Głębia strachu - "POCZĄTEK KOŃCA" r. 10 (cz. 2)

Śnię o wolności, szumie fal, powiewie wiatru, który rozwiewa mi rozpuszczone włosy, łaskocząc nimi twarz. Jest pięknie i tak spokojnie. Tak namacalnie dobrze, że podnoszę zmęczone powieki z myślą, że dane mi będzie to wszystko nie tylko poczuć, ale także zobaczyć. Wzburzone morze wygrywa melodię wolności, rozbijając się o drewniane pale molo, które nieugięcie stawiają mu opór. Uśmiecham się pod nosem na tę myśl i ponownie wszystko mi umyka, stając się wielką, czarną plamą.

 

Robi mi się zimno, a miejsce ukucia niemiłosiernie boli. Zdając sobie sprawę z tego co się wydarzyło, podnoszę się raptownie i nie dowierzam w to, co widzę. Nie śniłam, naprawdę jestem poza sektorem, umazana od ziemi, a piach mam nawet w ustach. Rozglądam się w poszukiwaniu pozostałych, ale kilka metrów dalej dostrzegam wyłącznie wciąż nieprzytomnego Jonatana. Leży na plecach z rękoma luźno skierowanymi ku górze. W tym momencie uświadamiam sobie, że i ja nie mam skrępowanych rąk i jedną z nich dotykam szyi.

- Ał – syczę.

Powoli, ale zdeterminowanie podnoszę się. Lekkie skołowanie utrudnia koordynację, ale też nie jest wielką przeszkodą, przynajmniej nie na tyle dużą, żeby dojść tych kilka metrów do Adamczyka. Kiedy jestem już przy nim, z nieukrywana ulgą ponownie siadam na ziemi. Widzę, że jego klatka piersiowa porusza się miarowo, co mnie uspokaja. Gładzę dłonią jego twarz w nadziei, że się wybudzi, a gdy to nie działa zaczynam nim potrząsać.

- Jonatan, otwórz oczy. Obudź się. – Towarzysz cicho pokasłuje.

- Nie wiem co się stało, ale jesteśmy na lądzie. Nie widzę Anity i Marka – tłumaczę histerycznie.

Ciężko jest mi mówić, czuję, że moje gardło jest wyschnięte i podrażnione. Adamczyk podnosi się i podobnie jak ja, rozgląda dookoła.

- Cholera, nic nie pamiętam poza tym piekielnym zastrzykiem.

- To musiało być coś podobnego do środka nasennego. Karpiński wiedział, jak to działa tylko po co nam to podał, skoro nie stawialiśmy oporu?

- To parobek Morawskiego. – mówi, wciąż dochodząc do siebie. Po części się z nim zgadzam, ale ostatnio nic nie jest czarne ani białe.

- Wiem, że masz rację, ale sadzę, że jest jego taką samą ofiarą jak my. – Jonatan omiata mnie pytającym spojrzeniem. – Pamiętasz tę rozmowę, którą pokazali wam informatycy?

- No tak, ale co to ma wspólnego z nim?

- Dużo. – Zmieniam pozycję, prostują nogi w kolanach i pochylam się do przodu, licząc na upragniony efekt ulgi. – Za nim trafiłam do gabinetu majora, podsłuchałam jego rozmowę właśnie z Karpińskim. Groził mu, że skrzywdzi jego żonę i córeczkę, jeżeli jeszcze raz nawali.

- A nawalił? – Jonatan podnosi się i staje nade mną. Unoszę na niego wzrok, a potem chwytam za rękę, którą do mnie wyciąga.

- Owszem. Podobno byłam bardzo blisko wejścia do bunkru, a on oberwał za niedopilnowanie mnie.

- I dopiero teraz o tym mówisz?! – Adamczyk przeczesuje palcami włosy i jest wyraźnie wściekły.

- A kiedy miałam to zrobić? Morawski zagroził mi, że cię skrzywdzi! – Desperacja w głosie chyba, łagodzi jego nerwy, bo łagodnieje, lecz tylko na chwilę.

- Widzę, że gołąbeczki się obudziły. – Karpiński niespodziewanie pojawia się za nami, niosąc sporego gabarytu plecak.

- Ty... – Jonatan rzuca się na niego z pięściami, ale mój trener natychmiast go unieruchamia.

- Uspokójcie się! – upominam obydwóch.

- To powiedz swojemu kochasiowi, żeby zapanował nad emocjami. – Karpiński patrzy mi w oczy, dostrzegam w nich szczerość i kiwam głową, dając mu znać, aby go puścił. Adamczyk otrzepuje rękawy, jakby pozbywał się z nich nieestetycznych paprochów, i na powrót staje obok mnie.

- Dlaczego tutaj jesteśmy? Co w ogóle się stało? Kto zabił pułkownika? Czemu nie ma z nami Anity i Marka? – Zasypuję trenera ciągiem pytań w nadziei, że na wszystkie odpowie, ale on tylko kuca i otwiera plecak, z którego wyciąga trzy karabiny.

- Po jednym dla każdego – wyjaśnia i rzuca je w naszą stronę. - Nie było możliwości zdobycia waszych broni. Mam nadzieję, że umiecie się tym posługiwać? – Omiata nas pytającym spojrzeniem.

- Poradzimy sobie, ale ja pierwsza zadałam panu pytanie. – Mężczyzna uśmiecha się półgębkiem i wraca do pozycji pionowej.

- Jesteście tutaj, na prośbę pułkownika i waszych ojców, do których mam was zaprowadzić. Chyba na tym wam zależało?

- To tylko odpowiedz na jedno pytanie – nie odpuszczam.

- Śmierć przełożonego jest dla mnie taką samą tajemnicą, jak dla was. A pozostała dwójka została w sektorze. Nie dałbym rady wynieść wszystkich, a i tak to wy jesteście najbardziej użyteczni.

Jak to brzmi, „Użyteczni”. Narasta we mnie irytacja i złość. Słowa trenera brzmią tak, jakby życie moich przyjaciół było mniej warte od mojego. Nie jestem nikim ważnym, nikim kto zasługuje na przetrwanie bardziej od innych. Nie mogę jednak wybuchnąć.

- Musimy po nich wrócić! – mówi Jonatan, gotowy z powrotem wsiąść do windy. Karpiński zaczyna się głośno śmiać, a ja żałuję, że jeszcze chwilę temu starałam się go wybielić w oczach kompana.

- Dawno nikt mnie tak nie rozbawił. Posłuchaj chłopcze. Major jest gotowy kazać cię rozstrzelać, gdy tylko otworzą się drzwi windy, ani ja, ani wy nie mamy tam powrotu. Uśpienie was było jedynym wyjściem na wydostanie się z stamtąd. Musiałem nieźle nakłamać, aby wywlec was w przeciwnym kierunku. Karolczyk i Ostrowski są bezpieczni dopóki żyjecie. Są kartą przetargową Morawskiego, więc ruszcie dupy i nie dajcie się pożreć żywcem. To chyba potraficie zrobić. – Odwraca się i rusza przed siebie.

- Nadal czegoś nie rozumiem – wtrąca Adamczyk, a Karpiński zatrzymuje się, ale nie odwraca w naszą stronę. – Dlaczego nam pomagasz?

Znam odpowiedz, jest ona bardzo prosta. Może trener jest człowiekiem majora, lecz on nie ma władzy nad jednym aspektem jego życia. Istnieje coś, dlaczego gotowy jest zrobić wszystko, nawet zdradzić dowódcę i idee.

- Chce, żebyśmy pomogli mu uratować jego rodzinę – odpowiadam za Karpińskiego, a on minimalnie obraca głowę i zerka na mnie kątem oka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Pasja 08.09.2017
    Zaczyna się nowy etap dla tych dwojga. Co kombinuje trener? Czy odnajdą rodziny i czy powrócą, aby uratować Anitę i Marka. Poza tym Morawski Tak szybko nie odpuści, ma wiele do stracenia. Pozdrawiam 5)
  • Marzycielka29 08.09.2017
    Dziękuję i z gory przepraszam za powtórzenia, jakie mogły sie pojawić. Bardzo ich nie lubię, ale nie mogłam dlugi czas ogarnąć tego rozdziału. Fajnie, ze to Cie nie zniechecilo, aby go przeczytać :)
  • Louis 08.09.2017
    Super! Bardzo mi się podobał ten rozdział :) będzie się działo :)
  • Marzycielka29 08.09.2017
    Dziękuję. Powiem Ci, ze mam kilka wersji zakończenia opowiadania i mam nadzieje, ze wybiorę najlepsze :)
  • Louis 08.09.2017
    Marzycielka29 Trzymam cię za słowo :)
  • Agnieszka Gu 27.10.2017
    Bardzo fajnie ułożony logiczny ciąg zdarzeń... :)
  • Marzycielka29 29.10.2017
    Dzięki:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania