Poprzednie częściHi piss

Hi piss 2

Hipisi odprowadzili Lorencjusza aż do przystanku autobusowego, wywołując oburzenie przybyłych wcześniej starszych pań. Na słowo seks wszystkie włosy stawały im dęba, a na drugs już mdlały.

- Pokój, siostry – powiedział Lorencjusz, ale chyba nie słyszały.

Stanął obok jakiegoś farmera z poplamionymi błotem spodniami. Lorencjusz spojrzał na swoje, również były ubłocone.

- Mam nadzieję, że tam, gdzie jadę nie ma błota - powiedział głośno.

- A dokąd się wybierasz? - zapytał farmer.

- Do Kentucky. Ten autobus tam jedzie?

- Nie wiem, ja wysiadam w Minneapolis. Fajne okulary.

- Dzięki, sam je wybierałem. Chce pan skręta?

- A co to takiego? Jakiś owoc?

- Nie, palisz to i jesteś w tipi.

- Chłopcze, dziwnie gadasz. Mam syna w twoim wieku, on jest normalny.

- Też uprawia wolną miłość?

Farmer nie odpowiedział, bo podjechał stary rozklekotany autobus i wszyscy rzucili się, by zająć jak najlepsze miejsca. Lorencjusz został nawet pogryziony, choć wcale się nie pchał. Wsiadł ostatni, kierowca bacznie mu się przyjrzał.

- Hipisów nie wpuszczamy. Pewnie i tak nie masz pieniędzy.

- A trzeba mieć?

Nie pomyślał o tym. Pieniądze to nie wolność, nie wchodziły w skład ich hasła.

- Spokojnie, zapłacę za niego - rzekł dobrodusznie farmer.

- Dobrze, dokąd? – warknął kierowca.

- Do Kentucky!

Niestety hipisowi nie udało się tam dostać, został wypchnięty z autobusu za to, że próbował dobierać się do jednej z pasażerek. Pojazd odjechał w siną dal, a Lorencjusz znalazł się pośrodku pól uprawnych. Miał tylko nadzieję, że tutejsze farmy są mniejsze niż Alice Springs. Jedyne na co mógł liczyć to, że złapie stopa. Problemem mogło być to, że na tysiąc mieszkańców zapewne tylko jeden miał auto. Wlókł się bez celu, aż w końcu usłyszał za sobą cichy warkot. Coś nadjeżdżało. Wystawił środkowy palec, by zatrzymać pojazd. Po chwili odkrył, że to flower-power bus. Wszędzie by go poznał, wielka pacyfa na zderzaku, karoseria upstrzona kwiatami.

- Bracia! – krzyknął.

Z okna wychyliła się twarz staruszki.

- Kim pan jest? – zapytała.

Lorencjusz postanowił przetestować babcię.

- Peace, man.

- Sex, drugs and rock’n’roll – odpowiedział mu ktoś z wewnątrz pojazdu. – Pomocy, brachu. Ta baba nas uwięziła.

- Nikt nie będzie więził wolnych ludzi – rzekł Lorencjusz do staruszki. – Proszę ich wypuścić.

- Nie zamierzam. Muszą nauczyć się szacunku.

- Make peace, not war – dobiegł głos z wozu.

- Zabieram flower-power bus. On należy do hipisów.

- Zboczuchy. Wszystkich tylko byście gwałcili – odparła oburzona babcia.

- Wolna miłość i wolni ludzie. Taka jest nasza dewiza.

Lorencjusz stwierdził, że się nie dogada. Zapalił skręta i dmuchnął dymem w stronę staruszki. Ta zaczęła się krztusić, wtedy nastąpiło przejęcie pojazdu. Babcia wylądowała w rowie, a hipis za kierownicą. Ruszył, zostawiając za sobą smugę spalin.

Następne częściHi piss 3 Hi piss 4 Hi piss 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Niemampojecia96 21.03.2017
    uwielbiam ten twój staff, peace, brother, pisz to dalej
  • Szudracz 21.03.2017
    Dobra dawka śmiechu. :)
  • Pan Buczybór 21.03.2017
    Świetne kino drogi. Czuć ten klimat ameryki i hipisów. 5
  • Tanaris 21.03.2017
    Babunia porzucona, ale co tam... " Wolna miłość i wolni ludzie." ;D 5
  • Anonim 22.03.2017
    to były czasy, pamiętam, jakby to było tydzień temu.
  • fanthomas 23.03.2017
    Dzięki za wszystkie komentarze.
  • Ritha 23.04.2017
    "Nie, palisz to i jesteś w tipi." XD Lorencjusz bardzo spoczi. Dzieci kwiaty, te sprawy. Fajny chill umysłowy, lubiem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania