Feldmarszałek Erich von Manstein – Genialny Strateg

Erich von Manstein – Genialny Strateg

 

Manstein to drugi po Żukowie znany dowódca, którego chciałbym przedstawić. Artykuł w wersji oryginalnej ma ponad dwadzieścia stron, więc tutaj musiałem zrobić spore cięcia i dlatego zacznę już od września 1939 roku. Mimo tego jest siedem stron, ale wybaczcie, większe skróty, już nie miały sensu.

 

... Może ta waleczność była daremna, może tę wierność poświęcono dla jednego człowieka, który ani to rozumiał, ani się odwzajemnił...

"Operacja Cytadela została rozpoczęta zbyt późno, a zakończona zbyt szybko"

"Polskie dowództwo powinno było zrobić wszystko, aby utrzymać zdolność bojową wojsk tak długo, aż ofensywa mocarstw zachodnich zmusi Niemcy do wycofania większości swych sił z polskiego teatru działań wojennych. Nawet jeśli utrata uprzemysłowionych obszarów sugerowała także porażkę w rezultacie długotrwałej wojny, to zachowanie siły bojowej wojsk nadal stwarzało możliwość ich odzyskania. W żadnym razie nie należało dopuścić do tego, aby we wstępnej fazie konfliktu oddziały polskie zostały okrążone na zachód czy po obu stronach Wisły"

Erich von Manstein.

 

"Krótko mówiąc był geniuszem wojskowym"

Basil Liddell Hart

 

"„ Z wszystkich generałów, z którymi dyskutowałem, tylko Manstein rozumiał, o co mi chodzi”

Adolf Hitler.

 

Erich von Manstein (właściwie Fritz Erich von Lewiński) urodził się 24 listopada 1887 roku w Berlinie, a zmarł 10 czerwca 1973 roku w Irschenhausen. Przyszedł na świat jako dziesiąte dziecko generała Edwarda von Lewińskiego i piąte dziecko drugiej jego żony, Heleny von Sperling. Wywodził się ze starego pruskiego rodu, w którym tradycje wojskowe pielęgnowano od pokoleń.

 

1 września 1939 roku niemiecki Wehrmacht uderzył na Polskę, rozpoczynając w ten sposób II wojnę światową. Podczas walk toczonych w trakcie kampanii wrześniowej Manstein odegrał bardzo znaczącą rolę. Był szefem sztabu Grupy Armii „Południe” generała Gerda von Rundstedta – najsilniejszego ze wszystkich związków Wehrmachtu, biorących udział w ataku na Polskę. Jako szef sztabu, miał znaczny wpływ na dowodzenie podczas najważniejszych bitew kampanii, toczonych między innymi w rejonie Wielunia, Tomaszowa Mazowieckiego, Kutna, Tomaszowa Lubelskiego czy wreszcie w trakcie oblężenia Warszawy.

 

Po zakończeniu walk w Polsce sztab Mansteina wraz z jednostkami Grupy Armii Południe (przemianowanej następnie na Grupę Armii „A”), przeniesiono nad granicę francuską. Według opracowanego przez sztab generalny planu kampanii na Zachodzie jego grupa miała zadanie drugorzędne. Plan „Fall Gelb” przewidywał bowiem główne uderzenie przez środkową Belgię, które miała przeprowadzić Grupa Armii „B” dowodzona przez gen. płk. von Bocka. Wielu dowódców w tym także Manstein zdawało sobie sprawę z faktu, iż plan ten nie grzeszy oryginalnością, gdyż kopiuje założenia starego planu Schlieffena, zastosowanego przeciw Francji w 1914 roku. Generał, widząc błędne podejście sztabu generalnego, opracował swój własny plan kampanii. Jego założenia były tyle rewolucyjne, co proste. Manstein proponował mianowicie przeprowadzenie zmasowanego ataku pancernego przez zalesione i górzyste obszary Ardenów – uważane dotąd za nieprzejezdne dla jednostek zmotoryzowanych. Wskazywał, że sprzymierzeni nie spodziewają się ataku w tym regionie, stad zgromadzili tam jedynie nieliczne armie rezerwowe, złożone ze słabo wyszkolonych rezerwistów. Potężne uderzenie przez Ardeny, zupełnie nie spodziewane, pozwoliłoby Wehrmachtowi obejść zarówno Linię Maginota, jak i bardzo duże siły aliantów zgrupowane nad granicą z Belgią.

Generał wysłał swój plan do sztabu generalnego i do naczelnego dowódcy Wehrmachtu. Został on jednak odrzucony zarówno przez dowodzącego wojskami lądowymi generała Walthera von Brauchitscha, jak i szefa sztabu OKH Franza Haldera. Obaj nie wierzyli w powodzenie planu Mansteina, a ponadto kierowali się osobistą niechęcią do jego autora. Kolejne memoriały Mansteina lądowały więc w szufladzie, a gdy generał nadal z uporem promował swój plan, kierownictwo OKH pod byle pretekstem zesłało go w lutym 1940 roku, na stanowisko dowódcy trzeciorzędnego XXXVIII Korpusu Armijnego w Legnicy.

 

Tymczasem Hitler również skłaniał się ku uderzeniu przez Ardeny, a plan opracowany przez sztab generalny nie do końca wydawał mu się słuszny. Niestety do Hitlera nie dotarł plan opracowany przez generała. Dopiero dekonspiracja niemieckich planów kampanii na Zachodzie (słynny „incydent w Mechelen”, kiedy to w ręce Belgów wpadły niemieckie plany ofensywy) spowodowała, że Brauchitsch i Halder nie mogli już dłużej ukrywać przed nim planu Mansteina. 17 lutego 1940 roku, na spotkaniu Hitlera z nowo mianowanymi dowódcami korpusów, generał uzyskał szansę, by osobiście przedstawić wodzowi swój projekt. Führer był zachwycony i nakazał OKH przygotowanie nowego planu ofensywy, uwzględniającego główne propozycje Mansteina. Jak później stwierdził: „Z wszystkich generałów, z którymi dyskutowałem, tylko Manstein rozumiał, o co mi chodzi”. Sam generał nie mógł jednak odegrać większej roli w realizacji swego planu, gdyż przez całą kampanię na Zachodzie pozostawał dowódcą XXXVIII Korpusu Armijnego, który wziął udział w działaniach bojowych dopiero w ostatniej fazie inwazji w czerwcu 1940 roku. Manstein miał jednak szansę zabłysnąć, gdy na czele swego korpusu przebił się w czternaście dni z linii Sommy nad Loarę. Za ten wyczyn odznaczono go Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego.

 

Jednak dni prawdziwej chwały przyszły feldmarszałek miał dopiero przed sobą. W czerwcu 1941 Niemcy uderzyły na ZSRR. Generał poprowadził LVI Korpus Pancerny do walki na północnym skrzydle frontu. Latem 1941 roku odniósł na jego czele szereg sukcesów, zdobywając między innymi nieuszkodzone przeprawy mostowe przez Dubissę i Dźwinę. To był jeden z największych i najgłębszych pancernych rajdów w głąb terytorium przeciwnika. W ciągu czterech dni korpus dotarł z Prus Wschodnich do rzeki Dźwiny, pokonując ponad 300 km.

 

Walczył także pod Ostrowem i Ługą (na podejściach do Leningradu). Pod koniec lipca 1941 roku zasugerował użycie dywizji pancernych do natarcia na Moskwę, a nie na Leningrad. Jego pomysł został jednak odrzucony.

W sierpniu 1941 roku jego korpus brał udział w rozgromieniu radzieckiej 34. Armii pod Starą Russą. We wrześniu 1941 roku Mansteina mianowano dowódcą 11 Armii, walczącej na południowym krańcu frontu wschodniego. W swoich planach podboju ZSRR, Hitler chciał jak najszybciej zająć Krym. Żądał więc szybkiego zlikwidowania tego „radzieckiego lotniskowca na Morzu Czarnym”. Zdawał sobie sprawę, że z baz na półwyspie radzieckie samoloty mogły bezkarnie atakować rumuńskie pola naftowe w Ploeszti, które zaopatrywały III Rzeszę w tak drogocenną ropę. Utrata Krymu wiązałaby się ponadto dla Rosjan z utratą Sewastopola – największej bazy morskiej na Morzu Czarnym – i możliwością nękania południowej flanki GA „Południe”.

Walki na Krymie.

Nowo mianowany dowódca 11 armii, postanowił zrobić swojemu wodzowi prezent na Boże Narodzenie i zdobyć półwysep z marszu. Niestety, jak się okazało radziecka obrona na Przesmyku Perkopskim, który bronił dostępu do Krymu, była bardzo silna, a ukształtowanie terenu nie pozwalało na żaden manewr. Trzeba było atakować frontalnie. Dopiero po kilku dniach bardzo ciężkich walk udało się Niemcom oczyścić przejście. Jednak w tym samym czasie Rosjanie rozpoczęli kontratak nad Morzem Azorskim i Manstein musiał odwołać część sił na pomoc chwiejącemu się frontowi. Dopiero po opanowaniu kryzysu i przegrupowaniu sił 11 armii, można było kontynuować atak. Radzieckie dowództwo potrafiło wykorzystać przerwę w niemieckim natarciu. Do broniącej półwyspu 51 armii, doszły ewakuowane z Odessy świeże siły Armii Nadmorskiej, poważnie wzmacniając obronę.

Manstein nie dysponował bynajmniej przewagą liczebną. Po przetasowaniach po bitwie nad Morzem Azowskim w skład jego 11. Armii wchodziło jedynie siedem dywizji piechoty i rumuński korpus górski. Co gorsza, odebrano mu Brygadę „LAH”, pozbawiając w ten sposób 11. Armię jakichkolwiek jednostek zmotoryzowanych. Mimo tego generał zdecydował się uderzyć, licząc na zdecydowanie lepsze wyszkolenie swoich żołnierzy. Jednak idące w pierwszym rzucie oddziały niemieckie trafiły na bardzo silną obronę. Nic dziwnego, że w takich warunkach walki miały niezwykle zaciekły charakter i przyniosły obu stronom ogromne straty. Po dwóch tygodniach bardzo ciężkich walk udało się przełamać linię obrony. Należało teraz bardzo szybko ruszyć za wycofującymi się radzieckimi oddziałami. Jednak 11 armia nie dysponowała żadnym związkiem zmotoryzowanym. I tu znów objawił się geniusz Mansteina. Nie posiadając własnego związku zmotoryzowanego, generał postanowił go stworzyć. Z rumuńskiego pułku zmotoryzowanego i niemieckich pododdziałów rozpoznawczych oraz zmotoryzowanej artylerii przeciwpancernej stworzono kombinowaną „Brygadę Zieglera”. Ten prowizoryczny związek zmotoryzowany rzucono na Bachczysaraj, by odciąć drogę odwrotu uciekającym wojskom radzieckim. Dywizje piechoty rozpoczęły natomiast w ogromnym tempie marsz na Symferopol i Kercz, by zdobyć miasta, zanim Rosjanie zorganizują tam silniejszą obronę.

Tym sposobem wojska 11 armii zdobyły Kercz z jednej strony półwyspu, a z drugiej podeszły pod Sewastopol. To było jednak wszystko, na co było stać armię niemiecką. Niestety, mimo pobicia dwóch, mających przewagę liczebną armii wroga, zabrakło sił i środków na dalszy atak. Mansteinowi ostateczna nagroda w postaci Sewastopola została sprzątnięta sprzed nosa. Mimo tego dotychczasowe działania były wielkim sukcesem, albowiem jego armia zdołała zająć niemal cały Krym (poza Sewastopolem). Atak na Sewastopol nastąpił dopiero w połowie grudnia. Jednak mimo skoncentrowania na przedpolach miasta prawie całej 11 armii, nie udało się osiągnąć spodziewanych sukcesów. Natarcie utknęło. Na dodatek na drugiej stronie półwyspu wylądowały potężne radzieckie desanty, grożące zajęciem Kercza, Teodozji oraz innych miast i tym samym zamknięciem niemieckiej armii w kotle.

Manstein musiał przerwać oblężenie i ratować swoje wojska na półwyspie. 11. Armia, zamiast triumfalnie wkraczać do Sewastopola, musiała teraz walczyć o przetrwanie. Na szczęście typowy dla Rosjan bałagan i brak doświadczenia w organizowaniu operacji desantowych na wielką skalę tylko pogorszył ich sytuację i pozwolił Niemcom powstrzymać natarcie. Pozwoliło to na wycofanie części wojsk spod Sewastopola i rzucenie ich na najbardziej zagrożone odcinki. W połowie stycznia oddziały 11 armii przystąpiły do kontrataku. Wykorzystując fakt zaskoczenia wojska niemieckie i rumuńskie zajęły bardzo dogodne pozycje obronne na wschód od Teodozji, w najwęższym punkcie Półwyspu Kerczeńskiego.

Tymczasem wojska radzieckie na Półwyspie Kerczeńskim systematycznie rosły w siłę. 28 stycznia utworzono nowy Front Krymski, na którego czele stanął generał D. T. Kozłow. Pod koniec lutego Front rozpoczął ofensywę. Jednak z powodu nieustannie padającego deszczu ciężki sprzęt ugrzązł w błocie, a nieudolność dowództwa sprawiła, że współdziałanie pomiędzy rodzajami broni, a nawet sąsiadującymi jednostkami, praktycznie nie istniało. Natarcie bardzo szybko utknęło w miejscu. Rosjanom nie udało się przełamać obrony przeciwnika. W połowie marca uderzyli ponownie. Mimo olbrzymich strat nie udało się przełamać niemiecko-rumuńskich linii obronnych. Ostatnie uderzenie Rosjanie podjęli na początku kwietnia. Tymczasem Niemcy dostali posiłki. Przybyła na Kercz 22 dywizja pancerna. Wiedząc, że na otwartym stepie nie da się ukryć przygotowań do ataku, Manstein postanowił wywieść Rosjan w pole. Niemcy rozpoczęli szeroko zakrojone działania dezinformujące, chcąc przekonać rosyjskie dowództwo, że celem ataku będzie odcięcie wybrzuszenia na północnym odcinku frontu, które powstało w lutym, gdy Rosjanie odepchnęli stamtąd rumuńską dywizję. Rosjanie chwycili przynętę i skoncentrowali w okolicach wybrzuszenia dwie trzecie sił (47 i 51. Armię).

W rzeczywistości Manstein chciał przełamać obronę przeciwnika na południowym krańcu frontu, gdzie stała wyłącznie słaba 44. Armia. Główne siły niemieckie (XXX Korpus Armijny), poruszając się wzdłuż południowego wybrzeża Półwyspu Kerczeńskiego, miały następnie dokonać głębokiego obejścia głównych sił Frontu Krymskiego, aby w odpowiednim momencie skręcić na północ i szybkim marszem ku wybrzeżom Morza Azowskiego, zamknąć pierścień. Na początku maja 1942 roku 11. armia ruszyła do ataku. Dzięki znakomitemu dowodzeniu i współdziałaniu z lotnictwem VIII Korpusu Lotniczego Richthofena w ciągu zaledwie 10 dni trzy rosyjskie armie zostały rozgromione. Front Krymski utracił około180 tysięcy żołnierzy (w większości wziętych do niewoli), ponad 3000 dział, około 350 czołgów i ponad 400 samolotów. To było wspaniałe zwycięstwo nad dużo liczniejszymi wojskami radzieckimi. W tej bitwie geniusz Mansteina pokazał się w całej krasie. Generał swoim znakomitym dowodzeniem pokazał po raz kolejny, że nawet dysponując dużo mniejszymi siłami, niż przeciwnik, można odnieść sukces.

Po zwycięstwie i oczyszczeniu półwyspu generał mógł teraz skoncentrować się nad zdobyciem Sewastopola. Nie było to łatwe, bo obronę tworzyły trzy pasy obrony. Samo miasto było zamienione w twierdzę i silnie ufortyfikowane. Broniących żołnierzy wspierało nieliczne lotnictwo i Rosyjska Flota Czarnomorska. 7 czerwca 1942 roku 11. armia ruszyła do ataku i od razu napotkała na bardzo silną obronę. Walczono o każdy metr, ponosząc ogromne straty. Dopiero 18 czerwca udało się przełamać rosyjskie linie obrony i dzięki temu niemieckie oddziały dotarły do wybrzeży Zatoki Północnej i Inkermanu. Pierwszy cel szturmu był osiągnięty – do portu w Sewastopolu nie mógł już wpłynąć żaden okręt. Przez następne dni trwało oczyszczanie wybrzeża z rosyjskich punktów oporu. Żołnierze Armii Czerwonej bronili się bardzo zaciekle. Wieczorem 30 czerwca resztki wojsk Sewastopolskiego Rejonu Umocnionego zaczęły wycofywać się z Sewastopola w kierunku ostatnich, pozostających w ich rękach krańców Krymu – Przylądka Chersonez oraz brzegów zatok: Kamyszewa, Kozackiej i Strzeleckiej. Bitwa zmierzała już ku końcowi. 10 lipca Niemcy zlikwidowali ostatnie sowieckie gniazda oporu.

Druga bitwa o Sewastopol była zakończona. Niemcy zdobyli twierdzę, biorąc ponad 90 tysięcy jeńców, ponad 600 dział, ponad 700 moździerzy i 26 czołgów. Poległo lub zmarło od ran około 35 tysięcy czerwonoarmistów. Straty 11. Armii wyniosły tymczasem 24 tysiące zabitych i rannych. VIII. Korpus Lotniczy utracił 31 samolotów. Na wieść o tym wspaniałym zwycięstwie Hitler zaprosił Mansteina do swojej kwatery. W obecności wielu generałów i dostojników awansował generała na stopień feldmarszałka, wręczając mu buławę marszałkowską. Jego kariera osiągnęła punkt szczytowy. Hitler nazwał swojego nowego marszałka polnego „Cudowną bronią na froncie wschodnim”.

Pozwoliłem sobie nieco szerzej opisać kampanię krymską, jako przykład genialnego dowodzenia niewielkimi siłami na stosunkowo dużej przestrzeni. Fakt, że mając tak szczupłe siły do dyspozycji Manstein nie tylko nie dał się pokonać, ale potrafił zwyciężyć, dowodzi, jak dobrym był dowódcą. Jego 11. armia potrafiła rozbić doszczętnie 3 armie rosyjskie i zdobyć „Największą Twierdzę Świata” jak nazywano wtedy Sewastopol. To zwycięstwo, nawet jak na warunki II wojny światowej było osiągnięciem bezprecedensowym. Jednak nie tylko walory generała i jego żołnierzy zaowocowały tak wspaniałym sukcesem. Wpływ na to miało także szereg czynników niezależnych od Mansteina.

Kiedy utworzono Front Krymski, na jego czele stanął generał D. T. Kozłow. W tym samym czasie przysłano tu również, w charakterze przedstawiciela kwatery głównej naczelnego dowództwa, szefa Głównego Zarządu Politycznego Armii Czerwonej, Lwa Mechlisa. Nie był to najlepszy pomysł, bo w tym momencie na Kerczu zapanowała de facto dwuwładza. Co gorsze, Mechlis mający bardzo małe doświadczenie wojskowe, wtrącał się przez cały czas do dowodzenia, a każdego, kto był innego niż on zdania, demaskował jako „panikarza” lub „defetystę”. Zastraszony Kozłow praktycznie przekazał dowodzenie w jego ręce. Skutki okazały się opłakane. Do tego dochodził typowy dla Rosjan bałagan i brak choćby minimalnego współdziałania między armiami.

 

Tuż po zakończeniu walk na Krymie 11. armię przesunięto na północ. Miała tam wziąć udział w planowanym szturmie na Leningrad. Jednak po radzieckiej kontrofensywie pod Stalingradem, która spowodowała zamknięcie w kotle całej 6 armii, przeniesiono Mansteina z powrotem na południe, powierzając mu stanowisko dowódcy Grupy Armii „Don”. Hitler chciał, aby feldmarszałek zrobił, co mógł, aby uratować odciętych nad Wołgą niemieckich żołnierzy. Nowy dowódca zabrał się do pracy. Jednak z powodu zbyt szczupłych sił, jego wysiłki spełzły na niczym. Dowodzone przez niego wojska nie zdołały przebić się przez rosyjską obronę i niemiecka 6 armia uległa zagładzie. Nie była to jednak porażka Mansteina. Siły oddane pod jego dowództwo były o wiele za słabe i nawet najbardziej genialne dowodzenie nie mogło przynieść sukcesu.

 

Po kapitulacji wojsk marszałka Paulusa i pogromie, jaki Armia Czerwona sprawiła włoskim i węgierskim armiom nad Donem, sytuacja wojsk niemieckich na południowym skrzydle frontu wschodniego była katastrofalna. Manstein, jako dowódca frontu odegrał wówczas decydującą rolę w ustabilizowaniu sytuacji, co niektórzy historycy wojskowości uważają dziś za kolejny po walkach na Krymie przejaw znakomitego dowodzenia strategicznego marszałka. Manstein zapobiegł najpierw odcięciu i zniszczeniu niemieckich sił na Kaukazie i pod Rostowem, a później, wykonał niezwykle udany kontratak na radziecką flankę pod Charkowem, rozbijając tam radziecką 6 Armię i ostatecznie ratując niemiecki front południowy przed załamaniem. To były wspaniałe osiągnięcia, które pozwoliły niemieckiej armii na ustabilizowanie całego frontu.

 

Było to ostatnie zwycięstwo feldmarszałka. W lipcu 1943 roku poprowadził Grupę Armii „Południe” w bitwie na Łuku Kurskim, lecz mimo początkowych sukcesów nie zdołał przełamać bardzo głębokiej radzieckiej obrony. Jego dywizje pancerne walczyły zaciekle, ale to nie wystarczyło do sukcesu. Po dwóch tygodniach walk poważnie uszczuplone wojska niemieckie przeszły do obrony. Ostatnia wielka ofensywa niemiecka zakończyła się niepowodzeniem. Manstein twierdził później, że decyzje o przerwaniu ataku podjęto zbyt szybko, a cała operacja Cytadela została rozpoczęta przynajmniej 2 miesiące za późno, dając czas Rosjanom na umocnienie swoich pozycji.

 

Latem i jesienią 1943 roku marszałek kierował walkami obronnymi Grupy Armii „Południe” pod Białogrodem i Charkowem. Podczas generalnego odwrotu za Dniepr wydał słynny rozkaz o „spalonej ziemi”. Nakazywał wywózkę ludności i dokonanie wielkich zniszczeń na wschodnim brzegu rzeki. Ten rozkaz stał się potem głównym punktem jego oskarżenia podczas procesu o zbrodnie wojenne w 1949 roku. W styczniu 1944 roku ponownie udowodnił swój kunszt wojenny, ratując cześć okrążonej 8. Armii z kotła pod Czerkasami. W tym czasie wielu wybitnych niemieckich generałów nalegało na Hitlera, aby Mansteinowi powierzyć naczelne dowództwo nad frontem wschodnim, albo chociaż ujednolicenia dowodzenia frontami. Manstein także domagał się zmian w systemie dowodzenia. Na początku lutego 1943 roku feldmarszałek przybył w tej sprawie do kwatery Hitlera w Wilczym Szańcu.

 

Bardzo dobrze opisał to w swoich wspomnieniach adiutant Hitlera Nicolaus von Below:

„6 lutego przybył do Hitlera do Wilczego Szańca feldmarszałek v. Manstein. Manstein wiele sobie w tej rozmowie z Hitlerem postanowił załatwić. Nie dawał mu spokoju problem struktury najwyższego szczebla rozkazodawczego. Odkąd Hitler stał się naczelnym dowódca wojsk lądowych, jesienią 1942 roku podporządkował sobie także osobiście grupę armii A. Chciał go prosić o zamianowanie jakiegoś generała wojsk lądowych naczelnym dowódcą wojska albo przynajmniej frontu wschodniego. Jeżeli Hitler nie jest w stanie nim być, to niech przynajmniej pomyśli o tym, żeby skończyć z tą dwutorowością Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych i Sztabu Dowodzenia Wehrmachtu przez powołanie jednego wspólnego szefa Sztabu Generalnego. Hitler prowadził tę rozmowę w bardzo spokojnej i rzeczowej formie i zgodził się ze wszystkimi punktami, jakie Manstein mu przedstawił. Ale ustąpić nie może. Nie zna żadnego generała, do którego mógłby mieć na tyle zaufania, żeby go wyposażyć w tę pełnię władzy, jakiej domaga się Manstein. Tak więc struktura naczelnego dowództwa pozostała taka, jaka była”.

 

Pytanie, czy sam feldmarszałek nie widział siebie na tym miejscu, jest jak najbardziej stosowne. Manstein z pewnością wiedział, że wielu generałów m.in. Guderian i von Kluge namawiało Führera, aby to jemu powierzył stanowisko dowódcy Wehrmachtu, albo chociaż frontu wschodniego. Hitler co prawda rozważał powołanie na to stanowisko Mansteina lub Kesselringa, ale Kesselring był już przewidziany jako dowódca jednostek lotniczych we Włoszech, a na Mansteina nie chciał się zgodzić. Wynikało to z kilku powodów. Po pierwsze bał się samodzielności marszałka. Po drugie, nie chciał się zgodzić na proponowaną przez Mansteina obronę elastyczną. Hitler nie chciał słyszeć o takiej obronie, domagając się obrony każdej piędzi ziemi. Dochodziło w tej sprawie do bardzo zaciętych dyskusji. Po trzecie, Hitler nie miał już zaufania do większości generałów, oskarżając ich o niezrozumienie jego rozkazów. Po czwarte Führer po prostu nie lubił Mansteina.

Kiedy w marcu 1944 roku w wyniku uporu Hitlera została okrążona pod Humaniem 1. Armia Pancerna doszło do kolejnej awantury. Marszałek powiedział wtedy wprost Führerowi, że to się stało wskutek jego rozkazu „ani kroku w tył”. Manstein zdołał w końcu armię uratować, lecz pod koniec miesiąca został zwolniony ze stanowiska. Hitler miał już dosyć kłótni ze swoim feldmarszałkiem, który do końca wojny nie otrzymał już więcej żadnego przydziału służbowego.

Bardzo ciekawie opisał stosunki między Führerem a marszałkiem, generał Heinz Guderian:

 

„Jeszcze raz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo należało żałować, że Hitler nie mógł znieść w swym najbliższym otoczeniu tak uzdolnionego żołnierza, jak Manstein. Były to dwie z gruntu różne natury: z jednej strony Hitler, człowiek apodyktyczny, ze swym wojskowym dyletantyzmem i bujną fantazją, z drugiej zaś Manstein, ze swymi wybitnymi zdolnościami wojskowymi, szkołą niemieckiego Sztabu Generalnego, trzeźwymi poglądami i zimnym wyrachowaniem – nasza najtęższa głowa w dziedzinie operacyjnej”.

 

Jeszcze raz we wrześniu 1944 roku generał Guderian, obejmując stanowisko szefa sztabu generalnego, zaproponował Mansteina na stanowisko dowódcy frontu wschodniego. Hitler zdecydowanie odmówił i stanowczo stwierdził, że nie życzy sobie w przyszłości poruszania tego tematu. Generał wybrał sobie bardzo złą chwilę na taką propozycję, gdyż zrobił to kilka dni po zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu.

Guderian tak to opisał:

„W końcu Hitler, gdy znowu kiedyś podsunąłem mu tę myśl, odpowiedział: „Być może, że Manstein jest najlepszą głową, jaką wydał nasz Sztab Generalny, ale umie operować tylko świeżymi, dobrymi dywizjami, a nie szczątkami wojsk, jakie nam pozostały. Skoro zaś nie mogę mu dać świeżych, zdolnych do działań związków, nie ma sensu go mianować. Führer po prostu nie chciał go mianować i zasłaniał się tego rodzaju bałamutnymi wymówkami”.

 

Już do końca wojny ten najlepszy niemiecki strateg pozostał bez przydziału. To był jeden z największych błędów Hitlera w całej wojnie. Dyktator mógł się z nim nie zgadzać, ale powinien docenić jego naprawdę wielkie umiejętności i wiedzę. Niestety, jak to wielokrotnie się zdarzało Führer przekonany o swoim geniuszu strategicznym, nie cierpiał dowódców, którzy mieli inne zdanie i próbowali go przekonać do swoich racji. Manstein nie zrozumiał do końca prawdziwej natury Hitlera. Bardzo długo wierzył, że da się przekonać Führera tylko za pomocą faktów. Obstawał przy swoim, wierząc, że taką postawą wpłynie na jego decyzje. Nie potrafił pojąć faktu, że to jest wojna Hitlera i tylko on jest dowódcą, który wydaje rozkazy. Ten brak zrozumienia doprowadził w końcu do odwołania marszałka.

 

Kim był Manstein? Antysemitą, oportunistą, a może tylko ambitnym żołnierzem? W swoich rozkazach zabraniał żołnierzom okrucieństwa, indywidualizmu i niechlujstwa. Czy to była iluzja czystej wojny? Jednak rzeczywistość była całkiem inna. Tuż za oddziałami frontowymi podążały tzw. Einsatzgruppen. Te specjalne grupy operacyjne SS miały za zadanie likwidację na terenach ZSRR wszystkich Żydów, Cyganów, funkcjonariuszy komunistycznych i azjatyckich. Także przy 11 armii działała „Einsatzgruppen „D”, pod dowództwem Standartenführera dr Otto Ohlendorfa, która na zajętych terenach dokonywała masowych zbrodni. Manstein nie mógł o tym nie wiedzieć. Jednak nie reagował, twierdząc, że obszary leżące poza linią frontu nie podlegają jego władzy i że on ma inne zadania. Także jego stosunek do powstałej w Wehrmachcie opozycji wobec Hitlera był chłodny. Co prawda zgadzał się z tym, że Führera trzeba odsunąć od dowodzenia, ale nigdy otwarcie nie przystąpił do spisku. Wielu oficerów widziało w nim przyszłego dowódcę, który mógł zwrócić Wehrmacht przeciwko Hitlerowi. Będąc ucieleśnieniem nadziei ruchu oporu, pozostał więźniem własnego poczucia obowiązku.

Manstein nie był nazistą. Pomiędzy nim a Hitlerem istniała wielka różnica zdań. Jednak tradycja, w której go wychowano, nakazywała wypełnianie obowiązków, wobec każdego rządu, który był legalny. Był członkiem pokolenia generałów, którzy wyrośli w tradycji pruskiej i jak jego przodkowie chciał służyć ojczyźnie i cesarzowi, bez względu na cenę. Z tego właśnie powodu Manstein służył najpierw cesarzowi, później Republice Weimarskiej, następnie Hitlerowi a na końcu kanclerzowi Adenauerowi. To było swego rodzaju poczucie obowiązku i tradycji, które nakazywało mu służyć tym, którzy akurat rządzili, ale także nie pozwoliło marszałkowi przeciwstawić się Adolfowi Hitlerowi, nawet kiedy ten swoimi rozkazami doprowadził armię niemiecką do totalnej klęski.

W 1945 roku Manstein został aresztowany, a w 1949 roku postawiony przed sądem jako zbrodniarz wojenny. Został skazany na 18 lat wiezienia, z którego wyszedł w 1953 roku. W 1955 roku napisał książkę „Utracone zwycięstwa”. Von Manstein był jedynym feldmarszałkiem, mianowanym przez Hitlera, który został doradcą rządu Adenauera, przy tworzeniu Bundeswehry.

Wojna mogła potoczyć się całkiem inaczej, gdyby Hitler w 1941, albo jeszcze w 1942 roku, zdecydował się powierzyć stanowisko szefa sztabu generalnego generałowi Guderianowi, a feldmarszałka Mansteina zrobić dowódcą frontu wschodniego i co najważniejsze zaufać im i nie wtrącać się do ich sposobu dowodzenia. To jednak zważywszy na charakter Hitlera i jego przekonanie o własnym geniuszu było na szczęście dla nas wszystkich niemożliwe.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • krajew34 06.06.2019
    Jak zwykle czytało się dobrze, choć błędów technicznych nie wyłapie, nie mam do tego wiedzy. O Mansteinie muszę przyznać za dużo nie wiem, Guderian, Rommel i inni jakoś rzucili mi się w różnych książkach, ale o nim nie bardzo. Z tego co czytałem najbardziej mnie śmieszy, a jednocześnie rozbraja, jak osobista niechęć wpływała na ważne rzeczy. Jak zacząłem interesować się wojskiem, to myślałem, że jest to dość "naoliwiona" machina, szczególnie niemiecka, ale wraz z poznawaniem innych źródeł, rzeczywistość okazała się inna. Rozbraja mnie odrzucenie planu lub ważnej prośby, dlatego, że się kogoś nie lubi. Może źle coś zrozumiałem, ale to wydaje się baardzo dziwne, w czasach pokoju jeszcze rozumiem, jednak gdy trwa wojna?. Zostawiam piąteczkę, niezbyt lubię czytać dłuższe teksty na ekranie, nadal jestem i pozostanę tradycjonalistą w kwestii papieru, ale historyczne teksty zawsze przyswoję, miła odskocznia. Pozdrawiam.
  • Ozar 07.06.2019
    Krajew Adolf był typowym dyktatorem, a ci zwykle są narcyzami i wydaje im się, że znają się na wszystkim. Problem z Mansteinem był taki, że ten był o niebo lepszym dowódcą niż fuhrer, ale nie potrafił tego pokazać w sposób delikatny. Nie był takim Petroniuszem w stosunku do Nerona, a robił z dyktatora głupa wiele razy. Hitler go cenił bardzo, ale w końcu jego wielkie ego przejęło kontrolę i feldmarszałek został mówiąc potocznie odesłany do kąta. To był chyba największy błąd personalny Hitlera.
    A co do papieru to jestem także tradycjonalista.
  • Kapelusznik 06.06.2019
    Bardzo artykuł
    Podobnie jak w przypadku Żukowa nie mam uwag do faktografii - bo tu się zgadza z większością badań
    Jak dobrze pamiętam nawet Suworow chylił czoło przed Manstainem za jego umiejętności

    Raz jeszcze jednak nie zgadzam się z ZAKOŃCZENIEM
    "Wojna potoczyła by się inaczej" - pewnie tak - szkopy może utrzymałyby się rok, może dwa dłużej
    Ale by nie wygrali
    Możliwości Rzeszy były zbyt małe - wydaje mi się że Gurring sobie nieźle poradził tworząc mit idealnej armii Wermahtu - ale niestety fantastyka jest daleka od prawdy

    Eh...
    W weeken chyba napiszę artykuł - "Czemu Niemcy nie mogli wygrać II wojny światowej" albo coś w tym stylu

    Pozdrawiam i zostawiam 5
    Kapelusznik
  • Ozar 07.06.2019
    Kapelusznik Napisz bardzo chętnie podyskutuje. Ja mam swoją teorie dlaczego Adolf przegrał na wschodzie, ale nie będę o niej pisał żeby ci nie mącić. Ale wierz mi oni mogli wygrać na wschodzie, dobra tyle i koniec.
  • Bogumił 06.06.2019
    Dlaczego na szczęście dla nas? Być może byłoby lepiej, gdyby Hitler rozwalił ZSRR permanentnie i do skutku, nie zostawiając kamienia na kamieniu, a później Amerykanie, już po przetestowaniu bomby A rozprawiliby się z Hitlerem pół roku, albo rok później tak jak z Japonią. Wtedy i jedno i drugie tzw. mocarstwo ległoby w ruinie, na nasze szczęście właśnie. A tak wzmocnili jednego mordercę (Stalina) kosztem drugiego (Hitlera).
  • Ozar 07.06.2019
    Bogumił. Gdyby Adolf pokonał ZSRR i zajął jej ziemie to mając tak ogromny potencjał, dostęp do wielu złóż ropy, gazu i innych złóż ośmielam się zaryzykować twierdzenie, że byłby nie do pokonania. Tereny Rosji to ogromne złoża wszystkiego. Mając je można pomysleć o podboju całego świata i Adolf to rozumiał.
  • Bogumił 07.06.2019
    Ozar Tak, ale w mojej futurystycznej, alternatywnej wizji jeszcze przez pół roku, może rok Hitler nie wszedł jeszcze w posiadanie broni nuklearnej, niech tam więc sobie zdobywa Ural i stepy zauralskie goniąc za Stalinem i niedobitkami sowietów do Władywostoku. Po pokonaniu Japonii do gry wchodzą na poważnie Amerykanie, niszczą bronią A powiedzmy Hamburg i Monachium na początek, no może jeszcze jakieś miasteczko jak Wrocław i stawiają Adolfowi ultimatum. Bezwarunkowa kapitulacja lub zniszczenie innych niemieckich miast. Natychmiast wróciłby z tej Syberii i złożył broń, a my bylibyśmy wolni i bogatsi o ziemie za Berezyną.
  • Ozar 08.06.2019
    Bogumił Bogumił być może masz rację, ale wiesz że Niemcy też pracowali nad bombą atomową i kto wie do czego by doszli np. w 1945 roku po pokonaniu ruskich. Oni mogli też straszyć Amerykanów choćby V3/V4/V5 itd.
  • Ozar 07.06.2019
    Znowu ktoś mi dał 1. Kurdę człowieku to, co tu napisałem to wiedza i to wiedza potwierdzona wieloma faktami. Ja rozumiem że mnie nie lubisz, ale nawet nienawiść musi mieć jakiś sens a tu jej nie widzę wcale. Zresztą podejrzewam że masz go w d.... wystarczy login Ozar. Ale widz jedno trollu, możesz sobie wrzucać 1 do woli, ale są tu ludzie którzy potrafią docenić moje teksty i twoje trollowanie nic w tym nie zmieni.
  • Nefer 07.06.2019
    Spokojnie, trolli i złośliwców nie brakuje. Twoje teksty są ciekawe i pobudzają dyskusję, zdobywają odzew, Czegóż chcieć więcej? A troll potrafi tylko gwaizdkę wstawić, bo nic ciekwego do powiedzenia nie ma.
    Pozdrawiam
  • Mane Tekel Fares 07.06.2019
    Pierdol 1. Masz wiernego fana i tyle.
  • Bogumił 07.06.2019
    Pewnie sensat
  • krajew34 07.06.2019
    Trolle krążą po portalu i bez sensu dawają jedynki, u mnie też tak parę razy było.
  • Ozar 08.06.2019
    krajew34 Krajew pewnie tak, to cos jak muchy sa i zawsze bedą.
  • Ozar 08.06.2019
    Mane Tekel Fares MTF pewnie tak i trzeba sie do tego przyzwyczaić.
  • Nefer 07.06.2019
    Bardzo ciekawy artykuł. Manstein to istotnie jeden z najwybitniejszych dowódców II wojny światowej, chociaż pozostaje w cieniu np. Rommla albo Guderiana (to po stronie niemieckiej). Doceniam to, że obok zalet (które wyraźnie Cię fascynują) potrafisz też wskazać skazy na obrazie feldmarszałka. A trochę ich miał. Dodam np., że zarzucano mu niehumanitarne i niegodne oficera traktowanie jeńców radzieckich wziętych chociażby w Sewastopolu (wskazano przypadki rozstrzelania takowych na jego rozkaz, albo przynajmniej za wiedzą i zgodą – i nie chodziło tu o oficerów politycznych). Dalej, jako zarzut przedstawiano styl dowodzenia, uznany za „gabinetowy”. Niezbyt często odwiedzał pierwszą linię frontu, nie dzielił trudności życia szeregowych żołnierzy, korzystał zwykle z wygodnych kwater, zachowywał dystans. Z drugiej strony, to nie jest chyba najgorsza z wad dowódcy. Przede wszystkim powinien dobrze dowodzić, nie marnować życia podległych sobie ludzi, używać ich skutecznie i z rozmysłem. A tego odmówić Mansteinowi nie sposób. Przyznam też, że zarzuty te znalazłem tylko w jednej i tej samej publikacji (zresztą autora zachodniego). Może więc wykazał się on stronniczością? Z drugiej strony, jako przykład szczególnego geniuszu oraz intuicji Mansteina podał on decyzję o improwizowanym, nocnym forsowaniu Zatoki Sewastopolskiej (z północnego brzegu na południowy). Ten ryzykowny, wręcz zuchwały manewr, kompletnie zaskoczył Rosjan i ostatecznie przesądził o załamaniu się ich linii obronnych latem 1942 r. Na przeczytanie oczekuje u mnie na półce obszerna biografia Mansteina autorstwa Mungo Melvina, to może pojawią się kolejne fakty i opinie. Tylko ta kolejka książek jeszcze długa. Więc pewnie chwilę to potrwa.
    Pozdrawiam
  • Ozar 08.06.2019
    Nefer twoja opinia jest dla mnie zawsze jedną z najważniejszych. Co do wartości dowódców, to chyba jednak Rommel był chyba trochę zbyt rozreklamowany o co zresztą chyba jako jedyny dowódca w III rzeszy dbał mając wokół siebie w Afryce zawsze korespondentów wojennych i redaktorów Goebbelsa. Guderian to inna bajka. Ten gość był jednym z twórców niemieckiej broni pancernej. Czasami nazywano go nawet "Ojcem niemieckiej broni pancernej". Jednak choć znakomicie dowodził dywizja, korpusem czy armią, nigdy nie dowodził grupą armii, ani frontem, więc trudno go porównać z Mansteinem, który dowodził w pewnym momencie nawet dwoma frontami. Dla mnie Manstein jest z nich największy, bo kiedy był taki moment na froncie wschodnim Adolf mu się nie wpierdalał w dowodzenie potrafił zapanować nad całym frontem , wyprostować linie obrony i zatrzymać Ruskich. Co do Mungo Melvina to czytałem i zachęcam do przeczytania, bardzo dobra biografia. Niestety to cegła która ma chyba z 800 stron.
  • Nefer 09.06.2019
    Ozar Objętość mnie nie przeraża, lubię obszerne lektury (jeśli dobre, rzecz jasna). Kłopot w tym, że mam nader szerokie zainteresowania czytelnicze (historia, powieść historyczna, fantasy, SF...). Czasu brakuje, a kolejka książek rośnie w przerażającym tempie.
  • Tomek Bordo 08.06.2019
    Ozar poczytałem trochę twoich komentarzy i wydaje mi się, że jesteś prawicowcem lub centroprawicowcem. Jednak za to, że szanujesz Ikonowicza, straciłeś w moich oczach.
  • Ozar 08.06.2019
    Tomek nie jestem scrikte prawicowcem, ale Ikonowicz przy swoich lewicowych wadach naprawdę pomógł wielu ludziom. Co innego polityka, a co innego pomaganie ludziom zwykłym Kowalskim.
  • Tomek Bordo 09.06.2019
    Skoro nie jesteś prawicowcem to kim?
  • Ozar 09.06.2019
    Tomek Bordo Tak szczerze, to kiedyś byłem socjalistą, nie mylić z komunistą. Teraz jestem w zasadzie bardziej prawicowy, ale nie zapomniałem o pewnych wywodzących sie z socjalizmu sprawach, takich jak choćby prawa pracownicze,normalne, a nie niewolnicze zarobki, itd. jak widzę co sie u nas dzieje, mam tu na myśli choćby panoszenie sie obcego kapitału, który za grosze wykorzystuje Polaków, albo partie które są niemieckie, a udają polskie to powoli wracam do konserwatyzmu narodowego. Dla mnie Polacy to wartość nadrzędna a do tego nienawidzę judaszy których niestety mamy mnóstwo. To tak skrótowo.
  • Ozar, oto Twój zestaw:
    Postać: Człowiek z połową twarzy,
    Zdarzenie: Światło w głębi lasu

    Gatunek (do wyboru): Thriller lub Opowiadanie obyczajowe lub Horror i pochodne
    Czas na pisanie: 23 czerwca (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)
  • Ozar 09.06.2019
    TW dzieki wielkie!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania