdy był w jego wieku. Ale ta dziewczyna... Była inna. Miała w sobie coś z Sakańczyków.

- O czym myślisz Shillva? - młodą smoczycę z kłębu myśli wyrwał Luko. Chciała powiedzieć starszemu smokowi o dziewczynie, którą spotkała w krainie tysiąca łez. Jednak nie wiedziała jak ma to zrobić, żeby zrozumiał.

- Wiesz Luko, dwa dni temu na pogrzebie córki maga żywiołu ziemi – zaczęła – dostrzegłam w tłumie jasnowłosą dziewczynę. Wyróżniała się na tle innych Togaran.

- W jakim sensie się wyróżniała? Jasne włosy to jeszcze nie powód do bycia innym. - powiedział i rozprostował skrzydła.

- Tak… Ale chodzi mi o to… - popatrzyła na śpiącego księcia - Ta dziewczyna przypominała króla. Jej oczy…. Spojrzenie…. Jakbym widziała Laragossę, gdy był jeszcze księciem. - dodała - Co gorsza, wpadła w oko młodemu księciu. - Luko popatrzył w stronę śpiącego chłopaka. Młody książę spał spokojnie, nie zdając sobie sprawy o toczącej się właśnie rozmowie. Gdy był małym dzieckiem, bardzo przypominał swojego ojca. Jednak to mądrość jego matki, była jego głównym atutem. Lautte chodził do królewskiej akademii każdego ranka, by uczyć się tradycji swojej krainy oraz pozostałych krain, z którymi później miał współpracować jako przyszły król.

Luko popatrzył na smoczycę. Czyżby młodzieńcza miłość dorosłego króla miała ujawnić swoje oblicze?

- Przesadzasz Shillva. Sakańczycy nigdy by nie wypuścili się do innych krain, by tam się osiedlić. Za bardzo kochają swoją krainę, by ją opuścić. - odparł smok.

- A jednak! Potwierdzasz moje przypuszczenia! Ta dziewczyna jest jedną z nas prawda? - młoda smoczyca nie odpuszczała. Luko westchnął.

- Kładź się spać. Jutro rano książę ma naukę szermierki. Musisz być uważna.

- Jest jeszcze coś. - kontynuowała smoczyca, jakby nie słyszała, co powiedział do niej starszy smok. Luko od niechcenia odwrócił głowę w jej kierunku. - Ta dziewczyna ma na czole znamię. I to nie byle jakie znamię.

- Znamię? - zapytał zaskoczony.

- Owszem! Trójząb z postacią smoka oplecionego wokół środkowego zęba. - Luko zrobił wielkie oczy. ‘To nie możliwe….’, pomyślał, ‘Togaranka?’.

- Jakiego koloru było jej znamię? Jakiego koloru miała oczy? - zaczął bombardować młodą smoczycę pytaniami - Mów!

- Cicho, bo obudzisz księcia! - warknęła i zerknęła w stronę książęcego łoża - Jej znamię miało błękitno złotą barwę. Oczy miała złote. - powiedziała - Zapamiętałam jej oczy. Miały dość nietypowy kolor, jak na Togarankę. Togaranie zazwyczaj mają albo jasnobrązowe albo stalowe oczy. - dodała. Luko aż usiadł. Wpatrywał się w jeden punkt na barierce. - Wszystko w porządku?

- Oj nie dobrze…. Nie dobrze…. - wyszeptał.

- Co nie dobrze?

- Pamiętasz jak siedemnaście lat temu zabiły białe dzwony na świętej górze?

- Oczywiście, że pamiętam! Takiego wydarzenia nie da się zapomnieć!

- Wszędzie rozniosły się wieści, że Eyope wybrała sobie swoje kolejne wcielenie. - powiedział spokojnie smok - I dwa dni temu właśnie je spotkałaś Shillva. Spotkałaś nowe wcielenie ducha Thuban. - smoczyca zrobiła wielkie oczy.

- To chyba dobrze, że duch Thuban znowu się pokazał? - zapytała.

- Właśnie, że nie. - ciągnął stary smok - Skoro Eyope wybrała nowe wcielenie, oznacza to, że rodzice tej dziewczyny złamali pakt. Jest mieszańcem. A to oznacza wojnę z mrocznym królestwem. Nadchodzą kolejne lata mroku i cierpienia.- dodał. Smoczyca tylko prychnęła.

- Czy nie sam mi mówiłeś, że istota, która ma uratować nas przed mrocznym władcą będzie silniejsza od samego króla? Nie ma co siać paniki. Skoro jeszcze nadzieja nie umarła Luko. - powiedziała - Książę zaprosił ją tutaj. Zapewne już do nas zmierza. A skoro tak jest, musimy dołożyć starań, żeby obudzić drzemiącą w niej magię. A mogę powiedzieć tylko jedno. Jest potężna.

- Skąd to wiesz? - zapytał zdziwiony.

- Nie zapominaj, że potrafię wyczuć poziom mocy przeciwnika. - powiedziała - U niej też wyczułam drzemiącą, olbrzymią siłę. Jakby mieszankę dwóch potęg. W jej ciele nie jest tylko Eyope. Jej dusza jest jakby sklejona z dwóch potężnych dusz. Ta energia aż bije od niej. - dodała. Luko zmarszczył brwi.

- Myślisz, że legenda o białej czarownicy jest prawdziwa?

- Jeśli tak, to ktoś z naszego ludu złamał niepisany pakt. Inaczej legenda nie może się sprawdzić. Wiesz to dobrze, tak samo jak wiedzą to wszyscy nadworni magowie każdej z krain. - odparła. Smoczyca zeskoczyła z barierki i pokierowała się w stronę łoża księcia.

- Shillva. - zawołał ją Luko. Smoczyca obróciła łeb w jego kierunku. - To o czym rozmawialiśmy przed chwilą, musi zostać między nami. Sekret tej dziewczyny, jak i to co odkryłaś. Zrozumiano?

- Oczywiście Luko. Wiem co masz na myśli. Każdy ma się dowiedzieć o tym w swoim czasie. Nawet ona. - smoczyca posmutniała - Tylko co zrobimy z księciem?

- Pozostaw go w nieświadomości. Dopóki nie odkryjemy prawdy o rodzicach tej dziewczyny, te informacje muszą pozostać między nami. Shillva, wszystko leży teraz w twoich łapach. - powiedział i odleciał w kierunku księżycowej skały, na której lubił przesiadywać.

- Wiem Luko. Wiem. - westchnęła - Choć w głębi mojego smoczego serca czuję, że prawda będzie bolesna nie tylko dla księcia. - dodała i wskoczyła na łoże, by odpłynąć do krainy snów. To, co przekazała Luko nie dawało jej spokoju od dość dawna. Teraz, kiedy podzieliła się swoimi informacjami ze starszym od siebie smokiem, poczuła, że kamień spada jej z małego smoczego serca. Teraz pozostawiła wszystko losowi. Wszystko to, co ma wskazywać na rozwinięcie się i tak już zagmatwanej sytuacji.

 

~*~

 

Nastała noc. Nieopodal potoku, który przepływał obok obozowiska dziewczyny i jej niedoszłego oprawcy, zebrało się stado saren. Dziewczyna obserwowała, jak zwierzęta piją wodę i jak gryzą skąpe kępy traw.

- O czym myślisz? - zapytał.

- Myślę o tym, dlaczego mi pomagasz. - odparła. Wyciągnęła ręce by rozgrzać skostniałe palce. W tej części zakazanego lasu temperatura potrafiła spaść nawet do zera. To przez góry Turulu, które okalały od zachodu tą część zakazanego lasu.

- Czy muszę mieć ukryty cel, żeby tobie pomagać? Nie za bardzo egoistyczna jesteś? - prychnął.

- Możesz mnie nazywać jak chcesz, ale nie egoistką! Nigdy nią nie byłam i nie będę! - warknęła dziewczyna. Robiła się głodna, i było jej zimno. Brakowało jej kuchni babci….

Poczuła, jak na ramiona opada jej materiał i jak na skulone z zimna nogi spada małe zawiniątko.

- Trzymaj. - powiedział. Zaskoczył ją. Rozwinęła pakunek. Był tam kawałek plastra miodu od pszczół z Mediven.

- Przecież to mód od pszczół z Mediven! - krzyknęła – Gdzie go znalazłeś? Jest tak samo rzadki jak kwiat paproci! Dziękuję – dodała i zabrała się za jedzenie. Miód był przepyszny. Smakował tak, jakby smak czereśni i porzeczek wymieszał się w jeden, niepowtarzalny smak.

- Po prostu wiem, gdzie go szukać. - odparł i sam zabrał się za jedzenie swojego kawałka. Dziewczyna przyglądała mu się uważnie. Pomagał jej, mimo iż jeszcze dwa tygodnie temu groził, że ją zabije. Nagle przestał jeść i popatrzył w jej stronę. - Czemu mi się przyglądasz?

- Wiesz… Nawet nie wiem jak masz na imię. - rzuciła. Trochę było jej głupio, że tylko się przygląda, a nie potrafi zacząć jakiejś sensowniejszej rozmowy.

- Devon.

- Dość nietypowe imię. - odparła. Chłopak wzruszył ramionami.

- Dla ciebie nietypowe, ale skąd pochodzę, jest całkiem normalne.

- No tak, ale…. - zamyśliła się – Nietypowe, bo do ciebie pasuje. - popatrzył na nią. Spojrzenie jakie jej rzucił mówiło jakby „ co ty o mnie wiesz”.

Przez korony drzew przebijały się pierwsze promienie gwiazdy. Oświetlały zroszone kępy traw, które rosły wokół potoku. W porannej ciszy słychać było śpiew ptaku i szum wody.

Obudził ją szelest, który usłyszała w oddali. Był wczesny poranek. Devon spał tuż obok niej. Dopiero w promieniach Eltanin dziewczyna zauważyła, że jego twarz nosi ślady wielu bitew. Była usiana drobnymi jak i większymi bliznami, których w półmroku nie dało się dostrzec. Jego czarne jak węgiel łuski odbijały promienie najjaśniejszej gwiazdy. Wyciągnęła rękę by ich dotknąć, gdy chłopak nagle się obudził. Złapał jej dłoń i przycisnął ją do ziemi swoim ciężarem.

- Nie próbuj tego więcej. - warknął. Jego czarne jak węgiel oczy rozbłysły czerwonym światłem, które po chwili znikło. - Nie lubię tego. - dodał. Chyba sam nie spodziewał się swojej reakcji bo jak oparzony odskoczył na bok.

- Przepraszam. Chciałam tylko dotknąć twoich łusek… - powiedziała cicho. Posłał dziewczynie mordercze spojrzenie.

- Nie lubię, jak ktoś ich dotyka. - powiedział - Zbieraj się, im wcześniej wyruszymy tym lepiej.

Posłusznie podniosła się z ziemi. Otrzepała płaszcz na którym spała. Z włosów wyciągnęła liście, które doczepiły jej się podczas snu. Devon stał oparty o pobliskie drzewo. Obserwował jej każdy najdrobniejszy ruch.

- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytała.

- To samo pytanie zadałem ci wczoraj, nie pamiętasz? Do tej pory nie usłyszałem na nie odpowiedzi.

- Przecież powiedziałam, że zastanawiałam się nad twoim imieniem. - rzuciła na odczepnego. Miała nadzieję, że to mu wystarczy.

- Akurat. - prychnął - Nie o to ci chodziło. Twoje oczy były zbyt nachalne, by umknęło to mojej uwadze. - dodał. To akurat była prawda. Analizowała każdy kawałek jego ciała. Nie wiedziała po co jej to. Jakby szukała słabego punktu. Ale w tym muskularnym ciele nie dostrzegła nic, co mogło by nim być.

- Chciałbyś ruszyć ze mną, w świat? - zapytała. Zaskoczyła go tym pytaniem. Spodziewał się całkowicie innej odpowiedzi.

- W świat? Co masz na myśli? - zapytał.

- Chodzi mi o to, czy nie chciałbyś ze mną podróżować. Gdy będę wracać ze smoczego królestwa.

- Gdzie tym razem będziesz się kierowała? - popatrzyła na niego - Gdy skończysz swoje poszukiwania w królestwie smoków.

- Będę szła do królestwa ognia. Pójdziesz tam ze mną? - zapytała. Do królestwa smoków chciała wejść jednak sama.

- Mogę pójść. Jeśli moje towarzystwo nie zacznie ci zawadzać w drodze do smoczego królestwa. - dodał - Gotowa?

- Tak. - odparła. Złapała torbę i podeszła do Devona. Odwrócił się w kierunku coraz bardziej widocznego wzgórza. Dzisiejszego dnia to właśnie ono miało być pokonane jako pierwsze.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania