Formy krótkie #47 SEN
Gdy doczekał piątego dnia, wiedział już, że będzie to właśnie dzisiaj. Spełni się jego największe marzenie, ale czy rzeczywiście było ono marzeniem? Może tylko ułudą jego chorego umysłu? Może zamierzchłym wspomnieniem, o którym tylko on jeszcze pamięta?
Harry nie należał do osób, o których można było powiedzieć „szanowany obywatel”, ale nie pochodził też z patologii. Był gdzieś pomiędzy. Pomiędzy życiem a śmiercią. Pomiędzy piekłem a niebem. Pomiędzy jawą a snem.
Tkwił w swoim „czyśćcu” już od dawna bez najmniejszych nadziei na jego opuszczenie. Był na pozór niezauważalny, ale tak naprawdę, każdy doskonale wiedział, kim jest i jaka kryje się za nim historia.
Jego irracjonalne podejście do życia sprowadziło go do miejsca, w którym się znajdował. Strach przed codziennością, strach przed ludźmi, strach przed życiem, strach przed samym sobą. Bał się. Czy miał kiedyś rodzinę? Zapewne, ale nie chciał o niej mówić. Niewiele mówił. W ogóle nie mówił. Porozumiewał się gestem. Nie porozumiewał się wcale. Nie miał z kim. Każdy go unikał. Omijali go. Dlaczego? Ze strachu? Z obawy o swoich bliskich? A może tak po prostu? Bo tak robią inni? Bo tak trzeba?
Harry zaprzyjaźniał się ze zwierzętami. Najczęściej tymi, które sam sobie wymyślał. Nie potrzebował wiele, aby być (poczuć się), szczęśliwym. Chociaż na chwilę, przez chwilę, na kilka sekund, na ułamek sekundy. Nie chciał być sam.
Nadszedł piąty dzień, Harry czekał niecierpliwie na decyzje. Decyzje kogo? Przecież nie był od nikogo zależny. Mimo to czekał... Mijały kolejne sekundy, minuty, godziny...
– Harry.... Harry... – słyszał.
Było już za późno. Za późno na cokolwiek. Harry zamknął oczy i zasnął, jeszcze mocniej. Obudził się w innym świecie, innej rzeczywistości, może innym wymiarze. Nadal był sam, ale już jakby mniej. Mniej sam? Jasne światło oślepiało jego zmęczone oczy.
– Harry... Harry... – znowu ten głos.
Otworzył oczy jakby szerzej, jakby chciał dostrzec niewidoczne. Wpatrywał się w twarz kobiety. Bliskiej sercu, a obcej rozumowi. To za dużo. Za dużo na dzisiaj. Zasnął.
Komentarze (8)
Doczekał piątego dnia, to dzisiaj spełni się jego największe marzenie, a może to tylko ułuda jego chorego umysłu, zamierzchłe wspomnienie, o którym on tylko jeszcze pamięta?
Nie należał do osób z etykietą „szanowany obywatel”, nie można też mówić o patologii. Był gdzieś pomiędzy, na granicy; życia i śmierci, piekła i nieba, jawy i snu.
Tkwił tam od dawna, w tym „czyśćcu” odarty z nadziei na jego opuszczenie, na pozór niezauważalny, ale każdy wiedział, kim jest i jaką historię ze sobą niesie.
Irracjonalne podejście do życia zawlokło go do miejsca, w którym się znajdował, gdzie lęk przed codziennością, przed ludźmi, przed życiem, a nawet przed samym sobą zniewalał. Czy miał rodzinę? Zapewne, ale nie chciał o niej mówić. Niewiele mówił, właściwie nic. Porozumiewał się gestem, albo wcale. Każdy go unikał, omijali go. Dlaczego? Nie wiem, może ze strachu, z obawy o swoich bliskich, a może ot tak, po prostu? Bo tak robią inni? Bo tak trzeba?
Harry zaprzyjaźniał się ze zwierzętami. Najczęściej tymi, które sam sobie wymyślał. Nie potrzebował wiele, aby poczuć się, szczęśliwym. Chociaż na chwilę, przez krótką chwilę, na kilka sekund, nawet przez ułamek nie chciał być sam.
Piąty dzień, Harry czekał niecierpliwie na decyzję. Czyją? Przecież nie był od nikogo zależny. Mimo to czekał... chociaż mijały kolejne sekundy, minuty, godziny...
– Harry.... Harry... – słyszał.
Było już za późno. Za późno na cokolwiek. Zamknął oczy i zasnął, jeszcze mocniej, mocniej, mocniej... Obudził się w innym świecie, innej rzeczywistości, może w innym wymiarze. Nadal był sam, ale jakoś inaczej. Jasne światło oślepiało zmęczone oczy.
– Harry... Harry... – znowu ten głos.
Otworzył, jakby szerzej, jakby chciał dostrzec niewidoczne. Wpatrywał się w twarz kobiety, bliskiej sercu, a obcej rozumowi. To za dużo. Za dużo na dzisiaj. Zasnął.
Ode mnie też 5. ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania