Inspiratornia - sposoby na autoinspirację

Arysto
24.11.2017
Hej wszystkim,

zainspirowany rozmową z Karawanem wczoraj, stwierdziłem, że w sumie mogę się na coś przydać szerszej publice.

O ile nie pomogę w gramatyczno-ortograficzno-technicznych rzeczach tak dobrze jak Skoia, o tyle mogę pomóc - i uważam, że skutecznie - w kreowaniu historii, klimatu i atmosfery opowiadania. Przechodząc do sprawy konkretniej - jak wsadzić swój mózg i umysł do świata, którego jeszcze nie opisaliśmy? Jak wykreować sobie atmosferę we własnej głowie i zaszczepić ją jak wirusa?

Najprościej przykład będzie mi podać korzystając z opowiadania, które obecnie tworzę o roboczym tytule "Miasto Neonów" - kryminalny neon punk z domieszką niecodziennej erotyki. W neon punkowych gatunkach, będących pochodną od cyberpunku, istotną częścią jest atmosfera świata przedstawionego, bohaterów i - przywara punku - Styl jest Formą, a więc stoi ponad wszystko. Dlatego stylistyka, styl i stylizowanie to główne punkty, które muszą plastycznie odbić się przede wszystkich w mózgu twórcy, zanim trafią na dobre do czytelnika.

Najlepszym sposobem - i chyba lepszego nie znajdę - jest autoinspirowanie się. Podejście do własnego dzieła nie może być zblazowane i wynudzone - podjarka własnym tematem, szukanie w nim oryginalności (a czy takowa jest, to krytyka zweryfikuje), podążanie za wzorcem samym w sobie jest najlepszym sposobem na to, by wycisnąć z siebie siódme poty w czasie pisania. Wszyscy jednak dobrze wiemy, że po pewnym czasie następuje zmęczenie materiału i opowiadanie pisane przez tydzień-dwa może doprowadzić do efektu słomianego zapału. Zamiast kuć żelazo, póki gorące, można podtrzymać jego temperaturę właśnie poprzez autoinspirowanie.

Na czym to polega?
Na poszukiwaniu w innych dziełach kulturowych lub popkulturowych elementów, które wykorzystujemy we własnej opowieści albo na wyruszeniu w poszukiwaniu elementów, które chcemy wykorzystać. Tworzymy wtedy klimat opowiadania już poza samym dziełem, bo zaczynamy przenosić atmosferę, którą budujemy na nasze życie - w tym wypadku korzystając ze szczególnego przypadku przekładu intersemiotycznego, kiedy staramy się nasze dzieło przenieść na: muzykę, film, grafikę, gry, obrazy, komiksy. Inspirowanie się innymi mediami wprowadza nas w pętle poszukiwania, odkrywania i dopasowywania elementów znalezionych do naszego dzieła, a przez to - napędza kreatywny silnik.

W moim przypadku - i wszyscy możecie znaleźć swoją własną drogę do autoinspirowania - proces zaczyna się jeszcze zanim napiszę pierwsze słowo. Pomysł eksploduje przypadkiem w mojej głowie - albo powstaje w procesie kreatywnym - i to jest moment, kiedy tworzenie dzieła już się zaczyna, bo z pomysłu rodzą się pierwsze słowa-klucze, zdania, zarys fabularny i postacie. W tym momencie wiem też, że wieczorem prawdopodobnie zasiądę do poszukiwań i zacznę autoinspirację - a pewnie będę jeszcze prowadził ze sobą wewnętrzne dyskusje.

W przypadku Miasta Neonów słowa klucze były proste:
- neony
- miasto
- fantastyka (elfy, krasnoludy)
- deszcz i śnieg
- estetyka

To było pierwsze pięć słów, które przyszły mi do głowy podczas "eksplozji" pomysłów. Pięć słów, które określają dzieło. Warto takie rzeczy zapisywać, niech służą za drogowskazy podczas tworzenia - każde z tych słów automatycznie nadaje w mojej głowie obraz, scenę albo cechę przypisaną postaci/miastu/elementowi fabularnemu. To one pozwalają mi zachować spójny klimat i stworzyć atmosferę.

Nie udałoby się jednak bez pomocy właśnie ze strony metody autoinspiracji. Zazwyczaj zaczynam od: (LINKI NA DOLE)

1) Muzyka - stworzenia na Spotify (albo gdzie indziej) playlisty, która będzie muzyczną kotwicą albo ścieżką dźwiękową dla mojego dzieła. Playlista powstała szybko - dźwięki Kavinsky'ego, Stavarsky'ego, skandynawska muzyka Kaleo, romantyczne, melancholijne nuty od dawna funkcjonowały w moich bibliotekach, więc widziałem, jakich utworów szukać. Czasem jednak tworzenie playlisty zajmuje mi 2-3 godziny, kiedy szukam naprawdę odpowiedniej muzyki. Tekst również ma znaczenie, jeśli rozumiemy dobrze język wykonawcy. Po muzyce czas na...

2) Grafika - tutaj z pomocą przychodzi mi genialny Pinterest. Wpisane odpowiednich fraz od razu sprawia, że mam przed oczami konkretną scenerię, klimat uliczki, gdzie będzie działa się akcja, patrzę na dzieła graficzne innych artystów i przerabiam je sobie w głowie na moje, inspiruję się, podbieram, staram się przeanalizować, czemu coś mi się podoba, co tworzy klimat danej sceny, co jest urokliwe, a co bym usunął. Po wpisaniu "neon punk digital art", "neon", "cyberpunk", "neon woman", "neon city", "city art" i dzięki wykorzystaniu tego, co najbardziej lubię w Pintereście - podsyłania podobnych obrazów na podstawie tego, co się zapisało/polubiło - udało mi się stworzyć krajobraz, inspiracje scenowe oraz estetyczne dla Miasta Neonów.

3) Filmy, seriale i gry - tutaj sprawa jest nieco utrudniona, ale większość dzieł już znałem. Z filmami niestety, trzeba się nieco wysilić - obejrzeć je, czasem przeanalizować, poszukać konkretnych elementów i rozbierać sceny na części pierwsze, rozbierać dialogi, postacie, elementy scenografii. Badać nawet światło, kolory, ustawienie aktorów względem obiektów w pomieszczeniu, sprawdzać, co wzbudza emocje, których nie widzimy na pierwszy rzut oka. Korzystanie z filmweba, imdb oraz rotten tomatoes sprawiło, że nie miałem problemu z przypomnieniem sobie dzieł, które zapomniałem, a które również posłużyły mi za inspirację do Miasta Neonów.
- San Junipero
- Drive
- Ghost in the Shell
- Blade Runner 2049
- Neon Demon
- Stranger Things
- Black Mirror
- Daredevil
- Jessica Jones

Ze względu na specyfikę medium i filmowość współczesnych gier, wrzuciłem tutaj także gry, które ograłem. Sprawa jeszcze trudniejsza, ale Ci, którzy mają odpowiednie sprzęty i lubią grać docenią inspiracje, które płyną z gier komputerowych. U mnie zagościło:
- Watch Dogs 2
- Far Cry: Blood Dragon
- Observer

4) Inne książki/opowiadania

Wiadomo, że jeśli czerpać, to najlepiej z podobnych źródeł - jednak w tym wypadku nie miałem odpowiedniej literatury. Odrobinę przypomniałem sobie dzieła Dicksa, ale to kompletnie inny rodzaj science-fiction. Bardziej podpasowało mi Futu.Re Głuchowskiego, z którego zaznaczyłem sobie odpowiednie fragmenty, które potem przeanalizowałem. Tutaj też zagwozdka: trzeba albo znać już dzieła, albo też poszukać takowych i je kupić/wypożyczyć.

5) Cokolwiek innego - nie trzeba ograniczać się do konkretnych inspiracji. Mnie np. inspirowały jeszcze neony w Poznaniu, ulica Taczaka, którą uwielbiam, Neonowe ozdobienia przy Filharmonii Poznańskiej. Inspiracje i dzieło warto przenosić na ulice swojego miasta/wsi/mieszkania i nawet tam dłubać i czerpać do swojego dzieła.

Podsumowując: po raz kolejny sprawdza się powiedzenie Kinga, że pisarz powinien dużo czytać i dużo pisać. Z mojej strony zmiana: pisarz powinien dużo chłonąć - nawet popkultury, bo to całkiem fajna zabawa i w sumie wolę popkulturę od kultury wysokiej - wszystkiego. Seriali, filmów, gier, książek, opowiadań, sztuki, grafiki. Analizować, poznawać, doświadczać. Ale z głową. Samo poznanie wiele nikomu nie przyniesie... jeśli nie potrafimy się nim w jakiś sposób inspirować.

Na koniec wyjaśnię, że inspirowanie to nie jest dla mnie stan ducha polegający na twórczym rauszu i ekstazie kreatywności. Nie. To bardziej przemyślany proces wzbudzania w sobie odpowiednich emocji albo podsycania ich poprzez przekład intersemiotyczny i obcowanie z innymi formami tego samego kręgu kulturowego.

Na koniec linki - do muzyki i Pinteresta. Filmy możecie wygooglować - jeśli chcecie - a gry również odszukać i pograć - jeśli chcecie. Oczywiście wszystko powyższe i poniższe jest dla chętnych.

Pozdrawiam i zróbmy sobie dzień dobry,
ŚlepiecZMetra


https://open.spotify.com/user/knurwszechmog%C4%85cy/playlist/3FAUcHBGPAnEFM0y6Mh2WL

https://pl.pinterest.com/jakubchilimoczy/neon-punk/
Niemampojecia96
24.11.2017
Bardzom kontenta, że się tym podzieliłeś.

Dzięki temu drugi rozdział neonów będę mogła czytać słuchając w tle muzyki, która dla Ciebie była inspiracją i podbijać efekty swego odbioru.

Niesamowicie ciekawym jest jak się tworzy proces myślowy, co jest zalążkiem i jak wykluwa się w artyście zarys.

Ja może dodam od siebie, że ''Piękne Deformacje'' (powstające dziełko rzycia, mój autopastisz, który kiedyś pewnie powróci w całości) nie powstałby, gdyby nie

1) Książka ''Tonąca dziewczyna'' - szczególnie wyimek - ''Uśmiech wilkołaka''
2) MOJE ŻYCIE.

Kiedyś szłam miastem nad ranem, nieco otumaniona (uwaga, możecie zacząć robić dym z tego, że w innym stanie świadomości, trolliczki) - wraz z postawieniem stopy na pierwszym schodku do przejścia podziemnego...w umyśle wybuchła mi myśl:

Być może całe moje życie jest pożywką dla mej pseudotwórczości i być może podświadomie żyję tak a nie inaczej by móc z tego czynić fundament?

Dałam się tej myśli uwieść.

Gdyby nie pewne relacje i wydarzenia - ''Deformacji'' nie byłoby nigdy.

Wszystko, co silnie na mnie działa - stanowi dla mnie źródło inspiracji.
Ze swych źródeł staram się wycisnąć wszystko co się da, czasem bezlitośnie.

Śmieszne jest to, że pisząc już ''Deformacje'' i mając kontakt z jednym ze swych źródeł inspiracji - zadawałam mu pytania pod kątem tego, że potrzebowałam wiedzieć, co bazowany na nim bohater ''Deformacji'' będzie o tym sądził.

Popierdolone, czyż nie?

Nadrzędną wartością sztuki jest dla mnie piękno.

Bądźmy jak gąbka.
Margerita
24.11.2017
podoba mi się Twój pomysł
Niemampojecia96
24.11.2017
Fajne są też zagadki, matrioszki, które autor świadomie wprowadza, a czytelnik musi podążać tropem.

W ''Deformacjach'' wiozę bohaterów na utopijną TRAUMGUT STRASSE, która
1)jest instalacją artystyczną Al berta Perrault, który jest bohaterem książki ''Tonąca dziewczyna''
2) traum gut samo w sobie z niemieckiego onzacza

śnij pięknie

3) zalążek też w Poznaniu, pjona Arysto: http://poznan.naszemiasto.pl/imprezy/poznan-art-week-2017-galeria-skala-58518938.html



Zanim uznacie, że Niemampojecie bełkocze w ''Deformacjach'' spójrzcie jakże jest przemyślana, złożona, matrioszkowa...
Niemampojecia96
24.11.2017
''Praca Kuśmirowskiego naśladując pornograficzną strategię unaoczniania, plastycznej realizacji naszej chęci ujrzenia , zachęca nas do śnienia , do projekcji własnych podświadomych treści na materię przeszłości.''


Ogromne znaczenie ma ta wystawa, a wystawa Alberta Perrault ''Fecunda Rais'' z ''Tonącej dziewczyny'' wchodzi z nią w cudowną, wubuchową, znaczeniową reakcję.


Tylko trzeba, kurwa, myśleć, nie widzieć bełkotu w czymś piekielnie złożonym, nie bać się zobaczyć zazębiającego się, przerażającego zamysłu.



Mam nadzieję, że moje słowa pomogą czytelnikom i wiele wyjaśnią, gdy Deformacje wrócą...
Karawan
24.11.2017
Bardzo dziękuję! O takich właśnie wpisach, dla "lejków" jak ja oraz wielkiej rzeszy tu pisujących marzyłem od chwili pierwszego logowania. Dziękuję. Bez zadęcia, łopatologicznie. Pięknie! Dziękuję i kłaniam się wielokrotnie w pas!
Nazareth
24.11.2017
Bardzo fajnie, że się tym podzieliłeś i muszę się pod większością podpisać, bo okazuje się, że nasz proces twórczy nie różni się wiele, chociaż jednak różni.
U mnie podobnie historia zaczyna się na długo zanim siądę do pisania. W głowie pojawia się obraz, scena, fraza która podoba mi się na tyle, by przyjrzeć jej dłużej. To jest mój klucz do historii, od tej chwili nie ważne czy opowieść będzie rozwijała się na osi czasu przed, czy za tą sceną to przez nią będę wchodził do mojej historii. Przynajmniej dopóki nie stworzę lepszego klucza.
Dlaczego ten klucz jest tak ważny? Bo w nim zwykle znajduje się skompresowany ładunek emocji i esencji opowieści. Na przykładzie mojego "Książę i kowal" początkowo kluczem była postać wojownika z drewnianym mieczem, który... nie trafił w ogóle do opowiadania. Moja technika autoinspiracji polega głównie na zadawaniu pytań. Kiedy w mojej głowie pojawił się wojownik z drewnianym mieczem, powtarzający jak motto, że "to nie jest jego miecz, bo on sam jest bronią, a ta zabawka to jedynie symbol" zapytałem siebie dlaczego tak robi? Co nim kieruje? Jaka jest jego historia, która doprowadziła go do stanu w którym jest teraz? Skąd wziął ten miecz? Czy zawsze miał tylko drewniany oręż? I miliony innych pytań, poprzez odpowiedzi na które Wojownik zmienił się w Kowala i odtąd on był moim kluczem wejścia w historię. Potem pojawił się książę, miecz zmienił znaczenie, i wpadłem na scenę ostatnią, w której książę odchodzi. Ona stała się ostatecznym kluczem jako, że było w niej zawarte wszystko o czym opowiadała historia i zatoczyłem pełne koło bo oto książę stał się kowalem by zostać wojownikiem z drewnianym mieczem.
Myślę, że tu jest najistotniejsza różnica między naszymi procesami, ja więcej patrzę do wewnątrz niż na zewnątrz w poszukiwaniu inspiracji, chociaż oczywiście natchnienie przychodzi też z wymienionych przez Ciebie źródeł: filmów, muzyki, innych książek, grafik itd.
To z czym wiele osób na opowi ma problem, a co zauważyłem już dawno, to przekazanie swojej wizji świata. Może to być nawet dobry pomysł ale autorowi się spieszy i nie zastanawia się on czy czytelnik na podstawie opisu będzie wstanie ów świat zobaczyć równie wyraźnie co jego twórca. Jasne, jest to kwestia literackiego wyczucia, które nabywa się wraz z zapełnionymi kartkami, ale proponuję takie ćwiczenie dla tych, którzy czują, że jest to ich problem. Połóż się zamknij oczy i z pamięci odtwórz fabułę swojego opowiadania, opisując na głos po kolei wszystko co się dzieję, jakbyś opowiadał o tym co dzieje się za oknem, komuś kto nie może przez nie wyjrzeć. Pomyśl o co ta osoba mogłaby chcieć dopytać. Wygląd ludzi o których mówisz, miejsca gdzie się znajdują? Ty mówisz: stoją pod drzewem. Temat wydaje Ci się skończony bo to drzewo widzisz, ale ktoś kto nie ma tego luksusu chce wiedzieć więcej. Co to za drzewo? Jakie jest duże? Czy ma liście (jaka jest pora roku)? Może ma kwiaty? Jakiego koloru? Czy rośnie na nim mech? Możesz zadać setki pytań odnośnie samego tylko drzewa. Oczywiście nie mówię, że należy wszystkie odpowiedzi umieścić w tekście, ale jeśli autor będzie je znał to bez problemu dobierze sposób by jak najkrócej opisać nasze przykładowe drzewo w sposób, który zapada w pamięć i jest na tyle plastyczny, by czytelnik mógł je sobie bez problemu wyobrazić.
To ćwiczenie jest o tyle trudne, że najlepiej wcielić się w obie postaci, opowiadającego i słuchacza, ale warto próbować, bo w Twojej głowie może się rozgrywać najciekawsza historia na świecie ale jeśli nie potrafisz jej przekazać to nikomu poza Tobą się ona nie spodoba.
Karawan
24.11.2017
Niemam96
"Tylko trzeba, kurwa, myśleć, nie widzieć bełkotu w czymś piekielnie złożonym," - i to widzisz jest Twoja projekcja na rzeczywistość! Podobnie jak betti czy refluks uważacie, że albo ma się pewien poziom albo... A to nie tak! Proces uczenia się jest różny u różnych ludzi, poziom ich wiedzy takoż. to co Ty postrzegasz jako głębie intelektu kto inny, nie kojarzący (bo nie mający wiedzy!) postrzega jako totalny burdel i bezsens. Kiedyś A. Rotenberg powiedziała; ..."a ilu ludzi wie dlaczego Maria Magdalena jest malowana z rozpuszczonymi włosami?" W tamtym renesansowym czasie każdy wiedział a dziś? To nie myślenie, a wiedza, a w ślad za nią kojarzenie faktów umożliwiają interpretację i zrozumienie. Ja i wielu mnie podobnych wiedzy nie mamy. Żyjemy podobnie do Arysto, łapiąc chwile i nie żyjąc wyłącznie dla kontestowania poezji czy literatury. Próbujemy pisywać, podglądać, przyswajać.
Karawan
24.11.2017
Naz Dziękuję i Tobie, z serducha! Dzięki!!
Nie powiem nic mądrego, ale powiem, że dobrze mądrych posłuchać, wiec słucham sobie z boku tak.
Jeśli chodzi o niedocenione, niezrozumiane utwory, pod którymi padają określenia „bełkot”, to bardziej bym to tłumaczył, że dany tekst może być po prostu skierowany do innego przedziału czytelników niz autor komentarza.
Nie wszystko jest dla wszystkich.
Karawan
24.11.2017
Pokorna sugestia; Czy nie można by tu do Inspiratorni wrzucić Artykułów z przeszłości? Pisywane były różne ściągi nie tylko przez Skoię, ostatnio pisał Zaciekawiony, a przecież każdy z tych artykułów to narzędzie do inspiracji, bo po starcie w opowiadanie pojawiają się wątpliwości czasem na niższym niż sensu stricte kreowanie poziomie.
Arysto
24.11.2017
Od siebie wrzucę jeszcze tylko to - napisane przeze mnie dawno temu:

________________________________________________________

Hej!
Część z was już mnie nieco kojarzy, zakładam, że część mnie zdążyła już znielubić, część może zainteresowałem. Tak czy owak, chciałbym podzielić się moją skromną wiedzą, więc zakładam ten wątek, byśmy mogli sobie nawzajem pomagać - ku chwale pióra i jakości. Mam nadzieję, że nie zrozumiałem źle koncepcji tej strony, gdzie osoby po prostu sobie słodzą i nie chcą czytać cudzych tekstów, lecz po prostu wrzucać własne. Wybaczcie szczerość.

Tak czy owak, ode mnie słów kilka:

- Zacznijmy od spraw gramatyczno-interpunkcyjnych. Sam święty w tym nie jestem, zwłaszcza kiedy poprawiam i edytuję tekst kilka razy, czasem babol przecinkowy zostanie. Jednakże stawianie przecinków w miejscach losowych albo "na czuja" mija się z celem i strasznie psuje odbiór - dobrze postawiony przecinek znaczy czasem więcej niż całe zdanie, dlatego polecam zwrócić uwagę na interpunkcję, która, wbrew pozorom, nie wpadnie z czasem.
Dla przykładu:

"Nie jestem z nim" - "Nie, jestem z nim".

Co do gramatyki - kiepska fleksja lub źle rozłożony ciężar zdania (czyli zwrócenie uwagi na akcent) to przywary wielu osób parających się pisaniem, czasem nawet profesjonalnie. Nie usprawiedliwia to jednak mylenia końcówki -u z -a, ani też stosowanie inwersji w stylu Yody. "Uda to się zrobić nam się a nuż". Język polski jest akcentowany zazwyczaj na ostatnie słowo i jeśli chcemy coś uwypuklić to warto o tym pamiętać. Najważniejszy jest również początek i koniec zdania, gdyż ludzi mózg właśnie początki i końce zapamiętuje najlepiej. Im lepiej to będziemy wykorzystywać, tym lepsze nasze teksty będą i tym lepsze oceny lub opinie będziemy zbierać. A i satysfakcja też pewnie będzie większa.

Tworzenie postaci, fabuły, charakterystyka otoczenia i bohaterów:

- Znacie Bellę Swan? Albo jakąkolwiek bohaterkę młodzieżowej literatury o wampirach i wilkołakach? Cirillę z Wiedźmina? To powinno wam być znane również określenie takie jak Mary Sue. Jest to rodzaj bohaterki (bohatera - Garu Stu) literackiego, która jest przesadnie perfekcyjna. Piękna, tajemnicza, błyskotliwa, inteligentna, obeznana w świecie (chociaż poza domu nos nie wyściubia bo pewnie jest jednocześnie brawurowa i nieśmiała), zna kung-fu, rozmawia biegle z mnichami w Tybecie (ale nigdy tam nie była!), zna 6 języków, w wieku 21 lat zarabia miliony i uwodzi coraz to lepszych facetów/piękniejsze kobiety. Istny Bóg, który zazwyczaj stanowi literackie ucieleśnienie ideału tworzącego, albo kurację kompleksów tworzącej. Wady Mary Sue zazwyczaj nie są wadami, lecz kolejnymi cechami mającymi podkreślać jej rzekomą zajebistość. Ile znacie takich osób? A no właśnie. Rozumiem, że nie każdy chce tutaj tworzyć wiarygodne postacie i opowiadania, rozumiem, jeśli ktoś ma zwyczajnie gdzieś, czy jego postać jest do przyjęcia jako człowiek. Jednak jeśli komuś zależy na tym, by tworzyć postacie, które przypadną do gustu dojrzałemu czytelnikowi, wtedy kilka rad:
Każdy ma wady. Każdy. Właściwie to mamy więcej wad niż zalet, prawda? :) Postacie, które mają odpowiednio rozłożony balans wad i zalet, a przy tym ich zachowanie oraz akcje/reakcje udowadniają te wady i zalety są wiarygodne i stają się bliższe sercu czytelnikom. Harry'ego Pottera pokochały miliony, bo był wiarygodny. Bo był normalny. Sherlock Holmes był niesamowity, ale dalej miał swoje wady, które naprawdę były wadami, popełniał błędy. Constantine również miał wiele przywar i za to też kochali go ludzie. Geralt z Rivii? Nie muszę wspominać. Polecam robić rozpiskę, tabelę postaci, gdzie opisujemy jej cechy, pochodzenie, wiek, osiągnięcia, cechy charakterystyczne, a na każdą zaletę dopisywać dwie małe wady lub jedną dużą. I pamiętajmy o wiarygodności: osoba, która ma średnie IQ raczej na Oxfordzie nie studiowała...

Ponadto do tego dochodzi zachowanie postaci, które musi być czymś umotywowane. Jeśli osoba jest głupia, to nie będzie cierpieć na chroniczny geniusz, jeśli osoba jest tchórzliwa, to będzie zmagać się, by ratować innych, a nie siebie. Jeśli bohater był żołnierzem, to będzie miał odpowiednie dla żołnierza zachowania, raczej nie zacznie się bawić domkiem z lalkami (CHYBA ŻE to odpowiednio umotywujecie). Mała i cicha dziewczynka nie zostanie nagle gwiazdą rocka, a student Oxfordu raczej nie stanie się nagle idiotą (A i tego się wystrzegajcie, bo to częsty mankament dzisiejszych seriali i książek, że wyjątkowość bohatera jest budowana na tym, że otoczenia to banda kretynów, komicznie to wygląda kiedy doświadczeni detektywi miotają się jak kociaki w klatce, a posterunkowy nagle wpada z rozwiązaniem i jeszcze dowodami na posterunek). Owszem, wasz bohater może być Wybrańcem, Dzieckiem Przeznaczenia, Eragonem (to jest Mary Sue), jednak niech będzie w tym wiarygodny. Niech ma wady. Wybrańcy niekoniecznie są dziećmi Boga Zajebistości.

Jeśli chodzi o narrację i bohaterów: to, że napiszecie, że ktoś jest inteligentny, mądry, zabawny, bohaterski lub namiętny nie znaczy, że czytelnik wam uwierzy. Przykład:

"Maja była inteligentna, skończyła Oxford i znała się na wszystkim" - aha, ok. Wierzę.
"Maja była inteligentna. Spojrzała na komputer, szukając problemu i chociaż miała jedynie szczątkowa wiedzę, potrafiła poskładać kolejne kawałki informacji do kupy i wydobyć z nich rozwiązanie.
- Tutaj! - krzyknęła. - Mam. Jeśli dodamy tutaj dodatkowy algortym wiążący, wtedy... bla bla bla" - no dobra, rzeczywiście coś potrafi, może być inteligentna.

Czytelnik takie informacje może również wyciągnąć z samych akcji - i to wtedy nawet lepiej. Nie trzeba pisać, że ktoś był piękny, śliczny, inteligentny, romantyczny, ich akcje pokażą to lepiej. Pamiętajmy, by traktować czytelnika jako istotę myślącą (na ogół) i potrafiąca obserwować oraz wyciągać wnioski. I mieć własne zdanie!

Tyle ode mnie, mam nadzieję, że się przyda! Zapraszam do dzielenia się obserwacjami i wiedzą. :)

(Albo spławienie mnie :P)


_____________________________________

Może Skoia i Naz jeszcze coś dorzucą, pewnie pisali ;)
Ritha
24.11.2017
Arysto, super, w końcu jakas merytoryka na tym forum. Aż se wlazłam na pinteresta po x czasu i się inspiruję. Dzięki
Arysto
24.11.2017
Dodam jeszcze to - wykorzystywanie neuropsychologii w pisaniu:
http://paweltkaczyk.com/pl/techniki-storytellingu-lustrzane-neurony/

Podobnie można wykorzystywać np. mentalizm albo techniki iluzjonistów - przydają się podczas pisania sugestywnego przekazu :)

A tutaj o archetypach marki... które powstały w oparciu o archetypy literackie. Jest to dobre podsumowanie, ale przyda się więcej literatury - niestety, nie jestem w stanie tego teraz odszukać, a nie mogę tutaj wstawić screenów albo skanów ze książki, więc podeślę link i reszta w waszej sile przerobowej:
http://midea.pl/archetypy-marki/

Archetyp bohatera głównego:
http://paweltkaczyk.com/pl/wzor-na-bohatera/
Niemampojecia96
24.11.2017
I w ogóle - psychologii w pisaniu.
Wykorzystywanie każdego swojego atutu.

Na kartce, w wordzie - wolno Ci wszystko.
Pan Buczybór
24.11.2017
No! I to jest przydatny wątek. Propsy Arysto
Nazareth
24.11.2017
Dobra jako, że ostatnio było sporo o interpretacji tekstu i krytyce, wrzucę artykuł na ten temat, który kiedyś zdarzyło mi się popełnić. Jest to przykład analizy literackiej tekstów czeskiego pisarza Karola Čapka za pomocą teorii filozoficznych. Może komuś się do czegoś przyda.

W pracy poświęconej ludzkim losom nie może zabraknąć motywu drogi, bowiem właśnie do drogi porównywane jest najczęściej ludzkie życie. Także poszukiwanie jest ścieżką, którą należy przebyć, żeby dojść do celu i zdobyć to czego się pragnie – zrozumieć, dlaczego zaczęło się nią podążać. Co jednak jeżeli celem drogi jest dalsze poszukiwanie? Następuje tu paradoks który pasuje do Čapka znakomicie. Autor bowiem w każdym ze swoich utworów poszukuje odpowiedzi, bądź uniwersalnej, czy też bardzo subiektywnej prawdy, jednak jej odkrycie nigdy nie zaspokaja. Ani jego samego, Ani czytelnika. Odkrycia, których dokonujemy podczas lektury zawsze wydają się płytkie, niewystarczające niosą za sobą więcej pytań niż odpowiedzi. Doprowadzają nas do miejsca na drodze poszukiwań, które wydawało się być końcem, a okazuje nowym początkiem. Początkowo jest to odkrycie frustrujące, udowadnia bowiem bezcelowość przebytej drogi, marnotrawstwo czasu i energii. Tym bardziej popycha nas to do dalszych poszukiwań, w których mamy nadzieje dotrzeć do upragnionego celu. Aż chciało by się zakrzyczeć: A prawda nas zniewoli!. Prawda uzależni tak, jak uzależniła Čapka, który całe swoje życie strawił na jej poszukiwaniach. Właśnie te poszukiwania, które prowadził na kartach swoich dzieł stały się esencją jego losu, są związane z nim tak mocno, że niejako go definiują dla tych którzy mieli poznać go jedynie poprzez jego twórczość. Niemożliwym jest mówić o Karelu Čapku, pomijając aspekty filozoficzne jego dzieł odnoszące się do szeroko pojętego pojęcia prawdy. W dużej mierze odpowiedzialność za to ponoszą nauki Wiliama Jamesa, odbijające swoje piętno zarówno na życiu jak i twórczości Mistrza.
Pragmatyzm był filozofią powstającą za życia autora i zafascynował go, sprawił, że odszedł on od kariery naukowca na uniwersytecie i zaczął pisać. Jednak nigdy nie porzucił filozofii, wręcz przeciwnie, jej wpływ widać w każdym jego dziele, szczególnie jest to wpływ właśnie filozfii pragmatyzmu. To, co urzekło w niej Mistrza najbardziej to teoria prawdy, która stała się podwaliną całej tej szkoły. Dzięki teorii Jamesa prawda zyskuje nowe kryterium: przydatność, właśnie dlatego Čapek decyduje się pisać powieści zamiast uczyć filozofii. Za pomocą opowiadanych historii przekazuje zręby swoich poglądów opisując ludzkie życia, pozostawia tym samym miejsce na niezależną opinię czytelnika. Ta subiektywna interpretacja staje się buforem gwarantującym spełnienie warunku przydatności, a więc również ich prawdziwość. Postanawiamy dołączyć więc próbkę tych poszukiwań jako filozoficzny aspekt losu Karela Čapka.

Jak zawsze jednak, gdy mamy do czynienia z tym wspaniałym filozofem, jest to tylko jedna z możliwości spojrzenia na ten problem. Druga opcja to spojrzeć na drogę poszukiwań, jako cel sam w sobie. Tym sposobem zmieniamy niemożliwe do wykonania zadanie w igraszkę, w której w żaden sposób nie można zawieść. Wystarczy trochę tylko zmienić nastawienie i miejsce, z którego spoglądamy na świat i wszystko staje się proste. Moim zdaniem jest to kolejny ironiczny żart, genialny w swojej prostocie, kolejna lekcja, której udziela nam autor. Lekcja prawdy o nas samych, ta którą najtrudniej pojąć - miejsce, w którym najbardziej chcemy się znaleźć na naszej drodze to to, w którym właśnie jesteśmy. Sama nasuwa się na myśl przy tych rozważaniach teza Heiddegera, dla którego punktem wyjścia do ontologicznych analiz jest pewien szczególny byt określany przez niego jako Dasein. Nazwa ta nie stanowi jedynie etykietki, lecz jest pełną metaforycznych odniesień konstrukcją, która w założeniu autora ma w jednym słowie kumulować rezultat złożonych analiz bytu do którego się odnosi. Z tego też względu jednoznaczne oddanie tego terminu w innym języku jest właściwie niemożliwe. W polskiej tradycji przyjęło się kilka tłumaczeń: Jestestwo, Przytomność, Bycie-tu-oto, Jawnobycie, Obecność. Dasein to byt, który jest w taki sposób, że odnosi się do Bycia, ujawnia ukryte niejako „za” Bytem Bycie. Innymi słowy, przekracza Byt w kierunku Bycia. Można określić to jako projekcję, w każdym momencie Dasein projektuje wybiegając poza to, co jest. Innymi słowy zawsze jest już czymś (projektem) czym jeszcze nie jest, zawsze jest-już-przed-sobą i to właśnie Heidegger nazywa mianem egzystencji.
Nie chodzi tu o podporządkowanie rozumienia i wykładni określonemu ideałowi poznania, będącemu w sobie tylko pewną odmianą rozumienia, która zaplątała się w zasadnym zadaniu ujęcia tego, co obecne, w jego istotowej niezrozumiałości. [...] Decydujące jest nie tyle wydobycie się z owego koła, ile odpowiednie weń wejście. To koło rozumienia nie jest kręgiem, po którym porusza się dowolnego rodzaju poznanie, lecz stanowi wyraz egzystencjalnej prestruktury samego jestestwa. [...] Byt, któremu jako byciu-w-świecie chodzi o samo jego bycie, ma ontologiczną strukturę koła.

Musimy wiedzieć kim jesteśmy i gdzie chcemy być by nie dać ponieść się z prądem. Ciągła świadomość naszych pragnień i sytuacji w jakiej jesteśmy jest esencją egzystencji. Prosty przepis na wieczne szczęście i zadowolenie, całkowite kształtowanie własnego losu. Być może jeśli się go zaakceptuje i zacznie według niego żyć można odnaleźć eudaimonię w tej postawie. Przejęcie kontroli nad własnym losem nie jest jednak wcale takie łatwe, dlatego ten właśnie sposób bycia nazywa Heidegger Troską.

W swojej karierze literackiej Čapek sięgał praktycznie do każdego znanego gatunku literackiego poprzez artykuły, apokryfy, bajki i przypowiastki do dramatów, poradników i powieści detektywistycznych. Można powiedzieć że poszukiwał formy, bądź że poszukiwał prawd i zgłębiał filozofię w każdej znanej mu formie literackiej. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie swojego życia zwrócił się w stronę dzienników z podróży. Cóż bowiem może być bliższe prawdy niż relacja naocznego świadka? Okazuje się jednak, że odpowiedź wcale nie jest tak oczywista jak mogło by się z początku wydawać.

Dziennik bowiem nie jest suchą relacją, czy też surowym przewodnikiem turystycznym, który bezceremonialnie podaje nam zimną kalkulację: to warto zobaczyć, a tego nie. Przypomina nam o tym również sam autor. Dziennik jest czymś bardzo osobistym, traktuje o emocjach, zdarzeniach, przeżyciach. Nie ma w nim rutyny ani planu, mogło by się wręcz wydawać, że miejsca, rzeczy i zdarzenia w nim opisane są przypadkowe, piękno Sewilli zajmuje w nich tyle samo miejsca, co chłopiec czyszczący buty. Jest pomiędzy nimi tylko jedna wspólna cecha: zainteresowały autora, w jakiś sposób ujęły go, czy też oczarowały. Dziennik jest bowiem zjawiskiem ontologii fenomenologicznej2, bada związki pomiędzy faktami w świecie a naszą ich świadomością. To, o czym przeczytamy w Čapkowskich dziennikach, podlegało już wcześniejszej obróbce: selekcji. Autor wybrał co nam pokazać, czym się podzielić a co zachować dla siebie. Zamazuje to więc pełen obraz zdarzeń. Poprzez dokonaną selekcję zostaje czytelnikowi odebrana możliwość ujrzenia pełnego wymiaru obcego kraju, ograniczone są opcje tego, czym możemy się zainteresować.

Jednak wybrane już miejsca i zdarzenia są nam opisane z wielką precyzją i obrazowością, Čapek nie szczędzi nam faktów historycznych, anegdot, obrazowych porównań, a nawet cytuje dialogi odbyte z miejscową ludnością. Wszystko to jest skomponowane w przepysznej formie, ujęte w ryzy krótkich, nie nużących, jak to czasem bywa z tego rodzaju twórczością, rozdziałów i okraszone odrobiną humoru. Razem te czynniki sprawiają, że książki czyta się łatwo i przyjemnie, a ponadto chętnie wraca do przypadkowych rozdziałów tworzących oddzielną całość. Autor zaprasza nas ze sobą w podróż w odległe kraje, oprowadza nas po nich i pokazuje wszystko to, co widzimy, nawet jeżeli dla niego samego są to nowości, podejmuje się, jakby specjalnie dla nas, trudnej roli przewodnika. Barwność języka i plastyczność opisów, wzbogacona dodatkowo przez ilustracje nakreślone ręką samego pisarza, mają za zadanie kompletnie przenieść nas w to miejsce i czas, w którym znajdował się Čapek i ze swego zadania wywiązują się znakomicie. To wrażenie jeszcze bardziej podkreślają sceny z życia codziennego. Dzienniki bowiem, jak już wspomnieliśmy, nie opisują jedynie głównych turystycznych atrakcji, ale na przykład cygańskie obozowisko, do którego autor trafił przypadkiem, czy też jego relacje z Lapończykami. Ta właśnie codzienność i wzmianki o rzeczach przyziemnych, wozie zaprzężonym w muła i tancerce flamenko, pozwalają nam przenieść się w tamte miejsca. Ponadto duża ilość barbaryzmów przybliża oryginalną sytuację w której zostały użyte, urealistycznia przedstawioną historię, ułatwia wyobrażenie sobie jego rozmówców, zbliża do istoty poznania i esencji.

Wszystkie zabiegi wymienione wyżej mają za zadanie przybliżyć czytelnikowi rzeczywistość, uwierzytelnić czytaną historię. Zadajmy sobie jednak pytanie, czy to o czym czytamy w dziennikach jest rzeczywistością naprawdę? Czy te miejsca i zdarzenia, w które przenosimy się przez sprytnie zbudowaną przez Čapka fabułę, istotnie są tak rzeczywiste i wiarygodne jak nam się wydaje? Odpowiedź oczywiście brzmi: nie. Mamy tutaj do czynienia ze swego rodzaju mimezis. Rzeczywistość bowiem nie jest sztuką samą w sobie, którą wystarczy jedynie przelać na papier, a te książki, o których tu mówimy są sztuką niewątpliwie. Nie negujemy tego, że autor istotnie odwiedził wszystkie miejsca, które nam opisuje, ale ten opis właśnie sprawia, że jest to tylko naśladowanie rzeczywistości. Bowiem narracja kreuje rzeczywistość w taki sam sposób, jak rzeczywistość narrację. Dziennik jest formą relacji podróżniczej z definicji jednak główną różnicą jest to, że zawiera on elementy literackie, upiększają one to co by prawdziwe powinno zostać surowe.
Čapek wybiera to co nam pokazać więc zataja pełnię obrazu podróży, jest to pierwszy i najbardziej oczywisty czynnik oddalający nas od całkowitej prawdy. Pokazuje nam to koło hermeneutyczne Friedricha Schleiermachera. Jest to figura opisująca hermeneutyczny sposób rozumienia i interpretacji tekstu. Zgodnie z tą figurą nie można zrozumieć całości bez zrozumienia szczegółu, a szczegół nie może być zrozumiany bez odwołania się do całości. W tym przypadku szczegółem jest wszystko to, czym Čapek nie decyduje się z nami podzielić. Selekcja, której dokonuje, jest naturalnie zabiegiem oczywistym, niemożliwością jest bowiem zapisanie każdego szczegółu i okoliczności długiej podróży. Jednak wpływa to negatywnie na interesujący nas temat poszukiwania prawdy. Bowiem,
w taki właśnie sposób - zawsze od całości do części i z powrotem do całości - przebiega ruch naszego rozumienia. Jego zadanie polega na rozszerzaniu na kolejne koncentryczne kręgi jedności rozumianego sensu. Zestrojenie wszystkich szczegółów w całość jest w każdym przypadku probierzem trafności rozumienia. Brak takiego zestroju równa się niepowodzeniu próby zrozumienia.

Drugi czynnik wynika bezpośrednio z pierwszego. Te same okoliczności i uczucia, które powodowały Capkiem przy wyborze poszczególnych motywów, umieszczonych w jego dziennikach wpłynęły na jego sposób ich postrzegania. Emocjonalne odniesienie się do nich zaburza czystość postrzegania ich takimi jakimi są w rzeczywistości a zatem i przekazanie tych zdarzeń. Z góry jesteśmy skazani na odczytanie emocji autora, które zakradły się do tekstu być może nawet podświadomie, ale wpływają na odbiór tekstu.

Czytelnik natomiast, posiadający swój bagaż doświadczeń i zawczasu wyrobione opinie na inne tematy, odbiera książkę również subiektywnie analizując zdarzenia poprzez to, kim jest i czego doświadczył. Z pomocą przyjdzie nam znów koło hermeneutyczne, jednak w trochę innej edycji. Według Martina Heideggera figura ta oznacza, że zanim interpretator podejmie się interpretacji tekstu posiada już jakieś wyobrażenie o nim, wynikające z jego wyobrażenia o świecie. Nie można rozpocząć procesu interpretacji od zera, nie da się rozumieć bez wcześniejszego rozumienia. Interpretacja jest więc procesem kolistym, ponieważ nie rozpoczyna się od punktu startowego, ale jest uwikłana we wcześniejsze doświadczenia i procesy interpretacyjne interpretatora.5 Teoria ta tyczy się również samego Čapka, który przecież na kartach swych książek dokonuje interpretacji rzeczywistości. Nadaje jej fabułę, więc znamię literackie. Tak więc ten obraz przechodzi przez koło hermeneutyczne po raz drugi, gdy wreszcie trafia do czytelnika.
Na przykład więc, jeżeli odbiorca tekstu był wcześniej w Norwegii, zmókł i przemarzł na kość, nie znajdzie czytania o fiordach zajęciem przyjemnym. Następuje tu dyskurs między czytelnikiem a autorem. Jeżeli natomiast spacerował ulicami Barcelony i ma z tym związane przyjemne wspomnienia, chętnie przeżyje to jeszcze raz z autorem, przypominając sobie, co sam widział i czytając o tym, co go ominęło, podejmie dialog. Trzecia i ostatnia możliwość to typ czytelnika najbardziej zbliżony do ideału fenomenologicznego, to człowiek, który nie ma żadnych związanych z tematem doświadczeń ale i on nie będzie przyjmował podanych tam zdarzeń bez cienia wątpliwości czy oceny bowiem to, kim jest, co przeżył i w jaki sposób myśli determinować będzie, czy między nim i autorem nastąpi dialog, czy dyskurs. O takiego czytelnika bez wyrobionego kompletnie zdania na temat obcego kraju czy jego kultury dużo prościej było jeszcze 50 lat temu. Od tamtego czasu świat skurczył się niesamowicie. Dziś każdy widział film, czytał książkę lub miał styczność z jakimś innym materiałem informacyjnym odnośnie większości krajów świata ich kultur. Na podstawie posiadanych strzępków informacji podświadomie kreujemy na własny użytek obrazy innych krajów. Wynika to z tego, że nasze postrzeganie jest zawodne. Heiddeger nazywa to "istoczeniem się Bycia". Byt (w sobie w tym wypadku rzeczywistość) jest niepoznawalny, a poznawczo ujmujemy jedynie jego przejawy, historyczne artykulacje, składające się na całość jego Idei. Inaczej mówiąc, byt to jego aktualne interpretacje i interpretacje interpretacji.
Całość stanowi pomost pomiędzy rzeczywistością, jej odbiorem, przekazem i ponownym odbiorem przez osobę nie uczestniczącą bezpośrednio w samym zdarzeniu, a znającą je tylko z opowieści. Na każdym z tych etapów opis rzeczywistości zmienia się, zostaje nacechowana emocjonalnie, wzbogacona przez fabułę i nowy kontekst, w którym jest umieszczona, a następnie odebrana po raz kolejny i zinterpretowana. Jest to już rzeczywistość w krzywym zwierciadle, obrana ze swojej esencji prawdy uniwersalnej. Fenomenologia nawołuje do odrzucenia naturalnego stanu, w którym mamy na temat świata pewne założenia, domysły, teorie, spekulacje po to, by przyjrzeć się światu tak, jak się on jawi. Edmund Husserl postulował powrót do rzeczy samych. Ma temu służyć redukcja fenomenologiczna (epoche), która oznacza wzięcie w nawias, zawieszenie, przekonania o realnym istnieniu świata i poznającego podmiotu. Epoche miała sprawić, że świadomość stanie się czysta (pozbawiona założeń), będzie traktować świat wyłącznie jako fenomeny, zjawiska. Jednak natura ludzka z samej zasady jest inna: pełna doświadczeń i gotowych interpretacji, o czym przekonujemy się ze struktury Koła hermeneutycznego Heideggera. Czy więc możemy w tym przypadku mówić o rzeczywistości przetworzonej, prawdzie która podlega ewolucji? Wydaje mi się że tak. Rzeczywistość bowiem jest już prawdą subiektywną samą w sobie jako, że jest wieloznaczna.
W późniejszym okresie swojej twórczości Husserl zaczął zdawać sobie sprawę z pewnych słabości swojego antyrelatywistycznego stanowiska i poddał je pewnym modyfikacjom. Kilka z nich idealnie nadaje się do udowodnienia naszej tezy. Po pierwsze, wprowadził do swojej filozofii jako nie obarczone, jego zdaniem, sprzecznością pojęcie "prawdy sytuacyjnej". Po drugie, wyodrębnił mniej lub bardziej precyzyjnie dziedziny, w których obowiązują prawdy względne, a nie mają zastosowania prawdy absolutne, między innymi sztuka, religia i (interesujące nas) różne konteksty sytuacyjne, w których prawda względna ma sens pragmatyczny. Po trzecie, pojęciu prawdy absolutnej nadał sens fenomenologiczny. W pewnym sensie relatywizuje on prawdę absolutną. Fenomenologicznie rozumiana prawda absolutna to prawda, która w odpowiednich przeżyciach np. w warunkach redukcji fenomenologicznej prezentuje się, czy jest dana, jako absolutna, czyli ważna dla każdego zawsze i wszędzie, co nie znaczy, że jest "obiektywnie" absolutna. Dlatego właśnie w swych poszukiwaniach prawdy Čapek poświęcał aż tyle uwagi ludzkim losom gdyż właśnie przez nie i swoją dla nich przydatność może być ona postrzegana i definiowana.

W podróży, którą mamy odbyć by odnaleźć prawdę jesteśmy sami, jesteśmy Dasein, prawda którą możemy odkryć jest właściwa i rzeczywista tylko dla nas samych, bo wpływa tylko i wyłącznie na nasz los. I to właśnie zachęca do odbycia tej drogi- świadomość, że mimo iż podążamy przez Norwegię z autorem, to jednak podążamy ścieżką obok niego, nie za nim. Jego odkrycia i przeżycia należą do nas w takim samym stopniu, jak do niego, bo przecież są już czymś innym, rozwinęły się, zmieniły, ewoluowały w momencie, kiedy odczytaliśmy je z kart spisanych przez niego dzienników. Tak naprawde bowiem te miejsca i fakty nie są już istotne. Istotne są odczucia, emocje, interpretacje, tak jego, kiedy fizycznie się znajdował w opisywanych przez siebie miejscach, jak i nasze, gdy wraz z nim po raz kolejny przemierzamy tę drogę. To właśnie czyni Čapkowskie dzienniki z podróży czymś zupełnie wyjątkowym.
Owszem, po raz kolejny nie udało Čapkowi się dotrzeć do prawdy absolutnej nawet w zderzeniu z rzeczywistością i jej jak najwierniejszym opisem. Lecz nie jest to powód do zawodu. Mimo iż podczas pisania tego rozdział przyświecał mi bardziej Kartezjański sceptycyzm metodyczny7 niż gnoseologia, dalej uważam, że Čapek otarł się o nieuchwytną prawdę najbardziej w swoich dziennikach. Są one doskonałym przykładem zjawiska określanego jako qualia tak pisał o nich Clarence Irwing Lewis:
Istnieją poznawalne jakościowe cechy tego, co dane, które mogą się powtarzać w różnych doświadczeniach i dlatego są pewnym rodzajem uniwersaliów; nazywam je "qualia" [...] Quale jest bezpośrednio oglądane, jest dane i nie jest przedmiotem błędu, ponieważ jest czysto subiektywne.

Niezależnie więc od tego, jak rzeczywistość jest postrzegana, postrzegana jest właściwie. Uzupełniając to stwierdzenie szczyptą pragmatyzmu, tak długo jak wyciągamy z rzeczywistości przydatne nam wnioski, zawsze będą to wnioski właściwe. Koniec końców zarówno autor, jak i czytelnik interpretują Dzienniki poprawnie jeżeli, posiadają odpowiedni stan umysłu, aby wyciągnąć korzyści ze swoich wniosków, jeżeli wpłyną jakoś na koleje ich losów. Čapek bowiem nie pisze jedynie aby opowiedzieć historię, nawet nie jedynie po to by edukować czytelników.

Analizując jego dzieła odnoszę wrażenie, że Mistrz pisał, aby samemu dowiedzieć się czegoś, zbadać jak gruba jest tkanina rzeczywistości. Jak na jej powierzchni sprawdzają się jego filozoficzne teorie, jak wyglądałaby jedna z jego myśli w praktyce? Za środowisko, w którym jest w stanie to wszystko sprawdzić obiera laboratorium literatury gdzie powoli, dokładnie i bez ingerencji z zewnątrz może przyglądać się ludzkim losom jasno ukazującym się w pełnej krasie na kartach każdego z jego dzieł. Robi to aby odnaleźć te prawdy, za których kryterium przyjął wpływ na ludzkie istnienie, a potem pokazać nam, gdzie ich szukać. Mistrz chce aby czytelnik nie tylko dowiedział się o nich, ale i je zrozumiał, bowiem Rozumienie jest sposobem istnienia nie zaś poznania.
Felicjanna
24.11.2017
a ja bez planu,. z postaciami pojawiającymi się znikąd. I mam zabawę
Nazareth
24.11.2017
Pytanie czy czytelnicy też "mają zabawę" przy twoich tekstach?
Zaciekawiony
24.11.2017
To może pytanie do wszystkich - czy po napisaniu danego tekstu potem go przerabiacie, czy wolicie aby zostało tak, jak akt stwórczy dokonał?

Część postów została ukryta (99)

Zaloguj się, aby przeglądać cały wątek

Nazareth
12.01.2018
Tylko przy założeniu, że faktycznie istniej, madmłazel.
Ty czy szczęście?
''Od samego początku se roiłaś, lepiej późno niz wcale na takie odkrycia :P''

Cóż, tak, z początku mi się wydawało, że jesteś spoko. Przyznaję się do tego błędu.
Okropny
12.01.2018
Spoko, zawsze powtarzam, że tracę przy bliższym poznaniu.
Nazareth
12.01.2018
Ja, szczęście, co za różnica?
Ritha
12.01.2018
"Spoko, zawsze powtarzam, że tracę przy bliższym poznaniu"
Taa Okropny, mi też to powiedziałeś. Nie sprawdziło się ;)

Arysto Was zmieli za spam :D
Okropny
12.01.2018
Niech mieli.

Ty jeszcze żyjesz w urojeniach.
''Spoko, zawsze powtarzam, że tracę przy bliższym poznaniu.'' - Jak każdy absolutnie człowiek.

Ja, nihilistyczna? Tu masz, Okropny, przykład zgorzkniałego, nihilistycznego dziada:

''Ja, szczęście, co za różnica?''


Zdziwiło mnie dziś, Ritho, że preferencje, których się nie rozumie od razu sprowadzają się do ''jesteś szurnięta''. A niestety to tak powszechne. Szkoda. Zaprowadziło mnie to do szerszej refleksji, toteż dziękuję :).
Ritha
12.01.2018
Petować se na język, błagam...

Okrop żyję w urojeniach 2 lata? Taa, jasne.
Każdy traci, nie każdy powtarza, bo niedookreślone wyszło takie to zdanie, eh.
''Petować se na język, błagam...''

No ale dlaczego od razu nakładasz etykietkę do potrzeb, których nie masz, nie wiesz z czego wynikają, etc? To tylko narzędzie dla pewnej konwencji, która służy spełnieniu.

Różni ludzie różnych konwencji potrzebują do spełnienia.
Chyba takie, w których nikogo się nie wykorzystuje (dzieci, zwierząt) i w których obie osoby się zgadzają - nie są ani nienormalne, ani szurnięte.

Ale nie, po prostu, jacyś ludzie sobie wymyślą, że nawet nie chcą spróbować Ciebie zrozumieć i wprawią w poczucie czucia się źle ze swoimi potrzebami. (Nie, to akurat nie o Tobie, nie sprawiło to, że poczułam się źle, po prostu zareprezentowałaś taką samą postawę jak taka, która mnie wkurwiła :<).
Nazareth
12.01.2018
Ej, to nie było miłe! Sam siebie klasyfikuję jako egzystencjalistę.
To było żartobliwe. Egzystencjalistę? To Sartre np?
Okropny
12.01.2018
Nazaret i te jego niewyważanie otwartej dupy...
Okropny
12.01.2018
Miękoś, żyjesz w uroje-

A, chuj. Nmp juz nie zyje.
Okropny
12.01.2018
W sensie w urojeniach.
Nazareth
12.01.2018
Też, Heidegger, Kierkegaard. Podwaliny dał Nietzsche.
Okrp, chodzi Ci o coś?
''te jego niewyważanie''

*to.

A, to ja wiem. Bo to Gombrowicz też trochę wychodził z egzystencjalizmu, w sensie: od tego sobie szedł w jakieś swoje rozgałęzienia.

Fajnie egzystencjalizm podchodzi do zagadnienia nudy, sugerując, że może dać jeszcze gorszy plon w zachowaniu, niż np strach.

Ale to już de Sade gdzieś mówi, że jeśli mniej robimy, to więcej kreujemy umysłowo, a przy odpowiednich ciągotach robimy horror.
Okropny
13.01.2018
''te jego niewyważanie''

*to.

Lol, jakie slabe zagranie, literówki? Serio?

Nawet na XD to nie zasługuje, yo
To nie było zagranie, stary.
Po prostu drażni mnie ten błąd.
Mój przyjaciel notorycznie popełnia ten sam, źle mi się kojarzy, poprawiłam to machinalnie, poprawiam ten błąd pół życia.
Okropny
13.01.2018
Literówka była dalej, "niewyważania" miało być. Słabo.
Dobra, idę, jesteś dzisiaj wyjątkowo asympatyczny, nawet jak na samego siebie.

''A, chuj. Nmp juz nie zyje.

Okropny 12 min. temu
W sensie w urojeniach.''

To są jakieś ''zagrania'', ja machinalnie poprawiłam błąd, i jeszcze się przypierdalaj.

Nara.
Okropny
13.01.2018
Nie zyjesz w urojeniach, yo
Okropny
13.01.2018
Poza tym...

Nara
Uhum, jak się czymkolwiek machnie w Twoim kierunku, to zaraz ulubiona sanitariuszka Ricia przyleci Cię głaskać po główce i wpierdalać Ci na łeb jaki jesteś cudowny.

Dorośli ludzie nie żyjący w urojeniach.
Ritha
13.01.2018
Ricia lubi rozmawiać z konkretnymi ludźmi - raz.
Dwa - znam Okropnego trochę lepiej niż Ty, z jego zaletami i wadami i nie zraził mnie do siebie nawet w 2 % tak, jak Ty w miesiąc.

Żegnam, bo aż wstyd za ten spam tutaj
Ja mam prawo do własnej opinii i uważam, że w chuj traci przy bliższym poznaniu. A Ty przylatujesz mu podtrzymać główkę, ''ja go znam dłużej, ojenka jenka, nie traci, Ty tracisz, o jenka, jaka jestem dojrzała, ja go znam dłużej..''

Jak taka mała ciułałła dokoła niego skaczesz, haha.

Co mnie interesuje co ja Cię w miesiąc, skoro chuj mnie obchodzisz i nic nie próbowałam Cię zrażać/nie zrażać w miesiąc, toż to efekt poboczny tylko ;)).
Ritha
13.01.2018
Przepraszam, kurwa, bardzo - przyszłam wypowiedzieć się w wątku na temat w nim poruszany, o pisaniu, inspiracjach itepe, gdzie za mną przyleźliście Wy. A gdzie Nmp się pojawi zaraz pierdolenie o niczym. Potem ty wołasz "Ricia" i myślisz, że skulę uszy i nie zareaguję? To chyba mnie nie znasz. Też mnie chuj obchodzisz, a z każdym dniem jeszcze mniej. Bez odbioru.
ZA Tobą? Uważaj, bo przez ego zaraz nie zmieścisz się w drzwiach.

''Potem ty wołasz "Ricia" i myślisz, że skulę uszy i nie zareaguję? To chyba mnie nie znasz. '' - przeciwnie, znam Cię na tyle, by wiedzieć, że
1)będziesz warczeć jak mała ciułałła
2) napiszesz żegnam, a później przyleziesz i będziesz niekonsekwentnie dalej tu gadała
3)zaatakujesz mnie personalnie (typu nic nie osiągnęłaś, zwierzę by ci zdechło), albo emocjonalnie (z każdym dniem obchodzisz mnie mniej). Słabe to, ale inaczej nie potrafisz :))))).
BAJ
Okropny
13.01.2018
Uuu, jeszcze jej literówki popoprawiaj
Spoko, mogę jej wytłumaczyć, że jak rzeczownik kończy się na ę, to piszemy tę bułkę, a jak na ą, to piszemy tą lampą, tak chyba byłoby najłopatologiczniej, całe życie się wstrzymywałam z powiedzeniem jej tego, aby czasem nie urazić, ale w sumie masz rację, mogłaby się dowiedzieć :).
Nie wiem dlaczego cała masa ludzi z uporem popełnia ten błąd :<. Zawsze mnie on wkurwiał.
Okropny
13.01.2018
Ale kto to jest lewak, to powiedzieć nie potrafisz.
Przecież Ci powiedziałam, co miałam w tym kontekście na myśli, oraz że więcej z Tobą na tematy polityczne rozmawiała nie będę, bo to prowadzi donikąd, a ja się nawet lekko denerwuję na Twoje podejście.
Dobra, ja idę spać, Wy się poklepcie po główkach i naopowiadajcie se, jedno drugiemu, jacy jesteście dojrzali i cudowni.
Hehe, baj.
Okropny
13.01.2018
O, ohoho
Jeszcze pewnie Twoja psiapsi wpadnie i zacznie warczeć jak mała ciułałła atakując mnie personalnie, ale już mnie się nie chce czekać, łóżeczko wzyyywa.
Okropny
13.01.2018
Moja psiapsi ma cię w dupie, tam gdzie twoje miejsce
Buhahahaha, ojej, chyba się popłaczę.
+spierdalaj.
Ant
13.01.2018
Co tu się odwala?
Czepia się mnie.
A w ogóle tu zrobił się spam, chodź Ant - przeniesiemy się prawilnie do pitolenia.
Arysto
24.01.2018
http://rozpisany.pl/notka-o-kupie/
Arysto
07.02.2018
http://rozpisany.pl/storytelling-rozdzial-1/
Karawan
07.02.2018
Na głównej podziękował, odpisał i ???
Arysto
07.02.2018
A Arysto w pracy i nie ogarnął wątku :D

Podziękowałem!
Karawan
07.02.2018
Zobacz jak pięknie zostaliśmy kulturalnymi Azjatami; stoimy i kłaniamy się sobie nawzajem ;). Dzięki.

Zaloguj się, aby wziąć udział w dyskusji