Gorzki smak nieśmiertelności. - Rozdział 3

Stukot końskich kopyt i jego silna dłoń w pasie były dla niej czymś czego nigdy nie spodziewała się poczuć. Elficki książę właśnie wiózł ją do pałacu strzeżonego przez strażników. W jego wnętrzu znajdowało się dosłownie wszystko, łącznie z władcą całej Puszczy. Ilinora nie wiedziała jak ma się zachowywać. Nerwy narastały w niej z każdą sekundą w miarę zbliżania się do celu. Nie czuła już nawet bólu w kostce. Jej myśli zaprzątała obietnica złożona innemu księciu. Miała dziś wieczorem znów odwiedzić Erdoana w grocie za wodospadem, jednak Thranduil pokrzyżował jej plany. I teraz nie miała nawet jak wrócić do domu.

- Oddałbym wszystko, by dowiedzieć się co tak zaprząta twoje myśli Ilinoro. – usłyszała koło ucha spokojny głos księcia Elfów. Siedział tak blisko niej. Czuła za sobą jego oddech. Niekiedy miała wrażenie, że przyciska ją do siebie, że nie chce jej wypuścić. Bała się tego uczucia, którym być może ją obdarzył. Thranduil umiał bawić się elfkami tak jak jego przyjaciele. Ilinora doskonale o tym wiedziała. Nie raz widziała go u boku księżniczek, a wieczorem obserwowała go z korony drzewa w towarzystwie prostych dziewcząt takich jak ona. Sybelli nie odwiedzał nigdy, ale jego przyjaciele robili to dość często.

- Raczej nie poznasz ich nigdy. – powiedziała nieco cichszym głosem. Jej oczom ukazał się piękny pałac i jego ogrody, w oddali dało się słyszeć szum wody, która wypływała z maleńkich fontann i strumyczków wokół pałacu. Thranduil zatrzymał konia i zeskoczył z niego. Poklepał rumaka po szyi i szepnął coś czego Ilinora nie zrozumiała. Była zachwycona widokiem jaki miała właśnie przed oczami. Ocknęła się z zachwytu, kiedy Thranduil postawił ją na ziemi.

- Możesz stać? – zapytał, a jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Ilinora nie czuła już bólu. Była pewna, że zaraz będzie mogła biegać po Puszczy.

- Tak. Czuję się już dobrze. Właściwie to mogę wracać do domu. – Dziewczyna odwróciła się tyłem i wtedy poczuła, że książę łapie ją za dłoń.

- Zostań chociaż do kolacji. Oprowadzę Cię po zamku, a później odwiozę.. – Jego długie srebrne włosy lekko opadały na ramiona, szare oczy wręcz błyszczały. Za sobą miał łuk i strzały, którymi był gotów zgładzić każdego kto jej zagrozi. Ilinorą interesował się już od dawna. Podobała mu się jak nikt inny wcześniej. Zauważył ją kiedyś przy Sybelli, która wręcz narzucała się jego kolegom. Ilinora była inna. Wiedział to… Miał głębokie nadzieje, że w końcu zdobędzie jej względy. Nie dla zabawy jak to robił dotychczas z innymi kobietami. Młoda Elfka natomiast gryzła się ze swoimi myślami. Nie mogła odmówić Thranduilowi. Jednocześnie bardzo chciała rozmawiać z Erdoanem, obserwować go i poznawać.

- W takim razie… Zostanę, ale tylko ten jeden wieczór.

 

W towarzystwie Thranduila czas leciał jej niezwykle wolno. Podziwiała każde pomieszczenie jakie książę jej pokazał, a w pałacu było ich naprawdę wiele. Jednocześnie bała się, że w każdej chwili mogą trafić na jego ojca, króla Orophera.

- Jak odnajdujesz leśny pałac? – usłyszała głos Thranduila i od razu spojrzała w jego szare oczy. Tym razem nie był to lodowaty lecz wesoły odcień. Książę był oczarowany faktem, iż Ilinora spędza z nim czas. Ta łamiąca przepisy i etykietę Elfka naprawdę miała w sobie coś niezwykłego. Coś co Thranduil chciał poznać i posiąść.

- Pałac jest imponujący. – odezwała się cicho i dłonią dotknęła wody, która tryskała z fontanny na tarasie widokowym. Thranduil uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na ciemne niebo, na którym jaśniały białe gwiazdy. Ilinora zrobiła to samo. Książę stał za nią. Nie bał się odrzucenia. Delikatnie więc ujął jej gładką i mokrą od wody dłoń. Ilinora poczuła jego rękę w pasie. Przymknęła oczy, kiedy jego ciepły oddech dosłownie musnął jej szyję.

- Pozwolisz mi cię pocałować? – zachrypnięty głos Elfa zadziałał na nią jak płachta na byka. Stanowczym krokiem odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.

- Thranduil czy ty nie rozumiesz, że ja jestem tylko Elfką z Mrocznej Puszczy? Ojciec nigdy nie pozwoli Ci związać się z kimś takim jak ja! Musisz dać mi spokój zanim… - nie dokończyła, czuła pod powiekami łzy. Taka była bolesna prawda. Była w stanie go pokochać jednak to nie miało jakiejkolwiek racji bytu. Książę jak na zawołanie mocno uchwycił jej nadgarstek.

- Zrobię to co ja będę uważał za stosowne. – syknął wpatrując się w jej zaszklone oczy. Ojciec nie miał najmniejszego wpływu na to do kogo poczuje to coś. Nie musiał zakochiwać się w jakichś księżniczkach. Po prostu wybrał Ilinorę. Nie chciał nikogo innego. Odgarnął jej delikatnie włosy z czoła i przełknął głośno ślinę. Ona milczała. Nie była w stanie wydusić z siebie nawet najmniejszego słówka. Niech Sybella go sobie zabiera; pomyślała.

- Ja… najlepiej będzie jak sobie pójdę. – zerknęła na otwarte wrota pałacu. No już uciekaj; ponaglała się w duchu, ale jej ciało nawet nie drgnęło. Tak jakby jakaś siła trzymała ją przy nim. Thranduil uśmiechnął się zadziornie.

- Nawet o tym nie myśl. Nie zjedliśmy kolacji. – Książę klasnął w dłonie i skinął głową na jednego ze służących. Kilka Elfek z jakiejś przyczyny znalazło się wokół niej. Zaczęły ją oglądać. Poczuła się jak zwierzątko schwytane w Puszczy.

- Niech Lady Ilinora będzie gotowa za godzinę. Chcę przedstawić ją ojcu. – usłyszała i wręcz zamarła. O tej porze powinna już siedzieć w grocie obok Erdoana, sprawdzać jego rany i towarzyszyć mu.

- Thranduilu ja chcę wrócić do domu! – zdołała wykrztusić. Jednak książę tylko posłał jej szeroki uśmiech. Wiedziała, że nie ma już odwrotu. Ale dlaczego ten jasnowłosy dupek uczepił się akurat jej? Sybella byłaby lepszą kandydatką, jeśli już chciał koniecznie rozkochać w sobie jedną z poddanych.

 

Dokładnie godzinę później patrzyła w wielkie zwierciadło jednej z komnat leśnego pałacu. Nie wierzyła własnym oczom. W lustrze nie widziała już Ilinory z długim warkoczem tylko kobietę-Elfa, którą nie sposób było odróżnić od tych wszystkich księżniczek, które Thranduil witał na tarasie widokowym podczas uroczystości. Jej lekko opalona cera nie została wypudrowana białym proszkiem, ponieważ na to Ilinora się nie zgodziła. Włosy wyszczotkowano jej na całej długości, aż zaczęły błyszczeć, wpleciono w nie również delikatny diadem. Suknia jaką miała na sobie była przepiękna. Ilinora nigdy nie miała na sobie czegoś tak szykownego i eleganckiego. Materiał delikatnie błyszczał w świetle, a imponujące rękawy wręcz dopełniały całą kreację. Brzegi sukni obszyte były ciemnozielonym jedwabiem.

- Lady Ilinoro, czy wszystko dobrze? Strasznie pani zbladła. – usłyszała głos jednej ze służących.

- Tak. Po prostu nie powinno mnie tu być. – odpowiedziała krótko.

- Książę od dłuższego czasu się pani przyglądał. To nie przypadek, że tutaj dziś jesteś. Nie obawiaj się niczego. Tutaj nie stanie ci się żadna krzywda. – służąca włożyła na jej palca delikatny pierścień z białym kamieniem i uśmiechnęła się ciepło. Po chwili zniknęła. Ilinora miała ochotę się rozpłakać. Została tutaj całkiem sama, za chwilę miała stanąć przed królem, u boku jego jedynego syna. Wtedy zobaczyła, że okno jej komnaty wychodzi na otwarty ogród. A stamtąd już całkiem prosta droga do Puszczy.

 

Thranduil ubrany w posrebrzaną szatę właśnie ułożył dłoń na klamce do jej komnaty i bezszelestnie otworzył drzwi. Ilinora chciała wyjść przez ogród, domyślił się, że usiłuje zbiec dlatego jego serce, aż zadrżało z rozpaczy. Mógłby oddać wszystko za to, by spojrzała na niego z taką miłością jak on na nią teraz patrzył. Była naprawdę najpiękniejszą kobietą-elfem jaką kiedykolwiek widział.

- Ilinoro… – odezwał się cicho. Widział jak zatrzymuje się w połowie ścieżki i odwraca do niego. Nigdy w życiu nie widział tak niesamowitej istoty w tych komnatach. Na jej twarzy malował się ogromny smutek. Ciągnęło ją gdzieś… Gdzieś daleko od niego.

- Nie mogę, nie czuję się tutaj sobą… - powiedziała cicho. Thranduil wyciągnął w jej kierunku delikatną dłoń odzianą w pokaźny pierścień z takim samym kamieniem jak ten jej.

- Jesteś sobą, w innej postaci. Bez tej sukni i rozpuszczonych włosów, nadal jesteś tą szaloną elfką biegającą po Puszczy w nocy, kiedy niebezpieczeństwo sięga najwyższego stopnia… Nadal jesteś tą uroczą istotką pływającą po leśnym jeziorku całkiem nago, jesteś kimś za kim szaleję… – srebrzysty wzrok utkwił w idealnie przystrzyżonej trawie. Ilinora poczuła, że robi jej się słabo. On właśnie powiedział coś o czym marzyła każda kobieta w wiosce!

- Chwila... skąd ty wiesz co robię po zmroku? – zapytała podejrzliwie. Mimo wszystko, po raz pierwszy na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Ujęła jego chłodną dłoń. Widziała, że na jego bladej skórze powoli maluje się lekki rumieniec. Nie spodziewała się tego, że niekiedy wyrachowany i pewny siebie książę przejawia takie odruchy. Zachichotała mimowolnie i spojrzała mu w oczy. Thranduil drapał się właśnie po czubku głowy, czuł że palą go policzki. Ale nie to teraz było najważniejsze. Ilinora go dotknęła! Chwyciła jego dłoń. Z radości miał ochotę wziąć ją w ramiona i tańczyć z nią tutaj w świetle gwiazd.

- No… cóż. Parę razy cię widziałem.. I no.. No głupio było mi podejść… – zaczął się jąkać. Po chwili jednak zacisnął jej dłoń i uśmiechnął się już znacznie pewniej. Tak jak to miał w zwyczaju.

- Panie. Król oczekuje w jadalni. – Jeden z służących nagle się pojawił. Ilinora zastanawiała się skąd oni się biorą. Przecież nie wyrastali z ziemi. A może i wyrastali, lub przemykali z komnaty do komnaty bezszelestnie. Thranduil podał jej ramię, pod które wsunęła delikatną dłoń. Miała już znacznie lepszy humor. Bała się tylko o Erdoana. On siedział teraz w wilgotnej grocie sam. Bez jedzenia, które miała mu właśnie dostarczyć. Miała okropne wyrzuty sumienia. U boku Thranduila ruszyła wielkim korytarzem w stronę królewskiej jadalni. Gdy się tam już znaleźli, schyliła głowę i ukłoniła się jak to przystało na poddaną. Thranduil zrobił to samo. Zostawiając ją za sobą ucałował pierścień ojca z białego złota.

- Ojcze, to jest Ilinora. – kiedy Thranduil stanął tuż obok niej poczuła jego delikatną dłoń w pasie. Oropher z wyglądu bardzo przypominał swojego syna. Był jednak dużo bardziej doświadczony i dostojniejszy? Ilinora nie umiała nazwać tej różnicy pomiędzy nimi. Kiedy książę ją przedstawił poczuła na sobie wzrok króla.

- Lady Ilinoro. Bardzo miło mi jest przywitać Cię w naszych progach. Jeszcze bardziej raduje mnie fakt, iż mój syn wybrał tak piękną towarzyszkę na dzisiejszą kolację i być może na resztę życia…

- Ojcze. – Thranduil wziął gębki oddech. Jaka towarzyszka życia? Ilinora poczuła, że robi jej się słabo. Głośno przełknęła ślinę. Młody Elf zacisnął dłoń w jej talii by nie upadła i spojrzał jej uspakajająco w oczy.

- Jest mi niezmiernie miło, że mam okazję, by poznać bliżej waszą wysokość. – Ilinora spoglądając tym razem na Orophera mimowolnie się uśmiechnęła. W oczach króla dostrzegła dziwny blask, blask mówiący „ Teraz ty opiekujesz się moim synem”.

 

Zaraz po uczcie Ilinora znalazła się w komnacie, w której uprzednio przygotowywano ją do spotkania z królem. Musiała przyznać, że atmosfera była przemiła. Thranduil był zachwycony, tak samo jego ojciec. Czyżby przypadła Oropherowi do gustu? Być może całe to spotkanie miało na celu ukazanie królowi jej najwspanialszych cech, by ten zgodził się na ewentualny ożenek Thranduila? Nie chciała o tym myśleć. Mimo protestów Thranduila uparła się, że odda każdy element garderoby, który nie należał do niej. Służące pomagały jej włożyć to w czym przyjechała. Kilkanaście minut później Thranduil odwiózł ją do domu. W oknie chatki ujrzała czujne oko Sybelli. Thranduil postawił ją na ziemi i spojrzał jej w oczy.

- Dziękuję za wszystko. – uśmiech jaki rozjaśnił jego twarz był naprawdę uroczy. Ilinora nie potrafiła się oprzeć chęci dotknięcia księcia. Opuszkami palców odgarnęła mu kosmyk srebrzystobiałych włosów.

- Nie masz za co. Nadal jestem w lekkim szoku. Ale pamiętaj… nie zdobędziesz mnie tak łatwo. Nie jestem jak te wszystkie lgnące do ciebie elfki. – Ilinora pokiwała palcem i zaśmiała się cicho.

- Jesteś inna. I to jest w tobie najpiękniejsze Ilinoro. – uchwycił delikatnie jej dłoń. Chciała mu ją wyrwać, ale w mgnieniu oka uniósł ją do swoich ust i ucałował. To samo zrobił z jej policzkiem. Następnie wsiadł na białego konia i spojrzał na nią.

- Spodziewaj się mnie niebawem. – pomachał jej na pożegnanie. Ilinora stała tak jeszcze przez chwilę, obserwując jak Thranduil odjeżdża. Grało jej w duszy. Nie potrafiła się nie cieszyć. Być może jej przeznaczenie właśnie zaczęło się wypełniać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania