,, kojarzyły mu się z aniołek,'' - aniołem
,,było zatruwane chemią...'' - ale nie taką z niezdrowego jedzenia :)
Ciekawy tekst, ale mam wrażenie, że trochę pisany na szybko. Ta banalna, choć ładna, końcówka nie do końca przypadła mi do gustu. Nie dlatego, ze nie lubię szczęśliwych zakończeń, bo lubię, ale tak to wygląda jakbyś nie miał pomysłu na coś innego i tak na szybko zakończyłeś.
Bo miłość powoduje, że wszystko jest piękne i kolorowe. Ale życie plącze te nici szczęścia. Więc niech ta chemia truje ich jak najdłużej! Oczywiście miłosna. 5:-)
Jednego zdania nie rozumiem - Trzymał ją mocno za delikatną, niczym puszysty, kolorowy kwiat podczas tego lotu. Mam różne skojarzenia co do delikatnej, niczym puszysty. Poza tym, nie wiem. Badania nie zaszkodzą. 4
Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, odkąd poznał tą dziewczynę. Uważał, że to ta jedyna, ta na całe życie, ta której nie wypuści z objęć, może dlatego tak mocno zawsze ją trzymał, gdy przytulali się klejąc do siebie. Miała jasne blond włosy, które tak bardzo kojarzyły mu się z aniołem, za którego ją uważał. Miała niebieskie oczy; przypominały one wodę, ocean miłości, lecz po trochu zagubienia. W świecie serca, nie da się tak po prostu odnaleźć i czuć (się??) jak w domu. Oceniał to uczucie jako nici, które co jakiś czas pląta ostra igła. Miał nadzieję, iż wszystkie te igły przepadną w morzu zapomnienia, aby nigdy już nie wróciły. Trzymał ją mocno za delikatną, niczym puszysty, kolorowy kwiat podczas tego lotu. Gdy padał granatowy deszcz, a żółte jak słońce pioruny uderzały o ląd, prosto z tych ciemnych chmur, tych powodujących brak zrozumienia i pesymizm - ona dodawała im uroku. Deszcz zamieniał się w krwiste czerwone strugi uczucia, pioruny nie zmieniały koloru, przemieniając się w złotą energię wewnętrznego szczęścia.
Nadszedł dzień ślubu. On w czarnym garniturze, z czerwoną różą, przypominając członka kultowej rodziny Corleone. Ona w białej sukni, jak stado zadowolonych łabędzi pośród śniegu. W dwójkę wyglądali pięknie. Każdy dramat w ich życiu zniknął, być może tylko dzięki uroczystości.
Mijały lata. Po licznych próbach, na świat przyszedł Mateusz. Pragnęli wychować go w trosce, miłości. Byli w trójkę prawdziwą rodziną, pięknie wyglądającą, jak bukiet białych róż słonecznego dnia latem. Szeroki, niczym rzeka związku energii uśmiech nie schodził z ich twarzy. Mateuszek mógł dziękować istocie, bądź istotom z odległych zaświatów za takich rodziców - wiecznych optymistów. Do końca życia to wesołe trio było zatruwane chemią...
Komentarze (14)
,,było zatruwane chemią...'' - ale nie taką z niezdrowego jedzenia :)
Ciekawy tekst, ale mam wrażenie, że trochę pisany na szybko. Ta banalna, choć ładna, końcówka nie do końca przypadła mi do gustu. Nie dlatego, ze nie lubię szczęśliwych zakończeń, bo lubię, ale tak to wygląda jakbyś nie miał pomysłu na coś innego i tak na szybko zakończyłeś.
Nadszedł dzień ślubu. On w czarnym garniturze, z czerwoną różą, przypominając członka kultowej rodziny Corleone. Ona w białej sukni, jak stado zadowolonych łabędzi pośród śniegu. W dwójkę wyglądali pięknie. Każdy dramat w ich życiu zniknął, być może tylko dzięki uroczystości.
Mijały lata. Po licznych próbach, na świat przyszedł Mateusz. Pragnęli wychować go w trosce, miłości. Byli w trójkę prawdziwą rodziną, pięknie wyglądającą, jak bukiet białych róż słonecznego dnia latem. Szeroki, niczym rzeka związku energii uśmiech nie schodził z ich twarzy. Mateuszek mógł dziękować istocie, bądź istotom z odległych zaświatów za takich rodziców - wiecznych optymistów. Do końca życia to wesołe trio było zatruwane chemią...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania