Gorzkie żale i brudne sikorki

Ósma rano a ja już piszę, artystyczna rzeka ablucji, którą niegdyś były słowa zaczyna zmieniać się w etat. Za oknem sikorka wybiera mi kiepy z popielniczki i rozrzuca je po parapecie. Nie mogę uwolnić się od przekonania, że ta jaskrawa ptaszyna grzebiąca się w popiołach to jakiś symbol, metafora... czegoś. Chociaż nie mam pojęcia czego. Nie mam też czasu się nad tym zastanowić, bo zbliża się skład gazety, naczelny ponagla w mailach, a teksty się same nie napiszą.

Tyle, że nie mogę się skupić. Zebrać w sobie, żeby napisać kolejny tekst dożynkach. Czwarty w tym miesiącu, trzeci w tym tygodniu, drugi dzisiaj. Po raz kolejny odkrywam, że to co jest za proste, jest prawie niemożliwe do wykonania. Przynajmniej dla mnie.

Najgorsze są jednak egzystencjalne rozterki, które obiecywałem sobie wsadzić głęboko do kieszeni i nie bawić nimi więcej. Pokusa okazała się zbyt wielka. Gdy przypominam sobie ile pracy i wysiłku wkładałem w moje opowiadania. Ile poszukiwań, przygotowań, przemyśleń angażowałem w te teksty, o których myślałem „ambitne”. Ile czasu mijało nim rozumiałem, że magazyn czy wydawnictwo mi już nie odpowie w ich sprawie.

Teraz publikacja, będąca do niedawna marzeniem, jest pewnikiem. Ba! Jest obowiązkiem wpisanym w specyfikacje mojej posady. Pięć, dziesięć, piętnaście tekstów na numer? Jasne! Na papierze i za pieniądze, tak jak marzyłem, tylko że no właśnie... To nie ta publikacja. Wiem wybrzydzam, jednak czuję się jak zdrajca, bo miałem być pisarzem, a nie „dziennikarzem terenowym” – obwoźnym pismakiem, sępem na zlecenie. Ale tekstów o filozofii nikt nie chce czytać, co dopiero publikować. Złożone historie, czy dzienniki cieszą się znikomym zainteresowaniem tylko w internecie, a ludzie z powiatu lubią czytać o dożynkach w ich gminie. Ewentualnie o uchwale antysmogowej, albo otwarciu galerii, czy też obchodach czegośtam i myślę sobie, że to trochę smutne, ale za coś trzeba żyć. W ten sposób przynajmniej piszę. Coś tam piszę, w każdym razie, mimo że czasem muszę się oderwać i wylać swoje żale w bezsensownym tekście niskich lotów i tak będący najambitniejszym co napisałem od miesięcy.

I nie mogę się pozbyć wrażenia, że jestem jak ta sikorka, która mogłaby szybować w przestworzach, ale siedzi na moim balkonie i wyżera kiepy z popielniczki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Karawan 01.10.2017
    Babilończyków (bo to oni ponoć pieniądz wynaleźli) powinni końmi włóczyć! Komercja, nie oddychaj, nie pij, nie żyj - zapłać!! By być człowiekiem, musisz nim przestać być. Najpierw kasa potem człowieczeństwo... O tempora, o mores!
  • colorless_love 01.10.2017
    Tekst pesymistyczny, ale w moim odczuciu bardzo prawdziwy - bardzo mi się podoba - 5, pozdrawiam
  • Pan Buczybór 01.10.2017
    Taki już los ludzki niesprawiedliwy... Pozdro.
  • Ritha 01.10.2017
    Naz piszesz o życiu, jakże mi to bliskie :>
    "Za oknem sikorka wybiera mi kiepy z popielniczki" - 3 dni się zastanawiałam kto mi wywala pety po calym balkonie. Taa, u mnie też grzebą w popielniczce, chyba wszędzie tak robią, ciekawe...
    Naz zawsze to ta sama, eee, branża, więc wiesz. Jak taki szef kuchni zaczynający od obierania ziemniaków (nie od zmywaka, bo jednak piszesz). Dostrzegam plusy.
    Takst - któciusieńki jak na Ciebie, idealny do niedzielnej kawci, naturalny i szczery. Lubiem. Gwiazdy poszły ;)
  • Okropny 01.10.2017
    "Złożone historie, czy dzienniki cieszą się znikomym zainteresowaniem tylko w internecie, a ludzie z powiatu lubią czytać o dożynkach w ich gminie"

    Ludzie z powiatu są twoim pasem startowym, man. Jak się rozpędzisz któregoś dnia i napiszesz dzieło życia, będziesz już w odpowiednim miejscu na balansie pomiędzy wprawiony do pisania a martwy w środku, yo
  • Enchanteuse 01.10.2017
    Jak zwykle w dobrym stylu, ale... Bardzo pesymistycznie.
    Tak sikorki, jak i ludzie muszą z czegoś żyć. Jednak mimo wszystko, praca w takim miejscu jest jakimś małym zwycięstwem - zarabiasz piórem. Na przekór wszystkiemu.

    Nie jest to tak satysfakcjonujące, jak byłoby wydanie własnego "chef d'œuvre"...
    Cóż, myślę, że kwestia tego, by się nie poddawać. To, że czyjś tekst nie zostal łyknięty przez wydawcę tudzież redakcję, nie oznacza, że owo coś nie jest
    chef d œuvre. Konkurencja jest ostra, potencjalnych czytelników - niewiele, co nie oznacza, że nie warto próbować.

    Nazareth, mam nadzieję, że ten pesymizm jest tylko wytworem jesieni - i że minie szybciej niż ona sama. Tego Ci życzę.
  • alfonsyna 01.10.2017
    To jakaś forma przejściowa, można by rzec na pocieszenie - dawanie ludziom tego, czego oczekują, samemu mając z tego jedynie strzępki satysfakcji, albowiem, bądź co bądź, jakby nie było, słowo pisane zaczęło przynosić korzyść materialną, więc jednak jest to ta droga, której chcesz, tylko trochę poboczna i kamienista. Wierzę, że z czasem sobie ją uprzątniesz, albo po prostu znajdziesz jakiś skrót na tę główniejszą, docelową, w pełni, albo choć prawie w pełni satysfakcjonującą. Ja to osobiście podziwiam - rozumiem pesymizm, bo to niemalże moje własne myśli w tym przemawiają, ale też podziwiam, bo sama tak nie potrafię, nazbyt zdemotywowana jestem, by pisać coś, na co nie mam ochoty, więc podziwiam ludzi, którzy tak potrafią. A Tobie życzę, byś za długo tak nie musiał - stopniowo, ale wytrwale do celu!
    A zatem dużo samozaparcia życzę i cierpliwości, a w konsekwencji sukcesów w pełni zasłużonych. Miło Cię widzieć tak poza tym. ;)
  • Okropny 01.10.2017
    Ciebie też, Al
  • cololide 01.10.2017
    Ostatnie zdanie w porządku. Reszta to skowyt kojota z przetrąconą nogą.
  • Okropny 01.10.2017
    Betti, zmieniłaś nick?
  • cololide 01.10.2017
    hę?
  • Karawan 01.10.2017
    Sądzisz, że zmieniła poletko na prozę?
  • ausek 03.10.2017
    O dożynkach też można napisać ciekawie. Może problemem jest tu spojrzenie z perspektywy czytelników. Zastanowienie się nad tym, co oni chcieliby przeczytać w tej swojej gazecie. Kwestia spojrzenia od ich ''zaściankowej'' strony. Jakiś wywiadzik z gospodynią piekącą pachnący chleb, wpis o rękodziele powstającym w tej okolicy itp. Naz, z Twoją elastycznością w pisaniu i tu powinieneś się odnaleźć. ;) Trza pokosztować lokalnych przysmaków, wstawić się schłodzonym piwkiem i popodygiwać w rytm ichniejszej muzyki. :)
    Faktem jest, że na narzucony temat pisze się trudniej, a jeśli jeszcze się powtarza, to już w ogóle.
    Ps. Nie jesteś jak sikorka, bo już żyjesz dużej niż potencjalna ptaszyna jest w stanie dotrwać :P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania