Głębia strachu - "KONIEC" r. 12 (cz. 3) OSTATNIA

Witam Kochani!

I tak dobrnęłam do ostatniego rozdziału. Wiem, że trochę to trwało, ale sama do końca nie wiedziałam, jak zakończy się ta historia ;) Mam nadzieję, że ta wersja Was nie zawiedzie. Pozostają jeszcze kwestie, które muszą zostać wyjaśnione, ale to zrobię w epilogu. Teraz natomiast chciałabym bardzo podziękować Wam za motywujące komentarze i czas spędzony przy śledzeniu losów bohaterów Głębi.

Pasja, Louis, Canulas, Tanaris, Lucinda, Eren, Desideria, Agnieszka Gu, Stern, maga, NataliaO, Inson i wszyscy, którzy pojawiali się na chwilę, bądź czytali anonimowo

DZIĘKUJĘ!!!

Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam, jeżeli tak, to przepraszam!

 

 

 

 

Widzę zachwianie w ich oczach, zaskoczenie i brak pewności do tego, co powinni zrobić. Patrzą na mnie jak na wariatkę, i to niebezpieczną. To boli, a zwłaszcza brak poparcia Jonatana. Mimo tego nie zmienię zdania. Nie teraz, kiedy zrobiłam, co zrobiłam. Już nie ma odwrotu. Czy postąpiłam dobrze? Tego nie wiem, natomiast jedyne czego jestem pewna, to tego, że nie mogę pozwolić, aby śmierć taty poszła na marne. Jakkolwiek to brzmi nie zawiodę go! To jest wojna, w której reguły ustalamy my sami, i jak w każdej bitwie są ofiary. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajduję, na pewno rozkleiłabym się, łkała jak małe dziecko, ale na to przyjdzie czas. Moment, w którym będę musiała porozmawiać z mamą i braćmi, będzie chwilą kiedy puszczą wszystkie hamulce, blokujące skrzętnie tłumiony ból.

- Za kilka sekund zjawią się kolejni żołnierze. Nie wiemy czy pułkownikowi udało się wyłączyć kamery, więc to dla was ostatnia szansa na ucieczkę – mówię bez ogródek.

- Nie zostawimy cię samej – oświadcza pan Adamczyk i podchodzi bliżej. – Jesteś córką mojego najlepszego przyjaciela i jesteś równie waleczna jak on – dodaje i kładzie dłoń na moim ramieniu. Trochę mnie to dziwi, choć z drugiej strony to Jonatan był przeciwny temu co zrobiłam.

- W takim razie idziemy.

 

Przewodzę naszej trójce. Pewnie stawiane kroki na metalowych kratach, które wydają żałosny zgrzyt, świadczą z o tym, z jaką determinacją chcę dopaść Morawskiego. Jestem gotowa zastrzelić każdego kto stanie mi na drodze. Mijamy centrum sterownicze, ale wnętrze jest puste. Może to świadczyć o jednym. Albo pułkownik i Karpiński zostali schwytani albo torują nam drogę, gdyż do tej pory nie spotykamy nikogo, jakby mieszkańcy sektora rozpłynęli się w powietrzu. Nawet jeżeli kamery zostały wyłączone, major nie pozwoliłby sobie na nieupewnienie się czy sytuacja została opanowana, chyba, że... To zasadzka!

- Nie poznaję cię – szepcze Jonatan, kiedy dorównuje mi kroku, tym samym przerywając moje spekulacje. Cóż za paradoks. Tata powiedział mi dokładnie to samo, a przez boli to jeszcze bardziej.

- Może cię zaskoczę, ale dobrze mi z tym. – To nie prawda, lecz inaczej nie potrafię odciąć się od niezręcznej rozmowy, która w tej chwili nie wydaje się być na miejscu, przynajmniej dla mnie, ale on nie odpuszcza i brnie dalej, chyba chcąc zrozumieć.

- Emilia jest mi strasznie przykro. Kocham cię, ale to, co robisz nie pasuje do ciebie.

- A co do mnie pasuje? – Stajemy i patrzymy sobie w oczy. Pan Adamczyk postanawia dać nam chwilę, i sam odchodzi kilka metrów przed nas. – Pamiętasz, jak mówiłam, że boję się, że mnie znienawidzisz? Nie żartowałam. Nie wiem już kim jestem. – Opuszczam głowę, wstydząc się łez, które wzbierają się w oczach.

- Nigdy cię nie znienawidzę. Wkurzasz mnie, przyprawiasz o dreszcze, wzbudzasz strach i dezorientację, ale gdzieś tam w środku nadal jesteś moją niedojdą, i świadczą o tym te dwie stróżki, które płyną ci po policzkach. Wiesz, gdyby to tobie coś się stało, pewnie zachowałbym się podobnie.

Zawsze byłam pewna podziwu dla tego, jak Jonatan potrafi mnie pocieszyć, i nawet teraz, kiedy na to nie zasługuję robi to z powodzeniem. Świadomość, że wciąż mu na mnie zależy jest jakby rozgrzeszeniem.

- Nie podoba mi się ta cisza – mówię.

- Myślisz, że to podejrzane?

- Myślę, że na pewno nienaturalne. – Obracam się w stronę pana Adamczyka. – A co pan o tym sądzi?

- Nie dowiemy się, dopóki tego nie sprawdzimy.

 

Dojście do gabinetu pułkownika zajmuje nam kilka minut, wypełnionych napięciem. Boję się rozluźnić mięśnie, gdyż jestem pewna, że wtedy nie zapanuję na ich drganiem. Niestety pomieszczenie jest puste, co jednoznacznie obala wcześniejszą wersję Tękalskiego. Kolejnym miejscem, w którym mogą znajdować się zakładnicy jest sama kwatera majora. Znajduje się ona kilka metrów dalej, i kiedy otwieramy jej drzwi, wszystko staje się jasne. Ta cisza, brak żołnierzy.

Przywiązani do krzeseł Anita, Marek, pułkownik i bliźniacy, nie cieszą się na nasz widok, a wprost przeciwnie, są przerażeni. W rogu pomieszczenia leży skrępowana i nieprzytomna doktor Zalewska, natomiast za regału wyłania się Karpiński, trzymając w dłoni detonator. Drży na całym ciele, a twarz zalewa mu pot. Patrzy to na nas, to na monitor, stojący na biurku. Anita minimalnie poruszając głową, daje nam znać, abyśmy zostali na miejscach. Może mówić, jednak nie robi tego, co wzbudza naszą ostrożność.

- Są już? – słyszę tak dobrze znany mi głos, głos człowieka, którego szczerzę nienawidzę, a którego tutaj nie ma, przynajmniej ciałem. Dochodzi on z monitora. – Cudownie! Teraz czas na ciebie, kapralu. Wiesz co masz robić, to chyba niewiele za życie twojej żony i córki? – Karpiński zalewa się łzami. – Spójrz! Widzisz, jak klęczą, jak bardzo się boją?

Najgorsza z wizji właśnie się spełnia. Jesteśmy w potrzasku, z którego nie ma wyjścia, punktu zaczepienia, czegokolwiek, co dałoby nam nadzieję. Teraz racjonalne myślenie zasnuwają myśli o rychłej śmierci, ale nie to mnie najbardziej martwi a to, co stanie się potem z naszymi rodzinami. Jonatan łapie za moja dłoń i zaczyna coś na niej kreślić. W pierwszym odruchu nie rozumiem o co mu chodzi, lecz po chwili orientuję się, że są to litery. Wytężam umysł i kolejno składam je w całość. „N A D A J N I K”. No tak! Jeżeli go wyłączymy, żołnierze znów staną się sobą i przejrzą na oczy, zobaczą co wyprawia major. To jedyna szansa na uratowanie nas wszystkich. Tylko, gdzie on może być?! Cholera! Nie mamy czasu.

- Zrób to! – Podskakuję, kiedy Morawski krzyczy na kaprala.

Dopóki zostajemy niewidzialni, istnieje szansa, że nam się uda. Major wie, że ktoś się pojawił, ale nie wie czy jesteśmy wszyscy, może jedynie przypuszczać, że tak jest. Pewnie kazał Karpińskiemu pojawić się w zasięgu kamery, gdy tylko się zjawimy. Próba kłamstwa, że któregoś z nas brakuje także nie wchodzi w grę, bo wtedy major przyśle kogoś, aby to sprawdzić. Pan Adamczyk wskazuje na regał z pucharami, chyba domyślając się o czym myślimy. To ma sens. Major wchodząc w układ z władzami, był pewny, że o falach radiowych wie tylko on w całym sektorze, więc miejscem ich kontrolowania może być jego gabinet. W ten sposób zawsze miał wszystko pod kontrolą. Z racji tego, że jestem najlżejsza, decyduję się na radykalny krok, jakim jest przeszukanie regału. Każdy najcichszy szmer może zostać usłyszany przez Morawskiego, co dodatkowo utrudnia zadanie. Kapral jest bliski naciśnięcia czerwonego guzika, od którego zależy nasze być albo nie być, za to moje palce są zgrabiałe ze stresu, jakbym trzymała je w lodowatej wodzie.

Karpiński obserwuje każdy mój ruch, a major zaczyna się niecierpliwić. Nagle pomieszczenie wypełnia krzyk kobiety.

- Zostaw ją bydlaku! – krzyczy kapral w stronę komputerowego ekranu.

- Więc na co czekasz?

Zamieram, bo wiem, że on dłużej nie da rady na to patrzeć. Nie mam czasu i bez zbędnej otoczki delikatności zaczynam zrzucać puchar za pucharem. Skoro i tak nadchodzi godzina zero, cóż mi pozostało. Dołącza do mnie Jonatan.

- Cholera! Nic tu nie ma – mówię zdesperowana. – Szlag!

Jonatan przeszukuję wzrokiem ścianę za naszymi plecami. Wisi na niej szklana gablota, a w niej wyeksponowany złoty medal z napisem głoszącym „Za wybitne zasługi dla kraju”. Adamczyk rozbija szybę łokciem i wyciąga go ze środka, odsłaniając przy tym mały i zielony przycisk schowany w ścianie.

- Co się tam dzieje?! – Morawski wydziera się, a ja wciskam guzik.

 

Pan Adamczyk podbiega do kaprala i delikatnie zabiera od niego detonator, natomiast ja i Jonatan rozwiązujemy przyjaciół i wciąż nieprzytomną doktor Zalewską. Niestety to jeszcze nie koniec. Major nadal celuje do rodziny Karpińskiego. Widzę, że jest wściekły, że waha się nad strzałem. Teraz, kiedy otaczający go żołnierze dostrzegają prawdę, żona i córka kaprala są jego kartą przetargową. Zostaje sam ze swoim chorym planem i ambicjami, przez co jest jeszcze bardziej niebezpieczny.

- Rozwalę jej łeb, słyszycie! – wykrzykuje do wojskowych, którzy chcą go powstrzymać. Trzyma lufę przy skroni pani Karpińskiej, jednak coś zaczyna się dziać. Nieświadomy niczego major nie zauważa, jak żołnierze rozsuwają się na boki, torując komuś drogę.

Wytężam wzrok i...

- Mama!

Moja rodzicielka staje za plecami majora, a ja jak zahipnotyzowana oglądam ten straszny spektakl, którego scenariusz napisała ludzka chciwość. Patrzę na nią, gdy wyciąga przed siebie rękę, trzymając w dłoni broń. Na twarzy mojej rodzicielki maluje się zdeterminowanie. Dostrzegam, jak się trzęsie, jednak stara się nad tym panować.

- To za mojego męża, bydlaku – mówi i naciska spust.

Następne częściGłębia strachu - EPILOG

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 19.10.2017
    I wszystko dobrze się kończy. Tylko czy śmierć jest adekwatna do winy. Powinien odpowiedzieć za to wszystko. Szkoda, że już koniec, bo takie uczucie pomiędzy Emilią i Jonatanem powinno mieć jakiś finał. Myślę, że twoje fikcyjne odpowiadanie może się zdarzyć tez w naszej rzeczywistości. Pozdrawiam 5:)
  • Marzycielka29 19.10.2017
    Dziekuje. Tak jak napisalam na poczatku, wiele spraw musi zostać jeszcze wyjasnionych, a to będzie miało miejsce w epilogu. Specjalnie nie rozwijalam np. Tematu bohaterów, ich uczucia teraz :)
  • Louis 21.10.2017
    Hej, dziękuję za wspomnienie o mnie :) Powiem ci, że nie zawiodłaś mnie. Super zakończenie :) Całe szczęście, że dobrze się skończyło... No i szkoda, że to już koniec... Pozdrawiam 5 :)
  • Agnieszka Gu 10.11.2017
    No i koniec. Fajnie się czytało :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania