Gruby
Gruby, Świnia, Pasibrzuch, wołali na niego prawie wszyscy. W zasadzie, to gdyby nie rodzice, i Kinga,
przyjaciółka która wraz z nim przeniosła się do nowej szkoły, zapomniałby że wogule ma jakieś
normalne imię. We wcześniejszym gimnazjum uczniowie i nauczyciele wiedzieli, że to choroba, a nie
obżarstwo spowodowały nagły przyrost wagi u wcześniej aktywnego, i wysportowanego ucznia. Kiedy
pół roku temu tatę, i jeszcze kilkoro ludzi z firmy zostało przeniesionych do nowej placówki w innym
mieście, Wojtek święcie wierzył że i tu będzie tak samo. W jak wielkim błędzie był, zrozumiał już pierwszego
dnia, jeszcze przed lekcjami. Uczniowie odsuwali się od niego jak od trędowatego.
- Co za Potwór- zarechotał jakiś chłopak z pod automatu z napojami- W czym starzy dają Ci żreć?
W korycie?
-No co Ty, on już pewnie nie ma starych, zeżarł ich- dorzucił ktoś błyskotliwie, a calutkie towarzystwo
parsknęło śmiechem.
Wojtek stał jak skamieniały, czerwieniejąc i blednąc na zmianę. Nie był przygotowany na takie traktowanie.
Nie przepadał za przemocą, ani fizyczną, ani werbalną, zresztą nawet gdyby było inaczej, wiedział że
nigdy nie dał by im rady. Chłopcy zamilkli widząc Kingę wychodząc z szatni. Z całą pewnością mogła się
podobać, z burzą rudych loków, i wielkimi zielonymi oczami. A on miał to szczęście że była jego przyjaciółką
jeszcze od przedszkola.
- Idziemy?- zapytała stając obok Wojtka, zupełnie nieświadoma wcześniejszych zaczepek.
Zdobył się tylko na skinienie głową, i poczłapał za nią. Był to niestety dopiero przedsionek piekła. Okazało
się, że żartownisie z pod automatu są z nim w jednej klasie. Za każdym razem, kiedy wchodził do sali, już
od progu witało go pochrumkiwanie. Nawet siostra, znajdująca się w klasie wyżej, będąc w gronie
znajomych kpiła z niego, i żartowała. Komu miał się poskarżyć, wiecznie zajętemu ojcu, czy traktującej
wszystko z przymrużeniem oka mamie? Jedyne wsparcie stanowiła Kinga, nierzadko stająca w jego
obronie. Ale dziś nie było jej w szkole. Po wejściu do klasy nie przywitały go obrazliwe odgłosy, za to
Jacek, prowodyr wszystkich dowcipów, krążył po sali z koszem na śmieci. Pozostali uczniowie wrzucali
do środka swoje kanapki.
- No jesteś nareszcie- zawołał na widok Wojtka- Przygotowaliśmy dla ciebie małe śniadanko, tak w
ramach pomocy koleżeńskiej.
Chłopak starał się nie zwracać uwagi na zaczepki, ale kiedy usiadł cała zawartość kubła wylądowała na
jego ławce.
- No co się tak gapisz, żryj- ryknął stojący nad nim Jacek, i spróbował wepchnąć mu do ust kanapkę
zapakowaną jeszcze w papier śniadaniowy.
Potem nie pamiętał jak uciekł ze szkoły,i znalazł się w domu. Nikogo nie było. W głowie kołatała mu się
jedna natrętna myśl. Chciał od tego wszystkiego uciec. Odszukał w łazience nasenne pigułki ojca, z
barku wyciągnął butelkę wódki, pozostałą po niedawnych imieninach mamy, i poszedł do siebie.
Gdyby siostra, zaniepokojona jego nieobecnością w szkole nie wróciła wcześniej do domu Wojtek
znalazł by się zapewne, w innym, lepszym świecie.
Komentarze (12)
Zauważyłam tylko jeden błąd "wogule" - "w ogóle".
Dobrze, że poruszyłaś właśnie taki temat.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania