Fachura

Pierwszy dzień w pracy prawdopodobnie dla wszystkich jest wielkim przeżyciem, nawet wtedy gdy kogoś się już tam zna, a co dopiero wejść w obce środowisko. Dlatego oczekiwałem, że zostanę oprowadzony po zakładzie, albo przynajmniej zapoznany z jego częścią, w której przyjdzie mi pracować. Następnie powinno mnie czekać jakieś przeszkolenie z bezpieczeństwa i higieny pracy. Mogło być na odwrót i pod koniec przydział szafki, odzieży roboczej oraz narzędzi. Oczywiście wszystko zależało od tego czy muszę przejść w tym dniu obowiązkowe przeszkolenie, skoro badanie w poradni medycyny pracy miałem zaliczone. Jednak mój bezpośredni przełożony, jak tylko przyprowadził mnie pracownik kadr i wręczył mu papiery, miał w stosunku do mnie inne plany.

- Ty młodzian – powiedział do mnie, jakby nie dosłyszał mojego nazwiska, albo nie potrafił czy zwyczajnie nie chciał przeczytać danych osobowych z wręczonej mu karty osobowej – pojedziesz z panem Feliksem – w tym momencie ton jego głosu uległ zmianie, jakby stał bardziej uroczysty, ewentualnie tylko tak mi się wydawało – jako pasażer i w razie potrzeby będziesz zobowiązany mu pomóc.

Kiedy tylko przestał się wymądrzać, pojawił się łysy, stary zasuszony pokurcz . Musiał mieć przynajmniej sto lat, ponieważ był na twarzy kompleksowo pomarszczony. Wyglądało tak jakby przynajmniej z dwumetrowego dryblasa ściągnięto skórę i naciągnięto na półtorametrowego kurdupla. Natychmiast współczułem jego bliskim, że na mieście muszą się jego wstydzić.

- Panie Feliksie, przydzielam panu do pomocy naszego nowego pracownika, który ma i musi w czasie transportu pomagać o ile zajdzie taka potrzeba – powiedział kierownik i podał mu moją kartę osobową.

- O! Orłem to ty nie byłeś w tym mechaniku, ledwo tytuł technika otrzymałeś – wypalił dość głośno staruch, gdy się wczytał w akta.

-Bo nauczyciele się na mnie uwzięli – odpowiedziałem zgodnie z własnym przekonaniem.

- Tak? –uniósł brwi bardzo wysoko, jakby chciał je podciągnąć do czubka łysej głowy, żeby tam choć trochę włosów się pojawiło.

- Nie potrafili mnie niczego nauczyć, więc się mścili – skomentowałem niewypowiedziane pytanie.

- No, tak – rzekł pojednawczo i dodał – choć ze mną.

Zaprowadził mnie do starej mocno wypracowanej ciężarówki i kazał wsiadać. Sam zajął miejsce za kierownicą i ruszyliśmy w drogę z płynnym szumem silnika umieszczonego pod kabiną. Gościu prowadził pewnie z prawą nabytą od lat. Doskonale przewidywał przed czasem wszelkie zagrożenia jakie pojawiały się przed pojazdem. Potrafił delikatnie, lecz skutecznie przyhamowywać kilka rozpędzonych ton, gdy przed maskę wskakiwał jakiś pojazd wyprzedzający ze zbyt małą prędkością, lub mający niewystarczającą ilość miejsca do tego manewru. Świadczyło to o dobrej koncentracji kierowcy i doskonałej obserwacji tego, co wokoło pojazdu się dzieje. Jazda przebiegała mi dość nudnie do czasu odezwania się dzwonka w moim smartfonie. Melodia jaka rozeszła się po kabinie jeszcze przed wyciągnięciem aparatu z kieszeni zapowiedziała, że dzwoni moja dziewczyna. Przywitałem się formułką zasugerowaną przez kumpli. Oni zawsze wyznawali zasadę, żeby nie okazywać jak bardzo nam zależy.

- Pamiętasz, będziesz? – zapytała.

W tym momencie nie wiedziałem o czym, lecz nie mogłem tego okazać.

- Oczywiście, że pamiętam i będę zaraz po pracy.

Natychmiast zapytała czy mi się podoba i jakie pierwsze wrażenia. Kilka pytań padło o współpracowników, jednak nie chciałem na nie odpowiadać w tym momencie. Chwilę trwało zanim zrozumiała, że nie mogę rozmawiać swobodnie, więc się rozłączyła. Natomiast ja zacząłem zastanawiać się o czym miałem pamiętać i gdy skumałem, to aż mi się wyrwało – o kur..

- Co się stało?

- Moja dziewczyna wyprawia dzisiaj osiemnastkę i nie wiem czy zdążymy wrócić do siedemnastej – odpowiedziałem zatajając fakt, że jeszcze przed chwilą o tym nie pamiętałem i z pewnością bez tego telefonu dalej żyłbym w nieświadomości. Tylko jak mogłem o tym zapomnieć! – kołatało w głowie pytanie.

- Jeżeli mi pomożesz przy załadunku to powinniśmy przed czternastą wrócić – powiedział staruch.

Propozycja bardzo mi odpowiadała, ponieważ pojawiła się perspektywa, że szybciej się jego pozbędę.

- Bardzo chętnie.

Minęła niecała godzina jazdy i zjeżdżaliśmy z autostrady. Pozostało nam przejechać drugie tyle i byliśmy pod bramą fabryki produkującej silniki. Pokurcz po zatrzymaniu samochodu, rzucił mi kamizelkę odblaskową i kazał wcisnąć się w nią. Logiki i sensu w jego poleceniu nie widziałem, skoro pojazd jest oświetlony w dzień, a ja siedzę w kabinie i nigdzie się nie wybieram. Swoje przemyślenia pozostawiłem nie wypowiedziane i dla świętego spokoju zrobiłem tak jak mi kazał. Kiedy przejechaliśmy bramę wjazdową przekonałem się, że wszyscy łażą w kamizelkach, nawet koszący trawę za ogrodzeniem. Najbardziej nabiegali się palacze chcąc podczas krótkiej przerwy wypalić papierosa za terenem zakładu. Mogli wszystkim poprzydzielać kaski wyposażone w sygnały uprzywilejowania – kpiłem w myślach. Załadunek trwał kilka minut i w tym czasie nie mogłem opuszczać kabiny. Dopiero jak grupa z transportu się oddaliła dostałem zgodę na wyjście, bez możliwości skorzystania z toalety. Moim obowiązkiem było założenie pasów i zabezpieczenie ładunku zgodnie ze wskazówkami szofera. Szybko się uwijałem pragnąc opuścić miejsce, w którym z normalnych ludzi robi się po kilku latach psychicznych bez nadziei na wyzdrowienie.

Dojechaliśmy do barwy wyjazdowej, tam wszyscy kierowcy muszą otworzyć drzwi części transportowej, ponieważ ochrona robi zdjęcia, które mają być poddane analizie czy nic dodatkowego się nie wywozi. Dopiero kilkaset metrów za zakładem zdałem sobie sprawę, że wstrzymuję powietrze, przez pobyt w domu wariatów i mi odbija.

- Oni są nienormalni – powiedziałem sam do siebie nie oczekując odpowiedzi.

- W ten sposób zabezpieczają się przed kolejnymi wyłudzeniami odszkodowań – odpowiedział kierowca i dodał – każdorazowo po procesach firma wprowadza nowe zasady, które i tak są stale zmieniane.

Prawdopodobnie rozwinąłby temat, lecz wyraźnie coś go zaniepokoiło, sądząc po wyrazie twarzy.

- Silnik nam nawala. Jak nie będzie korka na autostradzie to dojedziemy, w innym przypadku przeprosisz dziewczynę za swoją nieobecność.

- Skąd to pan wie? - zapytałem.

- Po odgłosie silnika.

Przez chwilę się przysłuchiwałem i niczego niepokojącego nie usłyszałem, chociaż mam doskonały słuch.

- Niczego niepokojącego nie usłyszałem – odpowiedziałem.

- Twoje pokolenie żyje w świecie zbyt głośnym i nie słyszy ciszy.

Gdybym nie bał się, że po pierwszym dniu wywalą mnie z pracy, wygarnąłbym gościowi. Dlatego ugryzłem się w język i siedziałem cicho. Jednak przynajmniej kilometr od wjazdu na A4 był korek, który widać było z daleka.

- Musimy wjechać w jakiś polniak, inaczej zablokujemy drogę.

Łatwo było powiedzieć, jak tylko skręcił w dość szeroką polną drogę, momentalnie utworzył się wężyk samochodów jadących naszym śladem. Dlatego o jakimkolwiek zatrzymaniu mowy nie było. Nieutwardzona droga zaprowadziła nas do niewielkiej wioski, z której powinniśmy dojechać jakimś objazdem. Stary pierdoła zamiast dodać gazu powiedział.

- Szukaj jakiegoś warsztatu, najlepiej ślusarskiego.

Zacząłem się rozglądać i miałem nadzieję, że tam usuniemy wyimaginowaną usterkę. Niestety nie dana nam to było i przed dużym gospodarstwem rolnym, coś huknęło w silniku i samochód zatrzymał się. Gostek zaczął mnie informować, co się zepsuło w silniku ciężarówki i należy wymienić. Gówno mnie to obchodziło, liczyło się, że jestem skazany na niego i będę miał doskonałe usprawiedliwienie dla mojej dziewczyny.

Pokurcz wyskoczył z szoferki i pognał jak oparzony do najbliższego gospodarstwa. Chwile go nie było, lecz gdy się pojawił, towarzyszył mu małorolny. Chłopek był mocno czymś poruszony. Przez łeb przeleciała mi myśl, że chce od niego kupić jakiś stary zdezelowany samochód. Powodowany ciekawością wyszedłem z szoferki i stanąłem jak wryty, gdy dowiedziałem się o planach szofera. Dupkowi zamarzyło się wyciągniecie silnika zepsutego i zastawienie go którymś z wiezionych, zamiast przedzwonienie do firmy . Najchętniej popukałby się w głowę, lecz powodowany ciekawością, na jego polecenie zacząłem mu pomagać. Chłop też był ciekawy i pożyczył zestaw kluczy warsztatowych, spawarkę i widlak. Trzy godziny trwały w sumie zmagania łysola, gdy ku naszemu z chłopkiem zaskoczeniu usłyszeliśmy warkot silnika. Gdyby tylko samochód warczał i stał nie dostałbym szoku, lecz on jechał bez zgrzytów i wibracji. Kiedy udawaliśmy się w dalszą drogę, gospodarz drapał się w brodę, a ja w głowę. Wtedy moje przekonanie o posiadanej wiedzy i pewność o własnej nieomylności legły w gruzach, ponieważ staruch dokonał tego, co nie tylko w mojej ocenie było niemożliwe.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Do wymiany silnika raczej spawarka nie jest potrzeba, ale to szczegół. Bardzo fajne przesłanie opowiadanie, też szkole często ludzi i świetnie rozumiem tych „staruchów” co wkurzają „wszystko wiedzących” kursantów, bo jestem takim staruchem :)
    Tak długo jak uczeń będzie forsował swoje „mądrości” nie posunie się w nauce zbyt daleko i foteli będzie popełniał wiele błędów, których łatwo mógłby uniknąć.
    Ciekawy tekst, z mądrym przesłaniem.
  • Pasja 28.04.2019
    Witam
    Wiadomo, że oprócz wiedzy przerywa czyni mistrza. Czasy już teraźniejsze skoro komórka w kieszeni młodzieńca. Mój pierwszy dzieńw pracy polegał na przemierzaniu komórek i zdobywaniu pieczątek na kawałku papieru. Poznawanie kierowników it'd.
    Nie wiem jak obecnie, ale ja jeszcze dostałam pieniądze na zagospodarowanie się. Ciekawe była czasy i scale nie narzekam.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania