gałęzie zwykłej lipy porżnęły trzewia niebios
świt łazienka lustro
nienawistne lico
do roboty
słyszę brzęczenie
stara pszczoła w trawie
postrzępione skrzydła nie doniosły złotego kosza
bieg bez celu przedśmiertny spazm
zdychaj
nie potrzebują cię w ulu
tłok w autobusie opar wina niemyte zęby
urzędnicy robotnicy sklepikarze
rozpakowują swoje kanapki z kiełbasą
błysk w kac-oku kierowcy
rusza nasz cyrk bez widowni
Komentarze (9)
Pozdrawiam
Drugi wers bym zmieniła, drażni trochę to "lico" .
szara codzienność przypomina trochę hodowlę indyków - przed działaniem powstrzymuje nas suma drobnych szczegółów
Sam utwór cóż, mam luźne skojarzenia z codziennością, zapachami niezbyt przyjemnymi, starością, niedomaganiem.
Nie moje nuty, ale jakieś tam drugie dno przeziera i bije z całości.
Pozdrowionka
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania