Formy krótkie #58 – Biały orzeł...
Biały orzeł przysiadł na kamiennym parapecie starego, zniszczonego okna. Drewniana rama pamiętała czasy ciężkie i pełne cierpienia. Pokój nosił ślady rozpaczy i niczym nieukojonego bólu. Ściany pokryte starymi i niewidocznymi już plamami krwi, której nigdy tutaj nie było, tworzyły atmosferę ludzkiej niedoli. Młoda kobieta stała nad białą kołyską, nad którą wisiała kolorowa karuzela z pozytywką; wydobywająca się z niej wesoła melodia w tej chwili brzmiała niczym pieśń pogrzebowa. Pod małym kocykiem spoczywało niegdyś dziecko; dusza zabrana zbyt wcześnie. Wyrwana z kochających rąk, kochającego serca. Jego duch odszedł już dawno, ale w każde Święta zdawał się być z kobietą; z matką, która nigdy nie pogodzi się z jego odejściem. Na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda, a pokój wypełniła kolęda, głośna i wyraźna, lecz nieistniejąca. Już nie. „Lulajże Jezuniu, moja perełko...”... – Lulajże mój skarbeńku, lulaj, gdziekolwiek jesteś – pomyślała kobieta. Kołyska poruszyła się, a biały orzeł na parapecie zatrzepotał skrzydłami. Dusza dziecka wróciła. Wróciła na tę jedną chwilę, by za chwilę odejść wraz z białym ptakiem... „Lulajże...”.
Komentarze (7)
Kiedy doczytałam do końca, aż dreszcz mnie przeszedł, 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania