Hetmańska cz.I

- To tutaj! – Wskazał na drzwi komisarz Michalski.

Mirek spojrzał nieco wyżej na szyld w zielono białym kolorze: „Hetmańska” - No cóż - powiedział do siebie, spodziewając się jakiejś speluny, gdzie przychodzą jakieś podejrzane typy odruchowo ziejące agresją na wszystko co znajdzie się w zasięgu wzroku, a tu pełna kultura i niestety morderstwo.

 

W środku panował lekki chaos, powywracane krzesła, kilku mundurowych poruszających się w różnych kierunkach i facet w białym fartuchu, pochylony nad ofiarą.

 

- Nóż…? - I zapewne dwadzieścia ran kłutych? – odezwał się Mirek do mężczyzny w białym fartuchu, ni to pytając ni stwierdzając.

 

- Osiemnaście – odpowiedział tamten.

 

- No prawie – powiedział Mirek pochylając się nad denatem.

 

Zauważył, że w jego spojrzeniu było jeszcze jakieś żywe przerażenie. Spojrzał w górę, gdzie wpatrywały się oczy ofiary. - Belka stropowa? - powiedział do siebie. Coś tam było, chyba jakieś wyryte słowo?

 

Stanął na krześle, pierwszą literą na pewno było „W” ostatnią „y”, pozostałych nie dało się odczytać. Ktoś je zrył, może to ta sama osoba? Najpierw coś w specyficzny sposób chciała wyrazić, a potem stwierdziła, że lepiej niech będzie to tajemnica. Zapewne jakiś nieźle wstawiony małolat, ale przecież nie mógł tego zrobić na oczach klientów i personelu? – Ciekawe? – powiedział do siebie Mirek.

 

- Co pan tam zobaczył? – zapytał komisarz Michalski, wyrywając go z zamyślenia.

 

- Chyba nic istotnego, ale dla kogoś, kto pisze kryminały, mogłoby to stanowić niezłą inspirację – stwierdził z lekkim uśmiechem schodząc z krzesła.

 

- Co takiego?

 

- Nie… to kompletnie nie ma znaczenia – odpowiedział Mirek. - Rozumiem, że wszyscy, którzy tu byli łącznie ze sprawcą są już na komisariacie.

 

- Tak! – odpowiedział komisarz Michalski.

 

- No to pora się dowiedzieć, dlaczego ktoś komuś zadał tych osiemnaście pchnięć.

 

***

 

- Nazwisko!?

 

- Kazimierska – odezwała się przesłuchiwana – Kazimierska Barbara – dodała.

 

- Pani jest właścicielką lokalu, w którym doszło do morderstwa? – Kontynuował Mirek.

 

- Tak… - odpowiedziała drżącym głosem.

 

Widać było, że jest bardzo zdenerwowana, na czole miała dużego krwiaka, cała dygotała, trudno było jej odpowiadać na pytania.

 

-Wiem, że to dla pani horror, ale to już minęło, jest pani bezpieczna – odezwał się do niej cieplejszym głosem. – Czy ten…? Zamordowany był stałym klientem, czy widziała go pani pierwszy raz?

 

-Byłym facetem kelnerki – odpowiedziała drżącym głosem.

 

- No tak podejrzewałem… zapewne nie potrafił bez niej żyć?

 

- No chyba tak, byli ze sobą… jakieś dwa lata. Na początku było wszystko okej, ale z czasem stawał się o nią coraz bardziej zazdrosny. Chciał, żeby rzuciła tą pracą. Jakieś pół roku temu z nim zerwała, on oczywiście nie mógł się z tym pogodzić, przychodził tu prosił, jakieś dwa miesiące temu coś znowu między nimi zaiskrzyło, ale na bardzo krótko, uderzył ją, bo się uśmiechnęła do jakiegoś faceta. No i w końcu stało się.

 

- Jak do tego doszło?

 

- Przyszedł mniej więcej około dwudziestej, był już trochę wypity. Aśka nie chciała do niego podchodzić, więc ja podeszłam, zamówił setkę, potem drugą. Siedział chwilę spokojnie, potem zawołał mnie i zażądał, żeby obsługiwała go Aśka. Powiedziałam mu, że za dużo już wypił i w ogóle nie będzie obsługiwany. Wstał i szedł w kierunku wyjścia jednak przed drzwiami się zatrzymał i ruszył w kierunku Aśki. Rzucił się na nią, podbiegłam do nich, złapałam go za włosy, odwrócił się w moją stronę i uderzył. Przewróciłam się, chciał mi jeszcze dołożyć, ale dwóch klientów powstrzymało go, nie dali mu jednak rady, powywracał ich. Byłam jak sparaliżowana nie mogłam się podnieść a on ruszył w kierunku baru, wszedł za, no a potem, to już pan wie.

 

- Osiemnaście pchnięć?

 

- No cóż… ale to on chciał ją zabić! – odpowiedziała stanowczo.

 

- No tak, walczyła o życie – stwierdził spoglądając na zegarek. - To wszystko – powiedział nie mając sumienia dalej jej męczyć.

 

- Czy jeszcze będę wzywana?

 

- Raczej tak, ale dzisiaj już wystarczy, jest pani wolna, proszę tylko podpisać zeznanie - powiedział podając kartkę - A…? Coś mi się przypomniało!

 

- Co takiego!?

 

- On… patrzył z przerażeniem na belkę stropową, na której ktoś wyrył wyraz…? Nie udało mi się go rozszyfrować, tylko pierwsza i ostatnia litera: W i y resztę ktoś zrył, być może ten sam koleś. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że to słowo brzmiało „Winny”.

 

- Nie mam pojęcia… Mówi pan na belce stropowej?

 

- Tak, ale to na pewno jakiś dziwny zbieg okoliczności. On miał takie przerażające spojrzenie, dlatego to mnie zaciekawiło i zauważyłem ten nieczytelny wyraz.

 

- To ciekawe, ale nie wiem, kto mógłby coś takiego zrobić. Do mojej restauracji przychodzą raczej zrównoważeni ludzie, no... Nie licząc tego psychopaty - odpowiedziała zmęczonym głosem.

 

- Jeszcze raz dziękuję pani – powiedział i odprowadził ją do drzwi.

 

Przyszła kolej na główną bohaterkę, tego tragicznego zajścia.

 

Joanna Bogacka, lat trzydzieści pięć i osiemnaście pchnięć, które wysłały na tamten świat jej byłego faceta, który okazał się być niebezpiecznym świrem. Opowiedziała mniej więcej to samo, co jej szefowa, nie pamiętała tylko zdarzeń, które się wydarzyły za barem. Mirkowi rzucił się w oczy jej spokój, mówiła o tym wszystkim, bez żadnych emocji zupełnie inaczej niż jej szefowa. Być może, po tym wszystkim było jej zupełnie wszystko jedno, co będzie dalej.

 

- Pójdę siedzieć? – zapytała trochę od niechcenia.

 

- Nie, nie sądzę, działała pani w obronie własnej, są świadkowie. To trochę potrwa, ale, będzie dobrze – odpowiedział uspokajająco Mirek.

 

***

 

Minęło sześć miesięcy od tamtej sprawy. Mirek po skończonej służbie wracał piechotą do domu. Był piątek i kiedy miał wolny weekend lubił sobie tak bez większego celu pospacerować po mieście. A wrzesień jest idealnym do tego miesiącem. Dzień jest jeszcze długi i temperatura w sam raz. No i powiewa takim delikatnym wietrzykiem melancholii w sam raz by wspominać stare nie zawsze dobre czasy.

 

Od dwóch lat mieszkał w Raciborzu małym miasteczku na terenie Śląska i jak na razie był z tego faktu zadowolony, wszędzie blisko, spokój, którego wcześniej mu bardzo brakowało. Warszawa dała mu nieźle popalić. Zorganizowana przestępczość, bezwzględni gangsterzy, codzienny stres i jego zawzięty charakter, sprawiały, że rosła liczba osób życzących mu wszystkiego najgorszego. W końcu podczas obławy na jeden z miejscowych gangów, jakaś zabłąkana kula trafiła go w lewy bark i sprawiła, że powiedział: Wystarczy! Na jego prośbę, przeniesiono go na prowincję i może teraz spokojnie spacerować po mieście, bez obawy, że jakiś zły ktoś chciałby go odstrzelić.

 

Idąc w niezupełnie określonym kierunku i rozmyślając o swojej niespokojnej przeszłości, zauważył, że znalazł się na ulicy „Długiej”. Rzadko tu bywał, a jak się trafiło to przemieszczał się po niej zbyt szybkim krokiem. A ona miała swój urok, była jedynym w tym mieście deptakiem. Zabytkowe kamienice z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Jedna jej połowa, była tarasem pełnym kolorowych kwiatów, rosnących w ogromnych kwietnikach. Znajdowało się tam również, kilka kawiarenek i restauracji. Na tej niższej połowie przeważały sklepy, małe banki i kilka złotniczych pracowni.

 

Kiedy zbliżał się do jej końca, zobaczył zielono biały szyld z napisem „Hetmańska” i przypomniała mu się ta makabra sprzed pół roku. Z czystej ciekawości postanowił wejść i zobaczyć jak wygląda w środku, kiedy nikt tam nikogo nie zabija.

 

Usiadł przy barze, obok niego siedziało dwóch mężczyzn, a przed nim barmanka wsłuchiwała się w ich rozmowę.

 

- Słucham? - zapytała trochę od niechcenia.

 

- Hm… zaraz, zaraz? – Mirek zastanawiał się patrząc na półki z alkoholem

 

- To pan?! – odezwała się szefowa z lekkim niepokojem na niezdecydowanego klienta.

 

- Proszę się nie obawiać jestem tu zupełnie prywatnie – odpowiedział, trochę rozbawiony jej wystraszoną miną.

 

- Czego by pan sobie życzył? – zapytała już z lekkim uśmiechem.

 

- Piwo… nie, whisky, czarny Walker – stwierdził po krótkim zawahaniu.

 

- Już się robi, przepraszam, że tak na pana zareagowałam, ale to był odruch, myślałam, że…

 

- Nic nie szkodzi, przyzwyczaiłem się, że ludzie na mnie różnie reagują. Jak widzę interes kręci się dalej – stwierdził zmieniając temat.

 

- No jakoś kręci – odpowiedziała podając mu szklankę z whisky.

 

Ktoś ją zawołał z zaplecza i urwała się rozmowa.

 

Siedział przez dłuższą chwilę sącząc whisky, w tle grała jakaś muzyka, po jakimś czasie, zaczęła docierać do niego rozmowa, dwóch mężczyzn, siedzących obok.

 

- Więc mówisz, że Kafka w Procesie chciał nie tyle przedstawić bezradność jednostki względem systemu, a przede wszystkim uzmysłowić czytelnikowi, że każdy jest winny i musi ponieść tego konsekwencje? – powiedział jeden z nich, poprawiając okulary.

 

Wyglądał trochę dziwnie, długie siwiejące włosy spięte w kucyk, okulary lenonki i krótki wąsik. Ubrany w flanelową koszulę, zupełnie nie pasował do eleganckiego wnętrza.

 

- Tak, zawsze jest przyczyna i skutek. Za kradzież karą jest więzienie, za życie śmierć- odpowiedział jego rozmówca.

 

Ten z kolei był łysy o wychudłej twarzy z mocno wystającymi kośćmi policzkowymi i dużych wyłupiastych oczach. Oboje sprawiali wrażenie jakby urwali się z choinki. No i ta rozmowa, Kafka?

 

- Czyli każdy kto się urodził jest winny? – zapytał z lekką ironią w głosie ten o wyglądzie podstarzałego hipisa.

 

- Tak, jedyne co można zrobić to się odraczać – odpowiedział stanowczo łysy.

 

- Hm… no w sumie racja, ale w życiu jest coś jeszcze głębszego, jakaś tajemnica, którą trzeba odkryć. Człowiek szuka w nim jakiegoś spełnienia? – stwierdził hipis.

 

- Tak i stąd brama – odpowiedział sięgając po kufel, łysy.

 

- Uważasz, że za nią jest spełnienie? Może i tak, ale może tam być tylko pustka… - ni to zapytał ni to stwierdził podstarzały hipis.

 

- Być może, ale zawsze warto walczyć – odpowiedział łysy.

 

- Nawet jak to nie ma sensu?

 

- Przede wszystkim, bo walka nadaje czemuś sens i pozwala zapomnieć, że wszystko jest bez sensu.

 

Mirek chcąc nie chcąc przysłuchiwał się rozmowie, która go z jednej strony trochę zaciekawiła, z drugiej była trochę denerwująca.

 

- Ha…Ha...Ha… Wciągnęła pana dyskusja - odezwała się z za baru szefowa.

 

Nawet nie zauważył, kiedy tam weszła.

 

- To dwaj panowie „M” moi stali klienci, uwielbiam wsłuchiwać się w ich rozmowy, choć zazwyczaj nie wiem, o co chodzi.

 

- Niech pani nie przesadza! Pani Basiu, zazwyczaj dyskutuje pani razem z nami – odezwał się łysy.

 

- Dlaczego panowie „M”? – zapytał Mirek.

 

- Dwa Marki, pan Marek – wskazała na tego z długimi włosami. - Jest polonistą, drugi pan Marek – wskazała na łysego. – Filozofem, są tutaj co weekend i zawsze dyskutują na ambitne tematy.

 

- Bardzo mi przyjemnie –powiedział Mirek i w tym momencie zauważył tą od osiemnastu pchnięć. Szła do któregoś ze stolików. – Joanna! Pamiętał. – W jej ruchach był jakaś dostojność, nic z tych głupawych małolat z wymuszonym uśmiechem, poruszających się na anorektycznych nóżkach, wywołujących u nie jednego mężczyzny poczucie lekkiego przerażenia. Zapewne pracowała już długo w tym fachu. Miała w sobie to coś i mogłaby mieć każdego - stwierdził nie mogąc oderwać od niej wzroku. Długie czarne włosy spięte z tyłu, czarne spodnie, biała koszula z muszką niby typowa kelnerka, ale ona wyglądała w tym naprawdę pociągająco, nie da się koło takiej kobiety przejść obojętnie. Podczas przesłuchania miała taką bladą i obojętną twarz, że wręcz odstraszała swym widokiem, a teraz…

 

- Co pan się tak zamyślił? – odezwała się szefowa przerywając jego zauroczenie.

 

- A… tak jakoś – odpowiedział trochę speszony.

 

- Joanna… zawsze ktoś do niej zagaduje.

 

- A jak zniosła to, co się stało?

 

- Całkiem dobrze, że mną było trochę gorzej, musiałam wziąć dwa tygodnie wolnego, byłam trochę poobijana no i ten facet... do teraz zdarza się, że we śnie widzę jego twarz. Z Aśką nigdy potem o tym, nie rozmawiałyśmy, nie miałam odwagi, ona chyba też.

 

Podeszła do baru z zamówieniem.

 

– Pani Basiu, trzy piwa, dwa drinki wódka z colą. – Potem spojrzała na Mirka.

 

– O!? Znajoma twarz, czułam, że kiedyś nas pan odwiedzi – powiedziała z uśmiechem.

 

Sprawiała wrażenie jakby znała go zupełnie z jakiejś zdecydowanie przyjemniejszej historii.

 

- Jestem tu trochę przypadkiem, spacerowałem sobie po mieście, no i jakoś znalazłem się przed drzwiami Hetmańskiej.

 

- No cóż w tej mieścinie wszystkie drogi prowadzą do Hetmańskiej – powiedziała i poszła z zamówieniem do stolika.

 

-Czy jeszcze panu coś nalać? – odezwała się szefowa.

 

- Nie… – Spojrzał na zegarek, była dwudziesta pierwsza. –Będę się zbierał – powiedział dopijając whisky.

 

- Jeszcze młoda godzina.

 

- Siedzę tu już zdecydowanie za długo, ale na pewno znowu tu zajrzę.

 

- No to do znowu – powiedziała z uśmiechem szefowa.

 

***

 

Siedział przed telewizorem, co chwilę zmieniając kanały. Nie mógł nic dla siebie znaleźć. Wreszcie na którymś ze sportowych trafił na boks – No zobaczymy? – powiedział do siebie, odkładając pilot na stolik. Lubił popatrzeć na dobry boks, szczególnie na starych mistrzów takich jak Tyson czy Holyfield. Ci, którzy walczyli teraz, byli mu zupełnie nieznani, ale tłukli się całkiem nieźle.

 

Po pierwszej walce, mimo, że była bardzo emocjonująca zaczęły mu się zamykać oczy, senność coraz bardziej zaczęła się do niego dobierać. W pewnym momencie usłyszał dzwonek do drzwi. – Co jest? – Zerwał się z fotela. Spojrzał w wizjer – to niemożliwe!? – Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.

 

- Skąd pani…? Skąd pani wie, gdzie mieszkam? – wydusił z siebie widząc szefową „Hetmańskiej” stojącą przed drzwiami.

 

- Zamiast pytać mnie o takie nieistotne szczegóły, może wpuści mnie pan do środka.

 

- Proszę, niech pani wejdzie – odpowiedział.

 

Potem pomógł ściągnąć jej płaszcz i zaprosił do pokoju.

 

- Ma pani ochotę na drinka – zapytał.

 

- Tak, napiła bym się czegoś – odpowiedziała z uśmiechem.

 

- Mam tylko wódkę z colą – oznajmił zaglądając do lodówki.

 

- Może być – odpowiedziała.

 

Przyszedł z drinkami usiadł koło niej i dalej ta niecodzienna, a raczej nieconocna wizyta zaczęła przebiegać już typowo jak na takie odwiedziny. Najpierw położył rękę na jej kolanie, potem zbliżył usta do jej ust, zaczęli się całować, obejmować z coraz większą dozą namiętności. Szybko pozbyli się ubrań, ona usiadła na niego, objęła dłonią jego męskość i kilkoma ruchami postawiła go na baczność. Po czym powoli na nim swoją najbardziej intymną częścią. Ich ciała zaczęły pracować w szybkim rytmie coraz głębszych doznań, wydając z siebie od czasu do czasu tłumione jęki.

 

Prawie już dochodząc, poczuł na szyi jej dłonie, które się coraz mocniej zaciskały.

 

- Niebezpiecznie jest pożądać, szczególnie jej – powiedziała zaciskając jeszcze mocniej dłonie.

 

- Co…!? – wydusił z przerażeniem Mirek i złapał jej ręce w nadgarstkach próbując zerwać uścisk.

 

Zaczęła się szamotanina, w końcu wyrwał się z uścisku, zrzucił ją z siebie i zaczął okładać ją pięściami, coraz mocniej i mocniej.

 

- Cholera! – Obudził się w fotelu, spojrzał na zegarek, była trzecia trzydzieści. – Ten boks, naprawdę szkodzi! – stwierdził wyłączając telewizor. Potem poszedł do łóżka mając nadzieję, że już żaden koszar mu się nie przyśni.

 

Kiedy się znowu obudził, dochodziła dziesiąta, to jak na niego późna pora, zazwyczaj wstawał o ósmej, oczywiście jak miał wolną sobotę, potem poranna kawa, śniadanie i weekendowe zakupy? Tym razem, najpierw trzeba było zacząć od zrobienia zakupów.

 

Wychodząc ze sklepu usłyszał, gdzieś za plecami – Dzień dobry – wydawało mu się, że to nie do niego, dopiero, gdy usłyszał ten sam głos po raz drugi, odwrócił głowę.

 

- A!? To pani, dzień dobry – odpowiedział, widząc przed sobą Joannę.

 

-Weekendowe zakupy? – zagadnęła.

 

- Tak, zazwyczaj, wcześniej odwiedzam sklepy w sobotę, ale, dzisiaj zaspałem.

 

- O!? Ciężka musiała być noc ha…ha…ha

 

- Zdecydowanie, przed telewizorem oglądając boks.

 

- Eee… a ja już myślałam, że...?

 

- Że, co?

 

- Że, to jakaś, zgrabna i powabna wyssała z pana wszystkie siły ha...ha…ha

 

- Niestety, tym razem był to telewizor, a po nim straszny koszmar.

 

- O!? Jak się ogląda boks, to potem śnią się koszmary, więc kto chciał w nim pana zabić?

 

- Hm… trochę mi głupio o tym mówić…

 

- Gonił pana śnieżny potwór, chciał pan uciekać, ale nie mógł się ruszyć i…

 

- Nie, to była pani szefowa.

 

- Słucham!? To niesamowite, chciała pana zabić?

 

- Tak, ale nie dałem się i to ja zabiłem ją, a potem się obudziłem.

 

- O! To faktycznie koszmar, muszę opowiedzieć o tym szefowej, uśmieje się.

 

- Może lepiej nie.

 

- Dlaczego, ona ma duże poczucie humoru, no ale zapewne ten koszmar zaburzył panu cały rytm dnia. Na pewno bez śniadania, kawy i tych wszystkich leniwych myśli w sobotni poranek, kiedy ma się świadomość, że nie trzeba się zrywać do pracy.

 

- Oj tak, ale jakoś to przeżyję.

 

- Ja również dzisiaj jeszcze nie piłam kawy, więc może teraz jest dobry moment?

 

Trochę zdziwiła go ta propozycja, tak od razu, po prostu, niemniej była to bardzo kusząca propozycja.

 

- Czemu nie – odpowiedział uśmiechając się do Joanny.

 

Weszli do najbliższej kawiarni, którą dostrzegli idąc w kierunku rynku.

 

Usiedli naprzeciwko siebie. Ona zaczęła opowiadać o kupnie nowej bluzeczki w jej ulubionym kolorze, fioletowym, on udawał zainteresowanego, ale niespecjalnie mu wychodziło.

 

- A jaki jest pana ulubiony kolor? – zapytała trochę rozbawiona jego zakłopotaniem.

 

- Hm…? Tak naprawdę to nie wiem, może niebieski – odpowiedział niepewnym głosem.

 

Kelnerka przyniosła kawę.

 

– Nareszcie! – stwierdziła Joanna podenerwowanym głosem. Zrobiła łyka. – No nie, co to ma być!

 

Mirek spojrzał na nią z lekkim zażenowaniem, zaskoczony jej reakcją.

 

- Chodźmy stąd! – powiedziała wstając z fotela. - Knajpie, która podaje taką kawę nie wróżę długiej przyszłości.

 

Mirek również wstał od stolika, nawet nie zdążył spróbować, a teraz już nie wypadało. - Chyba jednak nici z porannej kawy – powiedział półgłosem.

 

- O! Nic z tych rzeczy! Zapraszam pana do siebie, mieszkam tu niedaleko – oznajmiła parząc z wyrzutem na speszoną kelnerkę.

 

- Bardzo pani miła, ale nie wiem czy…? – Mirka kompletnie zaskoczyła ta propozycja i poczuł się tak samo jak ta speszona kelnerka.

 

- Wypada, ja to wymyśliłam, więc muszę to doprowadzić do końca – powiedziała stanowczo, ale zaraz potem się uśmiechnęła.

 

Nigdy taka sytuacja mu się nie przytrafiła, ktoś prawie nieznajomy zaprasza go do domu na kawę? Z jego punktu było to bardzo nierozważne, no wiedziała, że jest policjantem i może dlatego mógł się jej wydawać bezpieczny…

 

Położyła filiżanki na stoliku i usiadła obok niego, zrobiła mały łyczek, on zaraz za nią.

 

- No i jak? - zapytała.

 

- Wyśmienita – odpowiedział.

 

Zaczęli rozmawiać na różne tematy od dzisiejszej pogody do swoich zainteresowań. On jej powiedział, że jest amatorem nurkowania, ona, że namiętnie czyta kryminały. Po krótkim czasie, Joanna przejęła inicjatywę, zaczęła mu opowiadać o swojej wczesnej młodości, chłopakach, dyskotekach, które kiedyś uwielbiała. Potem zaproponowała coś mocniejszego. Mirek zgodził się na jednego drinka, mówiąc, że po nim będzie się zbierał. Potem był drugi, atmosfera coraz bardziej zaczęła się rozluźniać. Pierwszy całus w usta, drugi już bardziej namiętny. Zaczęła się tworzyć coraz gorętsza atmosfera. Najpierw z ciała opadła koszula, potem bluzka, biustonosz i tak do samej nagości. Ześliznęli się z sofy na podłogę i zaczęli przetaczać się z pleców na plecy, zatrzymując się przed półką z telewizorem. Spojrzała na niego lekko agresywnym wzrokiem, złapała za włosy i przejechała językiem po jego twarzy. Chwile potem zobaczył ją, jak pełznie w stronę okna, przypominając jakiegoś drapieżnika, który skrada się by pochwycić upatrzoną zdobycz. Oparła ręce na parapecie, spojrzała na Mirka, puściła mu oczko i pokręciła pupą. Po chwili był już w niej, ściskał jej biodra i nacierał, coraz szybciej i mocniej, aż cały pokój wypełnił się rytmem uderzających o siebie ciał. No i stało się, cały ten błogostan wytrysnął i rozlał się na pupie Joanny, a potem mogła już tylko nastać cisza łapiąca spokojny oddech. Mirek uszczypnął się w ucho nie do końca wierząc w to co się stało. Tym razem to nie był sen, tym nie mniej trudno mu było uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Po takim erotycznym koszmarze teraz coś przyjemnego i o dziwo prawdziwego.

 

- Powiedz coś – odezwała się po dłuższym milczeniu.

 

- Coś.

 

- Ha…ha...ha… No cóż. Powiedz coś o sobie?

 

- Jestem mężczyzną w średnim wieku, łapię bandytów i od czasu do czasu uprawiam nieziemski sex.

 

- No to całkiem interesujące życie, od czasu do czasu też bym chciała złapać jakiegoś bandytę.

 

- A ty?

 

- Co ja?

 

- Jaka jesteś?

 

- Nie myśl sobie, że idę z pierwszym lepszym do łóżka i to na pierwszym spotkaniu.

 

- Oczywiście, że nie! – powiedział uśmiechając się. – To muszą być bardzo wyjątkowi mężczyźni.

 

- Oczywiście! No to już wiesz, że zaliczam się do tych porządnych.

 

- Tak…

 

- I to nie ja ich podrywam, tylko oni, nawet jak sami nie zdają sobie z tego sprawy.

 

- Ha...ha…ha… – Nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

 

Walnęła go poduszką i sama zaczęła się śmiać.

 

- A… jeżeli chodzi o…

 

- Bywali, ale okazywali się strasznymi nudziarzami – odpowiedziała wchodząc mu w zdanie.

 

- A tamten? Byłaś z nim trochę dłużej, a przecież to był…

 

- Tak wariat, ale było w nim coś, co przyciągało, uwielbiał mnie i nienawidził. Potrafił być naprawdę słodki, ale też bardzo brutalny.

 

- No tak… rozumiem.

 

- Chyba nie! Ale nie ważne – odpowiedziała.

 

Dało się wyczuć, że posmutniała. Mirkowi zrobiło się trochę głupio, niechcący zaczął ten temat, nie wiedząc teraz jak z tego wybrnąć. Spojrzał na nią, była gdzieś bardzo daleko. Trudno było znieść tą chłodną ciszę. Szybko wrzucił na siebie ubranie, znowu na nią spojrzał, wpatrywała się w to samo miejsce. Powiedział –Cześć – odpowiedziała obojętnie nie zwracając na niego uwagi.

 

Wyszedł delikatnie zamykając drzwi, strasznie zły na siebie, że wszystko spieprzył tym jednym niepotrzebnym pytaniem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bajkopisarz 30.07.2020
    Bardzo dobrze się zaczyna. Fabuła na razie całkiem do rzeczy, czyta się płynnie, mnie zaciekawiło co będzie dalej i ku czemu to zmierza.
    Zapis do poprawy, choć być może to automat Ci rozstrzelił akapity. Jest kilka powtórek, ale to drobiazgi.
  • Lotos 31.07.2020
    Dzięki za odwiedziny i komentarz i komentarz. A z zapisem to faktycznie coś ten automat mi rozstrzelił.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania