Fotografia

Minęły dwie godziny od czasu, kiedy obudziłem się na brudnym, sfatygowanym materacu. Kolejną noc okrył płaszcz deszczu. Mam szczęście, że towarzyszy nam Karlin. Stary, dobry Karlin nocą rozwinął nad naszym obozem magiczny parasol, po którym woda spływała z łoskotem.

– Już się obudziłeś?

Już? Niebo spowijał pomarańczowy poblask światła.

– Nie patrz na słońce. Promieniowanie, zapomniałeś?

Przewróciłem się na drugi bok i wlepiłem wzrok w ziemię. *Trzymaj głowę nisko, nie patrz do góry a przede wszystkim – nikomu nie ufaj*.

– Jakie mamy plany na dziś? – zwróciłem głos w kierunku rozpalonego ogniska.

– Spróbujemy przebić się przez granicę – głos odpowiedział sucho.

– Po raz kolejny? – dopytałem.

– Wolisz tu siedzieć i wypatrywać śmierci?

Nie odpowiedziałem.

– Twoja wola. Posiedzisz trochę, nie włączymy generatorów obronnych i zaraz porwie cię jakieś cholerstwo, posieka cię na drobne kawałeczki. Jak ci się to podoba?

Wstałem zrezygnowany i otuliłem się ortalionowym płaszczem. Dołączyłem do innych worków na śmieci grzejących dłonie nad ogniem.

– Nie zapomniałeś czegoś? – z prawej strony wyłoniła się ręka Karlina w kruczoczarnej rękawicy bez palców. Nieco poniżej nadgarstka, na rękawicy widniało logo Kompanii Finansowej – Oko Opatrzności wpisane w pentagram. W ręku trzymał podniszczoną fotografię.

– To chyba należy do ciebie? Nie mylę się? – życzliwie się uśmiechnął.

– Tak, tak. Dzięki – szybko schowałem ją do kieszeni. Nie chciałem, by Niaza zaczął mi zadawać niewygodne pytania.

– Wspomniałem już Levinowi. Dziś chcę ruszyć w kierunku granicy i ją przekroczyć – Karlin spojrzał na mnie podejrzliwie, wzruszyłem ramionami.

– Masz jakiś plan? – kontynuował Karlin.

– Plan? Nie, nie mam planu. Mam przeczucie.

 

To już wiem jak potoczy się ta rozmowa. Będą sprzeczki, kłótnie i dyskusje a po paru godzinach Karlin ulegnie sile argumentów albinosa. Przerabiałem to zbyt wiele razy. Odszedłem do własnego kąta. Na mój stary, rozpadający się materac.

 

Szybko przygotowałem sobie posiłek. Maź w tubkach rozgrzanych ciepłem dłoni. Wystarczy potrzeć. Już, gotowe. Wychyliłem całą zawartość jednym ruchem ręki. Maź powoli spłynęła po ściankach gardła, zostawiła nieprzyjemny posmak. Jak połączenie starej podeszwy z zepsutym serem. Popiłem niebieskim płynem. Ohydztwo.

 

Posiłek da mi kopa energetycznego na kolejne 48 godzin. Mam nadzieję, że nie będziemy potrzebowali więcej czasu na naszą podróż do granicy, bezskuteczne próby przekroczenia jej oraz powrót. Nie, nie wierzę że się nam powiedzie. Próbowaliśmy już tyle razy. Siedzimy tu od miesiąca, a nie możemy nawet spojrzeć w niebo. Ani w słońce, ani w gwiazdy. Poszedłem na spacer, zrzucić myśli z wnętrza głowy.

 

Początkowo było nas czterech. Ja – łowca i przewodnik. Karlin – magus powietrzna nazywany Płanetnikiem. Niaza – cyborg o czarnych zębach i przejrzyście białych oczach nazywany przeze mnie albinosem. Lena – marmurowy goniec, który kochał gwiazdy i został za to ukarany. Spojrzenia zakończone zgonem. Po tych wydarzeniach Niaza przygotował specjalne maski dla pozostałych przy życiu. Wyglądały jak zwykłe czarno-czerwone maski tlenowe, poza jednym małym szczegółem.

 

Z tyłu maski, po jej wewnętrznej stronie zamieszczony został przewód, który w połączeniu z implantem domózgowym tworzył dla oczu brunatną przesłonę chroniącą je przed promieniowaniem. Trzy urządzenia zostały połączone ze sobą. Kiedy jedna z masek rozpoznała, że któryś z nas patrzył w największą dzieło Architekta – Niebo – natychmiast wszystkie trzy zamykały przesłony. Nazwaliśmy to promieniowaniem, choć nie wiemy czy nim jest. Mi bardziej przypomina zachłanne, odrażające łapy, chcące wbić się pazurami w nasze mózgi. Pozostało nam jedynie spoglądanie w dół. W błotnistą ziemię, w przewalający się gruz. W porzucony chaos roślinności.

 

Pod palcami wyczułem gładki materiał. A, tak. Zdjęcie. Fotografia. Znalazłem ją tutaj. W jednej z Zon. Co najdziwniejsze, zupełnie przypadkowo. Leżała pomiędzy dwoma niewinnymi kamieniami o seledynowej barwie. Nie powinna się tu znaleźć. To po prostu…niewłaściwe. Dziwne. Rozstrajające. Zostawiłem ją kilkaset kilometrów stąd w, przydrożnym śmietniku.

 

Oczywiście, że pamiętam kto na niej był. Mężczyzna w białej koszuli i czarnych szelkach. Spoglądał w obiektyw przenikliwymi oczyma z, których unosił się jasnopomarańczowy blask w kształcie liter L. Wzajemnie odwróconych. Tatuaż? Implanty w gałkach ocznych? Sztuczne oczy? Nigdy tego nie rozgryzłem. Kruczoczarne włosy opadały na zgrabnie podgoloną potylicę. Ramiona oparł na dwóch towarzyszach – mężczyźnie i kobiecie. Obie postacie nosiły formalny strój, były bardzo eleganckie. Ich uśmiech był zaraźliwy. Jedynie mężczyzna w środku nic sobą nie wyrażał. Musiał być myślami w całkiem innym miejscu. Na szczycie najwyższych gór. Na dnie największych głębin. Wyrzuciłem fotografię, by o nim zapomnieć.

 

Rodzice są naszym największym błogosławieństwem, i najstraszniejszym przekleństwem zarazem. Wyzwalają i jednocześnie wiążą nas w okowach wygodnych dla nich form. Co jeśli jednak, nigdy nie posiadałeś ojca? Czy to gorzej? Czy to lepiej? Jedynym wspomnieniem po nim pozostała nieznana fotografia. Nie wiem kim był, kim byli jego towarzysze, ani czym się zajmowali. Znam tylko jego, i to jedynie dlatego, że matka przekazała mi zdjęcie. Nauczyła jak go rozpoznać. Na pamięć. Mechaniczny obraz ojca w biologicznym świecie.

 

Dlaczego fotografia znalazła się akurat tutaj? W Zonie? W miejscu najbardziej przeklętym ze wszystkich miejsc? Pamiętam jak pociąłem ją nożyczkami, spaliłem na popiół i wraz z innymi śmieciami wyrzuciłem do kosza, zaraz obok mojego mieszkania na przedmieściach. Teraz powraca do mnie, nie mogę się jej pozbyć. Wskrzesza bolesne wspomnienia. O ojcu, którego nie posiadałem, choć wiedziałem o jego istnieniu.

 

Jestem pewien, że to ta sama fotografia, a nie jej kopia. Faktura, odbarwienia. Wszystkie szczegóły są takie same, pasują do siebie. Czasami w nocy zdaje mi się, że na fotografii widzę blizny w miejscu, gdzie pociąłem ją na części. To musi być ona.

 

Srebrne urządzenie przypięte do mojego pasa skrzekliwie zapiszczało. Nacisnąłem przycisk. Pojawił się czarno-biały hologram czarno-białego człowieka. Niaza. Jego marmurowe oczy nie wyrażały niczego. W tym przypominał mojego ojca.

 

– Wróć do obozu. Wkrótce ruszamy – odezwał się.

 

– Przyjąłem. Wkrótce będę. Bez odbioru – odpowiedziałem sucho.

 

Musieli się już dogadać, a ja zaszedłem daleko od obozu. Nie będę się śpieszył, zanim wrócę minie kilka godzin. Stopy chrobotały krocząc po ziemistej nawierzchni.

 

Karlina i Niaza znalazłem w obozie. Stali przy jednym z materaców. Ich głosy były bardzo żywe. Agresywnie machali rękoma. Z tej perspektywy przypominali dziwaczne małpy. Dyskutowali. Ledwie się zbliżyłem, a szybko wciągnęli mnie do rozmowy.

 

– Próbowaliśmy przekroczyć granicę w miejscu przez, które tu dotarliśmy. To był nasz błąd! Granicy nie da się przekroczyć w dowolnym miejscu. Architekcie! Jak ona nas poharatała!

 

Niaza uniósł ręce do góry, jak gdyby wznosił błagalne modły i przywołał imię Stwórcy. Po raz pierwszy widziałem go tak rozochoconego i zdesperowanego.

 

– Potrzebowaliśmy znaleźć posterunek graniczny, na nim drzwi. Z Zony wychodzi się jedynie przez drzwi! Odnalazłem je, potrzebujemy jedynie klucza – kontynuował.

 

– Nie mamy. Żadnego. Klucza. – odpowiedział groźnie Karlin.

 

– Właśnie w tym rzecz, że mamy! Ty go masz, Levin! Fotografia! – zwrócił się z krzykiem do mnie.

 

Stałem osłupiony, nie wiedząc co powiedzieć. Co to miało znaczyć? Klucz? Fotografia?

 

– Nadal tego nie rozumiesz, prawda? To nie jest…nasz świat. To nie jest…rzeczywistość. To miejsce wynaturzenia metafor. Dlaczego promieniowanie działa na nas jedynie kiedy spojrzymy w niebo? Odpowiedzcie mi.

 

Patrzyłem na niego bezsilnie, skłonił w dłoniach głowę. Rezygnacja wstąpiła na niegdyś puste oblicze.

 

– Karlin, ty też mi nie wierzysz, prawda? Słyszałeś kiedyś o solipsyzmie? Indywidualne światy wewnątrz naszych głów. Każda rzeczywistość będąca odbiciem samodzielnej symulacji skołatanego mózgu. To, co tutaj widzimy, jest połączeniem symulacji naszych umysłów, i wszystkich naszych poprzedników, którzy znaleźli się w tej konkretnej Zonie! Zbiorowa symulacja nabrała rzeczywistych cech i zamknęła nas w środku czerpiąc doświadczenia z naszych mózgów. Ona chce żywić się na naszych imaginacjach, aż w końcu albo padniemy z wycieńczenia, albo powybijamy się nawzajem.

 

Niaza patrzył na nas próbując znaleźć nić porozumienia. Choćby małą iskierką kompromisu.

 

– Wiem, że mnie nienawidzicie. Uważacie za bluźnierstwo. Myślicie, że jestem androidem, cyborgiem lub czymś jeszcze gorszym. Maszyną obleczoną w ludzkie ciało. Okrutnym żartem z waszej egzystencji. Jestem czymś…innym.

 

Niaza jednym zgrabnym ruchem zrzucił z siebie wszystkie ubranie. Stanął przed nami zupełnie nagi, cały pokryty tatuażami. Z lewej dłoni, z paznokci wysunął się szereg ostrzy, każde zakończone w inny sposób. Rozpłatał swoje ciało na dwoje. Przed nami pokazała się postać bez skóry. Jego organy nie były naruszone, pozostały biologiczne. Wszystkie one zostały połączone kablami i przewodami. Narządy otaczała cienka, srebrna powłoka. Zamiast krwi płynął brunatny, gęsty olej.

 

– Po drugim zderzeniu z barierą poczułem, że coś jest nie tak. Poczułem to w implantach. W przewodach. W całym ciele. Zacząłem badać energię rozchodzącą się wokół bariery. Nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym. Odczyty energii są sprzeczne z tym, co jest po drugiej stronie. Nic się tu nie zgadza. Ekosystem wokół nas przypomina szereg losowych, nocnych koszmarów, aniżeli coś prawdziwego. Wywnioskowałem, że jesteśmy uwięzieni w kwarantannie zmaterializowanych wspomnień. Może część z nich należy do nas samych. – kontynuował niemal nie-biologiczny konstrukt.

 

– Mam przypuszczenie, że drzwi może otworzyć jedynie przedmiot należący do symulacji, nie będący częścią nas. Coś, co należało do jednej z osób, które były tu wcześniej. Levin, twoja fotografia. Wiem, że jest na niej twój ojciec. Prawdopodobnie należała do niego. To ostatnia szansa ratunku. Siedzimy tutaj od trzydziestu dni, przypominacie sobie dlaczego się tu znaleźliśmy?

 

Wytężyłem umysł i odkryłem coś niesamowicie niepokojącego. Moje wspomnienia umykały mi. Tak, pamiętałem dobrze co działo się przed paroma miesiącami, bardzo mocno zadekowało się to w mojej pamięci. Natomiast o tym co działo się w ciągu ostatnich kilku tygodni miałem mgliste pojęcie. Albo totalna pustka, albo wspomnienia było dziurawe. Wcześniej nie zauważyłem tych zmian, nawet jeśli rozmyślałem w Zonie, to nie o tego typu rzeczach.

 

– Pamiętam, że mieliśmy zrobić coś ważnego. Nie pamiętam jednak, o co dokładnie chodziło – odpowiedziałem.

 

– Jesteśmy misją ratunkową. Mieliśmy uratować twojego ojca, Levinie. Przyjaciele Roberta Valsama wynajęli nas, żebyśmy dowiedzieli się co się z nim stało. Odnaleźli jego samego lub jego ciało. Cel misji już dawno się zmienił. Obecnie jest nim przeżycie i powrót do domu. Chciałem jedynie uświadomić wam co nas czeka, jeśli nadal tu pozostaniemy. Bez wspomnień, bez pamięci, jesteśmy niczym dla Zony.

 

Popatrzyłem porozumiewawczo na Karlina.

 

– Skoro my tego nie pamiętamy, to jak ty możesz to pamiętać?

 

– Również straciłem wspomnienia, ale zdołałem je odzyskać. Jestem Litranem. Moją narządy połączone są z ich mechanicznymi odpowiednikami.

 

Więc tu leżała tajemnica Niaza. Był Litranem. Wyrzutkiem. Efektem radykalnej eugeniki naukowców z południa. Człowiek-maszyna zdolny się rozmnażać. Istota o dwojakiej naturze, o dwojakich narządach.. Mogli się rozmnażać, i już od zarodków dzieci były na poły mechaniczne. Odczuwali wszystko mocniej niż inni. Żyli w stanie ciągłego przebodźcowania, co rzucało się na ich psychikę. W bardzo młodym wieku umierali, często popełniali samobójstwa lub lądowali w zakładach psychiatrycznych.

 

– Mój mózg połączony jest z odpowiadającą mu jednostką pamięci. Każde nabyte wspomnienie jest natychmiastowo skanowane i przesyłane do niej. Działa to w dwie strony. Mój mózg może rekonstruować swoją pamięć na podstawie tych skanów. Dlatego wszystko pamiętam.

 

– Co sądzisz Levin? Powinniśmy spróbować? Jeszcze raz? – zapytał Karlin.

 

Wiem skąd wynikała niepewność Karlina, robiliśmy to wiele razy a każdy z nich był bolesny. Byliśmy coraz słabsi. Próby przechodzenia przez barierę były jak doświadczenie oparzeń trzeciego stopnia. Nie do wytrzymania.

 

– Jeśli Niaza ma rację, to może uda nam się zakończyć ten bezsens – odpowiedziałem pokazując Karlinowi ogrom ziemi otaczającej nas. Przypominała pustkowie.

 

– Jesteś gotowy pozbyć się tego zdjęcia?

 

– Z ogromną chęcią – zdobyłem się na uśmiech.

 

– Dajcie mi chwilę. Muszę to przemyśleć. – odpowiedział Karlin.

 

– Kiedy będziecie gotowi spotkajcie się ze mną przy pierwszym punkcie kontrolnym na Północy. Będę tam na was czekał – tak Niaza zakończył rozmowę, narzucił z powrotem ludzką skórę i w ciszy odszedł w dal.

 

W kierunku punktu kontrolnego wyruszyliśmy z Karlinem dopiero po paru godzinach. Po tym jak zrelacjonował mi o czym rozmawiał z albinosem. Nic, czego bym się nie spodziewał. Stwierdziliśmy również, że na dobre wyjdzie Nazie jeśli nieco poczeka, bez nas i tak nie mógł nic zrobić. Podróż zajęła nam blisko dwie godziny do punktu kontrolnego, a od punktu kontrolnego kolejne osiem. Szliśmy w ciszy. W końcu trafiliśmy wprost przed granicę.

 

Granica była mglistym pojęciem. Widać ją było jedynie przez delikatne zakrzywienie przestrzeni. Wszystko na jej tle było zniekształcone. Kiedy do niej podeszliśmy, jak to zawsze bywało, nasze kroki stały się ciężkie, jak gdyby coś blokowało nas przed pójściem dalej. Wszystko się zagęszczało. Niaza poprowadził nas na wschód, wzdłuż tej nieznanej bariery.

 

Ujrzałem drzwi o, których tak żywiołowo mówił albinos. To faktycznie były DRZWI. Ich zarys, kontur. Dopiero kiedy im się przyjrzałem zauważyłem, że emanują jasno-niebieskim poblaskiem.

 

– Mogę prosić o zdjęcie? – pierwszy odezwał się Niaza.

 

Wyjąłem fotografię z kieszeni spodni i ją mu przekazałem. Podszedł do drzwi i przyłożył ją do nich. Pierwsze w miejscu zamka, później w każdym innym. W końcu rzucił nią o framugę. Fotografia bezgłośnie opadła na ziemię.

 

– Dlaczego to nie działa?! – krzyknął sfrustrowany.

 

*Czasami jedyne co może cię uratować to to, co nienawidzisz ze szczerego serca*.

 

– Kto to powiedział? – zapytałem.

 

– Co? – odezwał Karlin.

 

– Zdaje mi się, że coś słyszałem. Znajomy głos – podszedłem do fotografii. Podniosłem ją.

 

*Czasami jedyne co może cię uratować to to, co nienawidzisz ze szczerego serca*.

 

Znowu to samo. Dźwięk dochodził z fotografii. Przyłożyłem ją do ucha, dotknąłem ustami.

 

– Przyrzekam, że nie spocznę dopóki cię nie odnajdę, ojcze. – powiedziałem do zdjęcia.

 

Oczy Roberta Valsama na fotografii rozbłysły piekielnym ogniem. Ze zdjęcia wystrzelił promień, który uderzył w drzwi. Rozbłysły światłem, musiałem przymrużyć oczy. Korytarz światła. Nasza droga ucieczki. Powrót do domu. Pierwszy przeszedł Karlin, później Niaza, ja ostatni. Zona wyrzuciła mnie w dal…

 

Spadałem w Otchłań. Okręcony wokół własnego Ja. Powietrze zgęstniało, obraz pociemniał. Wokół mnie nie było nic, jakbym leciał przez chmury…bez chmur. Czysty błękit, który przeradzał się w granat i czerń. Było tu nijako, moje zmysły niczego nie odczuwały.

 

Moje uszy dobiegł wszechogarniający wrzask. *Czasami jedyne co może cię uratować to to, co nienawidzisz ze szczerego serca*. Znowu ten głos… Przeszył mnie lodowaty dreszcz, żołądek podszedł mi do gardła, serce kołatało jak szalone . Próbowałem coś powiedzieć, ale nie mogłem nic wyszeptać przez zaciśnięte gardło. Bałem się, gdzie są pozostali? Czy Przejście okazało się wyrokiem śmierci? Niebo było już niemal zupełnie czarne. Prawie nic nie widziałem. Czułem tylko jak spadam. W najgłębsze otchłanie. To mnie właśnie czeka? Osunięcie się na dno i pozostanie tam na wieczność?

 

Przez umysł przemykały mi obrazy. Utracone wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą, wszystko co straciłem w Zonie, wszystkie problemy i konflikty, przeżywałem je na nowo. Ból fizyczny mieszał się z psychicznym. Zrozumiałem, że to jej ostatni prezent dla mnie. Uderzyć mnie prawym sierpowym. Osłabić i zasiać głębsze zwątpienie w poharatanej psychice. Dlaczego to robisz, Zono? Dlaczego nie możesz zostawić nas w spokoju?

 

Ciało Niaza uderzyło o moje. Już nie byłem sam. Spojrzałem na jego twarz, to nie był przyjemny widok. Był nieobecny, skóra z czaszki odrywała się płatami, odsłaniając mechaniczne naczynie na mózg. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Odkaszlnął. Obraz jego oczu był zbyt silny. Przejrzyste i szkliste. *Boję się szkarłatu*, wyszeptał. Zaraz, co? Odleciał w dal. Coś dużego uderzyło mnie w tył głowy. Straciłem przytomność. Upadłem…

 

Obudziła mnie jaskrawość świateł. Ktoś nad moja głową zawiesił szereg śnieżnobiałych żarówek, które za wszelką cenę próbowały wypalić mi oczy. Próbowałem rozejrzeć się wokół, ale ktoś znacznie ograniczył moje możliwości ruchu. Parę centymetrów w prawo, parę centymetrów w lewo. O tyle mogłem obrócić głowę. Powietrze przesycał zapach sterylności. Słyszałem przytłumione głosy, założyli mi coś na uszy? Sięgnąłem rękami w dół. Leżałem na czymś rodzaju twardego łóżka. Wyczułem krawędzie. To chyba szpital a ja miałem ciężki wypadek. Nie pamiętam co stało się pomiędzy przejściem przez granicę a teraz. Upadłem – to było dla mnie jasne. Ile dni minęło? Co się w tym czasie ze mną działo? Nie znałem odpowiedzi na te pytania. Co dziwne nie czułem żadnego bólu, nic czego spodziewałbym się po tym, co właśnie odkryłem.

 

Zmysł wzroku miałem zaćmiony. Widziałem jak przez mgłę, bez konturów. Do mojego łóżku podeszła niska kobieta, zostawiła coś na stoliku przy łóżku. Karteczkę. Próbowałem coś powiedzieć, ale jedyną reakcją na to był jej uśmiech i palec na ustach. Miałem być cicho. Zamieniła kilka słów z doktorem na obchodzie i odeszła. Zamknąłem oczy. Zasnąłem.

 

Moje pierwotne przeczucia okazały się prawdziwe. Wylądowałem w prywatnym szpitalu pod wezwaniem świętej Lorencji w Nowym Amsterdamie. Nowoczesna i droga klinika. Jeszcze leżąc zdołałem uruchomić moje kontakty i dowiedziałem się, że miejsce zapewniła mi tam tajemnicza kobieta, którą widziałem podczas przebudzenia. Zdobyłem jej zdjęcie. Niska, przy kości. Nazwałem ją pieguska, bo jej całą twarz okalały drobne kropeczki, które również prowadziły ekspansję na kark. Kim mogła być? Musiała mieć wpływy, albo być bogata. Już wkrótce się o tym przekonam.

 

Przedmiot, który zostawiła w szpitalu i, który ja nieomylnie pomyliłem z karteczką, był tak naprawdę wizytówką. Amelia Roth. Specjalistka ds. nierozwiązywalnych. Zadzwoń pod numer… Od lekarza dowiedziałem się, że poprosiła bym się z nią skontaktował, jak tylko wydobrzeje. Zastanawiałem się czy nie wyrzucić wizytówki, ale po chwili namysłu zapytałam sam siebie, dlaczego miałbym to robić? Może wie co się ze mną stało, po tym jak wylecieliśmy z Zony. Parę dni temu zadzwoniłem do niej i umówiliśmy się na dzień jutrzejszy. Tymczasem dziś Karlin zaprosił mnie do baru w centrum miasta. Do Złoconej Krewetki.

 

Przechadzając się ulicami Amsterdamu nie sposób nie było się uśmiechać. Ludzie, wszędzie ludzie. Zajęci własnymi sprawami. Po prostu…żyli. Pędzili za własnymi celami, pełni motywacji oraz własnych problemów. Czy to nie piękne? Czy miasta nie są piękne? Szczególnie duże. Hałas życia. Czy ludzie nie są piękni? Zatrzymajcie się kiedyś, usiądźcie na chwilę na ławce i poobserwujcie ich. Bądźcie uważni, wejdźcie ich w skórę. Wyobraźcie sobie, że jesteście każdym z nich z osobna. Mężczyzną, kobietą, dzieckiem. Każdym. A później wyobraźcie sobie, że jesteście całą zbiorowością. Ulem wzajemnym powiązań. Jesteście milionem historii, milionem bohaterów, milionem emocji. Czujecie to? To katharsis.

 

Moje myśli cały czas wracają do trójki towarzyszy z Zony. Marzycielska Lena, która zginęła pierwsza. Jej dusza była zbyt piękna, by mogła się tam utrzymać przy życiu. Karlin, który wyszedł z Zony bez szwanku. Stary dzik, którego nie powstrzymają nawet największe przeszkody. I Niaza. Wszyscy się go baliśmy. Pierwsze przez jego zachowanie, a później jego natury, kiedy tylko dowiedzieliśmy się kim naprawdę był. On…zniknął.

 

Pamiętam jego ostatnie słowa. Ostatnie dźwięki, które ogarnęły moją świadomość przed upadkiem i utratą przytomności. *Boję się szkarłatu*. Wypowiedział je z wielkim spokojem i odleciał. Co to miało znaczyć? Czy widział coś innego niż my, kiedy zaczął spadać? A może on nigdy nie spadł a został zawieszony między światami widząc to, czego my nie jesteśmy w stanie dostrzec. Może zapłacił za to ostateczną cenę. Uratował nas, ale nie zdołał uratować siebie? Sam nie wiem. Mam nadzieję, że żyję. *Boję się szkarłatu*. Te słowa śnią mi się niemal każdej nocy. Zapisane krwią na czarnej ścianie. Zawieszone na niebie w postaci chmur. Umieszczone w onirycznych dziennikach, które znajduję w Krainie Snów. Nie odstępują mnie ani na krok. Czy to wiadomość? Ostrzeżenie? Zwiastun przyszłości?

 

Trafiłem pod Złoconą Krewetkę, bar, w którym miałam spotkać się z Karlinem. Szyld przedstawiał neonową krewetkę. Idiotyczna nazwa, jeśli mam być szczery. W środku mój przyjaciel już na mnie czekał. Był bardzo zadowolony i już nieco podpity. Spędziliśmy z Karlinem całą noc w barze popijając delikatnymi łykami whisky. gadając o starych, dobrych czasach, kiedy życie było prostsze. Wypiliśmy za Niaza obiecując sobie, że nigdy o nim nie zapomnimy. Graliśmy w bilard, on został dłużej, ja skończyłem wcześniej. Nazajutrz czekało mnie spotkanie z tajemniczą pieguską.

 

W hotelu na stoliku przy łóżku leżała fotografia. W uszach dźwięczał mi głos: *Czasami jedyne co może cię uratować to to, co nienawidzisz ze szczerego serca*. Nie wiedziałem do kogo należał głos, ani skąd dochodził. Tak jest bezpieczniej. Nigdy nie chce dowiedzieć się prawdy. *Trzymaj głowę nisko, nie patrz do góry a przede wszystkim – nikomu nie ufaj*. Opuściłem powieki. Morfeusz zabrał mnie w swoje progi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Wrotycz 08.06.2019
    Mnie się bardzo spodobała Twoja SF "Fotografia". Pomysł z rodzajem Zony - miejsca wynaturzenia metafor. Opisy, koncept fabularny, naprawdę warto przeczytać. Dointerpretować los bohaterów.
    Przecinków tu i ówdzie zabrakło, ale to pikuś w profesjonalnej narracji.
    5!
    Pozdrawiam.
  • Szada 09.06.2019
    Dzięki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania