Gdy przez chwilę stałem przed bramami Tetradriateretchonu, ogarnął mnie mrok i wróciłem, tam.

Pewnego razu wstałem z łóżka i poczułem coś bardzo dziwnego ogarniającego moje całe ciało, czułem się inaczej. Tak jakbym znajdował się w zupełnie innym miejscu. Nie mogłem w to uwierzyć ale mrok i ciemność jaka ogarniała moje istnienie, zniknęła. Nie było jej tam. Jakież to piękne uczucie było w końcu zerwać łańcuchy brzemienia jakim było cierpienie. Znalazłem sens w życiu, coś co dawało mi poczucie że coś robie. Nie ważne co, znaczyło że coś. Jednak w momencie gdy ciemność tamtego miejsca, Plaghagetonu, zaczynała zauważać że jakoś za dobrze mi się żyło, postanowiła działać. Uderzyła tam gdzie zabolało najmocniej, w serce. Przebiła je jak włócznią lecz nie wyjęła jej o nie, dociskała coraz mocniej i mocniej aż zacząłem krwawić krwią, powoli zmieniającą się w czerń. Jakże powolny to proces był, ale zrozumiałem coś. Nie możemy po prostu opuścić miejsca takiego jak Plaghageton. Gdy raz już tam się wejdzie, nie ma ratunku, pozostajesz wchłonięty mimo że tego nie czujesz, wydaje ci się że, hej, czuje się coraz lepiej, te leki pomagają, ten lekarz jest naprawdę dobry, terapia mi pomaga, nie, nie. Wszystko jest ułudą, mrok nie zaatakuje od razu, da ci z niego wyjść byś mógł zaznać tego przed czym cię kryje. I gdy będzie wiedział kiedy uderzyć, zrobi to bez wahania, a ty nie będziesz miał w tym słowa. Tu nie chodzi nawet o przeznaczenie. Gdy rodzimy się, co się z nami dzieje? Nie jesteśmy sobą, jesteśmy kimś kim ktoś inny chce żebyśmy w przyszłości byli, jesteśmy jego wizją, możemy stać się dokładnie tym co zamierzone było bądź na odwrót. Możemy również błąkać się po lesie, szukając jakiejś odpowiedzi. Niestety, mrok wykorzystuje słabość każdego człowieka, samotność. Samemu jesteśmy w stanie tak mało zdziałać. Mimo że możemy sobie tego nie wyobrażać. Przez całe swoje życie marzyłem o jednym, o miłości. Ale im dłużej ciągnąłem moje przekonanie że mnie odnajdzie bądź ja odnajdę ją, cierpiałem coraz mocniej. I zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz. Jak tyle osób na świecie, tyle ludzi, których mijam na ulicy czy gdziekolwiek indziej, odnalazła to czego ja nie potrafię. Czasem nawet nie musieli szukać, los nakierował te dwie osoby na siebie, obdarował ich tym co nawzajem im się spodobało. Ale mniejsza, tak jestem zazdrosny. Byłem zazdrosny przez całe moje życie. Gdy szukałem w sobie czegoś w czym mógłbym powiedzieć znajduje satysfakcję bądź powodzenie, zawsze coś musiało pójść nie tak. No ale nie ważne. Jak to jest wrócić to tego skazanego miejsca? Cóż, na razie jestem sam, nie słyszę niczego, w czerwonych niebiosach widzę małą szczelinę z bijącym z niej światłem. Musiałem stamtąd wypaść zapewne. Czołgają się stwory bagniste, maziste idące w moją stronę. Wieża z zegarem dalej na mnie spogląda. Ale tym razem jest jeszcze gorzej niż poprzednio. Pragnę jeszcze bardziej wrócić do bram Tetradriateretchonu, pięknego miejsca gdzie promienieje radość, ale prawdziwa, realna. Bo myślicie sobie o moim postrzeganiu świata jako widzenie go pięknym, idealnym i cukierkowym. Nawet o tym nie wspominałem bo zaakceptowanie tego że czasem jest gorzej czasem lepiej jest rzeczą podstawową. Więc gdy to mamy już za sobą, niech mi zeżrą już tego nogi, po co mi one. I tak zapewne będę leżeć w swoim łóżku nie wiadomo ile. Nie chcę już naprawdę oglądać świata ani ludzi. Mam dosyć obserwowania jak szczęśliwi są, może niektórzy mniej, ale tak jak już wspomniałem. Dziwnie się czuję pisząc to, walnąłem się wróciwszy z apteki, w której to wydałem mnóstwo pieniędzy na leki, które cóż, przez jakiś czas działy. A może gdy jutro wstanę… No, walnąłem się na łóżko i pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy to właśnie mój obecny stan. A konkretniej, Plaghageton, tak długo nie myślałem o tym miejscu, przez całkiem spory okres czasu miałem odpoczynek od paskudztw jakie w nim żyły, ale nie. Niestety. Może to brzmieć jak coś w stylu rozmowy z przyjacielem, wyznanie, wyrzucenie ciążących emocji z siebie. Być może, ja nie mam przyjaciół ani nikogo, komu mógłbym powiedzieć jak się czuje. Zawsze to ja byłem tym, który był dla innym, oferował swoje słowa by przynieść komfort drugiej osobie, mały wiadomo ale czasem takiego właśnie potrzeba. Moim marzeniem jest, znaleźć cię, przeżyć Sekhretekertes i zaznać miłości. Reszta? Błagam, życie jest takie proste i nudne, na pewno dałbym radę. Ale, eh… mrok i otchłań woła, oczy zamykają się powoli, zmęczony tak bardzo. Może jak zasnę to będę mieć spokój. Może. Dziękuję ci kimkolwiek jesteś za wysłuchanie mnie, jakakolwiek twoja reakcja, spokojnie, nie zaskoczy mnie ale miło bądź nie miło z twojej strony. Dobranoc.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Canulas 20.06.2019
    Moje ciało, moje istnienie, moją stronę, moje wszystko.
    Za du-żo. Znów taka potrawa w stylu samotnika z Providence, ale średnia

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania