Pokaż listęUkryj listę

Friendship is dead (MLP) Rozdział pierwszy

Rozdział pierwszy: Zamieszanie

 

 

 

 

 

-O dzień dobry panie Pony art., co podać? Znowu to samo? Czy dziś jakaś odmiana?

 

- Tia raczej nie, wolę to co zawsze. Nie lubię zmian.

 

- W porządku, ale co się stało? Widzę,  że jest pan nie w sosie. Musi być coś na rzeczy, ja to wiem, a może czeka pan na kogoś?

 

-Nie, bo nie mam na kogo czekać.

 

- Pana  musi coś trapić, TAK -wykrzykuje- samotność, rozumie pan? Samotność!

 

-Spokojnie proszę się nie unosić -Kelner podał wodę i czym prędzej odszedł od stolika .

 

 Nagle do kawiarni wchodzą dwa jednorożce, ogier i klacz elegancko ubrani.

 

- Ehh, następna szczęśliwa para. A ja nadal jestem sam, to niesprawiedliwe! Ja też mam prawo do miłości.

 

- Ah to państwo Zedwin, proszę bardzo stolik już czeka, tędy proszę, specjalnie jak państwo chcieli, w rogu.

 

- Dziękuję bardzo, o i proszę nam powiedzieć, kiedy przybędzie klient, zależy nam na czasie.

 

- Oczywiście, ależ naturalnie .

 

 Kelner zakończył rozmowę, a następnie odszedł obsługiwać klientów.

 

- Ja nie wytrzymam! Idę k****a do domu, po co ja tu siedzę.

 

- O pan już idzie?

 

- W takim razie do widzenia.

 

 -Tak, tak do widzenia.

 

 Pony art wychodzi z kawiarni, z nieciekawą miną, jakby zmarła mu bliska osoba.

 

- Znów idę do domu. Całkiem załamany i niespełniony, normalnie rewelacja –pomyślał.

 

  Nagle na ulicy zebrał się tłum gapiów i straż uspakajająca kucyki, wzdłuż niej.

 

- Ja nie mogę, co tu się dzieje, mam nadzieję, że to nie zamieszki tylko jakieś święto.

 

 Słyszałem jak zza barierki odzywał się strażnik miejski. Nie odzywał się, a wręcz wrzeszczał, aby inne kucyki uciekały we wskazanym kierunku. To było moim zdaniem niepokojące. Ale ruszyłem w kierunku, wskazanym przez strażnika. W myślach powtarzałem sobie, aby nie było to coś, co spowoduje tragedię. Lecz po rozkazie strażnika, kucyki spanikowały i zaczęły uciekać w szaleńczym pośpiechu, każdego po drodze taranując.

 

- W.T.F! Co tu się dzieje? -patrzy zszokowany.

 

 Na chodniku dało się dostrzec rozbity samowóz, który najprawdopodobniej z powodu nieuwagi kierowcy, roztrzaskał się o lampę.  Na domiar tego wszystkiego, dało się usłyszeć w oddali strzały. Prawdopodobnie straż otworzyła do kogoś ogień. Strażnik stojący obok przystanku, dla samowozów publicznych zaczął krzyczeć, aby wszyscy uciekali.  Sami zaś zatrzymają napastnika, tak długo, jak tylko się da.

 

-Ja pieprze, to się w głowie nie mieści. Co tu się wyprawia. Zaczynam się bać, nie na żarty. Z tłumu przerażonych kucyków, dało się usłyszeć,  jak ktoś wykrzykuje , że zaraz wszyscy zginą i będzie po nich.

 

- Że co kurwa, mam to w dupie i tak mogę zginąć, nie mam dla kogo przecież żyć.

 

 Nagle wpadła na mnie pewna nieznajoma klacz, i błagała o pomoc swoim płaczem i szlochem.

 

-BŁAGAM!!! POMOCY!!! MÓJ M…MĄŻ…ON…ONI GO POŻERAJĄ!!!!!!

 

 Klacz, wpadła w histerię. Nie zważając na sytuację, pomogłem jej i nie ukrywam ,że cholernie się zdziwiłem, kiedy  powiedziała mi o pożarciu jej męża. Tymczasem strzały ucichały, najwidoczniej straż miejska i policja, która przybyła prosto z Canterlotu, nie opanowały zagrożenia, jakie by nie było. Wróżyło to bardzo niedobrze.

 

 -TĘDY SZYBKO MOŻE JESZCZE ZDĄŻYMY.

 

 biegłem tak za nią i biegłem po czym zapytałem jak ma na imię, ale wykrzyknęła że nie ma czasu i trzeba biec. Wtem zauważyłem przypadkiem, jak parę kucyków, rzuca się w dzikim szale na jednego z funkcjonariuszy policji. Nieszczęśnik starał się jeszcze przez chwilę bronić, ale nie dał rady i poległ. To był przerażający widok. Biedak stał się zwierzyną, a tamte kucyki które się na niego rzucały, były jak bestie żądne krwi. Gdy próbowałem do niej zagadać, powiedziała tylko że nie ma czasu na rozmowy i trzeba się pospieszyć.

 

-Okej ale czy daleko to, bo zamieszanie tu nie małe. Naprawdę nie małe.

 

-MÓJ GARETT!!! BIEDNY GARETT!!! ON ZARAZ ZGINIE!!! ONI ZARAZ GO POŻRĄ!!!

 

-biegnie lamentując.

 

 gdy usłyszałem ponownie że ktoś kogoś pożrę, wystraszyłem się nie na żarty i zacząłem się jej obawiać. Oraz zastanawiałem się, czy jest chora psychicznie.

 

- O CELESTIO!!! TYLKO NIE TO!!! NIE ZDĄŻYŁAM I CO TERAZ BĘDZIE!!!

 

  Wtem zza rogu, wyszedł a raczej wyczłapał się ranny kucyk.

 

 Z początku nie wiedziałem, co jest grane. Ale ten kucyk był ranny i potrzebował pomocy. Wyglądał okropnie, jak by został pogryziony. Nagle kucyk powiedział, marnym oraz błagalnym głosem, że potrzebuje pomocy. na koniec upadł. Klacz która mnie tu zaciągnęła, zaczęła się wydzierać abym zabił rannego. Nie rozumiałem jej, ona chyba naprawdę była chora psychicznie. Jeszcze przez chwilę kucyk błagał o litość, ale potem zaniemówił i zrobił wielkie oczy. Wtem popadł w jakiś dziwny szał, tak jak tamte kuce co rzuciły się na policjanta. I zaszarżował na mnie, jak byk pod wpływem, działania czerwonej płachty. Gdy tak zdziczały kucyk przymierzał się do mnie w pośpiechu, chwyciłem łom który dziwnym trafem leżał obok mnie i wymierzyłem mu cios w głowę, który go powalił. Klacz cała w strachu i przerażeniu, rozglądała się jak by na coś liczyła. Ale gdy chciałem się jej spytać o coś, zaskoczył mnie nagle ktoś wskakujący na plecy. Okropnie się przeraziłem i próbowałem tego kogoś zrzucić ale na próżno. klacz zauważyła to, i tylko krzyczała do tego kogoś.

 

-GARETT NIE!!! PRZESTAŃ!!! BŁAGAM CIĘ!!! TO JA PAMIĘTASZ???!!!

 

 po tych słowach mąż klaczy zacharczał i plując krwią, ruszył w stronę małżonki. Nie wiedziałem co robić, więc rzuciłem wcześniej wspomnianym łomem w męża klaczy. A ten odwrócił się, i zaczął kuśtykać w moją stronę. Byłem w szoku a kopytka miałem jak z waty. on był już praktycznie nade mną, gdy z transu   wyrwał mnie strzał. A mąż klaczy już leżał na ziemni. Nagle moim oczom ukazał się średniego wieku jednorożec w mundurze, oraz złotą odznaką na piersi z napisem (PONYVILLE POLICE DEPARTMENT) miał czerwone włosy, z siwizną a maści był zielonej. W pierwszej chwili ucieszyłem się na widok policji, ale nie zdążyłem się nacieszyć, ponieważ jednorożec z policji dał głos

 

-proszę z tond uciekać! Tu jest zbyt niebezpiecznie. Powinniście iść ze mną, nie mogę ryzykować że ktoś znowu zginie.

 

 Po chwili jak na ustalony znak, ruszyłem wraz z klaczą za posterunkowym. Chciałem coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałem co.

 

-Mam nadzieję że nic wam nie jest, a tak nawiasem mówiąc czemu tu jesteście. Nie wiecie że jest…….STAN WYJĄDKOWY KWARANTANNA!!!!!!!

 

 słuchając tak posterunkowego, nie mogłem uwierzyć w większość słów, Kątem oka zauważyłem, jak nieznajoma klacz idzie z opuszczoną głową, zapewne zdruzgotana niedawnymi wydarzeniami.

 

-Jak już mówiłem, trwa kwarantanna i całe przedmieścia są opanowane. Zbaczając z tematu to co się jej stało, jest jakoś zbyt przybita jak na obecną sytuację.

 

-Emm no zastrzelił pan jej męża, czemu tu się dziwić.

 

Gdy tak mówiłem z policjantem, nieznajoma klacz szepnęła coś pod nosem, jak by z nutką zażenowania. Ale tak było trzeba sytuacja się zmieniła.

 

No i wtedy pomyślałem, że nareszcie mogę zapytać klacz o imię. Spytałem niepewnie i o dziwo, odezwała się.

 

-No więc m…mam na imię Bini Bim.

 

-Ooo miło mi cię poznać Bini Bim, ja mam na imię Pony Art.

 

 -Mi również jest miło cię poznać Pony Arcie.

 

 Po przedstawieniu się, Bini Bim rozjaśniła się i stała się pogodniejsza.

 

Gdy tak szliśmy posterunkowy mówił do nas, poważniejszym tonem. Powiedział że TEN INCYDENT oblega że tak powiem, naszą stolicę Canterlot. Może paść lada dzień, mówił też że policja nigdzie nie funkcjonuje. Bini Bim nagle się wystraszyła i powiedziała.

 

-ALE JAK TO??? TO ZNACZY ŻE KSIĘŻNICZKA CELESTIA I KSIĘŻNICZKA LUNA O…ONE ODESZŁY???!!!

 

-puki co nie ale nie oszukujmy się, to…to tylko kwestia czasu.

 

 Słysząc to omal nie dostałem zawału, to nie powinno było się stać. Lecz gdy tak rozmyślałem o naszych  księżniczkach, omal nie ogłuszył mnie ten głośny klakson, gdy we trójkę zjawiliśmy się migiem na chodniku.

 

 Z jednego końca ulicy DOSŁOWNIE wyleciał czarny samowóz. Jechał z zawrotną prędkością. Zazwyczaj kucyki z klasy średniej i czasami śmietanka Canterlotu, używały takich do spraw służbowych. Ten zaś ślizgał się po ulicy, jak w godziny szczytu w WIGILIĘ SERDECZNOŚCI. W jednej chwili, samowóz rozbił się o porzucony nieopodal policyjny wóz patrolowy. Kierowca musiał mieć naprawdę powód, do takiej wyścigowej jazdy.

 

  Bini Bim zaniepokojona i zdziwiona, powtarzała w kółko czy aby wszystko w porządku z kierowcą i najważniejsze czy ŻYJE. Posterunkowy magicznym uściskiem, wyjął broń i powoli zaczął się zbliżać do miejsca katastrofy. Bini Bim nie zwlekając, podążyła za nim. Trąbienie było słychać bez przerwy, mogło to znaczyć że kierowca jest nie przytomny i pod wpływem uderzenia, głowa spoczęła mu na kierownicy.

 

 Wahałem się czy podejść i tak wiele już widziałem, dnia dzisiejszego. Usłyszałem jak posterunkowy zakrzyczał, że kierowca żyje. A co ciekawe kierowcą, była klacz postanowiłem więc podejść do nich. akurat gdy posterunkowy zawołał mnie do pomocy. Gdy podszedłem bliżej, mogłem dostrzec jak wyglądał kierowca

 

 w samowozie siedziała klacz, można było poznać że nieco starsza od jednorożca w mundurze. Miała siwą grzywę a maści była biszkoptowej. Miała okulary z pozłacaną oprawką u góry oraz zieloną, puszystą wstążkę przytwierdzoną do białego kołnierza. Jako uroczy  znaczek, miała zwój pergaminu zwinięty w rolkę. Związany czerwoną wstążką.

 

 -NA KSIĘŻNICZKI PANI BURMISTRZ -powiedział nie dowierzając. pani żyje ale jak to, przecież w Ponyville  nikt nie przeżył.

 

-Ta…tam rozpętało się piekło.

 

-No ale ważne że pani żyje. Może pani rzuci trochę światła na obecną sytuację

 

zanim posterunkowy dokończył, przemówiła burmistrzyni lecz pod wpływem lekkiego szoku i w ogóle nie na temat obecnej rozmowy.

 

-N..na Cel..Celestie…..OJEJ JA KRWAWIE!!! MUSZĘ UCIEKAĆ Z TĄD JAK NAJSZYBCIEJ!!! TO TE POTWORY ONE MNIE GONIĄ!!! MUSZĘ UCIEKAĆ!!! WSZYSCY JUŻ NIE ŻYJĄ!!! CO TERAZ BĘDZIE!!!

 

 burmistrzyni mówiła niedokładnie i nie trzeba było się domyślać że każdego to zaniepokoiło.

 

-niech da nam pani pomóc. Zwłaszcza że moim obowiązkiem jest niesienie pomocy

 

 gdy tak posterunkowy oferował swoją pomoc, wystraszonej pani burmistrz ona za każdym razem odmawiała i w pewnym momencie, chwyciła za kluczyki, próbując desperacko odpalić wrak nadający się tylko do zezłomowania. Bini Bim chwilami powtarzała że nic pani burmistrz nie będzie, lecz to nie skutkowało.

 

 Gdy patrzyłem tak w milczeniu na naszą raczej byłą burmistrz, próbującą bez ustanku odpalić wrak samowozu. Pomyślałem sobie nagle o tym co powiedziała. Że wszyscy nie żyją, przecież powinien ktoś przeżyć, to nie do pomyślenia co się tu dzieję. Mając już dość spoglądania, na nieudane próby odpalenia tego co zostało z samowozu, zerwałem się i wyrwałem kluczyki pani burmistrz. Po tym posterunkowy powiedział, stanowczym głosem aby dała sobie spokój, ponieważ nic z tego nie będzie. Słuchając tego wszystkiego, zaczepiła mnie Bini Bim prosiła abym powiedział coś burmistrzyni.

 

Tylko problem był w tym że nie wiedziałem co. Gdy miałem coś w końcu powiedzieć, pani burmistrz wpadła w histerię i płacz, na dodatek szlochała -mówiąc.

 

-muszę uciekać, ja po prostu muszę. Nie ma dla nikogo ratunku, Uciekłam z Ponyville. J…ja nie potrafiłam nawet obronić mojego miasta. Co to za burmistrz co nie spełnia swoich obowiązków

 

 posterunkowy tylko się wzdrygnął. Co było dość dziwne, jak na zachowanie policjanta. Potem tylko wystrzelił jak poparzony i mówił podniesionym tonem, że ma córkę mieszkającą w Ponyville i zaczął się okropnie martwić. Burmistrzyni nagle powiedziała spokojnie, że zapewne jest już w raju, pod skrzydłami Celesti. Bini Bim wtrąciła się i powiedziała, aby tak nie mówić, bo na pewno ktoś żyje. Po usłyszeniu tego burmistrzyni ze wściekłością wykrzyczała, że ona nie wie co mówi. Bo to nie ona zarządzała miastem i sama wie najlepiej, kto w ogóle żyje, a kto nie. Bini Bim posmutniała i ze spuszczoną głową wycofała się.

 

-Emm czy pan Pony art dobrze powiedziałem??? Potrzebuję pomocy. Zatem musimy udać się na posterunek policji, tam jest o wiele bezpieczniej niż na ulicy. Potem z posterunku udamy się do kliniki, bo widzę że z czołem pani burmistrz jest nie dobrze. Musimy ruszyć do PONYVILLE

 

-dobrze ale pan słyszał że tam jest raczej, niezbyt bezpiecznie i kucyki tam zostały, pożarte. Ale w sumie ja tam mieszkam, mieszkałem z moim przyjacielem, może on jeszcze żyje. No więc zgoda, pójdę z panem.

 

 Po wszystkim posterunkowy się lekko uśmiechnął i już chcieliśmy wszyscy ruszać, gdy burmistrzyni wrzasnęła, abyśmy się zatrzymali. Gdy nagle spostrzegliśmy w jej kopytku mały rewolwer, który przyłożyła sobie powoli do skroni, mówiąc że nie zamierza zostać jednym z tych monstrów, wleczących się bez celu po ulicach.

 

 Staliśmy jak zahipnotyzowani, bojąc się dalszego rozwoju sytuacji. Gdy pani burmistrz powiedziała, że wyprawa do Ponyville to jak wydanie na siebie wyroku śmierci. Ja nie mając nic innego do powiedzenia spytałem się, jak to mogło się stać. Nie licząc na to że ktoś coś powie. Jednak po wypowiedzeniu tego, burmistrzyni tylko zaśmiała się przerażająco. Nagle schowała podręczną broń i powiedziała do mnie

 

-TO TY NIC NIE WIESZ???!!! TO WINA PEGAZÓW!!!! TO ONE SĄ WINNE TEMU WSZYSTKIEMU!!!! -Wzdychając kontynuowała.

 

-Otóż wcześniej wspomniane pegazy, pracujące w najnowszej, automatycznej fabryce tęczy. Nie były idealnie wyszkolone i w końcu stało się to czego się obawiano. A dokładniej, wyciek koloru czarnego i nie nie przesłyszeliście się. Dodają go aby tęcza była, bardziej ostrzejsza w kolorze.

 

 Gdy pani burmistrz mówiła, wszyscy wpatrywali się w nią z przerażeniem. Najbardziej poruszona wydawała się, Bini Bim a posterunkowy powiedział pani burmistrz abyśmy trzymali się razem. W tym momencie, burmistrzyni popatrzyła chwilę na juki, gdzie schowała broń i w końcu na posterunkowego. Lekko podnosząc kącik ust.

 

 Gdy zapytałem gdzie idziemy, nagle poczułem jak coś chwyta mnie za kopyto. Natychmiast opuściłem głowę i spostrzegłem, że jakieś zakrwawione kopyta nie pozwalają mi się wydostać. Za chwilę zauważyłem, jak z pod samowozu a raczej jego wraku, wyczołguje się zmasakrowany i pokrwawiony kucyk ziemny, który łapczywie pragnął skosztować mojego kopytka. Szarpałem się na wszystkie strony, nawet wrzasnąłem aby posterunkowy strzelał, lecz w panice krzyczał że nie trafi i przy okazji morze mnie zranić.

 

 Widziałem miny pozostałych które mówiły że już po mnie, ale za sekundę zauważyłem jak Bini Bim wskoczyła, na głowę kuca i zaczęła skakać z miną, która mówiła wielkimi literami. :Nie DOTYKAJ MNIE: Dało się usłyszeć trzask. Nie trudno było się domyśleć że głowa pękła. Po tym wszyscy odetchnęli, ale Bini Bim wydawała się taka jakoś załamana. Może to przez to że wcześniej, nie zabijała tak to na pewno przez to.

 

Podziękowałem swojej wybawicielce, ale nadal nic nie powiedziała i nie spojrzała na nikogo. Tylko patrzyła na rozpłataną głowę kuca, wzrokiem wielce winnej. Nawet gdy odchodziliśmy z miejsca zdarzenia ona wciąż, oglądała się za siebie patrząc w tamtą stronę. Idąc tak mijaliśmy kawiarnie, w której byłem przed tym wszystkim. Zmieniła się bardzo nie do poznania. Otóż średniej wielkości kawiarnia, usadowiona pomiędzy małą kamienicą i całkowicie obrabowanym sklepikiem, z warzywami, który miał powybijane okna.

 

 Postanowiliśmy zatrzymać się w kawiarni i odpocząć solidnie. Ponieważ ostatnie wydarzenia, dały w kość każdemu z nas. Bini Bim powoli podeszła do kawiarni, rozglądając się na boki. Burmistrzyni od czasu rzekomej, próby samobójczej uspokoiła się i zaczęła normalnie rozmawiać z innymi. Chociaż stosunki między nami, były napięte.

 

-ostrożnie moje dziecko nikt przecież nie chce zginąć musimy uważać tu morze być niebezpiecznie.

 

 po wejściu do kawiarni nagle rozbiła się szyba, w oknie usłyszeliśmy świst pocisku. A przed nim charakterystyczny wystrzał. Wszyscy padliśmy i zamarliśmy, modląc się do Celesti, aby nas obroniła. Gdy tak leżeliśmy i czekaliśmy, na to co się stanie, ktoś się odezwał zza prowizorycznej barykady, stołów i krzesełek.

 

WON Z TĄD POKRAKI!!! NIE DOSTANIECIE MNIE ŻYWEGO!!! INNYCH WPIEPSZYLIŚCIE!!! ALE NIE MNIE!!  ŻRYJCIE OŁÓW!!! -rozlega się kolejny wystrzał.

 

-proszę nie strzelać. My jesteśmy normalni, nie jak tamci. Proszę nie szukamy kłopotów, tylko schronienia dla innych, ja pana bardzo proszę.

 

 -słychać kolejny wystrzał. NIE NIE WIERZĘ WAM!!! NA PEWNO NA PEWNO MACIE ŚLADY PO UGRYZIENIACH!!! POKAŻCIE  SIĘ NA ŚRODKU JUŻ!!! NIE CHCĘ RYZYKOWAĆ!!!

 

Tak więc wszyscy wyszliśmy na środek, i pokazaliśmy się. A kucyk zza barykady, obejrzał nas i po chwili odsunął stolik, będący częścią barykady, aby nas wpuścić. Gdy weszliśmy, posterunkowy skarcił kucyka który chwilę temu do nas strzelał.

 

-co to za wygłupy, jestem policjantem i nie wypada aby byle kto strzelał do policji. zamykając oczy westchnął. Ale rozumiem pańską reakcje. Te wszystkie wydarzenia doprowadzają na skraj, rozpaczy i psychiki.

 

 jestem tutaj sam i nie wiem, co robić. To apokalipsa Equestria upadła. A ci co przeżyli nie pociągną długo. A tak na marginesie, wspominaliście że chcecie się tu zatrzymać, mnie to nie przeszkadza zapraszam. Mój właściciel nie żyje. Ja tylko tutaj jestem kelnerem.

 

 Dopiero teraz spostrzegłem, kto chwilę temu do nas strzelał. Był to dobrze znany mi kelner, który mnie obsługiwał. A więc zbiegi okoliczności się jednak zdarzają, czy jakoś tak. Gdy podszedłem do kelnera i przywitałem się, od razu mnie poznał. Kiedy z nim rozmawiałem to myślał że nie żyję. A jednak przeżyłem zdziwiłem się gdy kelner wskazał kopytkiem, na zmasakrowane i leżące w kącie zwłoki dwóch jednorożców. Powiedział że tamtego dnia gdy to się rozpętało, para jednorożców weszła do kawiarni i czekała na klienta. Tamte zwłoki należały, właśnie do tej pary padli ofiarą własnego dzieła. A czemu własnego dzieła? a to dlatego że to oni, byli właścicielami, nowej fabryki tęczy od której się wszystko zaczęło.

 

Powiedział również że musiał ich zabić. Bo jedno zagryzło drugie, a potem chcieli się na niego rzucić.

 

-Czy możemy się tutaj rozlokować, bo musimy uzupełnić siły. Ależ oczywiście, proszę, ba……….OJEJ TO PANI BURMISTRZ!!! NATURALNIE!!! JAK NAJBARDZIEJ!!! CZUJCIE SIĘ JAK U SIEBIE!!! -zamknął oczy po czym spokojnie odwracając się odszedł, do sąsiedniego pomieszczenia.

 

-To może ja sobie usiądę, o tam nie chcę nikomu przeszkadzać

 

 Bini Bim spojrzała chwilę na Pony Arta, i ruszyła ku stołowi dla klientów. Gdy nadszedł wieczór i czas na odpoczynek, wszystko się uspokoiło. Posterunkowy stał przy drzwiach na Warcie, Burmistrzyni poszła spać, kelner natomiast poszedł spać również. Bini bim chcąc załagodzić stres, zaczęła pić z pobliskiego barku, zapraszając do tego Pony Arta.

 

-Czy możemy przejść na :TY: dla przyjaciół jestem po prostu Bursztynka. Ponieważ lubię pić alkohol takiego koloru. A zwłaszcza :Wild Pegasusa: Rodzicom nie chciało się za bardzo myśleć, nad moim imieniem. Ale i tak nikt zbytnio go się nie czepiał.

 

-Bini Bim no jak to dziwnie brzmi, ale dość o mnie. Opowiedz coś o sobie.

 

-CO by tu powiedzieć o mnie hmm. Otóż jestem samotnym kucem, ale mam dobrego przyjaciela, któremu mogę się pożalić. oraz mam rodziny tyle, co po ataku paraspriteów. Czyli nic. Zero. Nikogo. Mieszkam niedaleko przyjaciela, a raczej mieszkałem. No i też lubię wypić porządnie. No ale z moim starym druhem, to była wtedy zabawa. Wiesz martwię się o niego, że stało mu się coś. To w końcu pierwszy kucyk, który został moim przyjacielem. A więc Bursztynko. Na zdrowie i za pomyślność.

 

Dziękuję ci Pony Arcie. Tobie też życzę pomyślności, i na zdrowie

 

para kucyków, popijała trunek zapominając o hamulcach.

 

Bursztynko chyba –czknięcie. przesadziliśmy z tym -znów czknął. Piciem

 

–Nie, mylisz się słodziutki. Jest wręcz –czknięcie. Idealnie popacz, jak świat wiruje jaki jest piękny i w dodatku, faluję –czknięcie. JEST CUDOWNIE!!!

 

bursztynka lewo wstała, i zaczęła wirować jak baletnica amatorka

 

-Proszę przestań. Krzywdę sobie zrobisz, i co wtedy będzie. A nie mamy tu szpitala, czy doktora.

 

 bursztynka przestała, wirować i powoli, podeszła do Pony Arta szepcząc mu coś do lewego ucha. Po czym odeszła, wchodząc na wyższe piętro i udając się do biura właściciela. Pony Art wiedząc o co chodzi pomimo że wypił sporą dawkę alkoholu, zrobił rogala na twarzy i od razu jak by z nowymi siłami, w ciele popruł tam gdzie wcześniej, powędrowała bursztynka. Nie trudno było się domyślić, co było grane.Ponieważ rankiem, para wyszła z pokoju w skowronkach. Akurat w porę śniadania.

 

 -Witam śpiochów, wstaliście idealnie na śniadanie. Jako kelner potrafię też pichcić, ale owsianka musi wystarczyć, oraz woda. Niedługo musimy, iść po zapasy. Polecam sprawdzić, cukrowy kącik oraz sklep z pączkami, donata Joe.

 

 -Wpierw odwiedzimy posterunek policji. Potrzebujemy broni oraz amunicji, ale nie pójdę sam. Oczywiście Pony Art Wyglądasz mi na porządnego kuca, więc pójdziesz ze mną. Tylko gdy już pójdziesz ze mną, uważaj na siebie. No bo co było ostatnio -spogląda dziwnie na Pony Arta.

 

-właśnie prawie cię pogryziono.

 

 Burmistrzyni słysząc to, podeszła do Pony Arta i wyjmując z juk podróżnych dała mu, swój mały rewolwer. Mówiąc aby uważał i  oszczędzał amunicję, ponieważ każda kula może się przydać. Na koniec udzieliła Pony Artowi, szybkiego instruktarzu obsługi broni.

 

-dziękuję pani, będę na niego uważać i dziękuję za pokazanie mi jak się korzysta z niego. To mi na 100% pomoże.

 

-teraz porób coś sobie, bo ruszamy za 15 minut. Musimy być w pełni sił, a jeśli nie w pełni to prawie w pełni. Długo nie pociągniemy bez żywności, oraz wody

 

  gdy minuty mijały, a Pony Art oraz posterunkowy czekali. Wydawało im się jak by te minuty były godzinami. W końcu nastał czas na wyjście, posterunkowy miał poważną minę gdy wychodził, tak jak by osądzał kogoś bez skrupułów. Podróż była w miarę normalna, oraz minęła spokojnie.

 

 Podczas niej nie ominęły nas wraki samowosów, wybite szyby w oknach domostw. Gdy szliśmy tak i szliśmy zauważyliśmy, barierki policyjne na ulicy. Oraz pojawił się potężny korek, porzuconych samowozów i innych pojazdów. Większość z nich była załadowana walizkami i innymi pakunkami. Założyłbym się że nawet wojsko, czy straż królewska samej Celesti, nie dała rady powstrzymać kataklizmu który prawdopodobnie miał tu miejsce.

 

 Lecz życie, moim zdaniem jest do dupy.

 

-Jak już powiedziałem, najpierw udamy się na posterunek a następnie po żywność. Musimy uważać, bo jest tutaj zbyt cicho. Te wszystkie porzucone samowozy stojące w korku, jeszcze gdy kucyki miały trochę czasu próbowały uciekać z miasta. Po prostu zwykła ucieczka im nie starczyła, chcieli uciekać już z Equestri. Ale nie zdołali,biedne kucyki, Widziałem to na własne oczy. Byłem tu na patrolu, oni po prostu stali w korku. Ojcowie, matki oraz dzieci. Naglę od tyłu, zaatakowali ci zarażeni. Szaleńczym galopem wskakiwali na każdego i w końcu pożarli wszystkich. Dlatego tu tyle ciał. Żałuję że wtedy uciekłem. -wzdychając opuścił głowę.

 

-Nie obwiniaj się,  to nie twoja wina. Po prostu ratowałeś swoje życie, bo twoja podświadomość uznała to za słuszne.

 

 -Wiem ale te wszystkie kucyki, one tak po prostu zostały rozszarpane. Nie nie nie muszę o tym zapomnieć, abym się nie zadręczał tym wszystkim. Najlepiej udajmy się na posterunek policji, i to jak najszybciej. Stój i zobacz, czy masz nabity rewolwer -powiedział szeptem.

 

-nie podnoś głosu, naprzeciw nas jest czterech. Wyglądają niebezpiecznie.

 

 -zauważ że posterunek jest już niedaleko.

 

- W porządku ale najpierw na posterunek, bo rewolwer mam do dupy. Moim zdaniem nie nadaję się, do walki na dystans to raczej broń podręczna. Niby spełnia standardy jakości i stan w jakim jest, ale po prostu jest nie do walki.

 

 po przemknięciu się  czworgu zarażonym, dwa kucyki stanęły naprzeciw wielkiego budynku z kamienia i drewna, noszącego nad drzwiami wielką nazwę (POLICE STATION PONYVILLE) stojącego naprzeciw małego ronda, wszędzie stały porzucone policyjne wozy, oraz cywilne samowozy. Wszystko to nie miało ładu i składu, a wejście główne oblegane było przez wielką hordę zarażonych.

 

 Nie wiedząc co robić Posterunkowy oraz Pony Art., podbiegli powoli i skryli się za jednym ze spalonych wraków samowozów. Każdy martwy kucyk z okolicy, a może nawet i miasta wciąż oblegał posterunek policji. Nagle dało się usłyszeć strzał, niczym ze strzelby. Odgłos dobiegał właśnie ze strony posterunku

 

-Jak my się tam dostaniemy, a może masz jakieś sugestie co do wejścia TYLKO SZYBKO ONE TU IDĄ

 

-mam granat, znalazłem w skrzyni obok wozu policyjnego. -Uśmiecha się i rzuca. STUJ!!! coś ty najlepszego zrobił, już po nas. Ta mała petarda nie wystarczy, na nich.

 

-Przepraszam pośpieszyłem się. -spuścił głowę.

 

 -Okej pilnój mnie, widzisz ten wóz policyjny? no więc BIEGIEM DO NIEGO!!! -mówi w biegu. więc każdy taki wóz, ma radio i takowe powinno tam być. To nasza nadzieja spróbuję się połączyć z posterunkiem, jeżeli tam ktoś jest.

 

posterunkowy ostrożnie podszedł, do wozu policji i chwilę odczekał. Wyjmując z miejsca kierowcy, martwą klacz w mundurze policyjnym. Miała również w kopytku, pokrwawiony pistolet oraz dziurę między oczyma.

 

 -NA CELESTIE I LUNE NIE…..NIE SĄDZIŁEM ŻE ONA TO ZROBI -wzdychając kontynuuje.

 

-to była moja znajoma, młodsza aspirant Saly Sil. Jestem zrozpaczony,  nawet porządni funkcjonariusze policji giną. Okej dość tego rozpaczania, muszę się wziąć w garść.

 

 posterunkowy próbował uruchomić radio, lecz niestety zostało niefortunnie uszkodzone, przez ciało kierowcy leżące na nim wcześniej. Próbując tak i próbując, w końcu coś zdziałał. Gdy nastawił kanał policyjny przez ułamki sekund, radio zaczęło wydawać z siebie jakieś głosy i szum.

 

 Jeszcze trochę, poczekaj

 

-COŚ SŁYSZĘ!!! (…….CY……POT…….MY……….POM……CY…..LICJA…..STERUNEK…) -Co tak stoisz, tam w środku są żywe kucyki, trzeba się tam dostać.  MAM POMYSŁ WŁĄCZĘ SYRENE POLICYJNĄ!!!

 

 biegnie pędem do wozu policyjnego, nagle słychać nasilający się ryk syreny.

 

-BIEGIEM JUŻ MAMY MAŁO CZASU, PRĘDKO DO DRZWI..........

 

-STAĆ KTO IDZIE!!!!! -odezwał się głos tajemniczego kuca.

 

-nie chcemy kłopotów. To my odebraliśmy sygnał z posterunku, i szukamy amunicji oraz ocalałych. Jak również prowiantu, i chcemy się dowiedzieć, kto strzelał omal nas nie zżarło.

 

-ja strzeliłem bo, jeden z naszych się przemienił, Ukrywał ranę po ukąszeniu. A jeżeli chodzi o amunicję, to sami mamy mało i musimy oszczędzać. Broni też mała ilość, albo rozkradzione. Co do kucyków czują się tu bezpiecznie. A jak chcecie żywności, to możecie zostać i z nami zjeść ale nic wynieść, takie zasady.

 

-Panie posterunkowy, to raczej dobrze że rzuciłem tym granatem. Bo by nas pożarły.

 

-Musze ci przyznać rację, tak oczywiście dobrze że go rzuciłeś.

 

 Gdy tajemniczy kucyk otworzył drzwi do poczekalni, było tam mała grupka kucyków. Niektóre spały, inne zajmowały się źrebakami. "Klaczki źrebaki i ogiery" Było ich mało, dwie klaczki, trzy źrebaki w tym jedna mała klaczka, i dwa ogierki oraz dwóch dorosłych ogierów. Jeden z nich wydawał się być bardzo znajomy, miał sierść koloru limonki, oraz grzywę poczochraną i brązową.

 

 Trzymał w magicznym uścisku strzelbę, pamiętającą jeszcze czasy kiedy w EQUESTRI panowali rodzice naszych miłościwie panujących księżniczek, Oczywiście był jednorożcem. Nagle dało się zauważyć ciemnoniebieską, młodą klacz z białą grzywą. Tuliła się do jego boku. On miał za znaczek sztalugę i pędzel, a ona złotą podkowę. 

 

-Zjadłbym coś, mój brzuch świeci pustkami i nie wiem kiedy się znów zapełni. Za przeproszeniem panie posterunkowy, musimy znaleźć żywność. Bursztynka, pan kelner oraz burmistrzyni na nas czekają. Ciekawe co tam porabiają,

 

-Nic co by było niebezpieczne, na pewno czekają na nas i są tam bezpieczni. Zostaję jeszcze sprawa z amunicją, bronią oraz co najważniejsze żywnością

 

-No ma pan rację

 

nagle Pony Art Spogląda na jednego z ogierów, będący jednorożcem

 

 -MAGIC ART.!!! JASNA HOLERA!!! TY ŻYJESZ!!! HALO!!! MAGIC ART.!!! TO JA PONY ART.!!!

 

-misiu tamten cię woła, znasz go?

 

-ale kto, co gdzie woła

 

-no tamten pegaz, obok policjanta. Nie dawno przyszli

 

-Aha już idę ej czy O CELESTIO KOCHANA!!! TY ŻYJESZ!!!

 

-MYŚLAŁEM ŻE LEŻYSZ NA ULICY I GNIJESZ!!! ALBO WSADZIŁEŚ SE KULKĘ W ŁEB!!!

 

-roniąc łzę radości opanował emocję.

 

-myślałem że nie żyjesz, ale się myliłem. Ojej i policja tu jest, to cudownie!!!! na tym posterunku od początku nie było policji, gdy przyszliśmy. O a gdzie moje maniery, to moja ukochana Lapiz Lazuli i promyk słońca w tym okropnym świecie.

 

-Ten pegaz obok szanownego pana policjanta, to mój najlepszy przyjaciel.

 

 Posterunkowy poznał i przywitał wszystkich, tak samo jak Pony Art. Było trochę wyrzutnych spojrzeń ale zostały zdominowane przez lekkie uśmiechy, oraz zaczepki pociech dorosłych. Widać było iż policja jeszcze coś znaczy.

 

 -Nie możemy się tak tu gościć, mamy zadania a ponieważ jestem policjantem biorę to na poważnie, no ale zbliża się zmrok więc musimy tu przeczekać do rana

 

-No to wspaniale zaraz pokarzę wam kwatery, a i zapraszam na kolacje będzie zupa. Co ty na to Pony Art piszesz się na to? czy nie? bo podobno burczy ci w brzuchu

 

-NO OCZYWIŚCIE ŻE TAK!!! -szeroko się uśmiechnął na wieść o posiłku. 

 

-to za mną, pokarzę wam łóżka. 

 

Magic Art zszedł schodami na same podziemia posterunku, gdzie było widać długi korytarz z pomieszczeniami. Ale nie wiadomo do czego były przeznaczone. Po chwili Magic Art Otworzył drzwi i zaprosił do środka Pony Arta i posterunkowego

 

-za przeproszeniem, ale u nas na posterunku nie było takich korytarzy, to wygląda jak w więzieniu to jest podejrzane.

 

-Wrócę do was w czas kolacji, no to na razie.

 

 -Magic Art Wychodząc  zamyka za sobą drzwi.

 

-to wszystko nie trzyma się kupy Tamten powiedział że nie mają amunicji, broni jak i zarówno żywności. A teraz raptem dostajemy zaproszenie na kolację. Co tu jest grane -rozmyśla drapiąc się po brodzie kopytkiem

 

-możemy o tym nie myśleć? bo mnie głowa boli jak myślę. A jak proponują  kolacje, to się nie odmawia i już. Ja jestem niewyobrażalnie głodny, i wyczerpany po tym wszystkim. -kładzie się na łóżku i powoli zasypia.

 

-Mi też przydałoby się parę godzin snu. kładzie się na łóżku zasypiając w mig.

 

 zregenerowanie sił to był dobry pomysł. Po wypoczęciu posterunkowy wstał, i zbudził Pony Arta na chwilę przed przyjściem Magic Arta. On zaś powiadomił kucyki, o już czekającej kolacji i że mogą spokojnie zasiąść do stołu, przy którym siedzieli wszyscy rozmawiali jak im minął dzień, lub co się stało.

 

 Na kolację składał się talerz gorącej, tłustej zupy. Podajże z kawałkami również jakiegoś jedzenia, i warzyw lecz nie wszystko co tam pływało. Dało się rozpoznać

 

-a więc jest pan policjantem, więc morze wie pan coś o tym piekle? które się obecnie rozgrywa? -Pytając tuliła swoją małą pociechę.

 

-no za wiele to nie wiem, ale mogę powiedzieć że lepiej się nie zbliżać do korku na szosie 52, ponieważ tam życia straciły niewinne kucyki i ich rodziny. Sam tam byłem i widziałem ten terror, widziałem jak pojedynczy kucyk gdy został dorwany, zjadano go żywcem. Lecz wpierw zagryzano. Ale to przeszłość,  lepiej o tym zapomnieć.

 

-Ma pan rację, lepiej o tym zapomnieć. Ale przynajmniej los się nami zainteresował, ponieważ pan tu jest. A w dodatku jako policjant a wiem że policja chroni kucyki. Tak szczerze to wolę policję od wojska.

 

 Ten wieczór był miły jak na obecną sytuację, po tym wszystkim kucyki rozeszły się do kwater, ale posterunkowego i Pony Arta zatrzymał  ogier. Powiedział że potrzebuje pomocy w przeniesieniu skrzyń, powiedział żeby zanieść wszystko pod czerwone drzwi. Lecz kategorycznie zabronił zaglądania tam, bo inaczej ukaże ich w odpowiedni sposób- W porządku panie posterunkowy, bierzmy się za te skrzynki. Jak skończymy będziemy mieli z głowy -mówi zaczynając pchać pojedyncze skrzynki.

 

 -masz racje uwijajmy się z tym szybciej, bo tamten miał minę jak by chciał nas pożreć.

 

 -No okej, to tutaj mamy zostawić te skrzynki.

 

 -Ej czujesz to??? ku****wa co za smród! Dochodzi zza tych czerwonych drzwi, MUSZĘ TO SPRAWDZIĆ!!!! tak wiem że nie mieliśmy tam wchodzić, ale ciekawość niestety wygrała.

 

 czerwone drzwi skrywały pomieszczenie na którego środku stał wielki kocioł, to właśnie z niego tak nie miłosiernie waliło. Nagle na powierzchnię konsystencji wypłynęło...............Kopytko Kucyka. Nagle dało się dostrzec że pod ścianami, leżą słoiki z jakąś czerwono różową paćką.

 

-Słodka Celestio wiedziałem że coś jest tu nie tak -powiedział zaczynając wymiotować.

 

-na wszystkie księżniczki Equestri, CZY MY JEDLIŚMY???!!!.......CELESTIO LUNO NIE TYLKO NIE TO!!!! To ma taką samą konsystencję, jak tamta z...zu...zupa.

 

-Pony Arcie właśnie zjedliśmy kolację w postaci innego kucyka. O mamo musimy ich ostrzec jak najszybciej.

 

 Nagle zza drzwi wychodzi kucyk. Który trzyma na muszce Magic Arta, będącego żywą tarczą w razie potrzeby.

 

-cześć Pony, no więc wziął mnie z zaskoczenia -spuszcza wzrok ku ziemi ze smutkiem.

 

 -no witam ciekawskich, wiedziałem że niebawem odkrylibyście to wszystko, ale było warto. a teraz na ziemie!!! I broń w kąt. Natychmiast, bo w przeciwnym wypadku ten tu dostanie ode mnie w prezencie kulkę w łeb

 

-Zróbcie to, ja nie chcę umierać. Mam klacz i nie chcę jej stracić.

 

Kucyk CELUJĘ W PONY ARTA STRZELAJĄC MU W KOPYTKO

 

-COFNĄĆ SIĘ ALBO ZABIJE to tylko ostrzeżenie.

 

-noż ku***wa ty cwelu ja nic ci nie zrobiłem to boli -cedzi przez zęby zwijając się z bólu.

 

-nie ma tak łatwo, a wiesz co??? po twoim wyglądzie wnioskuje, że wystarczysz na 2—3 tygodnie pycha!!! -powiedział śmiejąc się jak psychopata.

 

 -że co??? ty jesteś powalony!!! TY KANIBALU!!!

 

 -nagle Magic Art odzywa się.

 

 -ja was przepraszam, naprawdę przepraszam. Nic nie wiedziałem o tym wszystkim, że oni. O jejku to przecież KANIBALIZM!!!!!!!

 

 -nagle rozległ się głośny wystrzał Lapiz Lazuli stała, z dymiącą strzelbą Magic Arta. Wynikiem wystrzału była śmierć kucyka, który groził Magic Artowi śmiercią.

 

 -na Celestie!!! czy ja go….O MAMO.

 

-powiedziała płacząc i zawodząc.

 

 -nic się nie stało kochana, no choć tu on był okropny od samego początku. Nie płacz proszę cię.

 

 -Magic Art Widząc to jak jego kochana płaczę utulił Lapiz Lazuli, tak aby nie patrzyła na ciało.

 

 -słuchajcie wszyscy, musimy uciekać może mnie posłuchają. Tylko jak się przedostaniemy z rannym?

 

-Magic Art słysząc to powiedział.

 

 -a wóz policyjny pomoże? bo takowy, stoi na parkingu z tyłu. Tylko nie wiem czy działa.

 

-To świetnie warto spróbować.

 

 wnet z korytarza dało się usłyszeć tupot kopyt, tak jak by grupka kucy biegła w naszą stronę. I rzeczywiście tak było.

 

 -głosy z korytarza nagle powiedziały.

 

 -co to za strzały??? za mną. musimy to sprawdzić, i zabezpieczyć teren.

 

 Gdy tajemnicze kuce zmierzały w stronę spiżarni, Magic Art w magicznym uścisku, przeładował strzelbę i przygotował się chowając za kotłem. Posterunkowy po przeładowaniu kazał ukryć się Lapiz Lazuli, oraz Pony Artowi za skrzyniami aby nic się im nie stało.

 

 Nagle drzwi wyleciały z zawiasów, i wbiegło dwóch dorosłych ogierów. Strzelając na wszystkie strony. Wdała się strzelanina, nie było się można często wychylać. Kule latały w powietrzu i odbijały się od kotła, za którym skryty był Magic Art. Wreszcie po przypadkowym strzale, Magic Arta jeden z ogierów padł na ziemie z raną w brzuchu

 

 -jeden z ogierów powiedział.

 

 -Poddaje się nie zabijajcie mnie. Ja nic nie zrobiłem, ja tu tylko pilnuje.

 

-kontynuował popłaczywszy się.

 

 -Słuchajcie on nic nie wiedział, po jego wyrazie twarzy poznaje że  mówi prawdę a raczej tak wnioskuje.

 

 -Tak tak prawdę mówię. Nic nie wiedziałem że oni….

 

 -zaniemówił robiąc wielkie oczy i zwymiotował.

 

 -Okej już mu wieże. To jakiś horror co tu się wyprawia, a tak na marginesie, jak te biedne kucyki przeprowadzimy, bez zwracania uwagi tych dzikusów?

 

-Posterunkowy wtrącił się i powiedział.

 

 -jeden wóz policyjny nie wystarczy. A wiem o tym bo sam kierowałem takim,

 

-słysząc to Lapiz Lazuli powiedziała na pewno coś wymyślimy, ale to nie teraz. Pójdziemy w tej chwili na górę i wytłumaczymy dorosłym, co się stało. Oczywiście nie przy dzieciach ruszajmy.

 

 

 

 

 

 

 

(mam nadzieję że opowiadanie, przypadło co niektórym do gustu. A jeżeli chodzi o postacie w nim, to pisałem tak że każda lub większość ,była zwykła i miała zwykłą pracę. Natomiast imię Magic Art to imię mojego ocka. Ale pewnie nie wiecie co to takiego, więc pozdrawiam Adrian)

 

 

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Adam T 05.12.2017
    Dziewczyno/chłopaku tej ściany nie da się czytać. Akapity są dla ludzi. Jeśli to opowiadanie to zapis dialogów i narracji do ogarnięcia od podstaw. W tej wersji to masarnia/masakra/kucykowa jatka.
    Pozdrawiam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania