Poprzednie częściGospoda pod sierpem. Prolog. Cz. 1

Gospoda pod sierpem. Jedenaście dni do wizyty cz.3

Po chwili wróciła. Nie była szczęśliwa.

– Lepiej zacznij się rozbierać.

– Który?

– Bieżący.

– Pisz szybko deklarację i podnieś na dwieście. Tak nic nie zarobiliśmy w tym roku, więc możemy sobie pozwolić.

Do gabinetu wpadła Teo. Tylko w bikini i skarpetkach. No to się zaczęło. – Pomyślałem. – Powinienem zdjąć drzwi z zawiasów. Łeb mi pęka od tego trzaskania.

– Róbże coś, Lutka jest już tylko w skarpetkach! Teraz rozbierają się – Kubeł i Seb. Muszę do nich wracać.

Cholera, znowu to samo. Dwa miesiące temu puścili nas w samych skarpetkach.

– Calo, napisałaś?

– Tak.

– To leć i daj. Wróć z dobrymi wieściami.

Wróciła, zadyszana, ale w miarę spokojna.

– Spokój, Lutka się ubiera, a Kubeł i Seb stoją w skarpetkach. Powiedzieli, że to za mało, teraz myślą, co z nami zrobić.

Wpada Teo, tylko w majtkach i skarpetkach.

– Wzięli ubiegły rok, róbże coś, ja muszę wrócić.

Wybiegła. „Róbże coś, róbże coś” – ciągle to samo. Nie jestem alfą i omegą.

– Calo, pisz deklarację na 300 i zanieś.

Wróciła tylko w skarpetkach. Coś za szybko, niedobrze, niedługo cofną się pięć lat do tyłu – pomyślałem.

– Wzięli dwa lata w tył. Piszę na 400. Mogę?

Oczywiście, wykrakałem.

– Pisz.

Po chwili wróciła Teo, teraz już tylko w skarpetkach.

– Słuchaj, tylko ty zostałeś, wszyscy jesteśmy w skarpetkach, Borówka i Boruta też.

– Cholera, że też zawsze muszę wszystko sam robić.

Napisałem deklarację ustalającą stawkę podatku w wysokości 500 +. To zapewni nam na rok nietykalność Urzędu Pomocy i Doradztwa Podatnikom.

Przyszli dzisiaj w komplecie.

Przedstawiciel Urzędu, prokurator, sędzia, dwóch ławników, komornik i adwokat. Dawniej sprawy w sądach ciągnęły się latami. Najpierw był US, potem IS, a następnie NSA.

Teraz przychodzą w pełnym składzie, wyrok zapada w ciągu dwóch godzin i nie ma żadnego odwołania do wyższej instancji, bo jest niepotrzebna, skoro adwokat broni prokuratora. Takie to proste, a za tej Trzeciej Rzeczypospolitej nikt na to nie wpadł.

Calo i Teo opuściły gabinet. Już myślałem, że teraz odpocznę, gdy wpadł Kubeł.

– Słuchaj, przyleciał gołąb, mamy szyfrogram.

– A kto rozszyfruje?

– Nikt. Pisze szyfrogram, ale napisane jest jawnym tekstem.

– No dobra. Skąd ten szyfrogram?

– Z ministerstwa Budowania Uczciwości Rodaków Dla Etosu Ludowego.

– Co to za bzdura ?

– BURDEL.

– Kubeł, ja znam twój stosunek do naszych władz, ale bez przesady.

– Burdel to skrót tego ministerstwa.

– Pokaż... rzeczywiście. Piszą, że przyjedzie sama pani minister Dor.

– Ja ją znam.

– To, co ty tu robisz? Masz takie chody i siedzisz na tym zadupiu.

– Ona skończyła studia u Madziarów i zrobiła karierę. Ja tylko w kraju. Jest ministrem.

– Może wiesz, po co przyjeżdża?

– Nie wiem, będzie za parę minut, to się dowiemy.

Nie minęło nawet pół minuty, a przed gospodą z piskiem zatrzymała się limuzyna. Wysiadł kierowca w liberii, otworzył drzwiczki samochodu i pojawiła się pani minister. Nie miała ochrony.

Pobiegliśmy na jej spotkanie.

– Witojcie w nosych progach.

– Przestań się wygłupiać, buraku. Jestem tutaj incognito.

– A ten szyfrogram?

– A był zaszyfrowany?

– Nie.

– Właśnie. Jestem incognito.

– Nic z tego nie rozumiem.

– Zrozumiesz. Jakby był zaszyfrowany, to już leżałby na biurku marszałka dworu, a jawne nie są śledzone.

– Co cię sprowadza? – zaryzykowałem.

– Przyjeżdża tutaj preprezydent, i tak będę musiała przyjechać oficjalnie. Postanowiłam was uprzedzić, bo zobaczyłam na liście pracowników – Kubła i Vinca. To starzy znajomi. Teraz spadaj, muszę z nimi pogadać. Chodźmy do stodoły, lepiej się rozmawia przy kielichu.

Poszła razem z Kubłem, po chwili pobiegł za nimi Vinc.

Ładne jaja, pani minister wie, że w stodole jest bimbrownia. Kto jej powiedział? Mamy tu wtyczki.

Gdzie jest ochrona gospody?

– Macieju!

– Jestem szefie, coś się stało?

Jak spod ziemi wyrósł szef ochrony. Rzadko go widywałem. Chłop jak dąb, prawie dwa metry wzrostu, barczysty wysportowany. Co prawda, widoczne już były pierwsze zalążki brzucha.

– Słuchaj, o naszej bimbrowni wiedzą nawet w BURDEL-u.

– No pewnie, że wiedzą. To nasi najlepsi klienci.

Przyznać muszę, iż nie wiem, co się dzieje w gospodzie. Poszedłbym na emeryturkę, gdyby była. Już na samym początku, jeszcze czwartej Zioprosperitej zlikwidowano emerytury. Co roku obniżano o kilka lat dolną granicę i dotarliśmy do zera. Obywatel musi pracować, walka z bezrobociem. Nie ma żadnego problemu z przejściem na emeryturę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania