Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Głośny sprzeciw

- A co z nią Scythe ? - głosy dobiegały do niej zza grubej zasłony bólu i krzyków umierających współtowarzyszy.

- Jak to co Maxi ? - odparł niski głos dowódcy - Zerżnąć a potem zarżnąć! - wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.

Potworna noc trwała w nieskończoność, godziny wlokły się niczym całe lata bólu i upokorzenia. Nie opierała się kiedy jeden po drugim ją wykorzystywali, nie miała na to siły a po za tym było ich zbyt wielu. Umrzeć, przestać żyć i odczuwać smród ich spoconych ciał, dotyk ich okrwawionych rąk na swoim ciele, nie widzieć ich roześmianych, poznaczonych bliznami twarzy. Umrzeć...

Gdy na horyzoncie wzeszło blade słońce poranka większość z najeźdźców spała, zmęczona całonocnym pijaństwem. Ona nie spała, nie mogła, marzyła o śmierci jak o wyczekiwanym kochanku który jakoś ciągle nie nadchodził. Kiedy z nią skończyli zostawili ją tak jak leżała przez całą noc, na brudnym łóżku, przypiętą do ramy plastikowymi opaskami zaciskowymi.

- Chcę umrzeć... niech to się już skończy... - myślała z rozpaczą wiedząc co ją czeka gdy tylko bandyci się przebudzą z pijackiego snu. Czekała ją powtórka z zeszłej nocy. Wbrew temu co mówił ich dowódca, dziewczyna nadal żyła, widocznie musiała bardzo przypaść im do gustu.

Do pokoju w którym się znajdowała weszła wysoka postać odziana w wysokie motocyklowe buty, skórzane spodnie i nabijaną ćwiekami skórzaną kurtkę z emblematem gangu motocyklowego który napadł na ich malutką osadę, dwa skrzyżowane obrzyny i uśmiechniętą czaszkę nad nimi. Postać powoli podeszła do dziewczyny i nachyliła się nad nią. W pierwszej chwili pomyślała że koszmar właśnie do niej powrócił, dopiero po chwili rozpoznała jednego z mężczyzn z osady.

- Boże co oni z tobą zrobili... - mówił cicho mężczyzna po kolei przecinając tasiemki - musimy uciekać Katie, udało mi się jednego załatwić kiedy spał, mam jego ciuchy i motocykl - mówił przejętym szeptem, owijając dziewczynę w koc.

- Musimy uciekać zanim się obudzą, jak najdalej stąd - ciągnął powoli schodząc po schodach na tyły domu, z pokoju obok dochodziło donośne chrapanie.

- Kto jeszcze...? - spytała słabym głosem dziewczyna.

- Tylko my dwoje... - urwał i zdławionym głosem dodał - nic nie mogłem zrobić, było ich zbyt wielu, tak strasznie mi przykro... - mężczyzna wsiadł na motocykl, ułożył dziewczynę przed sobą, sprawdził jeszcze czy zdobyte dwa obrzyny nadal tkwią w olstrach z tyłu motocyklu i zapuścił silnik. Obejrzał sie za siebie tylko raz kiedy odjeżdżali drogą na wschód, z nad miejsca gdzie żyli przez ostatni klika lat unosił sie czarny dym, oto płonęło ich całe dotychczasowe życie.

 

Świat wyniszczony wojnami to niezbyt gościnne miejsce. Ziemi pod uprawę jest niewiele, zwierzyny w lasach jeszcze mniej, ryby w rzekach niemal całkiem wymarły a to co w nich żyje obecnie prędzej pożarło by ci wędkę wraz z ramieniem niż dało się na nią złapać. Bandy grabieżców krążą po kraju rabując co tylko się da, tocząc między sobą nieustanne wojny o terytorium i zasoby. Wymiar sprawiedliwości już dawno przestał istnieć a jedyna sprawiedliwość na jaką możesz liczyć to broń u pasa, nóż w pochwie i sprawne pięści. Osada w jakiej do tej pory żyła Katie była jedną z wielu jakie powstały po wielkiej wojnie przed kilkoma laty. Wszystko szło dobrze, ludzie w pocie czoła budowali od zera miejsce do życia dla siebie i swoich dzieci, ucząc się z dnia na dzień jak przeżyć bez dobrodziejstw cywilizacji technicznej. Wszystko szło dobrze do ostatniej nocy, w jedną noc wszystko to co przez lata z takim trudem i poświęceniem zbudowali zostało obrócone w niwecz. W jedną noc...

Zatrzymali się na postój dopiero po południu, dziewczyna na przemian to zasypiała, na nowo przeżywając ból i upokorzenie ostatniej nocy, to znowu odzyskiwała przytomność aby oglądać obcy krajobraz do wtóru ryczącego silnika motocykla. Jej wybawca, Red, ukrył motocykl w jednym z sypiących się budynków małego, zniszczonego miasteczka do jakiego właśnie dotarli. Kiedy sprawdził dokładnie nowe lokum, wyjął z plecaka dwie zawinięte w folię aluminiową racje żywnościowe i manierkę. Podał dziewczynie jedną z nich i zajął miejsce przy oknie żeby przez cały czas mieć na oku drogę. Dziewczyna tępo spoglądała na leżący przed nią srebrny pakiecik.

- Jedz, musisz mieć siły, nie wiem na ile jeszcze wystarczy nam paliwa - mówił Red na chwilę oderwawszy oczy od drogi za oknem - kiedy się skończy będziemy musieli iść na piechotę a oni tak łatwo nam nie odpuszczą.

Dziewczyna sięgnęła po racje i zgrabiałymi palcami ją rozpakowała. Zawartość może nie wyglądała zbyt apetycznie ale mechanicznie zaczęła ją żuć, małymi kęsami, jakby wiedziała że musi to robić ale w ogóle nie ma na to ochoty. Red tylko skinął głową z aprobatą, nie wiedział jak ją pocieszyć, co można powiedzieć komuś kto przeżył coś takiego?!

- Nie bój się Katie, będzie dobrze - rzekł tylko sam nie do końca w to wierząc - znajdziemy inną osadę, na pewno nas przyjmą, ja znam się na ciesielce a Ty pomagałaś matce w lazarecie więc... - Red zrozumiał w tej chwili co właśnie zrobił.

W oczach dziewczyny zalśniły łzy.

- Tak, pomagałam... - pomyślała z żalem i goryczą - ale teraz nie ma już ani matki ani lazaretu w osadzie - Przepraszam, chciałabym być przez chwilę sama, nie odejdę daleko - powiedziała i z bólem wstała.

Red mógł tylko patrzeć jak wstaje i wychodzi z pokoju, w duchu wyrzucając sobie jakim jest nieczułym tępakiem.

Łzy nie przestawały płynąć a wspomnienia utraconego życia jak fale przyboju rozbijały się o świadomość dziewczyny. Wtedy gdy straciła już niemal całą nadzieję usłyszała cichutki szept, ledwie tchnienie "...ścij" zrozumiała jedynie. Zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać w obawie iż w pobliżu mogą być grabieżcy. Gdy wytężyła słuch udało jej się usłyszeć szept trochę lepiej "pomścij..." zdawał się mówić. Zaczęła szukać jego źródła, zdawał się dobiegać spod kupy gruzu w kącie pokoju. Kiedy się zbliżyła słowa stały się już całkiem wyraźne "Pomścij ich, Katie... zabij...". Zaczęła odgarniać gruz na boki, pod nim jej oczom ukazała się przeżarta rdzą i wymalowana spreyem zielona skrzynia, głos zdawał się dobiegać z jej wnętrza "Pomścij ich, Katie... zabij... zabij ich wszystkich...". Dziewczyna z trudem otworzyła skrzynie, na dnie leżał upstrzony plamami rdzy AK 47 na którym ktoś wymalował symbol anarchii na magazynku a na kolbie wypisał dwa słowa "Głośny Sprzeciw". Dziewczyna wyjęła karabin ze skrzyni a w tym samym momencie głos który słyszała przestał być szeptem a stał się niczym ryk huraganu "POMŚCIJ ICH KATIE!!" ryczał głos "ODDAJ MI SWOJĄ DUSZĘ A ZEMSTA BĘDZIE TWOIM UDZIAŁEM!!". Oszołomiona dziewczyna nie wiedziała co się dzieje ale podświadomie czuła że to nie sen a w głębi jej duszy rozpalało się nowe, nieznane dotąd uczucie, pragnienie zemsty. "TWOJA DUSZA ZA ICH ŻYCIA!! CO ODPOWIESZ?!". Uczucie narastało coraz bardziej, wypalając smutek, wysuszając łzy i pożerając wszelkie zahamowania aż nie zostało już nic oprócz płomienia.

"CO ODPOIWESZ?!".

- Tak!! - krzyknęła na głos dziewczyna - Chcę zemsty! Chcę żeby ci skurwiele zapłacili za to co zrobili mnie, mojej matce i wszystkim w osadzie!! - krzyczała ile sił w płucach Katie - Chcę żeby wszyscy zginęli!!

"CZY ODDASZ ZA TO SWĄ NIEŚMIERTELNĄ DUSZĘ?"

- Tak!! - odkrzyknęła.

"A ZATEM NIECH TAK SIĘ STANIE!! GDY TWA ZEMSTA SIĘ DOPEŁNI TWOJA DUSZA NALEŻEĆ BĘDZIE DO MNIE!"

Huragan stopniowo cichł aż przeszedł z powrotem w leciuteńki szept, cały czas jednak obecny, gdzieś tam na granicy słyszalności. Broń w rękach Katie zaczęła się zmieniać, plamy rdzy zniknęły ustępując miejsca nowiutkiej naoliwionej stali, ciężar masywnego karabinu zniknął równie szybko tak że dziewczyna mogła bez wysiłku unieść go teraz na wysokość oczu. Jedyne co pozostało niezmienione to słowa wypisane na kolbie i symbol anarchii na magazynku. Płomień zemsty szalał w jej duszy, nie było już odwrotu.

Ujęła pewnie kolbę karabinu i ruszyła z powrotem do Reda.

-Wracamy do osady - rzekła nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Red z wrażenia o mało nie wypadł przez okno a gdy zobaczył w rękach dziewczyny nowiutkiego AK 47 zdębiał już całkowicie.

- Dziewczyno odłóż to, to niebezpieczne - zawołał od niej i ruszył w jej stronę aby odebrać jej broń - a poza tym po co chcesz tam wracać, zamierzasz ich wszystkich załatwić tym kałasznikowem ? - spytał z niedowierzaniem.

- Dokładnie tak - odparła chłodno Katie - odpalaj motocykl i mnie tam zawieź, resztą zajmę się sama.

- Malutka to szaleństwo, nawet z tą bronią, co możesz zdziała przeciw całej tej bandzie zwyrodnialców ?! - pytał zrozpaczony

"Odbiło jej, do reszty oszalała przez to wszystko" - myślał.

I wtedy usłyszeli basowe dudnienie wjeżdżających do miasteczka motocykli.

- Przeszukać każdy jeden kąt w tej dziurze!! -wrzeszczał przywódca bandy - Chcę ich mieć żywych!!

Usłyszeli tupot ciężkich buciorów i pokrzykiwania bandytów rozdzielających między siebie teren do przeszukania.

- Mała uciekamy - szepnął Red - zabiją nas!

Gdy odwrócił się żeby sprawdzić źródło hałasu dobiegającego z alejki za domem cios w potylice kompletnie go zaskoczył. Zachwiał się i odwrócił najszybciej jak potrafił ale nie dość szybkom kolejny cios kolbą w splot słoneczny odebrał mu dech w piersi a kolejne uderzenie w głowę do reszty pozbawiło go przytomności.

- Tak będzie lepiej - dziewczyna przycisnęła do boku broń i ruszyła w stronę alejki, na końcu lufy formował się właśnie tłumik aby ułatwić jej czekające ją zadanie.

 

Scythe miał parszywy dzień, jeden z takich w których najlepiej byłoby w ogóle nie ruszać się z knajpy. Najpierw ta cała akcja z dziewczyną w osadzie i trupem a potem jeszcze nadziali się na tych debili z jakiegoś nowego gangu w okolicy. Niby nic wielkiego ale amunicja kosztuje a na straty w ludziach nie mógł sobie pozwolić. Nie to żeby się jakoś specjalnie nimi przejmował, ale trzeba dbać o reputację bo bandy sępów tylko czyhają aż okaże słabość. Odkąd ludzie rozeszli się na poszukiwania minęło jakieś 20 minut.

- Gdzie ci debile poleźli że ich tyle nie ma... - zastanawiał się na głos - Stan idź no ich poszukaj, nie mamy całego dnia na szukanie jakieś cizi i jej przydupasa...

Stan, osobisty pachołek szefa, ruszył truchtem w poszukiwaniu towarzyszy. Po kolejnych 15 minutach czekania nie nadeszła żadna odpowiedź, co więcej, przestawały też dochodzić z terenu jakiekolwiek odgłosy. Coś się działo, Scythe czuł to w trzewiach, coś było nie tak. Wtedy ją zobaczył, dziewczyna, na ok 16-17 lat, krótko ostrzyżona pokryta krwią od stóp do głów z masywnym kałasznikowem pod pachą. Szła w jego stronę, a w jej oczach płonął ogień. Szef bandy w lot pojął co się stało z jego ludźmi, było to niemożliwe żeby ta smarkula dała im radę w pojedynkę ale w głębi duszy wiedział że tak właśnie było.

Wyszarpną z kabury obrzyna, przymierzył i wypalił z obu luf, śrut czarną chmurą ominął dziewczynę i wbił się w ścianę za nią.

- Chybiłem?! - spytał sam siebie z niedowierzaniem już łapiąc za drugiego obrzyna - Ja kurwa nigdy nie chybiam!! - wrzasnął i wypalił z obu rur do oddalonej o ok 5 metrów dziewczyny. Sytuacja się powtórzyła a Scythe był co raz bardziej przerażony.

- Jesteś ostatni - powiedziała spokojnie dziewczyna - zaraz dołączysz do swoich ludzi - dodała unosząc broń do strzału. Na jej twarzy malował się uśmiech, uśmiech jaki widuje się na twarzy szaleńca.

- Poczeka, poczekaj, możemy się dogadać - pierwszy i drugi strzał precyzyjnie zmieniły rzepki mężczyzny w okruchy kości, skutecznie uniemożliwiając mu ucieczkę. Kolejne przedziurawiły mu wątrobę i brzuch.

- Żebyś za szybko nie umarł - rzekła do, wijącego się na ziemi z bólu, mężczyzny - reszcie najpierw przestrzeliłam krtanie, żeby nie było słychać krzyków - mówiła spokojnie, nadal się uśmiechając - ty możesz wrzeszczeć do woli...

Do wtóru krzyków konającego dziewczyna uklękła na brudnym asfalcie, przyłożyła lufę broni do brody i zamknąwszy oczy pociągnęła za spust. Jej czaszka eksplodowała czerwienią, zdobiąc grunt odłamkami kości i strzępkami mózgu.

Konający mężczyzna, w swoich ostatnich chwilach usłyszał cichy szept, albo przynajmniej tak mu się wydawało, który mówił "...dokonało się" a potem broń którą dzierżyła dziewczyna zniknęła. Nikomu jednak o tym nie opowiedział gdyż chwilę potem skonał.

 

Johnny cicho płakał ukryty pod podłogą chaty, na górze banda najemnych zbirów właśnie torturowała jego ojca.

- No to jak Buck, sprzedasz swoją ziemię panu Conroyowi czy mamy się wziąć za twoją słodką żoneczkę ? - pytał szef bandy

- Tak tak sprzedam, tylko nic jej nie róbcie - Buck drżącą ręką podpisał dokument podsunięty mu przez wysokiego draba.

- No, nie można tak było od razu? - spytał i zaczął się zbierać od wyjścia - Aha, a to tak dla pewności żebyś się czasem nie rozmyślił - Johnny usłyszał dwa strzały i upadające ciało ojca.

- Zwijamy się chłopaki, chałupę spalić!

Wśród dymu i płomieni chłopakowi udało się uciec a kiedy zrozpaczony siedział przy zagrodzie dla bydła usłyszał szept "...pomścij", dochodził ze starej szopy na drewno. Gdy do niej wszedł wśród starych rupieci znalazł starą strzelbę owiniętą w płótno. Na kolbie miała wypalone niewprawną ręką dwa słowa...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Klementyna 15.06.2019
    Trzyma w napięciu i chce się szybko doczytać do końca. Podoba mi się :)
  • pkropka 16.06.2019
    Ciekawy pomysł i zgrabnie napisany.
    Jeżeli mam się czegoś czepnąć, to końcówka troszkę przyspieszona. Grożą że wezmą się za żonę, więc przydałoby się i zdanie o niej. Gdzie jest, może słychać, że płacze. Ogółem zabrakło mi emocji w niej.
    Ale ogółem super :) główna historia mnie zaintrygowała i jej nie mam nic do zarzucenia.
  • Canulas 16.06.2019
    "Ziemi pod uprawę jest niewiele, zwierzyny w lasach jeszcze mniej, ryby w rzekach niemal całkiem wymarły a to co w nich żyje obecnie prędzej pożarło by ci wędkę wraz z ramieniem niż dało się na nią złapać." - ten fragment (abstrahując od interpunkcji) mi się podoba.
    Ogólnie to nie podzielam entuzjazmu przedmówczyń.
    Interpunkcja trochę kuleje. Nie dawaj znaków zapytania po spacji.
    Pozdrox
  • Agnieszka Gu 17.06.2019
    Witam,.
    Przyzwoite opko, choć chwilami trochę naiwnie pgmatwane.
    Niemniej, przyjemnie się czyta.
    Sugestia: "ok 5 metrów dziewczyny" i kilku innych fragmentach - cyfry zapisujemy słownie czyli o tutaj: "pięć"
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania