Formy krótkie #46 CHMIELOWY POTWÓR – STANISŁAW
Tak... Stanisław był wyjątowy. Może nie był, a jest. Codziennie zjawiał się w pracy (przywożono go, aby nie spierdolił), pracował ciężko (po cichu myślał jak tu się od pracy wymigać). Niegdyś był to całkiem inteligentny mężczyzna, lecz alkohol strawił jego szare komórki, nawet tę przedostatnią. Stanisław potrzebował alkoholu, konkretnie piwa bądź bimbru by zachować odpowiednią zawartość alkoholu we krwi. Stanisław posiadał wyłącznie procenty. Krew była w zaniku. Gdyby wytrzeźwiał, prawdopodobnie by umarł. Krwi brak, pozostały procenty.
Stanisław przywołał psa (owczarka niemieckiego, sukę) do siebie. Bez konkretnego celu, po prostu miał kaprys. Pies (suka) przyszedł (przyszła).
– Daj raz nacisnę! Tylko raz.
– Jak cię zaraz nacisnę to cię pokręci – powiedział pies (suka).
– Ale daj! – bełkotał Stanisław.
– Spierdalaj! – mówił (szczekał) pies (suka).
– Ale ty mnie zara użresz w nos, bo ty masz nos... – Stasiek chyba już nie bardzo kontaktował, więc... bez komentarza.
Pies (suka) oddalił/a się. Stasiek zaległ. Ale nie na długo...
– Do roboty! – krzyknął z przekąsem jego szef.
– Ale ja jestem, ja nie... ja tylko raz.
– Co ty pierdolisz Stanisław?!
– Tylko raz. Jest! O tu!
Nie zagłębiając się w dyskusję i tok myślenia Stanisława (bo któż by go zrozumiał?), pójdziemy dalej...
Dwie godziny później. Stanisław jako stajenny, zjawił się (dowieziono go, co nota bene nie było proste), w pracy. Stajnia czeka. Stanisław czeka (zasypia stojąc).
– Do roboty! – krzyczy Katarzyna (właścicielka).
– Ale ja tylko raz. A ty wiesz, że ona mnie kocha? Ona, taka dzida jest, że...
– Do roboty! – przerwała mu.
Stanisław siegając po kolejne piwo mocne, pociągając kilka łyków, idzie do koni. Konie patrzą na niego jak na... bez komentarza. Stanisław stwierdza, że bimberek to dzisiaj już nie. Piwo będzie lepsze, mniej go sponiewiera (czyżby?)...
– Do budy! Do budy! – krzyczy S.
Koń stoi, macha głową i nasłuchuje czegoż ten mały człowieczek chce. Jakiej budy? Patrzy, parska, nudzi się i zaczyna skubać trawę mając Stanisława w głębokim poważaniu...
– Do budy! – nadal wrzeszczy, pije piwo (mocne).
Koń znowu podnosi głowę, przechyla ją i wraca do swojego zajęcia. Skubie trawę.
Stanisław zrezygnowany patrzy groźnie na swego przeciwnika (który ma go w du.. ekhem... w zadzie!). Patrzy, już podchodzi kiedy przypomina sobie, że lepiej golnąć piwka. Kończąc dziesiątą, albo i dwudziestą puszkę (kto by liczył), zbiera się w sobie i chwiejnym krokiem podchodzi do konia. Ten nadal ma go...
– Pójdziesz no ty? Ja tylko raz! A muchy srają! Idź! – chwieje się.
– Spadaj alkoholiku – mówi koń.
– Nie podskakuj!
– Lepiej dla ciebie żebym nie podskoczył...
– Do budy!
– Puknij się w ten pusty łeb! – powiedział po czym parsknął.
Stanisław zgłupiał, konia na uwiąz i ciągnie do boksu. Koń poszedł. Stanisław za kolejne piwo. Pije jakby nie pił od miesiąca. Koń patrzy i kręci głową. Stanisław coś chce powiedzieć, już się zbiera... pada na ziemię. Chmiel mu zaszkodził.
– Kurwa. A ja jem jęczmień! – mówi koń i parska.
Stanisław leży. Koń stoi i patrzy. I co dalej? Ano nic. Stanisław leży, koń robi swoje.
Komentarze (9)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania