Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
#GOD Rozdział 15-Wieża
Następnego dni wyruszyłem w stronę miejsca zaznaczonego na mapie. Podróż nie powinna zająć mi więcej niż pół dnia. Kilka godzin później przystanąłem na krawędzi lasu wpatrując się w dolinę pod mną. Przetarłem oczy ze zdumienia. Ktokolwiek stworzył to miejsce nie zrobił tego w jeden dzień. W niecce poniżej znajdowała się wieża , której szczyt znajdował się na wysokości czubków najwyższych drzew. Była ona zbudowana z białych kości. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniono szarym cementem. Do wejścia prowadziła jedna, wyłożona kamieniami, droga. Kopuła budowali była całkowicie zabudowana przez co nie wiedziałem czy we wnętrzu czekają na mnie Jeźdźcy. Westchnąłem poprawiając maskę, która zsunęła się z mojej twarzy podczas przedzierania się przez leśne poszycie. Sprawdziłem czy szabla płynnie wysuwa się z pochwy przy pasie. Ostatnie poprawki. Sztylet w bucie, pod pachą i jeszcze jeden wszyty w kołnierz bluzy. Wszystko na miejscu. Przysiadłem na piętach wypatrując jakiegokolwiek ruchu poniżej.
- Poczekaj jeszcze chwilę - usłyszałem głos w głowie.
No cóż, mogłem posłuchać Maski lub jak zwykle zrobić wszystko po swojemu. Wzruszyłem ramionami wzdychając ciężko. Postanowiłem zaufać sprzymierzeńcowi. Jak się okazało, słusznie. Parę minut później u stóp wieży zamigotało jasne światło, które po chwili przemieniło się w pełnowymiarowy portal z którego wyszło trzech mężczyzn. Nie zdążyłem się im przyjrzeć bo niemal natychmiast skierowali się do wieży. Uśmiechnąłem się pod nosem powoli wychodząc spomiędzy drzew. Zbiegłem do doliny i przypadłem do ściany budowli uspokajając oddech. Przymknąłem oczy pogrążając się w myślach. Koniec podróży? Czy to jest moje przeznaczenie? Zabić Jeźdźców i powrócić w chwale? Tylko... co dalej? Wrócę do poprzedniego życia? Nie, niemożliwe, poza tym i tak nie potrafiłbym się dostosować. Potrząsnąłem głową wracając do rzeczywistości. Nie czas by myśleć o tym teraz, teraz najważniejsze jest by wypełnić misję. Pchnąłem wrota wieży wchodząc do wnętrza. Panował tu niemalże tak samo dojmujący chłód jak na zewnątrz. Westchnąłem wpatrując się w niezliczoną ilość schodów przede mną. Począłem wspinaczkę z każdą chwilą zbliżając się do celu. Zrobię wszystko by wypełnić cel, by zapewnić bezpieczeństwo przyjaciołom, ludzkości, wszystkim.
- Wszystkich nie uratujesz - usłyszałem głos Maski.
Warto próbować, jeśli mi się nie uda przynajmniej zginę ze świadomością, że próbowałem, robiłem wszystko co w mojej mocy. Przystanąłem przed drzwiami prowadzącymi do kopuły wieży. Pora uspokoić oddech, skoncentrować się na walce. W tym momencie zza wrót dotarł do mnie dźwięk uderzenia i kobiecy szloch.
- To, że jesteś jakąś cholerną Wyrocznią nie znaczy, że będziemy traktować cię inaczej - powiedział nieznany, chropowaty głos.
Zadrżałem z gniewu wyciągając szablę z pochwy. Kopnąłem w drzwi wpadając do sali. Zabić... zabić ich wszystkich...
Komentarze (3)
"W niecce poniżej znajdowała się wieża , której " - W nieco* oraz przecinek w złym miejscu
Jak zawsze wspaniałe, tylko dlaczego takie krótkie :p 5 i pozdrawiam. ;D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania