Fantastyczna podróż Ariela Część 2

Deszcz ciągle padał, nawet na moment nie słabnąc.

W oddali sowa zrobiła upiorne: Hu, hu. W domach tańczyły płomienie świeczek, tworząc senny nastrój. Mieszkańcy Di Datki szykowali się do snu. Ariel siedział skulony, wciąż nie mogąc ogarnąć swoim rozumem przedstawienia, które zaserwowała mu staruszka.

- Czy ja zwariowałem? - zapytał sam siebie.

Czarownica obserwowała uwięzionego w klatce kocura, wyglądała na dumną. Kto wie, może w młodości walczyła z tygrysami, pumami albo nawet paskudnymi bazyliszkami czy bezkostami.

- Po twoim ubiorze można tak sądzić — stwierdziła nagle i zaśmiała się chrapliwie i dość paskudnie. Ariel popatrzył na swoją odzież, która wydawała mu się całkiem przyzwoitą kreacją.

- Nie jesteś stąd, prawda kochaniutki? - zapytała.

- Nie — odparł.

Pomruczała coś pod nosem, Arielowi aż włosy stanęły dęba na myśl, że staruszka znów czaruje. Nie czarowała.

- Jesteś bardzo, bardzo niemądry — powiedziała i pokręciła głową.

- Słucham?

- Nie powinieneś tak się rzucać w oczy. Ludzie nie przepadają tu za magami, a ty dziwnie się ubierasz. Zupełnie jak jeden z nich, mimo że nim nie jesteś.

 

Nagle Ariel wpadł na, jego zdaniem, wspaniały pomysł. Pomyślał, że skoro kobieta zna się na czarach, to może będzie w stanie przenieść go z powrotem do jego domu. Do jego świata. Czarownica jednak nie była w stanie mu pomóc.

-Och, chłopcze. Jestem już za stara na takie czary. Poza tym nigdy nie byłam specjalnie dobra w teleportowaniu.

Tutaj przytoczyła historię, jak pewnego razu próbowała przenieść pewną kobietę, która poprosiła ją o „szybki transport” na targ położony w innym mieście. Do dziś nie znaleziono wszystkich części jej ciała.

………………………………………

Z serca Di Datki dobiegał dźwięk dzwonu, który oznajmiał, że wybiła północ. Miejscowe szczury urządzały właśnie wyprawę po zapasy na pobliski śmietnik. Kot, którego złapała staruszka, spał w najlepsze. Ariel był zaskoczony jego spokojem. W końcu sierściuch był zakładnikiem czarownicy. W oddali słychać było pijacki okrzyk, który nawoływał do pieprzenia króla. Zaraz po tym, pijany rewolucjonista został spacyfikowany przez miejską straż. Nigdy więcej nikt już o nim nie słyszał.

- Mogę spytać jak pani na imię?

Westchnęła, pomruczała coś pod nosem i powiedziała:

- Nie sądzę, żeby nasze drogi jeszcze kiedyś się spotkały. Moje imię nie ma żadnego znaczenia.

Umilkła i zaczęła czegoś szukać pod lnianymi workami. Przyglądał się jej z zaciekawieniem, kiedy wyjęła szklaną buteleczkę wypełnioną światłem.

- Co to?

- To... - pogłaskała fiolkę, która jeszcze bardziej rozbłysła — To jest sposób na problemy.

Podała flaszeczkę Arielowi, który ujął ją ostrożnie, jakby trzymał w ręku najbardziej kruchą rzecz w całym wszechświecie. W środku pulsowało światło, ale wydawało się, że jest tam coś jeszcze. Nie mógł odgadnąć, co to było.

- Kiedy znajdziesz się w opałach, ściśnij fiolkę i pomyśl o tym, co ci zagraża. Problem zniknie na jakiś czas —poinstruowała, a później dodała, że czar nie działa na poborców podatkowych.

Ariel mało nie zaklaskał w dłonie z podniecenia na myśl, że teraz to on, zwykły szary obywatel, zwykłego szarego

miasta, pracownik call center, będzie miał własny magiczny przedmiot.

- Ahh — westchnął.

Czarownica lekko się uśmiechnęła.

- Czy mogę o coś spytać? - powiedział.

- Powinieneś odpocząć, kochaneczku — odparła.

Ponownie wyszeptała jakieś niezrozumiałe dla Ariela słowa, pstryknęła palcami i poczuł, że strasznie chce mu się spać.

- Powinieneś odpocząć – powtórzyła

Ariel zasnął, świeczki w domach zgaszono. Miasto spało. Sowa ponownie zrobiła: Hu, hu.

…………………………………………………

Kiedy się obudził, słońce stało już wysoko na niebie. Pusta wczoraj uliczka, dziś tętniła życiem. Ludzie przechodzili obok Ariela, patrząc na niego z pogardą. Prawdopodobnie uważali go za bezdomnego. Należy wspomnieć, że w królestwie Hamp, włóczędzy nie byli mile widziani. Po prawdzie większość z nich przepadała w niewyjaśnionych okolicznościach. A, że byli tylko żebrakami, to też nikt nie dochodził, jakie to okoliczności. Władcy nie lubili bezdomnych, dlatego że psuli oni obraz

dobrobytu panującego w królestwie, który kreowała rządowa propaganda. Ariel już otwierał usta, żeby przywitać czarownicę,jednak nie było z kim się witać. Zabrała klatkę z kotem i odeszła, kiedy spał.

- Uśpiła mnie — pomyślał.

Miał do niej o to żal, chciał jej zadać jeszcze sporo pytań. Najwidoczniej jednak nie była zainteresowana odgrywaniem roli informacji turystycznej. Nagle rozległ się brzęk metalu i z końca uliczki nadciągało dwóch strażników miejskich. Mieli na sobie lekkie czarne zbroje zdobione czerwonym gryfem na piersi. Jeden z nich trzymał w ręku włócznię długą na siedem stóp, drugi miał uwieszony u pasa miecz wyglądający jak zweihander. Maszerowali równym krokiem, a przechodnie rozstępowali się, posłusznie torując im drogę. W końcu doszli do miejsca, gdzie siedział Ariel.

- Wstań — nakazał ten z włócznią.

Wykonał polecenie. Gapie spoglądali na to przedstawienie, a kiedy napotykali wzrok Ariela, odwracali głowy.

- Co tu robisz? - zadał pytanie żołdak.

- Cóż... w zasadzie to chyba można powiedzieć, że się

zgubiłem – odpowiedział Ariel i wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu, który miał w założeniu wzbudzić sympatię albo coś w tym guście.

Drugi strażnik szepnął coś na ucho temu pierwszemu. Ten z kolei przeleciał wzrokiem po ubraniu zatrzymanego.

- Doniesiono nam, że ty i twoja przyjaciółka urządziliście

sobie tutaj mieszkanko — oznajmił - Ładna lokalizacja, zaraz obok rynsztoka — dodał i obaj strażnicy sardonicznie zarechotali. Kiedy już się uspokoili, zaczęli wypytywać o imię, wiek i zawód.

- Jestem Ariel, mam dwadzieścia sześć lat i pracuję w call center — odpowiedział zgodnie z prawdą.

- Pójdziesz z nami, mości Ariel — powiedział ten drugi.

Strażnik dzierżący włócznię spojrzał na zatrzymanego w taki sposób, że mogłoby się wydawać, że mu współczuje.

- Jesteś zatrzymany pod zarzutem włóczęgostwa i... tego no... - usilnie szukał słowa - żebractwa – oznajmił przesadnie oficjalnym tonem.

Już mieli zakładać mu kajdany, kiedy z dachu pobliskiego domu ktoś rzucił w jednego ze strażników książką. Nieco zdezorientowani funkcjonariusze zapominając o Arielu, puścili jego ręce.

- Uciekaj durniu, na co czekasz! - krzyknęła postać na

dachu i rzuciła tomem zatytułowanym: „Przykazania wzorowego obywatela”. Nim strażnicy zdołali się połapać, Ariel zdążył uciec. Jego wybawca również, skacząc po dachach dość niezdarnie. Ariel biegł przed siebie, jakby ścigało go stado wilków. Nie zważał na przechodniów, popychał ich, niektórzy zaliczali bliskie spotkanie z ziemią, a on biegł. Przeciął główną ulicę Di Datki i popędził w kolejną ciasną uliczkę. Zaplątał się po drodze w świeże pranie jakiejś gospodyni, która przeklinała go wszystkimi znanymi jej plugawymi słowami. Pociemniało mu w oczach, płuca wręcz wołały o litość i odpoczynek. Nie mógł zwolnić, cały czas słyszał za sobą brzęk pancerzy strażników. Kątem oka zauważył, że ktoś wybiega spomiędzy domów. Był to nieco pulchny młody mężczyzna, o ciemnych blond włosach. Osoba wysoka na jakieś pięć i pół stopy. Może nieco więcej. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat.

- W lewo — krzyknął.

Ariel zdał sobie sprawę, że to właśnie jego widział na dachu i to jemu zawdzięcza tę ucieczkę. Skręcił w lewo, a za nim podążył blondyn o sympatycznej budowie ciała. Przywarli do muru, jakby mieli pod sobą stumetrową przepaść. Strażnicy pobiegli dalej.

- No, zgubiliśmy ich. Jestem Cyrulik Ryc — przedstawił się niski grubasek.

Po wymianie uprzejmości Cyrulik Ryc zaproponował Arielowi schronienie w swoim domu.

- Spokojnie, strażnicy jutro o tobie zapomną — zapewnił.

Przez kilka minut manewrowali w ciszy przez zaułki miasta, kiedy w końcu dotarli do schodów prowadzących jakieś trzy metry w dół. Na ich końcu były drzwi. Cyrulik otworzył je i powiedział:

- Witam w moich skromnych progach — i uśmiechnął się

przyjaźnie.

W środku panował surowy klimat. Ściany stanowiły gołe szare kamienie, drewniana podłoga, nieco przegniła, wyłożona była słomą.

-Rozgość się, zaraz rozpalę w kominku.

Ariel usiadł na niezbyt stabilnym krześle przy stole, który stał w centrum pomieszczenia. Rozpalanie ognia nieco się przeciągało, ale w końcu pokój zalało leniwe światło ogniska, które powołało do życia liczne cienie, tańczące teraz w kątach. Cyrulik wstawił wodę na herbatę. W każdym bądź razie coś w rodzaju herbaty, po czym przysiadł się do Ariela.

- Niezła akcja — powiedział Cyrulik — Przez cały ostatni rok tak się nie zmęczyłem, jak dziś.

- Nie rozumiem, dlaczego wzięli mnie za żebraka – oburzył się Ariel, otrzepał i wygładził ubranie.

Cyrulik uśmiechnął się, a w uśmiechu tym można było znaleźć ślad litości dla głupiutkiego człowieczka.

- A nie jesteś nim? -zapytał.

- Oczywiście, że nie!

- A więc, dlaczego śpisz na ulicy?

Ariel opowiedział mu o wszystkim. Opowieść zaczął od tego, jak wracał do domu z pracy, usłyszał huk i zapadła ciemność, a później… obudził się w Di Datce w domu Valentina, który chciał mu rozwalić głowę. Cyrulik w międzyczasie, kiedy Ariel snuł opowieść, podał herbatę, która była strasznie trawiasta w smaku.

- Ciekawa historia, rzeczywiście — oznajmił — Mówisz, że pochodzisz z innego świata. Wybacz, że to

powiem, ale nie wyglądasz na kogoś, kto wie jak do tego swojego świata powrócić.

- Bo nie wiem — odparł ponuro Ariel.

- A więc zgubiłeś się we wszechświecie — stwierdził wesoło.

Ariel był zaskoczony tym wybuchem radości. Oparł łokcie na blacie stołu i zatopił twarz w dłoniach. Dotarło do niego, że znalazł się w beznadziejnej sytuacji. Cały czas miał nadzieję, że śni. Może zaraz zadzwoni budzik i wybawi go z tego koszmaru. Myślał o rodzinie, za którą tak bardzo teraz tęsknił. Ostatni raz tęsknił tak za kimś, kiedy w wieku dziewięciu lat wyjeżdżał na tygodniową wycieczkę szkolną i wrócił z niej po trzech dniach, odbierany przez rodziców w akompaniamencie szyderczych docinek dzieciaków. Teraz właśnie miał ochotę, żeby wrócić z tej cholernej wycieczki po Di Datce.

- Na pewno jest jakiś sposób, żebyś wrócił do domu -

powiedział Cyrulik, kładąc mu dłoń na ramieniu.

- A co jeśli utknąłem tu na zawsze? - wymamrotał

niewyraźnie przez dłonie Ariel.

- Cóż, wtedy będziesz mógł powiedzieć, że masz

przerąbane.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania