Poprzednie częściHacienda #1

Hacienda #2

Alejandro spojrzał na gitarę. Leżała kusząco na kanapie prezentując swoje napięte strony. Nie mógł się jej oprzeć. Światło słońca rozlewało się po jej pudle rezonansowym sprawiając, że niedawno polerowane drewno błyszczało niczym diament. Nie wytrzymał; podszedł do niej i zaczął napawać się jej urodą. Pociągnął lekko za struny, a ona odpowiedziała lekkim, nieśmiałym brzdąknięciem. Po chwili chwycił za gryf i zaczął szarpać mocniej. Brzdęknięcia zamieniały się w melodię ekstazy, która wypełniała cały pokój. Struny drżały pod naporem zwinnych palców Alejandra. Cała gitara drżała i połyskiwała odbijając wpadające przez okno promienie światło. "Wejdź w mój otwór rezonansowy" - tajemniczy głos przemówił do świadomości gitarzysty. Zawahał się. Nie, nie mógł tego zrobić. Nie przy tej melodii. "Szarp mnie mocniej, Alejandro" - usłyszał w głowie. Na to się zgodził. Hiszpańskie brzmienia zaczęły się powoli zmieniać w kakofonię metalowych nut, choć gitara wcale nie była elektryczna. "Rozstroisz się" - pomyślał. "Chcę tego, tak jest dobrze" - odpowiedział sam sobie, choć zdawało się, że głos należał do kogoś innego. Alejandro szarpał coraz mocniej. Gitara, nieprzyzwyczajona do tak ostrych brzmień, wydobywała z siebie krzywe dźwięki, które miały coraz mniej wspólnego z melodią miłości. Drewno trzeszczało, a struny latały niczym dziki wiatr stając się powoli coraz luźniejsze. "Tak, Alejandro, tak mną graj" - ponownie usłyszał głos w swojej głowie. Nie przestawał grać, choć wiedział, że z muzyką ma to mało wspólnego. Ona tego chciała, a on był dla niej wszystkim. Nie mógł tak po prostu przerwać; zacząć grać spokojniejsze nuty. Chciał spełnić jej pragnienia, a ona chciała ostrej muzy. Kakofonii rozkoszy, które sprawia, że krew wrze, a uszy krwawią. "Alejandro, jesteś boski" - gitarzysta już nie zwracał uwagi na ten głos. Szarpał co raz mocniej i mocniej, i mocniej, i w końcu jedna ze stron nieopatrznie pękła.

– Kuuuuurwa! – zaryczał niczym lew i rzucił gitarę na kanapę. Ona, porzucona, jeszcze drżała, ale straciła już swój błysk. Pęknięta struna odlazła gdzieś na bok chowając się w cieniu. Alejandro wyszedł na balkon. Zostawił ją samotną, zranioną i zdaną na przenikliwy wzrok Rodriga.

Jego zwinne oko zarejestrowało całą sytuację obserwując ją przez dziurkę od klucza. Miał zamiar porozmawiać dzisiaj z Alejandrem, ale gdy usłyszał brzdęki gitary postanowił zostać przy drzwiach i obserwować. Opłaciło się. Mimo niewielkiego pola widzenia dokładnie widział wszystko, co robił gitarzysta.

"Wiedziałem, ten koleś nie jest normalny. To nie była zwykła gra, to był wybryk szaleńca. Strach pomyśleć co robi z żywymi istotami. Widać, że ten koleś to jakiś niewyżyty sadysta. Wiedziałem, że jest zagrożeniem dla Felicii. Mimo wszystko jednak z nim jeszcze porozmawiam. Przycisnę go i zmuszę, żeby się ze wszystkiego wytłumaczył. W naszym hotelu nie ma miejsca dla takich ludzi i nie pozwolę, aby tacy obłąkańcy kręcili się przy Felicii. "

Rodrigo postanowił, że przemieni swoje słowa w myśli. Odszedł od drzwi i udał się w stronę swojego pokoju.

"Jutro nadejdzie dzień sądu dla tego posrańca".

***

>Hej

>Chciałem przeprosić.

>Proszę, zapomnijmy o tym, co się wydarzyło.

<Nie, nie ma sprawy.

<To nie twoja wina.

<Nie musisz się przejmować. Już o tym zapomniałam :)

>Uff... To dobrze, już się bałem, że mnie znienawidzisz ;)

<Nie przesadzaj. Naprawdę, nie wydarzyło się nic wielkiego.

>Cieszę się, że tak myślisz.

>Naprawdę mi ulżyło.

<Dobrze, że się już nie obwiniasz.

<Ok. To do zobaczenia jutro :)

>Tak, do zobaczenia.

Dzięki Bogu, że to była Maria. Jestem pewien, że każda inna dziewczyna już by się do mnie nie odezwała po czymś takim. Mimo wszystko powinienem jeszcze uważać. Przecież nie tylko ona to widziała. Mam nadzieję, że inne osoby nie będą zbyt pamiętliwe...

***

– Don Manuel, nie idziesz jeszcze do domu?

– Nie ma takiej potrzeby, Samir. Mogę się tu jeszcze zjawić jacyś klienci, prawda?

– Niech pan się nie przemęcza. Moja mama mówiła, że to szkodzi na zdrowie, a ona zawsze miała rację.

– Nie musisz się mną przejmować. Może nie wyglądam, ale w tym starym ciele nadal jest dużo energii – odpowiedział z uśmiechem.

– Jeśli pan tak mówi... Cóż, opinia szefa jest niepodważalna. Mam nadzieję, że się pan nie zanudzi przez cały wieczór.

– Na pewno znajdę sobie jakąś rozrywkę... No, zmykaj już do domu. Dzisiaj gra Granada, prawda? Idź, bo przegapisz początek meczu.

– Ha, don Manuel, jak zwykle zna priorytety swoich pracowników lepiej od nich samych! – stwierdził Samir uśmiechając się – Jak pan tak nalega, to już się zmywam... Adios!

– Adios, Samir! – odrzekł Manuel podążając wzrokiem za masywną sylwetką szefa kuchni.

Właściciel hotelu został sam w recepcji. Latał wzrokiem po całym holu, jakby szukał czegoś, czego dawno tu nie ma. Na ladzie, obok miski z cukierkami, stało zdjęcie Felicii i Juana, kiedy jeszcze byli dziećmi. "Ah, jak one szybko rosną" - pomyślał Manuel. Poczuł, że jego duszę zaczyna przepełniać dziwna nostalgia. Dzieci to najważniejsza rzecz, jaką posiada i nigdy nie mógłby pomyśleć, że jest inaczej. Nawet kiedy myślał, że traci już wszystko one zawsze były przy nim i nawet nie myślały, żeby go zostawić. Właśnie za to ich kocha. Felicia i Juan to jego największy skarb i będzie go bronił zawsze i wszędzie.

***

– Hola, Felicia! Już myślałam, że się nie zjawisz.

– Buenas tardes, Marta. Dawno się nie widziałyśmy.

– Oj, nie przesadzaj. Jak zwykle wyolbrzymiasz.

– Wcale, nie przesadzam. Kiedy się ostatnio spotkałyśmy? Miesiąc temu?

– No, to było przecież niedawno, prawda? Dobra, usiądź sobie.

– Nie musisz mnie o to prosić. Strasznie mnie bolą nogi. Wiesz jak daleko jest do centrum z mojego domu?

– Wiem, wiem, przecież często bywam u ciebie. Co zamawiasz?

– Ja? Wezmę tylko kawę.

– Cóż, w końcu jesteśmy w kawiarni. Ja też nie będę kombinować. Kelner, dwie Manchando proszę!

– Manchando? Jeszcze z niej nie wyrosłaś?

– Nie, nadal ją lubię. A poza tym i tak nie przepadam za mocnymi kawami, więc ta jest idealna.

– Jak tam chcesz Marta.

– Dobra, dobra. Nie spotkałyśmy się, żeby gadać o kawie. No, opowiadaj, co tam u ciebie?

– A co ma być? Biznes się kręci, przychodzą nowi goście, starzy odchodzą, kapela gra, wszystko po staremu.

– Ale nudy...

– Oj, nie wyolbrzymiaj.

– Ha, i kto to mówi? Dobra, jak nie nie masz ochoty na zdradzanie szczegółów ze swojego jakże dynamicznego życia, to ja ci trochę poopowiadam o moim. Pamiętasz mojego sąsiada, Alberta?

– Tego od kosiarek?

– Tak, właśnie tego. Wyobraź sobie, że sprzedał cały biznes i zajął się sprzedażą churrosów.

– Churrosów? I jak mu idzie? Sprzedają się?

– Tak średnio. Nasza dzielnica nie jest zbyt ruchliwa. Mało osób się zatrzymuje przy takich sklepach.

– Biedak.

– No, ale mówiłam mu, że to ryzykowny biznes.

– A on co na to?

– A on powiedział, że jego kolega z Katalonii, Xavier, zrobił podobnie i zarabia teraz krocie.

– Głupek.

– No jasne, że głupek. Gdzie Katalonii do Andaluzji? Tam jest inaczej.

– Właśnie. A poza tym wiedział, że w takiej dzielnicy trudno będzie o zarobek. U was się tyle nie kupuje, a z samych sąsiadów nie da się dużo zarobić.

– No, dobrze mówisz. Powiedziałam mu, że niepotrzebnie pozbywał się kosiarek, ale on był uparty i nie chciał o tym gadać.

– No, szkoda gościa. Słyszałam przecież, że sprzedawał najlepsze kosiarki w Grenadzie.

– A wiesz kto sprzedaje teraz najlepsze kosiarki w Grenadzie? Sergio.

– Sergio Jimenez? Ten, co chodził z nami do liceum?

– Tak, właśnie on. To jemu Albert sprzedał swoje kosiarki, a teraz nieźle na nich zarabia.

– A to spryciarz... Wyczuł idealną okazję.

– Żebyś wiedziała. Widziałam jego sklep. Wygląda dużo lepiej niż ten Alberta i z tego co zauważyłam ma już dużo nowych modeli.

– Rozwija się.

– No, właśnie na tym polega biznes. Kto odpuszcza ten traci, a kto wykorzystuje okazje, ten zarabia.

– Ja też tak myślę. Ale ten Sergio...

Zobaczyła go. Gitara na plecach, długie włosy, lekka bródka. To samo przyjazne spojrzenie i ten sam miły wyraz twarzy. Tak, to musiał być on.

– Hej, Felicia. Co z tobą? Gdzie ty się patrzysz?

– Alejandro... – wyszeptała – Wybacz na chwilę. Zaraz do ciebie dołączę.

Wstała i ruszyła w głąb ulicy. Podążała za gitarą.

– Alejandro! Alejandro! Gdzie idziesz?

Mężczyzna odwrócił się. Stanął w miejscu i spojrzał na idącą w jego stronę kobietę.

"Kim ona jest?"

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • betti 23.07.2018
    Ach - MOIM ZDANIEM. Dobrze wczuwasz się w klimat...
  • Pan Buczybór 23.07.2018
    w sumie to dobrze
  • Keraj 23.07.2018
    Ta kobieta to może zbuntowany anioł. 5
  • Pan Buczybór 23.07.2018
    heh, wątpię
  • nimfetka 24.07.2018
    Czuć sielski, latynowski klimat. Bohaterowie mi się trochę mylą, ale raczej nadąże. Podoba mi się, że prowadzisz narrację z kilku perspektyw. Ciekawi mnie co wydarzyło się z żoną Rodriga, że ten jest tak przeczulony. Czekam na rozwinięcie wątków!
    Pozdrawiam.
  • Pan Buczybór 24.07.2018
    No, jak będzie trochę więcej opisów to bohaterowie będą się bardziej odróżniać. Dzięki za przeczytanie
  • Elorence 24.07.2018
    Ten początek to jak fragment gry wstępnej :D
    No i już się zaczyna. Ktoś kogoś śledzi, ktoś kombinuje. Ach te dylematy! Super! :)
  • Pan Buczybór 24.07.2018
    dylematów pewnie będzie jeszcze więcej. Dzięki za odwiedziny

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania