Poprzednie częściFioletowy motyl

Fioletowy motyl (Rozdział 2)

ROZDZIAŁ 2

 

Stół państwa Kraszewskich uginał się od dań i przeróżnych przekąsek. Rodzice Klary zaprosili córkę wraz z Mikołajem i małą Anią na obiad bożonarodzeniowy. Pani Teresa Kraszewska robiła wszystko, aby stworzyć choć pozory miłej, świątecznej atmosfery. Uśmiechała się, opowiadała anegdoty, przypominała śmieszne rodzinne historie. Pan Andrzej obrał inną taktykę. Starał się rozweselić zięcia proponując mu wódkę, ten wypił tyko bezalkoholowe piwo. Rodzice chcieli dobrze. Rozumieli, że córka i zięć przechodzą trudne chwile. Mikołaj znosi tą sytuację w miarę dobrze, jest podłamany, to jasne, ale nie okazuje tego zbytnio. Klara radzi sobie gorzej, zmaga się z depresją, ale nie chce o tym rozmawiać z matką. Teresa czuje, że to coś poważniejszego niż zwykły baby blues.

- Mała daje wam pospać? - zapytał Andrzej, aby przerwać ciszę.

- Tak - odpowiedział Mikołaj - Udaje nam się czasem złapać nawet kilka godzin snu. Jak słucham opowieści znajomych, którzy są rodzicami niemowlaków to przyznam, że możemy uważać się za szczęściarzy.

- To dobrze - rzekła Teresa. - Musicie się starać być jak najbardziej wypoczęci. Rodzicielstwo to ciężki kawałek chleba. Teraz sami to widzicie.

Teresa przeczuwała, że córka nie wstaje do dziecka w nocy. Worki pod oczami zięcia to potwierdzały. Nie widziała też, aby karmiła piersią. Była przekonana, że taki okres minie tylko nie wiedziała kiedy.

- Nasza Klara budziła się co dwie godziny, jak w zegarku, dopóki nie skończyła pół roku - matka spojrzała na córkę z melancholijnym uśmiechem.

- A pamiętasz jak nasza Klarcia spadła z rowerku? - zaśmiał się Andrzej i odruchowo spojrzał na małą bliznę po lewej stronie czoła córki.

- Tak, tak. W szpitalu musieli założyć jej sześć szwów - zachichotała patrząc na zięcia.

- Nie wspominacie nawet słowem o Piotrusiu. - wymamrotała nagle Klara nie podnosząc wzroku znad talerza z zupą.

Rodzice zamilkli zaskoczeni wbijając w nią wzrok. Byli totalnie zbici z tropu. Mikołaj, chcąc ugasić pożar, zaczął:

- Kochanie...

- Boże... - prawie krzyknęła Klara. - To był nasz kochany syneczek, a wasz wnuk. Zachowujecie się jakby on nigdy nie istniał. Odwodziliście nas nawet od wyprawienia pogrzebu. Chcieliście, abyśmy zostawili go w szpitalu, jak jakiegoś śmiecia.

Atmosfera zagęściła się momentalnie. Zapadła dłuższa cisza. Teresa pierwsza się otrząsnęła i położyła delikatnie dłoń na ręce Klary. Córka cała zadrżała.

- Skarbie, nie wiem jaki ból przeżywasz bo nigdy takiego nie doznałam. Chcę, żebyście wiedzieli, że wspieramy was z ojcem z całego serca. Błagam cię jednak, pamiętaj, że masz jeszcze Anię. Musicie oboje być silni dla niej. Musicie trzymać się razem. Musicie to przetrwać. Czas zagoi tą ranę. Zobaczysz.

W oczach Klary pojawiły się łzy, a kiedy się odezwała głos jej się łamał.

- Mamo... Nie zrozumiecie jak to jest nosić w sobie... Życie i śmierć jednocześnie. Nie wiecie jak to jest wybierać łóżeczko i trumienkę. I to uczucie bezradności, pustki...

Wybuchła płaczem. Zanim mąż zdołał ją objąć, Teresa już stała przy córce i przytulała do piersi jej głowę.

- Zawsze możesz na nas liczyć, kochana - szeptała uspokajająco matka - Już dobrze...

Mikołaj spojrzał na teścia. Andrzej wychylił szybko kieliszek i na powrót spuścił głowę. Ania obudziła się i zaczęła płakać...

 

Wracali do domu. Mikołaj prowadził auto, a żona siedziała obok milcząc. Miała głowę opartą o boczną szybę i wpatrywała się w dal. Ania spała w foteliku na tylnej kanapie. Klara pomyślała o ostatnich latach ich życia i stwierdziła, że ten czas to był po prostu emocjonalny rollercoaster.

Przed kilku laty rozpoczęli budowę wymarzonego domu, zaraz po ślubie. Działkę pod Bydgoszczą kupili im jej rodzice. Mikołaj zaprojektował budynek i przestrzeń na zewnątrz, a ona zajęła się wyposażeniem i dekorowaniem wnętrza. Plan zakładał parter i użytkowe poddasze, a także obszerną piwnicę. Potrzebowali na dole dużo miejsca, ponieważ Klara chciała tam zrobić własne studio fotograficzne, a Mikołaj zaciszny gabinet do projektowania.

W lutym dowiedzieli się, że będą rodzicami. Uczucie szczęścia, które ciężko opisać słowami, zwłaszcza, że starali się o potomstwo bardzo długo. Chwilę później - informacja, że to bliźniaki. Zauważyła, że Mikołaj na początku trochę się wystraszył, ale uspokoiła go zapewniając, że na pewno dadzą sobie radę. Kiedy w czerwcu wprowadzali się do nowego domu, wiedzieli już, że Klara nosi pod sercem chłopca i dziewczynkę. Parka. Cudownie. Nie chcieli wydziwiać z modnymi imionami i ustalili, że będą to Piotruś i Ania. Przygotowała piękny, jasny pokoik. Ściany w kolorze lawendy. Firanka w misie. Fioletowy dywanik w barwne ptaszki siedzące na szarych gałęziach. Dwa łóżeczka przy dwóch przeciwległych ścianach. Nad każdym z nich drewniana tabliczka z imieniem. Dwie białe szafy. W każdej komplety ciuszków - dla chłopczyka i dla dziewczynki. Na szczęście nie wszystko trzeba było kupować podwójnie. Jedna wanienka, jeden wózek, ale z podwójną gondolą. Przygotowań było naprawdę wiele, ale nic nie mogło ich przygotować na pewien wrześniowy poranek.

We wrześniu mieli zaplanowaną wizytę. Im bliżej terminu porodu, tym częściej spotykali się z lekarzem prowadzącym ciążę. Mieli upewnić się, że wszystko jest w porządku, posłuchać jak biją serduszka dzieci.

Doktor przyłożył sondę. Krótką chwilę ślizgał urządzeniem po ogromnym brzuchu Klary, aby rozsmarować żel. Ten sam człowiek, który kilka miesięcy wcześniej gratulował pobladłemu Mikołajowi, teraz sam był biały jak kreda. Klara spojrzała na niego i zapytała niepewnie czując jak robi się jej duszno:

- Czy... czy wszystko w porządku?

- Chwileczkę... - lekarz zmrużył oczy. Wyraźnie czegoś szukał.

Okazało się, że szukał jakichkolwiek oznak życia jednego z bliźniąt.

Znalazł jedynie puls Ani i obraz główki Piotrusia owiniętej własną pępowiną.

- Bardzo mi przykro, proszę państwa - ginekolog zaczął dukać po minucie, która dla Klary i Mikołaja trwała całą wieczność - ale wygląda na to, że jedno z bliźniąt nie ma już szans...

- Co takiego? - wyszeptał Mikołaj i osunął się po ścianie, siadając na podłodze.

Klara nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Jakaś siła ścisnęła mocno za gardło. Pierwsza łza spłynęła po policzku. Wargi drżały. Grymas zaczął wykrzywiać twarz. Cały gabinet wirował przed oczami. Nie myślała o niczym. Jeszcze nie. Wiedziała już jednak, że tego poranka nie zapomni do końca życia.

- Musimy natychmiast rozpocząć walkę o życie drugiego dziecka - rzekł lekarz odzyskując rezon i kolory na twarzy.

- Ja... ja przecież dbałam o siebie i... - wykrztusiła wreszcie cichutko Klara - I dobrze się odżywiałam. Nie przemęczałam się, nie nosiłam nic ciężkiego. Boże...

- Zabieramy panią na patologię ciąży. - zadecydował lekarz sięgając po słuchawkę telefonu.

Mikołaj nic już nie słyszał. Zamknął się. Nie docierały do niego żadne informacje z zewnątrz, żadne bodźce. Obraz przed oczami stał się krwisto czerwony. Zanim stracił przytomność zdołał jeszcze wyszeptać pod nosem:

- Nie rób mi tego...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Clariosis 05.05.2020
    Bardzo ciężki kawałek, szczególnie przez opis tego, jak bardzo para się przygotowywała na nadejście dwójki dzieci.
    :Nie zrozumiecie jak to jest nosić w sobie... Życie i śmierć jednocześnie." - To zdanie wyraża perfekcyjnie ogrom cierpienia, jakiego doświadczyła Klara. I na sam koniec, jak próbowała tłumaczyć, że przecież ona o siebie dbała, jakby szukała winy w sobie, kiedy tak naprawdę nikt nie mógł tego przewidzieć...

    Ze spraw technicznych:
    "- Nie wspominacie nawet słowem o Piotrusiu. - wymamrotała" - usuń kropkę przed "wymamrotała", albo zapisz "Klara wymamrotała" po myślniku, by zostawić kropkę.
    "- Zabieramy panią na patologię ciąży. - zadecydował lekarz sięgając po słuchawkę telefonu." tutaj albo usunąć kropkę po "ciąży" albo napisać "zadecydował" z dużej.
  • Zapach Prozy 05.05.2020
    Dziękuje za uwagi dotyczące kropek. Rzeczywiście, nie zauważyłem ich. Umknęły mi po prostu.
    Dzięki również za śledzenie opowieści. To dla mnie wiele znaczy, zwłaszcza, że to moja pierwsza przygoda z pisaniem. Niebawem kolejne rozdziały. Pozdrawiam cieplutko :)
  • Clariosis 05.05.2020
    Zapach Prozy O, pierwsza przygoda? Powiem Ci w takim razie, że jak na debiut wychodzi bardzo sprawnie. :) Oby tak dalej!
  • Bajkopisarz 06.05.2020
    „Mikołaj znosi tą sytuację w miarę dobrze,”
    Jak nie musisz, nie skacz po czasach. To rzadko kiedy dobrze wychodzi, zwykle wyrywa z rytmu. Sugeruję pisać wszystko w przeszłym
    „Była przekonana, że taki okres minie”
    Zastąpiłeś przymiotniki zaimkiem „taki”, no i czytelnik musi się domyślać jaki okres. A powinno to być napisane przez autora.
    „Atmosfera zagęściła się momentalnie.”
    Atmosfera zgęstniała momentalnie.
    „Przed kilku laty rozpoczęli budowę wymarzonego domu, zaraz po ślubie.”
    Szyk: Przed kilku laty, zaraz po ślubie, rozpoczęli budowę wymarzonego domu.
    „wrześniowy poranek.
    We wrześniu mieli zaplanowaną „
    Nie ma po co dwa razy wspominać o wrześniu, wiec jedno zbędne, sam wybierz które

    Nie mów "hop" zanim... To musi być zaiste traumatyczne uczucie, gdy do przygotowanego idealnie pokoiku, do którego miał się wprowadzić nowy obywatel, wprowadza się najwyżej pustka. A tu mamy jeszcze ciekawszą sytuację, że oprócz pustki wprowadza się pełnoprawna mała obywatelka, której matka nie widzi, bo rozpacz ją oślepiła.
    Jak to dobrze emocjonalnie pociągniesz, to będziesz miał kawał mocnej literatury, którą możesz czytelnika nieźle przeczołgać.
  • Zapach Prozy 07.05.2020
    Dzięki Bajkopisarzu :) Poprawki w pełni uzasadnione i już dokonane :) Zapraszam do dalszej lektury. W rozdziale trzecim zaczyna się robić przerażająco... :]

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania