Gaja i Michał - rozdział 1

natka1956 grudzien-natalia@o2.pl Szkło

 

Było raz dwoje rodzeństwa. Opowiem wam o nich prawdziwą historię, musicie mi uwierzyć, że to się zdarzyło naprawdę. Są bardzo bliscy mojemu sercu, mam nadzieję, że wam też będą.

Mieszkali w wielkim mieście, było on takie, jak większość, co chwila jechał tramwaj, zazwyczaj żółty. Krajobraz wyglądał nieciekawie, wielkie wieżowce, sklepy i tłum śpieszących się ludzi. U szczytu wysokiego bloku zamieszkiwali wraz z tatą i mamą. Nie byli oni zbytnio bogaci, wręcz przeciwnie, lecz mieli wszystko czego potrzebują. Na imię im dano Gaja – od prababci i Michał – od imienia przyjaciele ojca.

Jednak pewnego razu Gaja wracając ze szkoły, a kończyła dzisiaj lekcje dużo wcześniej, z powodu choroby nauczycielki zauważyła dwa radiowozy policyjne I płaczącego brata. Po tym ostatnim znaku wiedziała,że coś jest nie tak, Michał bowiem był silny i jego łzy świadczyły o tragedii lub złamanej kości. Teraz pozwólcie mi kochani, że oszczędzę wam szczegółów. Rodzice Gai i Michała mieli wypadek samochodowy i zmarli.

 

Dzieci nie mieli w pobliżu rodziny, więc trafili do domu dziecka. Znajdowało się ono daleko

od poprzedniego bloku i dalej od szkoły. Ich dzień wyglądał pobudką o godzinie szóstej i pójściem spać o dwudziestej.

Bardzo szybko polubili opiekunkę, która nie miała rodziny, opowiadała że kiedyś miała narzeczonego, lecz ten ją zdradzał, więc została sama, bez dzieci i jakiejkolwiek rodziny.

Miała ona szare włosy ze starości i piwne oczy. Była tak niska, że Gaja, która była bardzo młoda przerastała ją. Lecz nie krzyczała, Gaja uważała, że dorośli niepotrzebnie się denerwują, lecz z drugiej strony mają zbyt dużo na głowie, sama często denerwuję się na Michała o błahostki.

Jednakże pani opiekunka, która nazywała się Eliza, była jedyną osobą, która jest prawdziwa i miła. Bardzo często siadała obok Gai i opowiadała jej historię z jej życia, a ona uważnie jej słuchała.

Zapamiętałam, że ostatnio mówiła, o swej przeszłości, tej dobrej i złej, zdziwiła się, że tak dobra osoba może spotkać się z tragiczną historią, lecz po chwili zdawała się to rozumieć, mimo jej wieku miała przed oczyma obraz z jej młodego życia, które wydawało się tak długie...

 

Widziała siebie skaczącą przez przez skakankę wraz z jej najlepszą koleżanką, skoczyła, aż siedemdziesiąt – osiem razy, a było wtedy tak gorąco […] Potem przypomniała sobie Boże Narodzenie. Siedziała przy choince, a wraz z nią ukochany pies, śpiewała jej ulubioną pastorałkę: „Kolędę dla nieobecnych” i przytulała mamę, a ona przyciągała jej ciepłą, matczyną miłością do siebie, później nosiła się na ramionach taty i czuła jego uśmiech.

Nagle się rozpłakała z bólu, a stojąca obok niej koleżanka uścisnęła jej dłoń, powiedziała spokojnie, ale troskliwie, jakby znała ją od dawna, bez stresu:

- Widzisz kochana, musisz być silna...Rozumiem, że jest ci ciężko, ale to cię czegoś nauczy. Każdy wychodzi stąd inny.

- Ale... Ja chcę do mamy...

- Wszystkie dzieci z domu dziecka marzą o tym. Nawet gdy spotkasz tych złych, bo tutaj są różne dzieciaki, na imię mi Kaja, a tobie?

- Gaja, skoro mnie rozumiesz, to wiesz, że nie poprawiasz mi nastroju?

- Wybacz kochana, ja już idę, lecz dam ci wskazówkę: Twoje serce powinno być przepełnione radością. Zawołam twojego brata, nie płacz już.

- Yhm... – i znów zaczęła płakać, a widząc ją w tym stanie Michał był zmuszony powiedzieć jej to, czego się obawiał, lecz jako starszy nie mógł stać obojętnie.

- Wydostanę cię stąd – odezwał się ze smutną miną.

- Jak? – powiedziała wychylając głowę spod nóg. Miała zapłakane oczy, a ręce trzęsły jej się z bólu.

- Sama zobaczysz...

- Michał...

- Obiecuję ci to!

- Gdzie wtedy pójdziemy? Co będziemy jeść, pić, a skąd się utrzymamy?! Ty nigdy o tym nie myślisz, ucieczka nie ma sensu.

- Nie mogę patrzeć, jak cierpisz.

- Mówiłeś, że mnie nienawidzisz.

- Często w złości wypowiadamy to co jest nieprawdą.

- Rozumiem, że się starasz, lecz nie możemy tak po prostu uciec.

- Wiem w końcu nas znajdą i zabiorą, tak tu wrócimy, ale będzie dobrze.

- Jeżeli będziemy trzymać się razem to zapewne tak, lecz obiecaj mi to.

- Obiecuję. Dobranoc, śpij dobrze Gaju, będę obok, w razie czego.

- Jasne, mama jest w niebie?

- Gaju...

- Tak?

- Nie myśl o tym.

Każdy ich dzień wyglądał tak samo. Ciepłe kolory jesieni z czasem znikały, potężne liście drzew uzupełniły ziemię, trawa robiła się mokra od deszczu, a gałęzie drzew tańczyły wraz z wiatrem, coraz zimniej było na dworze i dłonie bez rękawiczek zamarzały, niczym kamień. Całę dnie i noce tęsknili. Tak naprawdę byli tylko dziećmi, bezbronnymi. Michał zdając się w złe towarzystwo zapomniał o Gai. Tak nagle z dnia na dzień, zaginął...

Zaczął przeklinać, a nigdy tego nie robił, oszukiwał i kłamał. To smutne, że inni ludzie tak na nas wpływają. Przestajemy być sobą dla innych, stajemy się wtedy kimś innym, bowiem często w nas mieszkają złe duchy i z nami walczą.

Przechodząc teraz Michał wraz z kolegami usłyszał wołanie swej siostry, Kaja miała rację, to dom dziecka, nie dom dobra, ani dom zła, to ludzie bez rodzin i tyle...

- Michał... Co się stało? Gdzie ty idziesz?

- Gaju, daj spokój.

- Ale Michał, będziesz tego żałował.

- Przepraszam, lecz ja idę stąd. Nie zmienisz świata, pobaw się lalkami, tam dasz radę...

Skłamałeś, złamałeś obietnicę, nie pamiętasz?! – powiedziała będąc silna, łzy mimo wszystko ciskały jej się do oczu, nie wiedziała co zrobić i się zagubiła. A tych wszystkich łez jest tak wiele w naszym życiu, że stają się naszą częścią, nie bój się ich chłopaku i nie ukrywaj dziewczyno. Zastanawiając się przez dłuższy czas to tak właśnie jest w życiu, ktoś od nas odchodzi, ludzie przestają się kochać; bo nigdy się nie kochali, rozwodzą się, inni mieli wypadek, dziecko zachorowało, tak jest właśnie w życiu , lecz nie możemy na to nic poradzić. To wszystko jest właśnie gdzieś napisane, możemy stworzyć własną historię pełną zlotów i upadków. To zależy tylko od nas, wszystko co tutaj robimy zależy tylko i wyłącznie od nas.

Później do Gai przyszła pani Eliza, usłyszawszy jej głęboki oddech z poprzednich drzwi. Dobrze wiedziała, że chodzi o jej brata.

- Hej...Kochana, wiesz... wiem o co chodzi, ale uwierz mi musisz być silna, płacz nic nie da, choć możesz płakać, jest łatwiej. Twój brat stał się jednym nich, zaginął, nie pozwól, aby stało się to tobą.

- Nie rozumiem pani Elizo.

- Chodź ze mną na spacer skarbie.

- Dobrze – odpowiedziała uspokojona.

Po ubraniu się razem wyszły na dwór, a chodzili żółto – czerwoną ścieżką wokół pustych gałęzi drzew i jasnych lampach. Noc dzisiaj była znacznie wcześniej niż można byłoby Przypuszczać, więc wszystko było piękne. Obok starego i wielkiego dębu łamliwą korą leżał znicz. Przez chwilę dziewczynka zastanawiała się, kim była ta osoba, czy cierpiała, miała brata, czy była do niego podobna. Na niebie pojawiały się gwiazdy, które delikatnie lśniły na ziemi. Ulice były zapełnione samochodami, teraz zdarzył się wypadek, znowu ktoś umarł, był młody, czy stary? Pnącza krzewów zwijały się ze sobą, a kolce chowały się do tyłu. Niedaleko płynął łagodnie strumyk, a naokoło niego stały ciężkie kamienie z mrowiskami. Cały czas było słychać śpiew, nie były to słowa, lecz nucenie pieśni spokojnej i dość starej, lecz nie wiadomo co to lub kto to był/o. Szły powoli i pani Eliza trzymając jej dłonie, na których były ciepłe rękawiczki, uśmiechała się, bowiem to właśnie w tym miejscu się urodziła i dorastała. Wspomnienia to też są duchy, tyle, że dzielące się na złe i dobre. Kiedy bez słowa minęły pół parku, to usiadły na ławce obok lampy, wielkiej i metalowej.

- Pani Elizo, o co chodziło?

- Widzisz twój brat jest szklanym człowiekiem.

- Szklanym?

- Tak.

- A co to oznacza?

- Widziałaś kiedyś szkło?

- No pewnie, że tak, ale on nim nie jest.

- Nie chodziło, że wygląda jak ono, ale nim jest.

- Chyba jestem za mała, by to zrozumieć.

- Wręcz przeciwnie, kochana. Pozwól, że pokażę ci to na przykładzie szklanej butelki – po tych słowach wzięła pierwszą butelkę z ziemi i ją podała.

- Co mam zrobić?

- Najpierw mi ją opisz.

- Jest ciężka i twarda. Na zewnątrz niezniszczalna i silna.

- Bardzo dobrze, a teraz upuść.

- Ale... – zaczęła niepewnie Gaja, nie była pewna, czy to ma sens, a poza tym nie chciała śmiecić. Wiatr powiewał jej delikatnie włosy, a dłonie mimo rękawiczek trzęsły się z zimna.

- Co się stało?!

- Boje się...

- To tylko szkło.

- Ale to mój brat, nie chce znać prawdy.

- Ona czasem mocno boli, ale kłamstwo jest sztuczne, ja papier kruche. – powiedziała mądrym głosem i uspokoiwszy się butelka rozbiła się na milion małych kawałków, trzask był chwilowy, lecz bębnił w uszach Gai, a otworzywszy oczy spojrzała się a wzrok swej opiekunki, dopiero bliska zauważyła, że blask w jej oczach wiązał się z duszą, bowiem oprócz siebie było tam coś dużo więcej, zmartwione oczy i wiele smutnych historii dzieci z domu dziecka, złamane serce, strata rodziny. Przez chwilę pomyślała, że stare serce musi mieć wiele blizn, ale o tym opowiem wam później.

- Po zobaczeniu tych kawałków kobieta odezwała się lekko wzruszona:

- Co się teraz stało? – popatrzała się w stronę Gai, a ona lekko ukłoniwszy się podniosła kawałek.

- Potłukło się, rozpadło.

- Bo widzisz moja kochana takie jest szkło twarde na zewnątrz, lecz w środku miękkie. Jest bardzo mylące, ale może nawet kłamliwe. Zobacz, że to tylko pozory, kiedy spotyka go kara rozsypuje się.

- Tak samo jest z nami?

- Z nami wygląda to zupełnie inaczej. To znaczy, że człowiek ze szkła porusza się, oddycha i żyję. Wygląda tak jak ty lub ja, lecz zmienia się jego wnętrze. Tam jest zrobiony z twardego szkła.

- Jest niezniszczalny?

Niestety, ale każdy jest „do zniszczenia”. Bowiem nikt nie jest w stanie być nieśmiertelnym, często młodzi o tym zapominają, lecz uwierz mi , zazdroszczę im tego, nie do końca, ale w moim wieku jest inaczej, ale powróciwszy do tego, co ci opowiadam to po prostu szklani ludzie nie są sobą, udają kogoś kim nie są. Zakładają dwie maski pod tytułem: „świat” i „ja”. Przestają być ludźmi i stają się rozbitym szkłem. Gonią za ludźmi i ich opinią, zmieniają się już na zawsze. Zobacz, jacy są sztuczni, pasują do dzisiejszego świata, miasta szkła, w którym są sztuczne: oczy, rzęsy, twarz, nogi,nos, paznokcie, a tym bardziej uczucia. Oni zupełnie je tracą, są zimni. W końcu szkło nie przepuszcza ciepła, a te miasto musi być z lodu. Każdy się trzęsie.

- A co się dzieje z nimi, kiedy je się upuści?

- Ludzie okazują się być prawdziwi, a miasto ocaleje.

- To dobrze?

- Nie, to bardzo źle, wręcz okropnie.

- Dlaczego?

- Akurat na to chyba jesteś byt mała.

- Jakoś przeżyję, opowiedz mi.

- Aż boję się o tym myśleć. Kiedy szkło się tłucze, to również rozbija się człowiek na małe kawałki, lecz oni tego nie rozumieją, nie są w stanie i wtedy przestają wierzyć, płaczą i po prostu ze sobą kończą. Rozbijają się i nie są w stanie powrócić, nie skleisz tego teraz, tak jak nie odzyskasz jego. To jest szkło, niebezpieczne.

- Czy tak samo stanie się z Michałem?

- To zależy tylko od niego.

- A co jeżeli tak właśnie będzie?

- To jego życie, ono czasem daje nam mocne uderzenia, ale po to, aby nas czegoś nauczyć.

- To mój brat...

- Dlatego to ciebie tak boli.

- Ale...

- Zapomniałam ci powiedzieć, że kawałki szkła są bardzo ostre, musisz na nie uważać, w przeciwnym razie się zranisz i poleci wtedy ci łza, stopy będą krwawić.

- Wyobrazić mi jest to trudno.

- Kochanie, to jest prawdziwe.

- Zapewne pani ma rację, lecz ja nie chce w to uwierzyć, to dołujące.

- Takie miasta istnieją naprawdę. Są pełne mrozu i opryskliwości. Nie ma w nim miłości i przyjaźni. Jest to miasto bez uczuć. Wyobraź sobie takie serce, które łamie się tak szybko. Każdy wbija sobie nóż w plecy.

- Czy tak się stanie z tym miastem? – zapytała Gaja wzruszając się, była bardzo wrażliwą dziewczynką i pomimo jej częstych brudów na twarzy spowodowanych zabawą chłopcami, płakała przy trudnych chwilach, lecz wrażliwość to nie tylko płacz, to zauważanie tego, czego inni nie potrafią. I dlatego widziała te miasto bez miłości, przypominało jej się, że uczucia są bardzo ważne, to one nam barwią świat, lecz bardzo często trzeba nad nimi panować, a to już jest rozsądkiem.

- Musisz sama na to odpowiedzieć – powiedziała pani Eliza – to wszystko jest duszą pamiętaj!

Na nimi pojawił się księżyc. Był on srebrzysty i oświecał swą poświatą skrawek terenu. Była to III kwadra. Srebrzysty, niczym cień. Wracały przez ogród pani Meredos, był on tak piękny, że do Gai oczu napływały łzy. Piękne róż, które swą czerwienią zachwycały oczy, naokoło błękitne tulipany, które się chowały przed zimnem i wiele nasion warzyw, owoców. Gałęzie drzew, a pod nimi przepiękne liście i potężny dąb, a pod nim wózek inwalidzki, a na nim pluszowy miś Franek, pani Meredos miała bowiem chorą córkę, Gaja kiedyś się z nią bawiła, lecz dzisiaj za nią tylko tęskniła. Przypominał ten ogród, ten ukryty w „ Tajemniczym ogrodzie” F.E Burnett.

Kiedy już była w domu to usiadła na swym łóżku , miała bardzo zimne ręce i nogi, więc ogrzewała się puszystą kołdrą z namalowanymi paskami o czarno – żółtym kolorze. Patrzyła się głęboko w okno i widziała gwiazdy nad księżycem. Kiedyś czytała o różnych gwiazdozbiorach, ale teraz zastanawiała się nad szkłem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania