Aż mi się moje lekcje matmy przypomniały. I ta końcówka. Dobrze, że to już za mną, bo chyba bym się popłakała. Gołębi nienawidzę równie mocno (no, może troszeczkę mniej) jak samej matematyki, a to moje przeklęte miasto jest pełne tych okropnych ptaków :( Zostawiam 5 za te mocne uczucia, które we mnie Twój tekst obudził. :)
Nie sądziłam, że tym tekstem rozbudzę w kimś głębsze uczucia, ale bardzo mi miło, że znalazłaś tutaj dla siebie coś osobistego :) Dziękuję Ci ślicznie za taki rozbudowany komentarz, odwiedziny i podzielenie się przemyśleniami oraz wspomnieniami, jakby nie było :)
Nigdy nie chodziłam na korepetycje, ale widzę, że to chyba moje szczęście :) Gołębie lubię, nawet bardzo :) Ponoć jak taki narobi człowiekowi na kapelusz to samo szczęście :) Bardzo fajnie opowiedziana historia i podobają mi się Twoje dedykacje. Przy okazji pozdrowienia dla Lucindy i piąteczka :)
Hehe, oczywiście to obraz wyolbrzymiony, ale zawsze to godzina wyjęta z życia - przydatna bądź mniej :) Tak, ten przesąd też słyszałam, ale za gołębiami nie przepadam mimo to :)) Nie sądziłam, że kiedykolwiek od kogokolwiek usłyszę, że podobają mu się moje dedykacje, ale dziękuję :D
A ja korepetycje z matmy wspominam bardzo dobrze. Odbywały się w piątki, co na pierwszy rzut oka było szaleństwem, ale tak naprawdę było doskonale przemyślanym posunięciem taktycznym (bo na weekendy zadawała najwięcej matematyczka). Żeby dotrzeć do pani korepetytorki musiałem wprawdzie przebyć pół miasta zatłoczonym tramwajem, ale z perspektywy czasu widzę, że to był całkiem fajny przerywnik, podczas którego mogłem nabrać dość sił, żeby jeszcze tamtego dnia, po całym tygodniu do matmy siąść. Sama pani zaś była bardzo miła, zawsze przyjmowała mnie z uśmiechem i zawsze (!) robiła mi kawę z czekoladą... Mój Boże, jakie to było dobre... Nie wspomnę już nawet o tym, że jej hobby (prócz matmy) było pieczenie ciast i nie raz zdarzyło się, że częstowała mnie ciepłym jeszcze kawałkiem słodkości...
No i te rzeczy z tajemnego ,,rozszerzenia", które zwykle kojarzyły mi się z czarnymi mszami, a które w jej wydaniu sprawiały, że rozwiązywanie zadań z podstawy stawało się dziecinnie proste... Słowem, naprawdę świetna z niej była kobieta i zaczyna mi już brakować tych piątkowych korków matematycznych...
Ale się roz(marzyłem)pisałem. Przechodząc jednak do Twojego tekstu, jak zwykle kawał dobrej roboty. Napisany lekko i z humorem, przerysowany matematyk i jego ,,dantejska grota cierpienia". Naprawdę bardzo przyjemnie się to wszystko czytało, więc nie zostaje mi nic innego jak zostawić po sobie nikły ślad w postacią piąteczki i pozdrowić Cię gorąco (spiesząc z wyjaśnieniem, że postaram się w końcu nadrobić tą nową, zakończoną już serię Salamandry). :)
Ach, widzę, że się rozmarzyłeś :D No ale gotująca korepetytorka - toż to skarb :) Pamiętam, że kiedy jeszcze chodziłam do gimnazjum, moja nauczycielka z angielskiego czasem przynosiła gofrownicę i tłumaczyła, równocześnie nas częstując. Czekoladę uwielbiam, za kawą nie przepadam, szczerze mówiąc... ale połączenie brzmi intrygująco (zakosztowałam takiego tylko z automatu, ale czym jest automat wobec człowieka...). Ależ poetycko nazwałeś to małe mieszkanko :D Co do Salamandry - jak dla mnie Zapałki wyszły lepiej, no ale co poradzić :) I za niedługo też postaram się do Ciebie zajrzeć. Niedawno byłam w rozjazdach, to staram się nadrabiać teksty, a czasu znowuż nie ma jakoś dużo i to się tak kręci i kręci w kółko. No ale kiedyś przyjdę, więc uzbrój się w cierpliwość :)
Jejku, bardzo Ci dziękuję za dedykację. W ogóle się tego nie spodziewałam, ale przeczytałam w samą porę tuż przed matmą, tylko z komentarzem nie zdążyłam, więc dopisuje godzinę później (przed drugą matmą :D). Tekst świetny, skutecznie poprawił mi humor i hm, cieszę się, że moje lekcje matematyki nie wyglądają tak, jak te korepetycje, chyba całkiem miałabym jej wtedy dość. W sumie to dobre pocieszenie. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję i zostawiam jak zwykle piąteczkę :)
Miło mi, że mogłam podnieść Cię na duchu tym tekstem - Ty mnie z kolei komentarzem :) I nie ma za co dziękować, tak jakoś wpadłam na ten pomysł i od razu skojarzył mi się z Tobą :))
Ależ ta strona schodzi na psy... O uzasadnienie oceny nawet nie proszę, bo i tak nie dostanę. Współczuję wylewania frustracji, jednakże mało mnie już obchodzi ta jakże "konstruktywna" krytyka :)
Komentarze (18)
No i te rzeczy z tajemnego ,,rozszerzenia", które zwykle kojarzyły mi się z czarnymi mszami, a które w jej wydaniu sprawiały, że rozwiązywanie zadań z podstawy stawało się dziecinnie proste... Słowem, naprawdę świetna z niej była kobieta i zaczyna mi już brakować tych piątkowych korków matematycznych...
Ale się roz(marzyłem)pisałem. Przechodząc jednak do Twojego tekstu, jak zwykle kawał dobrej roboty. Napisany lekko i z humorem, przerysowany matematyk i jego ,,dantejska grota cierpienia". Naprawdę bardzo przyjemnie się to wszystko czytało, więc nie zostaje mi nic innego jak zostawić po sobie nikły ślad w postacią piąteczki i pozdrowić Cię gorąco (spiesząc z wyjaśnieniem, że postaram się w końcu nadrobić tą nową, zakończoną już serię Salamandry). :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania