Poprzednie częściGospoda pod sierpem. Prolog. Cz. 1

Gospoda pod sierpem. Jedenaście dni do wizyty cz.2

– To jest...…to są – Kubeł i Vinc.

– Przecież to faceci!

– Ale mają kurwiki w oczach.

Moja wyobraźnia zaczęła funkcjonować. Kwart stojący z patelnią, Kubeł i Vinc z wyłożonymi na pieńku bibelotami, Lili z siekierą. Koniec.

– No nie, nie myśl, że pójdę na to, żeby ich wykastrować. Nie.

– Wiesz, jeżeli spojrzeć na to…

– Nic nie mów, ja wiem, że jajecznica jest naszym daniem specjalnym, że kury nie niosą, bo ich nie ma, ale… a który ma większe?

– Jaja?

– Nie, kurwiki.

– Nie wiem, bo gdy się zapytałam, to skoczyli sobie do oczu.

– Sprawdź to.

– Ok.

Kurwiki muszą być, bez nich nie ma wizyty preprezydenta. No nareszcie jakieś światełko w tunelu. Zastanówmy się. Żarcie omówione, którego prawdopodobnie nie będzie, występy artystyczne omówione, a co z częścią oficjalną: mowy, przemowy, recytacje, deklamacje. No tak, kto to załatwi?

Powita oczywiście pierwszy sekretarz Red, niech sam się martwi.

Potem przedstawiciel klasy robotniczo-chłopskiej.

Mamy my tu kogoś pochodzenia chłopskiego?

Ktoś zapukał w drzwi.

– Wchódź!

– Witaj – z uśmiechem na twarzy powitała mnie Szem.

– Co się wygłupiasz, nie umiesz wejść bez pukania? Naucz się w końcu, to jest pomieszczenie służbowe, a nie prywatne i aby walczyć z korupcją, nie wolno pukać. Zapomniałaś?

– Nie, ale nie mogę się odzwyczaić.

– Co się stało?

– Dostajemy dwóch pracowników, wypuścili ich z pudła i skierowali do nas. Dwa etaty zapełnione.

– Widzisz, podpisałem swoim nazwiskiem pisemko i już jest efekt.

– Niby tak.

– Co to za jedni?

– Towarzysz Borówka i towarzysz Boruta.

– Oni?

– Tak, to oni.

– No to jesteśmy udupieni. Po cholerę ja to podpisałem, i tak dobrze, że nie podpisał tego Kwart.

– Dlaczego?

– Bo przysłaliby Jego.

– Jego? O Jezu. A właściwie, dlaczego?

– Oj Szem, Szem. Tam nie potrafią czytać, zobaczyli pierwszą literę w podpisie i przysłali tych na b, a gdyby podpisał Kwart, to … lepiej nie mówić.

– O kurcze. Dobrze, że nikt u nas nie nosi nazwiska na wu.

Delikatne pukanie do drzwi.

– Wchódź!

Weszli – oni. Dopiero po chwili rozpoznałem, który jest, którym.

– Towarzyszu derektorze, M. Borówka zgłasza się do pracy.

– Towarzyszu derektorze Marylka Janek Boruta zgłasza się do pracy.

Stali w pozycji na baczność, ech – kiedy to ja byłem w wojsku? W SOR-ze się było.

– Towarzysze, a akta osobowe macie?

– Tak jest, towarzyszu derektorze.

Idealne zgranie, idealny chórek.

– Dawajcie.

Gdy wyciągali z worków więziennych dokumenty, mogłem im się dokładnie przyjrzeć. Borówka miał na nosie metalowe okulary, jedna szkło zbite. Chłop bardzo mizernie wyglądał, prawie całkowicie wyłysiał. Ręce mu się trzęsły. Obydwoje byli ubrani w drelichowe marynarki z nadrukiem „Prawo”. Boruta, nieco zgarbiony, ale śmiało patrzył mi w oczy. Będę musiał na niego uważać – pomyślałem. Drewniaki, marynarki przewiązane sznurem. Żal mi się ich zrobiło. W końcu wręczyli mi papiery.

– Co my tu mamy – życiorysik, samokrytyka, lojalka, zwolnienie z puszki, skierowanie do pracy, a więc komplecik. Towarzysz Marylka podpisał lojalkę o dwa dni wcześniej, no proszę. No i po co wam to było, towarzysze? Marzyła się nowa partyjka, głosiło się hasełko: nasz premier wasz prezydent i co? Mamy preprezydenta. I po co był ten ring?

– Towarzyszu derektorze popełniliśmy błąd, teraz widzimy dokładnie, że nie mieliśmy racji – odpowiedzieli jednocześnie.

– Niech żyje towarzysz preprezydent! Niech żyje! Niech żyje! Niech żyje!

No proszę, a jeszcze kilka lat temu zapuszkowano niewinnego obywatela, poddano resocjalizacji i wychodził przeszkolony kryminalista. A teraz? Dwa, trzy latka i pełny sukces. Nasz preprezydent jest geniuszem. Cholera – zwariowałem.

– Towarzysze, zaczynacie pracę w gospodzie. Teraz wygłoszę stosowną mowę... gdzie to jest... o już. Rozporządzenie Ministra Roboty Nr 367588.

Odpowiedni dokument znalazłem w szufladzie.

–„Towarzyszu, obdarzamy was naszym zaufaniem, dajemy wam ponowną szansę wykazania się przydatnością dla społeczeństwa. Przyznajemy wam jeden punkt. Nie zmarnujcie tej szansy. Do roboty zasuwać!

Musiałem dwukrotnie przeczytać, każdemu pracownikowi z osobna. Byli wzruszeni, nie mogli powstrzymać łez.

– Towarzyszu Borówko od dzisiaj jesteście szufelkowym. Wy, towarzyszu Boruto – miotełkowym. Będziecie, zatem sprzątać.

To przez was to wszystko – pomyślałem.

– Udajcie się do brygadzisty działu sprzątania z wydziału konserwacji, pionu technicznego.

Wyszli. Właśnie, to przez was ma tu przyjechać preprezydent. Cholera, trzeba się ich pozbyć i to jak najszybciej. No tak, to jest niemożliwe – nie ma większego zadupia niż nasza gospoda. Próbować zawsze można.

Ani chwili spokoju, do gabinetu wpadła Calo.

– Przyjechali! – krzyknęła podniecona.

– Kto znowu?

– Kontrola!

– Jaka?

Przyjrzałem się jej dokładnie, to nie było jednak podniecenie, to była panika.

– Pełna.

– Ilu?

– Sześciu.

– To nie ma siódmego, co za ulga – nie powinienem się zbytnio przejmować.

– Zaraz będzie, osioł poniósł i idzie na piechotę.

– Cholera!

Głównym hasłem ostatniej kampanii wyborczej naszego ukochanego preprezydenta, było hasło: „Jedność”. Zaraz po objęciu posady przyłączył do ministerstwa sprawiedliwości i prokuratury kolejną strukturę, jedyną, jaka pozostała, czyli adwokaturę. Adwokaci otrzymali służbowy środek lokomocji. Niestety, czasami ponosił.

– To chyba dobrze, że zaraz będzie, to przecież – adwokat!

– Ale nie nasz.

– To prokurator jest nasz?

– Nie, też nie nasz.

Calo miała jednak jakieś braki, nie była na bieżąco.

– Lepiej powiedz, czy wszyscy mają nałożone skarpetki? – Poprosiłem.

– Polecę i sprawdzę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania