Pokaż listęUkryj listę

Opoowi ?Fragment bajki - 2→Dla dzieci

{fragmenty}

 

*#Polowanie#*

 

W tym czasie, kiedy wesoła gromadka myśli o tym,

jak się przebrać na wesele, narzeczeństwo – czyli Babcia i Dziadek

{wtedy jeszcze nie byli posunięci w latach},

postanawiają zorganizować żarcie na tą całą imprezę,

która ma się niebawem odbyć.

 

Idą więc do lasu, żeby zapolować na jadło.

Babcia jest za strzelbę, bo groźnie wygląda

a Dziadek w krzaczku sobie kuca i cicho piszczy,

udając: małą zagubioną dziką świnkę.

 

Zadaniem Babci, jest stać przy swoim przyszłym mężu

i co chwila kopać go w łydkę,

żeby mu się przypadkiem nie odechciało tego piszczenia.

 

Co jakiś czas, wybałusza na niego oczy i robi- uuuu,

żeby mu się wydawało, że stoi przy nim jego nieboszczka matka,

nawołując go do solidnej pracy.

 

Kiedy wreszcie locha nadbiega, to Dziadek tak się zaczyna wydzierać ,

że darcie podartych gaci, przy tym wrzasku,

to jak brzęczenie komara, przy bimbającym dzwonie.

 

Jakby co najmniej sto nieboszczyków przy nim stanęło.

 

Locha chce go ugryźć w tyłek, ale gdy zerka na Babcię, to nagle pada i zdycha z wrażenia.

{Dziadek jakoś nie padł na widok Babci.Widocznie ma inny gust niż dzika świnka.}

 

Babcia postanawia, że jedną zdobyczą wszyscy się nie uraczą –

a nawet gdyby, to świeże powietrze dobrze im zrobi.

 

Pospieszają ponownie do lasu i znowu Babcia udaje ducha

a Dziadek strasznie piszczy udając, że się boi.

Po kilku godzinach nadbiega locha i gryzie piszczącego w nie wiadomo co.

Wtedy Babcia gryzie lochę i locha już nigdy nikogo nie kąsa.

Gdyż nieżywe świnki, są raczej spokojne. A tym bardziej – przestraszone

 

* # Wesele # *

 

Wesoła gromadka przybywa na wesele. Ich oczom ukazuje się niesamowity widok.

 

Prawie wszyscy goście siedzą na wielkim tarasie,

spoczywającym na ziemi, wśród wysokich pali.

 

Panna młoda im tłumaczy, że akurat taras spadł.

 

Co sprytniejsi goście, złapali się w ostatniej chwili,

tych długaśnych drągów i pomału na nich zjechali.

Za to ci co spadli razem z tarasem,wyglądają jak ten taras albo i gorzej.

Na domiar złego, przydusiły ich pieczone dziki oraz inni krewni.

Pana młodego przygniotła dzika świnka, która go wtedy ugryzła.

 

Jakoś goście szczęśliwie się podnoszą

{oprócz tych, co w czasie katastrofy, znajdowali się pod tarasem}

i zaczynają zajadać to, co jeszcze do zajadania się nadaje.

 

Panna młoda jest mimo wszystko bardzo wesoła.

Widocznie lecący taras, wolał ją ominąć w bezpiecznej odległości.

Pan młody, może przez to zamieszanie, znowu stać. Ale ma trochę dziki wygląd.

 

Po chwili przyjeżdża beczkowóz, do którego zostaje podłączony: długi gumowy wąż.

Każdemu uczestnikowi wesela, lany jest rosół – prosto do rozanielonej gęby.

Takiej właśnie, bo cała rzesza gości, zgłodniała w sensie płynnym,

w czasie zawieruchy tarasowej.

 

Innych trunków póki co się nie podaje, bo już i tak jest wesoło.

Wspomaganie – póki co – jest zbędne.

Tylko kuzyn Pana młodego, jest uparty jak dzik, w sensie rosołu.

Żąda żeby mu podać w półmisku, jako nagrodę za to,

że tylko jemu jednemu, udało się zachować – naczynie w całości.

 

W tym miejscu, zaczyna być ciutkę zabawnie

{ szczególnie dla postronnych obserwatorów}

 

Lyjbka, widząc rosół w półmisku, wskakuje do niego, czując się jak ryba w rosole.

Kuzyn widząc takie dziwo, szybko biegnie po wędkę, chcąc rybkę złowić.

 

Gdy Lyjbka zauważa haczyk, to tak się wnerwia, że wyskakuje z rosołu,

by nieopacznie znaleźć spoczywanie za kołnierzem wiekowego pana siedzącego obok.

 

Wspomniany zaczyna tak się śmiać, że wypada z niego sztuczna szczęka,

z kawałkiem dzika na zębie.

 

Wilciu, widząc co się wyprawia, raduje się bardzo smacznym widokiem.

A na dodatek, myśli sobie, że będzie miał jedną na zapas.

Niestety. Po chwili z zapasu zostaje ino wspomnienie oraz radosne beknięcie Wilcia.

 

Wędkarz, gdy to widzi, rzuca w Wilcia, obgryzioną kością ogonową.

Kość ogonowa jakiś czas leci i trafia w czoło, tego, co szczękę stracił.

 

Ten zaczyna coś wrzeszczeć, ale tak sepleni niewyraźnie,

że nie można go zrozumieć. Zatem trudno mu współczuć.

 

Aczkolwiek poszkodowany, co prawda, zęby stracił, ale za to guza na czole zyskał.

 

W tym czasie, Puchajtek znajduje beczułki pełne miodu.

Taki jest rozradowany, że wchodzi głową do czeluści słodkości.

Po chwili nic nie widzi, nie wiedząc, gdzie biegnie.

A podąża oczywiście w kierunku: głównego pechowca wesela.

 

Robi się straszne zamieszanie. Gdy bałagan mija, goście patrzą na sufit.

Myślą sobie: Nie dosyć, że bez szczęki i z guzem na czole,

to jeszcze ów nieszczęśliwiec, na miodzie do wiszącej lampy podwieszony.

 

Dynda i tyle. Puchajtek siedzi pod nim, zlizując z bucików słodki miodzik.

W tym czasie Królcia Śnieżek, bezwiednie lepi z duszonych ziemniaczków,

nie uduszone krasnoludki.

 

Piąty wychodzi trochę krzywo, bo akurat w tym czasie,

dostała przelatującą szczęką a po chwili, słodką paćką

 

Kaptujek cały bałagan przesypia, bo miał wino w koszyku, z poprzedniej bajki.

 

Jędzosia na wesele nie dotarła, z powodu awarii miotły.

 

Aha. Jeszcze jedno wyjaśnienie:

Wesele miało się odbyć na wysokości, z powodów przeciwpowodziowych. Poza tym Panna młoda, tłumaczyła, że jak jaj mąż, będzie co minutę wierność małżeńską przysięgał - będąc bliżej nieba - to w razie ambarasu, strach go obleci ?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Szudracz 08.11.2017
    Przekombinowane momentami, ale wybrnąłeś, z tym Wilciem za to plus. :) Oceny bez. Pozdrawiam. :)
  • Blanka 15.11.2017
    Następny... Ej, o co biega z tym kropkowaniem?! Wchodzi człowiek, ręce zaciera i co? Dupa. Niechże ten admin, bóg nad bogi, udostępni opcje usuń!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania