Poprzednie częściGrzesznik Prolog

Grzesznik Rozdział 1

Ty, któryś zdradził — nie popadniesz w łaski Ozyrysa.

Ty, któryś zawinił — nie zaznasz smaku życia.

Ty, któryś uległ — tułaj się po wieki.

Ty, któryś zgrzeszył — bądź potępiony.

Ty, któryś jest przeklęty — czuj katusze śmierci.

Taka jest wola Królowej.

Taka jest wola Słońca.

Taka jest wola Nieba.

Taka jest wola Bogów.

Niech twa dusza nigdy nie zazna spokoju.

 

Słowa tej prymitywnej klątwy pamiętam do dzisiaj. Nawet ją sobie wytatuowałem na plecach własną krwią, ale może opowiem ci o tym przy innej okazji. Dzisiaj spróbuję ci wytłumaczyć, drogi przyjacielu pochodzenie mojego pierwszego imienia, jakim jest Julian von Gütenberg. Nie jest to może długa i pełna zwrotów akcji historia, ale wyjaśnia to i owo. Między innymi dowiesz się, jak uciekłem z sarkofagu.

Kiedy świat ochłonął po erze Odkryć, a Europa otwartymi ramionami przywitała Renesans, na tereny starożytne przyjechało wielu młodych archeologów, którzy z chęci poszerzania wiedzy lub dla zysku zaczęli penetrować te okolice. Ja w tym czasie, tak jak tysiąc pięćset lat temu, nadal leżałem zamknięty w złotej trumnie. Otulony mrokiem i chłodem czekałem, aż ktoś otworzy to przeklęte pudło i uwolni mnie od cierpienia. Miałem dość towarzystwa tych wygłodniałych żuków, choć nie ukrywam, że po jakimś czasie przestałem czuć jakikolwiek ból. Ciążyła mi samotność i strach, czy jeszcze ujrzę światło dnia. Odpowiedź nadeszła niespodziewanie szybko w postaci jednego, krótkiego uderzenia, po którym wieko sarkofagu ustąpiło i wpuściło do środka nikły blask pochodni. Uradowany nadzieją, że bogowie się nade mną litują, powoli podniosłem płytę grobowca, a moim oczom ukazały się pokryte piaskowcem katakumby. Te same, w których mnie pochowano, lecz o bardziej zaniedbanym wystroju. Pod sklepieniem i na półkach piętrzyły się pajęczyny, po podłodze biegały skorpiony i szczury, a wejście wyglądało, jakby ktoś je odkopał spod góry piachu. Ostrożnie opuściłem miejsce pokuty i rozejrzałem się dookoła. Pod jedną ze ścian stało płaskie, okute złotem lustro, a po przeciwnej stronie bazaltowy posąg Anubisa, który miał sprawować opiekę nad ciałami tutaj pochowanych. Nie licząc tych przedmiotów i mojego sarkofagu — krypta była opustoszała, lecz bardziej pasowałoby tu określenie splądrowana przez demony. Nikt bowiem nie ośmieliłby się okraść grobu, strzeżonego przez Anubisa.

Zdecydowanym krokiem podszedłem do lustra i zrzucając resztki bandaży, przejrzałem się w nim. Na początku myślałem, że to zwidy lub omamy — mężczyzna przede mną był wysoki, dobrze zbudowany i w miarę równo ostrzyżony, co nie powinno mieć miejsca. Miał przystojną, zarośniętą twarz, surowe rysy, lekko zadarty nos i wąskie usta. Włosy, spięte z tyłu sznurkiem miały kolor węgla, a duże oczy świeciły na niebiesko. Nawet jego strój był zbliżony do moich szat sprzed mojego uwięzienia. Mężczyzna w lustrze nosił białą przepaskę biodrową, sięgającą kolan i spiętą grubym sznurem, sandały z lwiej skóry i złoty naszyjnik Anch, symbol nieśmiertelności. To niemożliwe, wyszeptałem i uniosłem dłoń do lustra. W blasku pochodni zaświeciły pierścienie. Przeżyłem, wykrzyczałem w duchu i podbiegłem do sarkofagu. W środku leżały martwe skarabeusze, trzymające w szczypcach resztki mojej skóry.

— To koniec! — Wydałem z siebie basem. — Moja kara skończona!

Już miałem opuścić grobowiec i udać się do pałacu, by spojrzeć w oczy Kleopatrze i wszystkim kapłanom, gdy nagle po ścianach przebiegł cień. Ludzki cień. Podążając za nim wzrokiem, spostrzegłem, że nie jestem tu zupełnie sam. Zza bazaltowej rzeźby, tuż obok kąta wystawała stopa, owinięta nieznanym mi, materiałem.

— Wyjdź i nie chowaj się! — rozkazałem, a głos mój poniósł się echem po krypcie.

Tym, który wyszedł mi na spotkanie była kobieta o zarumienionej na słońcu cerze. Jej delikatne rysy podkreślały wydatne policzki i mały nos, na którym wisiały dwa, przezroczyste okręgi. Włosy, spięte w kucyk miały identyczny kolor co moje, a oczy miała brązowe, bądź czarne. W świetle pochodni nie wszystko można dostrzec. Wyglądała na dwadzieścia pięć, sześć lat i gdyby nie dzielący nas czas, powiedziałbym, że jest moją bliźniaczką. Nie rozumiałem tylko jej stroju — białej koszuli wystającej spod zielonej, grubszej koszuli i ciemnozielonych spodni, wpuszczonych w brązowe sandały na podwyższeniu. Przy czym ciężko mi to nazwać sandałami. Nigdy nie widziałem, by but kończył się za kostkami i zakrywał całą stopę. No cóż, pewnie nie jest stąd. Powoli wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.

— Kim jesteś? — zapytałem spokojnie. — I czego szukasz w świątyni Seta?

Nie odpowiedziała. Stała tylko jak sparaliżowana z otwartymi ustami i wpatrzona w moją osobę. Gdy podszedłem bliżej, drgnęła silnie i złapała się w pasie. W blasku pochodni błysnął nóż.

— Nie podchodź — warknęła, unosząc ostrze.

Myliłem się, była stąd. Mówiła po egipsku.

— Kim jesteś? — powtórzyłem pytanie.

Była roztrzęsiona.

— Odsuń się. Ty nie powinieneś żyć.

— Nie? — spojrzałem na nią pytająco i teatralnym gestem odwróciłem się w stronę półki, na której leżałem. — No może faktycznie, ale nie panikuj. Nic mi nie jest. Czy może teraz opuścisz broń?

Dziewczyna usłuchała.

— Nazywam się Julia von Gütenberg — wyjąkała.

— Ali al-Baszir — przedstawiłem się i nisko ukłoniłem. — Kapłan miłującego boga Seta, prorok...

— I niedoszły kochanek Kleopatry VII — przerwała mi rozmówczyni.

— Niewiele osób o tym wie.

— To jest wypisane nad półką — wyjaśniła dziewczyna, wskazując rząd hieroglifów.

Muszę przyznać, że wywarła na mnie spore wrażenie.

— Znasz nasze pismo, choć nie jesteś stąd. Masz dziwny akcent. Nie wyglądasz też na niewolnicę. Czego tu zatem szukasz?

— Jesteśmy na terenie wykopalisk. Odnalazłam to miejsce pod zaspami piasku.

— Jakiego piasku? — spytałem wyrwany z tropu. — Co się stało ze świątynią?

Postąpiłem krok naprzód, depcząc przez przypadek jednego skorpiona. Drogę niespodziewanie zastąpiła mi dziewczyna z nożem w ręku. Niemal poczułem, jak zimne ostrze muska mój nagi tors. Spojrzałem na nią z ukosa. Była wystraszona i jednocześnie bardzo pewna siebie. Jeszcze nie zrozumiała, w jakiej znajduje się sytuacji, usłyszałem w głowie. Ten głos; znałem go. Zaatakuj, usłyszałem.

To było jak mrugnięcie powieką. Moja dłoń złapała za ostrze noża i z całych sił wyrwała go z rąk dziewczyny. Na rozświetlony piasek trysnęła krew. Wolną ręką zasłoniłem się przed atakiem w głowę i obracając nadgarstek, chwyciłem napastniczkę za gardło. Nie zdając sobie sprawy z własnej siły, uniosłem ją wysoko nad ziemię, aż jej nogi zatańczyły kilka młyńców. Co ja wyprawiam, pomyślałem, widząc, jak jej twarz sinieje. Puściłem ją i cofnąłem się pod ścianę, upuszczając nóż. Odruchowo spojrzałem na rękę — powstała przed minutą rana zdążyła się zabliźnić, pozostawiając tylko lekki, biały osad. Przeniosłem wzrok na dziewczynę. Siedziała na ziemi, oparta głową o nogi posągu i trzymała się za gardło. Chciałem podejść, ale podkuliła nogi i pokręciła głową.

Uszanowałem jej wybór.

— Julio! — krzyknął ktoś z korytarza, po czym do moich uszu dotarły dźwięki kroków.

Starając się nie wydać z siebie najmniejszego szmeru, sięgnąłem po nóż i, mimo że dziewczyna na migi nakazywała mi „stop”, rzuciłem przedmiot w mrok korytarza.

— Tu jesteś...

Tyle zdołał wydusić z siebie bladoskóry mężczyzna w długim, brązowym ubraniu, który wychylił się zza progu w momencie mojego rzutu. Sekundę później leżał już na ziemi, obficie brocząc krwią, a pojedyncze skorpiony zaczęły ucztować na jego głowie.

Dziewczyna jęknęła cicho i przypadła do ciała, totalnie mnie ignorując. Kiedy już zrozumiała, że nie żyje, spojrzała na mnie załzawionymi oczyma.

— Zabiłeś go.

— Wszedł do grobowca. Jako kapłan...

— Jesteś potworem.

I tu mnie zabolało. Wiedz, drogi czytelniku, że przez okres mego żywota różnie mnie nazywano: łajdakiem, gnojkiem, idiotą, ale nigdy potworem. To określenie było nam (ludziom starożytności) obce. Używaliśmy go tylko do nazwania czegoś lub kogoś, co zostało stworzone przez złe duchy i mordowało niewinnych. Wiem, że to może być dla ciebie błahy powód mojej złości, że nie powinienem się tym przejmować, ani robić wokół tego szumu, ale to były moje czasy, których ty nie zrozumiesz. I dla mnie to określenie było krzywdzące.

— Jesteś potworem — powtórzyła dziewczyna, niemal wykrzykując mi to w twarz.

— Nie oceniaj ludzi zbyt pochopnie, bo mogą cię rozczarować — powiedziałem smutno, zerkając od trupa do rozmówczyni.

— Upadłeś na głowę? Kim ty do cholery jesteś?

— Człowiekiem, którego osądzono i skazano na najgorsze tortury za popełnienie jednego grzechu. Zdrady.

— Widocznie zasłużyłeś. Wracaj, skąd przybyłeś.

Posłuchałem jej rady i zabierając ze sobą jedyne źródło światła, skierowałem swoje kroki do wyjścia z grobowca. Po drodze ostatni raz obrzuciłem ją spojrzeniem i dodałem beztrosko:

— Bywaj, Julio von Gütenberg. Niech bogowie mają cię w opiece.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Hiszpan 19.07.2016
    Nie dopisałem na początku, dopiszę teraz:
    Seria jest inaczej pisana niż dotychczasowe serie tutaj, które miałem okazję przejrzeć. Seria rozdziałów Grzesznik jest poświęcona pierwszemu imieniu bohatera. Kolejną będzie Pokutnik odnosząca się do Emilia i tak dalej. Wiem, że niektórzy mogą mieć co do takiego stylu watpliwości, ale tym którzy dotrwają przy mnie wiernie moge powiedziec: Miłego czytania.
  • Nazareth 20.07.2016
    Opowiadanie Pokutnik już jest na opowi, jesli cię to obchodzi.
  • Okropny 20.07.2016
    Nazareth ha! To pewnie chuj Ci w dupę ;)
  • Nazareth 20.07.2016
    Okropny mnie?! Nie panie kolego, ja wole sie znajdować po drugiej stronie rzeczonego chuja.
  • Hiszpan 20.07.2016
    Nazareth a to w takim wypadku zmienimy to i owo. Nie ma najmniejszego problemu.
  • Panna Black 19.07.2016
    Nie spotkałam się jeszcze z takim typem opowiadania, przez co jest interesujące. Z chęcią poczekam na następną część :) 5
  • Tina12 19.07.2016
    No to dla mnie jakaś nowość. Z chęcią cd.
    5
  • Marzycielka29 20.07.2016
    Nie zawiodłam się :) 5
  • anonimowa 20.07.2016
    Ciekawe i wciągające, pięć ;)
  • lestat 20.07.2016
    Zalatuje trochę Anną Rice. Jak dla mnie 5 :)
  • alfonsyna 20.07.2016
    "To nie możliwe" - niemożliwe - "nie" z przymiotnikami zawsze razem
    "Nie wiele osób o tym wie" - Niewiele
    "wywarła mnie spore wrażenie" - na mnie
    "kurczowo trzymała się za gardło" - jednak wyrzuciłabym to "kurczowo", bo to brzmi tak, jakby teraz sama chciała się udusić (chyba że tak właśnie było :D)
    "migami nakazywała" - może lepiej by brzmiało "na migi" niż "migami"?
    "blado skóry mężczyzna" - bladoskóry
    "Bywaj(,) Julio" - przed każdym podobnym zwrotem bezpośrednim powinien być przecinek
    Hmmm... w sumie pomysł całkiem mi się podoba, chętnie się przekonam, jak rozwiniesz to dalej. Póki co jeszcze nie do końca potrafię określić, jak odbieram głównego bohatera, może skrystalizuje się to za jakiś czas, czekam zatem, co będzie dalej. ;)
  • Nazareth 20.07.2016
    Emm, dziwne to opowiadanie. Jako kapłan bohater musi zabić każdego kto wchodzi do świątyni ale dziewczynę zostawia przy życiu - błąd logiczny. Domyślam sie ze skorpiony przewidywały przyszłość bo zucily sie na świeże zwłoki nim te jeszcze wylądowały na ziemi. Tatuażu raczej nie da sie wykonać krwią ani własną ani cudzą. Dialogi tez wyszły dość drewniane. Jedyne co ratuje cały tekst to w miarę płynna narracja. Mam nadzieje ze kolejną cześć trochę lepiej odpracujesz. Nie oceniam, pozdrawiam.
  • Hiszpan 20.07.2016
    1) Błąd logiczny - wyjaśnienie będzie w drugim rozdziale.
    2) Skorpiony - chodzi o to, że zaczęły ucztować już po tym jak upadł.
    3) Tatuaż - może złego słowa użyłem "wytatuować", ale wyjaśnienie skąd się tam wziął będzie później.
    4) Dialogi - A to nigdy mi jakoś nie wychodziło.
  • Nazareth 20.07.2016
    Hiszpan Rozumiem, zaglądne do kolejnej części, by zobaczyć jak to się wszystko rozwija ;)
  • KarolaKorman 21.07.2016
    ,,Seria jest inaczej pisana niż dotychczasowe serie tutaj,'' - nie wiem, co miałeś na myśli pisząc taką notkę. Całkiem zgrabnie idzie Ci to opowiadanie i chętnie dowiem się, co stało się dalej z Julią, od której wziąłeś pierwsze imię :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania