Grzybobranie
Przybył kiedyś gość z południa,
tam gdzie dżungla, a nie tundra.
Ledwie u nas się rozgościł,
już nam wszystkim pozazdrościł.
Tych prawdziwków robaczywych
i szatanów niezjadliwych,
muchomorów sromotników...
dobrze, że nie grzechotników.
Zaraz ruszył w nasze lasy,
aby zebrać w nich frykasy,
polskie grzybki urodziwe.
Mam nadzieję, że prawdziwe.
Nie szatany? A czort wie to!
Tam u niego jest gorąco.
Może i skorpiony zbierał.
Przecież nie znam się, cholera!
Z ostrożności, z cicha więc pęk,
już ogarnął lekki mnie lęk.
Jajecznica? Jest z grzybkami?
Można nakryć się nóżkami.
Więc z gościowej jajecznicy
zrezygnuję. Po próżnicy
mnie się pyta, czy spróbuję.
Gość jest pierwszy. Więc... dziękuję.
Ja gospodarz. Ze mnie nie cham.
Niech gość podje. Ja odczekam.
Potem spojrzę. Gościu żyje?
Wtedy grzybki też spożyję.
Komentarze (20)
Tak, jestem świeży. Nie czytamy tego samego internetu... Nie ma jednego internetu :)
No to... uchachałem się po pachy :)
"zadzwoniła żona zbysia, że zbysio spadł z rowerka i zaprasza na pogrzeb". Kurde, zbysio, poprzez żonę, zaprosił na własny pogrzeb :P
PS.2. Jakim cudem ja dalej żyję, i do tego zdrowy jestem? Miałem na rowerze już tyle groźnych upadków, i to przy zjeździe z góry, na kamieniach... a zbysio raz i trzasł ;)
Jak widać, i tu i tu są zagrożenia ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania