Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
#GOD Rozdział 11-Głos
Perspektywa Eskulapa
Ciągnąłem rannego Danaiela jak najdalej od miejsca bitwy. Rana na jego torsie była paskudna. Najprawdopodobniej będę musiał ją zszyć. To nie tak, że jestem bezlitosnym skurwielem, który dba tylko o siebie. Po prostu kilkukrotnie zaufałem niewłaściwym osobom. Od tamtego czasu staram się nie okazywać uczuć przed innymi. Boję się, że mnie zranią, że znów będę przez nich cierpiał. Zerwałem wierzchnią warstwę ubrań z klatki piersiowej mojego kompana. Syknąłem przez zęby. Trzeba działać szybko inaczej nam się chłopina wykrwawi. Ściągnąłem torbę z ramienia i otworzyłem ją. Na samym wierzchu leżała igła oraz nić chirurgiczna. Wyciągnąłem także gazę oraz maść uśmierzającą ból. Coś na wzór znieczulenia. Nawlokłem igłę na nitkę pochylając się nad torsem Danaiela. W tym momencie od strony walczących mężczyzn poniósł się krzyk Aina. Obróciłem się gwałtownie i zamarłem. Dookoła mojego kompana zbierały się kłęby czarnego dymu. Próbował on panicznymi ruchami zerwać maskę. Napotkałem jego wzrok wpatrując się w czarne jak noc źrenice.
-Nadchodzi... - odezwał się nieludzki, nienależący do Aina głos.
Złapałem się za głowę. Wydawało mi się, iż te słowa dotarły do mojego wnętrza wżerając się w nie jak robak. Dookoła mężczyzny zebrały się kłęby czarnego dymu. W tej chwili od strony postaci poniosła się fala uderzeniowa rozwiewając resztki dymu. Zamiast Aina stała tam dwumetrowa kreatura z twarzą skrytą pod kapturem. Odziana była w ciemny płaszcz uformowany z cząsteczek dymu, który poruszał się i rozwiewał przy najlżejszym wietrze aby chwile później znów być w nienaruszonym stanie. W dłoniach z których pozostały tylko białe kości trzymała olbrzymią kosę. Postać powoli odwróciła się w moją stronę. Opuściłem wzrok czując na sobie jej przytłaczające spojrzenie.
- Nie jesteś godny by na mnie patrzeć... - odezwał się ten sam zimny głos.
Perspektywa Aina
- Zamknij się! - krzyczałem do głosu w mej głowie
- Dlaczego? - zapytał drwiącym tonem- staram się ci pomóc...
- Kim jesteś? Odpowiadaj! - krzyczałem
- Jestem tobą... twoim pragnieniem zemsty, twoją wściekłością- odparł spokojnie
Nie potrafiłem zapanować nad swoim nowym wcieleniem. Uśmiech z twarzy Waśni zniknął jak zdmuchnięty płomień świeczki.
- Zabij go...- wymamrotałem
Uniosłem kosę zamierzając się wprost na Jeźdźca. Mężczyzna zdołał uskoczyć przed morderczym cięciem.
- Nie hamuj mnie- wycharczał głos
Moi przyjaciele, misja, ludzkość... oni wszyscy mnie potrzebują. Nie mogę ich zawieść...
- Jestem twój... - wyszeptałem.
W tej chwili poczułem, iż tracę kontrole nad postacią. Kreatura uniosła kosę wyprowadzając cios, który powinien był przeciąć Jeźdźca na pół. Jednak Waśń uskoczył w tył przywołując na usta, dobrze mi znany, drwiący wyraz.
- Na tyle cię stać?- zapytał z uśmiechem- po co ci nowa zabawka, skoro nie umiesz jej używać?
Postać ryknęła wściekle ruszając na mężczyznę. Moje myśli wypełniła wszechobecna wściekłość. Zabić... sponiewierać... sprawić ból. Kreatura zamachnęła się kosą tak szybko, iż nawet nie zdążyłem zarejestrować ciosu. Kosa po prostu pojawiła się w brzuchu Waśni przebijając go na wylot. Jeździec popluł podbródek krwią charcząc. Postać wściekle złapała szyję mężczyzny wyszarpując kosę. Dolna część ciała Jeźdźca dosłownie zniknęła.
- Zdychaj- wycedziłem wpatrując się w martwe ciało.
- Dziękuje- wymamrotał cicho głos.
- Za co?
- Za pomoc
Pomoc? Można to tak ująć.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie- stwierdziłem- kim jesteś?
- Żniwiarzem...
Komentarze (12)
Daję pięć, ze świadomością twojej poprawy i chęcią motywacji, drogi Aletinie ;P
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania