Hey! Hey! Żyła! Hey!

Stało sobie w barze dwóch facetów, rozmawiali o wszystkim i niczym, opowiadali sobie sprośne dowcipy, wiadomo jak... przy kufelku piwa. Wreszcie jeden z nich położył na stół pieniądze. Drugi wziął to co było mu należne, schował do kieszeni, śmiejąc się przy tym do łez. Wiedział, że osoba z którą przed chwilą dowcipkował w najlepsze jest już bezużyteczna. Chciał jak najszybciej zakończyć to posiedzenie z bardzo prostego powodu. Spojrzał na zegarek i wstał.

 

- Słuchaj Mike... muszę spadać. Rozumiesz? Dragi i te sprawy... - powiedział spokojnie.

 

Kolega spojrzał na niego badawczo.

 

- Nie ma sprawy Brad... ale pamiętaj... dzisiaj o dwudziestej w melince... - odpowiedział sucho.

 

Bradley kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Wyszedł z baru, a celem jego nagłego wyjścia był miejscowy diler Steven, który miał ponoć najlepszy towar.

 

Dwie godziny później wbijał sobie w żyłę tą magiczną ponoć igłę. Poczuł ulgę. Usiadł pod ścianą w kanale. W swojej prywatnej melinie. Po jakimś czasie zasnął. Przebudził się o 19:40 i zdał sobie sprawę, że obiecał być na imprezce u Mike'a. Podniósł się z podłogi i powłóczył nogami do wyjścia z kanałów.

 

Udało mu się dojść na godzinę dwudziestą. W melince były już wszystkie znane osobistości z półświatka ćpunów. Był też sam Mike, który rozmawiał z pewnym jegomościem, którego zarost przekraczał wszelką dopuszczalną normę. Bradley uśmiechnął się i ruszył w kierunku kolegi.

 

- Siemka Brad! - przywitał się mężczyzna, którego włosy przypominały bardziej las tropikalny, aniżeli fryzurę.

- Hej Mike. Któż to jest? - spytał w odpowiedzi kolega.

- Może sami się przedstawicie? Ja muszę lecieć do Grubego. - powiedział Mike z uśmiechem i pobiegł w głąb dużego pomieszczenia.

 

Pan z brodą wyciągnął w kierunku Bradleya dłoń. Chłopak uścisnął ją z zainteresowaniem. Nie umiał zrozumieć, ale czuł, że z tym człowiekiem czeka go krótka, acz treściwa rozmowa.

 

- Tyberiusz Efreim, jestem zakonnikiem. - przedstawił się nieznajomy.

 

Bradley stał jak wryty. Nie mógł pojąć co u licha robi w melinie ćpunów ksiądz. I dlaczego rozmawiał z jego najlepszym kumplem.

 

- Steve Bradson, ale wolę jak się mówi do mnie Bradley... - odpowiedział z przekąsem.

- Dobrze. Pewnie zastanawiasz się co tutaj robi zakonnik, otóż już ci tłumaczę. Sam byłem kiedyś ćpunem i chodziłem do tego miejsca, aby w doborowym towarzystwie brać heroinę. Pozwolisz, że opowiem ci historię, ale skomentujesz ją dopiero na końcu. Może być?

- Tak... opowiadaj zatem... Tyberiuszu.

- Zaczęło się wszystko w wieku osiemnastu lat. Pewien znajomy wciągnął mnie w heroinowy nałóg. Powiedział... spróbuj, to będzie fajne przeżycie. No i spróbowałem. Codziennie dawałem sobie w żyłę. Po pewnym czasie wszedłem w nałóg. Nie umiałem sobie wyobrazić dnia bez zastrzyku... tak zwanego ukojenia. Potem kradłem, dilowałem i robiłem wiele innych potwornych rzeczy... wszystko po to, żeby mieć pieniądze na kolejną dawkę narkotyku. Byłem nikim, nie wiedziałem po co żyje. Rodzice wyrzucili mnie z domu. Pewnego dnia spotkałem niejakiego księdza Meriota. Dziwne nazwisko szło w parze z niezwykłą charyzmą owego księdza oraz... hmm... naturalnością. Porozmawialiśmy sobie szczerze, opowiedziałem mu o swoim życiu, które było tylko ciągłą walką o heroinę. Wreszcie spytał, czy żałuje tego co robiłem. Odpowiedziałem, że tak. I słuchaj, bo to jest najważniejsze... udzielił mi rozgrzeszenia, powiedział, że Bóg mnie kocha i wybacza mi wszystkie moje grzechy. Nie mogłem uwierzyć, zacząłem się śmiać z jego głupoty. Jednak czułem jakąś świeżość w sobie. Ksiądz zaprosił mnie na rekolekcje. Zgodziłem się ze względu na możliwość łatwego dawania sobie w żyłę. Pojechałem tam, ale nie brałem. Nie wiem z jakiego powodu. Na mszy świętej zacząłem płakać, nie wiedzieć dlaczego. Wtedy wiedziałem, że muszę coś zmienić w swoim życiu. Przeprosiłem Boga i dałem się mu poprowadzić. Po jakimś czasie poszedłem do seminarium, a potem wstąpiłem do klasztoru. Dzisiaj pomagam takim osobom jak ty czy Mike...

 

Bradley patrzył na niego z ciekawością. Ta opowieść nie zrobiła na nim wrażenia.

 

- Już? To tyle? - spytał ironicznie.

- Tak. Zrobisz co zechcesz, ale pamiętaj - Bóg cię kocha!

- Taa... jasne.

 

Nic się nie zmieniło w jego życiu przez dłuższy czas. Dalej ćpał. Pojawił się w jego życiu także alkohol. Nienawiść, złość i uczucie, że jest niepotrzebny na tym świecie skłaniały go do próby samobójczej. Nie dokonał jej. Przed samym powieszeniem, znowu w jego życiu pojawił się ojciec Efreim. Pomógł mu wyjść z uzależnienia. Dziś jest kolejną osobą, która przekazuje świadectwo nawrócenia. Jednak jest dużo osób, które nie rozumieją co to znaczy przyjąć pomoc, ani okazać pomoc. Zastanówmy się nad tym. Kochajmy, szanujmy i pomagajmy.

 

------------------------------------

 

Następne opowiadanie będzie innego typu.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Slugalegionu 29.08.2015
    Drobna uwaga: Liczby słownie. Praca bardzo mądra i piękna: )
  • Johnny2x4 29.08.2015
    Ano właśnie :) Dzięki :)
  • Angela 29.08.2015
    Wzruszyłam się, takie szczęśliwe zakończenie : )
  • Drassen Prime 29.08.2015
    Jestem ateistą, więc gadki o Bogu mnie nie wzruszają... aczkolwiek wzruszyła co nieco dobroć ludzka mierzona... nie, nie można jej zmierzyć. Bardzo dobry opek, reklama na forum zadziałała :D Interpunkcja... Ją musisz poprawić, troszeczkę styl, ale tylko to, co jest związane z interpunkcją i rozdzielaniem zdań. Płynnie się czytało i wszystko zrozumiałem, a elokwencję też tutaj widzę. Trochę marna logika, że ten cały pastor opowiedział mu o sobie... Nierealistyczne trochu, ale zależy jakim kto jest człowiekiem... Daję cztery ;)
  • Ichigo-chan 29.08.2015
    Um, nie wiem jak skomentować, ale się postaram :)
    Wiem, że niektórym ciężko uwierzyć i przez to takie "nawrócenie" może wydawać się dziwne i nienaturalne, ale sądzę, że jeśli ktoś jest w /takiej/ sytuacji, to prędzej będzie chciał wierzyć, że gdzieś tam w górze jest istota, która będzie go kochać bezwarunkowo i zawsze mu wybaczy. Dlatego fabuła mi się podobała.
    Technicznie też było dobre, może tylko trochę... Sztywne. Ale doczytałam do końca i to z zaciekawieniem. I w sumie to łapaj 5
  • KarolaKorman 29.08.2015
    Dla mnie ludzie, którzy przeżyli coś, z czym zmaga się ich rozmówca, potrafią przyjąć jego słowa jako prawdziwe i logiczne, bo sami znają taki problem. Tu zakonnik opowiadał o własnych przeżyciach, a nie zasłyszanych od innych. To pokazuje, że się da, ale... No właśnie i jest to ale. Ale trzeba chcieć. Same słowa, jego opowiadania, są tylko suchą informacją, które nasz bohater przyjął obojętnie. Dopiero sięgając dna przyjął pomoc.
    Ludzie nie są tacy źli na jakich czasem wyglądają i na odwrót. Zawsze w tłumie znajdzie się pomocna dłoń tylko czy chcemy ją przyjąć? Czasem też szukamy pomocy, a nie widzimy pomocnej dłoni.
    Opowiadanie ładnie przedstawione i z przesłaniem, zostawiam 5 :)
  • Anonim 29.08.2015
    piszesz bajeczki dla niegrzecznych dzieci
    tylko świątobliwe matrony w nie wierzą
    ale powodzenia w nawracaniu niewiernych
    tylko sugeruję, pierwsze wejrzyj w siebie, czy tam aby nie jest wiele do naprawienia zanim zaczniesz naprawiać innych
    z Bogiem ;p
  • levi 29.08.2015
    sory ale takie coś jak tu to jest raczej nierealne
    jakiś tam zakonnik przyszedł do narkomanów, opowiedział swoją historyjke życia i wszystko super, dupa czegoś takiego nie ma

    tak wgl to jeśli dał sobie w zyłę parę godzin wcześniej to zapomnij o tym, że taki człowiek będzie spokojnie stał i słuchał jakiegoś beblania świętoszka
  • Prue 29.08.2015
    Czegoś brakowało. Jakiś donośnych słów, sam tekst jest dobry. Dobrze przedstawiony. Dam 4
  • Johnny2x4 29.08.2015
    Filip ja już mam za sobą wiele nieprzyjemnych sytuacji i szczerze wierzę w Boga. Jednak wiesz co jest piękne? Każdy ma wolną wolę, czyli może sobie wierzyć w co chce :) Nie zamierzam Wam tu narzucać pójście do kościoła i stanie się świątobliwymi. Tu chodzi o coś zupełnie innego :) Dziękuję za wszelkie opinie - muszę popracować na interpunkcją oraz wciąż tym nieszczęsnym w moim wypadku stylem.
  • Anonim 29.08.2015
    Też znam takiego księdza, który wściubia pyszczek w gniazda os i głosi wytrwale Słowo Pańskie w kręgach, które... zwykle nim zainteresowane nie są. Ale wrażenie robi fakt, że robi to z uporem i niestrudzenie od wielu lat. Poznałem go na rekolekcjach w ostatniej klasie techbudy (tak chodziłem na nie - dobry sędzia musi wysłuchać racji obu stron ;D) i na rekolekcjach tychże, nasz uśmiechnięty pastor zadał kilku ludzikom pytanie: "Ile naprawdę jesteś wart?" Odpowiedzi wiadomo jakie były, wymijające, coś tam o wierze we własne siły itd. Wtedy to właśnie wziął ów ksiądz blok samoprzylepnych kartek, zaczął chodzić po sali i osobiście nalepiał każdemu karteczkę do piersi, w tym czasie chórek grał coś na gitarach i podśpiewywał. Kiedy w końcu doszło do mnie, księdzula z szelmowskim uśmiechem przypiął mi kartkę, a ja zaciekawiony co to się wyprawię, patrzę i widzę napis. "Cena: Życie Jezusa" :D I każdy wyszedł z sali w ten sposób wyceniony, a żeby było ciekawiej wyjaśnień doczekaliśmy się dopiero dzień później :D

    Co do tekstu - w zasadzie mogę przekleić mój poprzedni komentarz. Brakowało mi znów tej góralskiej riposty, ale za upór i dobre chęci. 4 :)
  • Anonim 29.08.2015
    ależ domyślam się, że Twoje poletko do siania ziarna to nie tylko ta stronka
    Ja nie miałem na myśli tylko i wyłącznie Opowi, aż tak małostkowy nie jestem
    czuję, że twoje ambicje są znacznie szersze, stąd moja rada :)
    poza tym,
    a szczerz sobie wiarę w boga, nic mi do tego,tylko Twój schemat myślowy jest ogromnie prosty; wystarczy uwierzyć w nadprzyrodzonego a uzdrowiona zostanie dusza twoja, to tak nie działa, nie ma prostych recept
  • Johnny2x4 29.08.2015
    Właśnie :) Interpunkcja, "góralska" riposta, styl :) Sporo do poprawy, ale myślę, że uda mi się poprawić :)
  • Johnny2x4 29.08.2015
    Masz rację Filip, że to nie tak działa :) Jednak pojednanie ma swego rodzaju etapy, ja jestem na początku. I nie mogę się doczekać co będzie dalej. :) Tymczasem jadę na wycieczkę, bay :)
  • Anonim 29.08.2015
    na pielgrzymkę do Ziemi Świętej? ;p
  • Wąs 29.08.2015
    Długie komentarze, nie chce mi się ich część masz 5 i nie marudz.
  • Senezaki 29.08.2015
    Hmm...
    Bóg to dla mnie wymysł ludzi, ale rozumiem, że wierzyć, wierzycie. To moje zdanie. Sama nawet nie wiem, czy on istnieje. Mam taką nadzieję.
    Opowiadanie było bardzo... realne. Dużo ludzi w tych czasach po prostu robi sobie taką "przerwę od życia". Narkotyki,alkohol, kluby. To jest ich życie. Bez sensu, ale jest.
    Szczerze mam nadzieję, że są takie dobre osoby.
    Masz 5.
    Pozdrawiam ^^
  • Shina-san 29.08.2015
    5, bardzo fajne opowiadanie jak dla mnie :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania