Era Smoka - rozdział 4 (część II)

Szli już dobre pół dnia. Brzeg przepaści, obok której szli, wydawał się nie mieć końca. W dole dziewczyna widziała, jak las ustępuje górom i jak wzniesienia robią się coraz wyższe zmieniając się w skały. Zbocza gór porastała już skąpa roślinność. Na jednym z nich dziewczyna zobaczyła stado dzikich kozic.

- Czy aby na pewno dobrze idziemy? - zapytała. Niekończąca się przepaść powodowała u niej zawroty głowy.

- Boisz się, że wyprowadzę cię w całkowicie inne miejsce, niż to, gdzie chcesz dotrzeć? - zapytał.

- Nie o to chodzi. - odparła - Nie widzę tutaj żadnych zwierząt prócz tych na zboczu góry. - odparła.

- My dopiero wchodzimy w góry. Spotkasz je na pewno więcej. - rzucił podając jej rękę.

Dni mijały, a dziewczyna czuła, że coraz bardziej przybliża się do niego. Z każdym dniem bardziej się otwierał. Nie mówił o swojej rodzinie czy o Krainie Mroku. Bardziej opowiadał o lesie, jego mieszkańcach. Jak się przed nimi bronić w razie ataku.

- Nauczysz mnie samoobrony? - zapytała po dłuższej chwili.

- Po co ci to? Władasz przecież jakąś tam magią. - powiedział.

- Jakąś? - zapytała zaskoczona. Devon zatrzymał się. Popatrzył w skupieniu na dziewczynę.

- Tak. I jeśli dobrze myślę, jest nią ogień.

- Ogień? Przecież urodziłam się w krainie, w której żywiołem jest ziemia. - słowa jej towarzysza zaskoczyły ją. Ogień? Żywioł ognia w krainie żywiołu ziemi? Devon tylko się uśmiechnął.

- Myślisz, że jeśli urodzisz się w danej krainie, której patronuje dany żywioł, będziesz nim władać? - zaśmiał się – To jesteś w błędzie! Każdy, kto ma choć odrobinę w sobie magii, ma inny żywioł. Twoim akurat jest ogień. - dodał.

Zaniemówiła. W Krainie Tysiąca łez uczono, że żywiołem każdego mieszkańca jest ziemia. Czy faktycznie ona była inna?

Nastał wieczór. Rozbili obozowisko w jednej z jaskiń. Devon rozpalił ognisko i wyszedł na zewnątrz. Rzucił coś na odchodne, że zaraz wróci. Musi tylko coś załatwić. Dziewczyna pokiwała głową i zawinęła się w pelerynę, którą dostała od chłopaka. Nawet nie poczuła gdy odpłynęła do krainy snów.

Jej sen jednak nie trwał długo. Poczuła, jak coś mokrego liże jej czoło i brwi, zjeżdża niżej do powiek i dalej do nosa. Słyszała tylko dziwne pomruki. Otworzyła jedno oko. Nad nią stał dziwny stwór, przypominający mrówkę. Tylko, że w jego paszczy znajdował się rząd ostrych jak brzytwa kłów. Długi jęzor stworzenia, był pokryty jakimiś dziwnymi bąblami. Jego jedno oko świdrowało każdy kawałek jej ciała. Zerknęła w stronę rąk. Zamiast palców stwór miał olbrzymie szpony, natomiast jego muskularne dolne kończyny miały kopyta zamiast łap.

Otworzyła szeroko oczy. Jedno oko potwora przestało wirować. Zatrzymało się tuż na linii jej oczu. Warkot jaki dobiegł z gardzieli tego stworzenia był nie do zniesienia. Chciała zerwać się do ucieczki, ale nie mogła się ruszyć. Zaczęła wrzeszczeć ile sił w płucach.

- Ratunku! Pomocy! - wrzeszczała. Dziewczyna bała się, że obudziła połowę mieszkańców zakazanego lasu i za chwilę, ściągnie na siebie o wiele więcej stworzeń pokroju tego, które ją zaatakowało.

Nagle poczuła silne uderzenie powietrza. Do jaskini wpadł Devon i potężnym kopniakiem powalił potwora. Stwór zakwiczał. Dziewczyna słyszała już ten kwik. To ta sama bestia, która szła za nią od samego początku gdy tylko weszła do zakazanego lasu.

- Znowu się tu przypałętałaś przeklęta bestio! - warknął. Głos Devona zmienił barwę. Był bardziej metaliczny i gardłowy. Jego oczy, jak i znamię świeciło czerwoną barwą. Dopiero teraz dostrzegła, że na plecach chłopaka pojawiły się smocze skrzydła.

Bestia rzuciła się na Devona. Chłopak jednak był silniejszy i złapał potwora za szyję. Ten szamocząc się sam skręcił sobie kark. Chłopak wyrzucił martwe ciało stworzenia prosto w przepaść. Milo nie mogła na to patrzeć. Przekręciła głowę w drugą stronę. Opadające truchło zwierzęcia za bardzo przypominało jej opadające ciało jej przyjaciółki.

- Nic ci nie jest?! - krzyczał. Stał naprzeciwko dziewczyny. Był przerażony. Nie udawał, że szczerze się bał.

- N… nie nic. - wyjąkała. Cała się trzęsła. Chłopak złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. ‘Co się ze mną dzieje?’ , pomyślała, ‘Dlaczego nie mogę się ruszyć? I dlaczego reaguję na niego tak jak na księcia? Też jest Sakańczykiem?’

Jej ciało nie chciało jej słuchać. Uległo uściskowi chłopaka. Dziewczyna popatrzyła na piersi chłopaka.

- Byłeś… ranny? - zapytała. Nie dało się ukryć, że rana jakiej doznał w przeszłości była głęboka.

- Kiedyś. Dawno temu. - powiedział. W jego oczach dostrzegła strach. Zachowywał się w tak dziwny sposób… Najpierw groził, że ją zbije. Teraz, uratował jej życie, za co była mu wdzięczna. - Ale nie chcę o tym mówić. - dodał szybko i rozluźnił uścisk. Usiadł po drugiej stronie jaskini i przyglądał jej się uważnie.

Lekko obolała usiadła po drugiej stronie i owinęła się z powrotem peleryną. Ten dziwny paraliż ustąpił pozostawiając tylko pobolewające mięśnie.

- Na pewno nic ci nie jest? - zapytał ponownie.

- Tak. Tylko trochę bolą mnie mięśnie. - powiedziała. Chłopak podniósł się z miejsca, podszedł do niej i objął ją ramieniem.

- To normalne. Ukąsiła cię mrówka górska. - powiedział.

- To dziwne coś to była mrówka górska? - zapytała zdziwiona.

- Tak. Dziwi mnie tylko, że wypuściła się z zakazanego lasu i cały czas szła za tobą. - popatrzył na nią - Nie patrz tak na mnie. Gdyby to była moja robota, nie wysilałbym się na mrówkę. Tylko na coś większego.

- Jasne… Sam byś pewnie spróbował mnie wykończyć. - powiedziała zniesmaczona. Ręka chłopaka zjechała niżej i objęła ją w pasie. Jego umięśnione ramię przyciągnęło dziewczynę bliżej niego, że mógł objąć ją także drugą ręką.

- Śpij. Będę czuwał. - powiedział - Tylko nie próbuj dotykać mojej twarzy.

- Dobrze już dobrze. Nie będę. - burknęła. Dziewczyna szybko zasnęła. W ramionach Devona czuła się bezpieczna. Dopóki nie odwróci się przeciwko niej i nie zechcę jej zabić, mogła mu zaufać.

 

~*~

 

Na rozgwieżdżonym niebie wisiała sylwetka kobiety. To była Gata. Uśmiechała się.

- Wiedziałam bracie. Nie pozwolisz jej skrzywdzić. Może i kazałeś zabić jej przyjaciółkę ale…. Jej nie dasz skrzywdzić nawet własnemu ojcu, prawda? - powiedziała.

Gata była tego pewna. Czuła w głębi serca, że wysłanie brata w dniu Święta Srebrnego Księżyca nad magiczne jezioro było dobrym pomysłem.

Stała tak jeszcze przez chwilę. Jej brat zasnął pomimo tego, że miał stać na straży. Górska mrówka, która pojawiła się w tej akurat jaskini była jej robotą. Chciała sprawdzić, czy jej przypuszczenia były trafne. I nie myliła się. Słabym punktem jej brata, była teraz ta dziewczyna.

Na jej plecach, podobnie jak na plecach jej brata, pojawiły się smocze skrzydła. Zamachnęła się kilka razy i odleciała w kierunku mrocznego królestwa. Obiecała sobie, że to co widziała, zachowa w tajemnicy przed ojcem…

Gata wróciła do zamku. Przechodziła obok jednej z jaskiń, gdy nagle usłyszała płacz małego dziecka. Weszła do środka i zobaczyła starszą i młodą kobietę oraz małe dziecko, które płakało w ramionach matki.

- Błagam cię panienko! Nie krzywdź nas… - powiedziała przerażona kobieta – To tylko dziecko.

- Nie zamierzam was krzywdzić. - powiedziała spokojnie dziewczyna – Dlaczego ona płacze?

- Jest głodna. - powiedziała staruszka – od wczoraj nic nie jadła.

- Poczekajcie tutaj. Coś przyniosę do jedzenia. - dodała i poszła w stronę zamku. Nie minęło dużo czasu, gdy dziewczyna wróciła z chlebem oraz butelką mleka. - Wybaczcie, ale więcej nie mogłam zabrać. Byłoby to podejrzane.

- I tak nam pomogłaś panienko. - powiedziała uradowana kobieta. Dziewczynka wyciągnęła swoje rączki po chleb. Zaczęła łapczywie jeść.

- Dlaczego się tu ukrywacie? - zapytała Gata.

- Ukrywamy się tu od kiedy upadła Faluda. - powiedziała starsza kobieta – nasi przodkowie także schronili się w tych jaskiniach, gdy mroczny władca zaatakował królestwo.

- Mój ojciec? - zapytała zaskoczona. Popatrzyła na dziewczynkę, która wyciągnęła swoją malutką rączkę w kierunku dziewczyny. Gata złapała jej rączkę, a dziewczynka usiadła na jej kolanach wtulając się.

- Ivi! - krzyknęła przestraszona kobieta – Nie wolno! Wracaj do mnie!

- Nic nie szkodzi. - powiedziała szybko dziewczyna – jeśli chce się przytulić, nie mam nic przeciwko. - powiedziała. Na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Kobieta trochę się uspokoiła.

- Dlaczego nam pomagasz, panienko?

- Nie wiem, może dlatego, że mój brat pomaga jednej dziewczynie, która idzie właśnie do królestwa smoków?

- Devon? On? - powiedziała zaskoczona staruszka – Jak wygląda ta dziewczyna?

- Ma blond włosy i złote oczy. Wygląda jak Sakanka, ale jest mieszana. - powiedziała spokojnie dziewczyna. Starsza kobieta usiadła na pobliskiej skale.

- Wypełnia się przepowiednia. - powiedziała spokojnie – potomek zabitego króla, przyszedł na świat.

- Babciu? O jakim królu mówisz? - zapytała kobieta.

- Ciebie nie było jeszcze na świecie, gdy byłam nadworną wiedźmą królowej Estery i króla Astana. - powiedziała staruszka – Gdy ojciec panienki zaatakował i zabił syna królowej, w Faludzie nastał chaos. Arhaeya, siostra bliźniaczka króla obiecała nam wszystkim, że odnajdzie dziedzica tronu.

- Dziedzica tronu? - zapytała zaskoczona Gata – O co chodzi z tym dziedzicem?

- Widzisz, - zaczęła – Smoki mają swoją legendę o białej czarownicy. Natomiast Faluda ma swoją nadzieję. O królu, który wyłoni się z mroku i o królowej, która wróci i wyrwie swój dom spod rządów tyrana.

- Czyli… Czyli mój brat może być częścią tej całej legendy? - zapytała zaskoczona.

- Tak. - powiedziała staruszka – nie pozwól, by dziewczyna zginęła, a tym bardziej, żeby dowiedział się o tym twój ojciec. Jeśli mroczny władca przypomni sobie to, co powiedziała mu biała wiedźma przed śmiercią, wszyscy zginiemy.

- O czym powinnam wiedzieć, a o czym zapomniał mój ojciec?

- Biała wiedźma zanim odeszła z tego świata powiedziała mu, że jego własny syn go zabije, gdy zrozumie ile zła wyrządził.- powiedziała młodsza kobieta. Popatrzyła na swoją córkę. - Biała wiedźma pochodziła z rodu starożytnych i tak jak oni, nienawidziła waszego ojca. - Gata popatrzyła na kobiety. W jej ramionach spała córka młodszej z kobiet. Do końca nie rozumiała, co kobiety chciały jej przekazać. Czuła jednak, że nie bez powodu los skrzyżował drogi tej dziewczyny i jej brata.

- Panienko. - powiedziała młoda kobieta wyciągając ręce po swoją córkę – Jeśli kiedyś będziesz miała swoje dzieci, będzie z ciebie dobra matka. - dodała. Gata popatrzyła zdziwiona na kobietę, która tylko się uśmiechnęła.

- Ja… - nie wiedziała co ma powiedzieć. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce. W duchu postanowiła, że ukradkiem będzie pomagać tej rodzinie.

Gata wstała i wyszła z jaskini. Ostatni raz popatrzyła na kobiety i śpiącą małą dziewczynkę. Uśmiechnęła się tylko i poszła w kierunku zamku.

 

~*~

 

Devon obserwował, jak dziewczyna zasypia w jego ramionach. Słyszał jej głęboki oddech.

- Co się ze mną dzieje…. - wyszeptał - Nie tak to miało wyglądać. - oparł głowę o fragment skały. Na rozgwieżdżonym niebie zobaczył postać. - Gata…

Na sklepieniu niebieskim stała jego siostra. Jej włosy powiewały na nocnym niebie. Devon nie zdziwił się, że zobaczył siostrę akurat teraz. Podejrzewał, że mrówka górska to jej sprawka.

Chłopak zamknął oczy. Udawał, że śpi. Miał nadzieję, że siostra odleci. Gdy tak zrobiła, ponownie otworzył oczy.

- Nie wiem, co takiego jest w tobie, że mnie do ciebie przyciąga. Ale dowiem się. - wyszeptał do śpiącej dziewczyny. Odgarnął jej włosy i dotknął miejsce, w którym górska mrówka wstrzyknęła paraliżujący jad. - Teraz twoje życie zależy tylko ode mnie. I tylko ja decyduje o tym, kiedy cię zabiję. - Dodał i zasnął.

 

~*~

 

Minęły prawie dwa tygodnie, gdy w końcu dotarli do bram królestwa smoków. Devon był bardziej podenerwowany niż zwykle, co chwilę poganiał dziewczynę. Coś wewnątrz niej mówiło jej, że tą ranę zadał mu ktoś, kto mieszka tutaj. A zbliżanie się do niego… Powoduje przypływ wspomnień. Bardzo przykrych wspomnień.

- Wszystko w porządku? - zapytała. Posłał jej wściekłe spojrzenie. - Nic nie mówiłam. - dodała szybko.

- Tak. - warknął. Westchnęła. Przez te ostatnie dni rozmowa się nie kleiła. Czyżby chęć zabicia jej jak tylko skończy jej pomagać znowu wzrosła?

Na horyzoncie pojawiły się szczyty gór oraz biała wieża na jednym ze szczytów. Devon przystanął. Jego wzrok z wściekłego zrobił się smutny.

- Tu nasze drogi się rozstają. - powiedział spokojnie.

- Dlaczego? - zapytała zaskoczona.

- Nie mogę iść dalej z tobą. Tędy dojdziesz już bezpiecznie do królestwa. - odparł. Pokazał na góry po drugiej stronie . - Tam będę na ciebie czekał. Gdy… Gdy nauczysz się już tej swojej magii. - dodał odwracając głowę.

- Mojej magii? Masz na myśli, kiedy ją we mnie obudzą?

- Tak. Nauczą cię tam też jak walczyć. Dlatego… - zamyślił się - Za rok o tej samej porze, spotykamy się przy południowej bramie miasta. Czyli stamtąd skąd pokazałem.

- Dobrze. - uśmiechnęła się - Dziękuję ci za pomoc. I za to, że dalej będziesz mi pomagać. - popatrzył na nią. Jego spojrzenie nie wyrażało żadnych emocji. Pomyślała, że warto by było, pożegnać go jak przyjaciela. Uściskiem. - Pytanie, czy mnie poznasz, jak spotkamy się za rok o tej samej porze. - rzuciła i wyciągnęła dłoń. Popatrzył na nią.

- To, że teraz się rozstajemy, nie oznacza, że nie będę mieć ciebie na oku. - powiedział. Uśmiechnął się i uścisnął jej dłoń.

- To do zobaczenia! - powiedziała i ruszyła w dół. Po zrobieniu kilku kroków zatrzymała się i popatrzyła w jego stronę. Chłopak nadal tam stał obserwując, jak znika za linią horyzontu. Nie wiedziała dlaczego nadal tam był. Chciała go zabrać ze sobą do smoczego królestwa. Jednak on cały czas upierał się, że woli zostać tu gdzie jest. Twierdził, że nie będzie mile widzianym gościem, więc nie naciskała. Nie chciała go wkurzyć. Wystarczyło, że ciągle wpadała w tarapaty, a on ją z nich wyciągał.

 

~*~

 

Devon wrócił na swoją ulubioną skałę. Był przygnębiony. W jego głowie kłębiły się setki myśli i uczuć. Jak zawsze gdy chciał pobyć sam, pojawiała się jego siostra.

- Hejo! Jak tam misja? - odparła siadając z impetem. Jej oczy wpatrywały się w brata.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał - Po co mieszasz się w to, co kazał wykonać mi ojciec?! - warknął.

- Ja? Mieszam? - zapytała zaskoczona - To już mała górska mrówka nie może trochę pokomplikować ci szyków? - zachichotała.

- Nic nie rozumiesz…. - wyszeptał.

- Ależ rozumiem bardzo dobrze bracie. Nie jesteś taki zły, na jakiego się kreujesz. - powiedziała - Twoje serce od małego toczy walkę z twoją mroczną stroną. - dodała po chwili namysłu.

- Toczy walkę?! - warknął - Od kiedy to nie znam siebie? Nie jestem pewien czego chcę?! - jego oczy zaświeciły się na czerwono. Był zły. Bardzo zły.

- Od kiedy ją spotkałeś. Ta beztroska dziewczyna namieszała ci trochę w twoim planie działania, braciszku.

- Nikt nie miesza i nie mieszał w moim życiu! - krzyknął i odleciał w stronę zamku. Dziewczyna pokręciła głową.

- Oj Devon… Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że twoim przeznaczeniem nie jest wcale życie w mroku? - rzuciła i poleciała za bratem. Pamiętała o słowach staruszki i coraz bardziej przekonywała się, że zadanie powierzone jej bratu ma jakiś inny ukryty cel.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania