Poprzednie częściHimitonomiks - Prolog.

Himitonomiks - Roz.2 - Odbudowujemy zburzone

Czemu powiedziałam akurat to?!

Beth zakaszlał. Był to nasz stary trik oznaczający "Nie będę cię chronił". Dobrze wiedział, że właśnie tego chciałam. Moja babcia powtarzała "Odpowiadamy za swoje czyny. Jeśli się ich wyprzemy, powrócą do nas z podwojoną siłą, a do tego będą przeciw nam". Wierzę jej.

- Jaką dziwną chorobą? - Teresa przekrzywiła głowę.

- Lekarze w Hispin odkryli nową chorobę. Nazywa się Iktomina i objawia się w nagłej zmianie głosu. Można się na to leczyć, ale potrzebni są dawcy.

- Dawcy czego? - Josh wyglądał na przekonanego.

- Jakiejś tkanki, ale te informacje są ściśle tajne. I tak powiedziałam za dużo. Niech to zostanie między nami.

- Nie ma sprawy. - Na scenie pojawił się jeszcze jeden aktor.

Był to średniego wzrostu chłopak, na oko siedemnaście, może osiemnaście lat. Jego cera pokryta była pryszczami, a z odległości metra można było dostrzec jego włosy w nosie.

- Okularnik! - Stuart przyłożył dłoń do czoła. Był wyraźnie poddenerwowany.

- Żaden okularnik! Ja mam imię, imbecylu! - Obruszył się kujon

- Bożek. - Uzupełnił Matt.

- A dokładniej Bożydar.

Wybuchłam nieopanowanym śmiechem. Kompletnie nie przejęłam się jego obecnością. Właściwie nie wiem co bardziej mnie powaliło, jego imię, czy to, że był otoczony trzema zabójczo seksownymi blondynkami. Aha. Blondynki. Wszystko jasne. Dobrze, że Teresa jest wyjątkiem.

- Błagam. Ile zapłaciłeś tym laskom? - Złapałam się za bolący brzuch. - Nie wmówisz mi, że chodzą za tobą z własnej woli.

- Co to miało znaczyć? Bożydar to nasze guru, nasz ideał. Uwielbiamy go! Jest taki męski. - Jedna z panienek cmoknęła go w policzek.

Wtedy rzuciłam się na ziemię i zaczęłam płakać jak bóbr... i to przez niego!

- Buahahahahahaha. - Mój śmiech sprawił, że wszyscy obecni zamilkli na dłuższą chwilę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wyglądałam jak idiotka, ale co poradzić? Miałam ich w dupie.

Beth schował dłonie w kieszeniach bluzy i opuścił tłum, wycofując się do budynku.

- Becia? Gdzie idziesz? Zazdrościsz? Odkąd twój tatuś stał się ćpunem, nie masz powodzenia... - Przybysz wydawał się dumny ze swojej wiedzy. Już miałam mu odpowiedzieć, gdy chłopak zatrzymał się na pięć sekund, po czym odwrócił się tak gwałtownie, że wstrzymaliśmy oddechy. Jego oczy przybrały barwę krwi, a zaciśnięte pięści drżały nieopanowanie.

Nadeszła moja pora na trik. Założyłam strumyk włosów za ucho i rzuciłam mu przelotne spojrzenie. "Jest twój". Na jego twarzy pojawił się mroczny uśmiech. Wziął rozbieg i naskoczywszy na niego, stłukł jego okulary, a potem przyozdobił policzki siniakami. Pierwszy raz widziałam, by kogoś pobił.

Zanim Arthur zdążył do nich podbiec, napastnik zniknął za murami, ogradzającymi boisko. Wystraszone blondynki desperacko gładziły rany Bożka. Żałosny widok.

- Zostawcie go. Pomoże mu lekarz. Nie wy. - Zwróciłam się w stronę oszołomionych przyjaciół. - Muszę z nim porozmawiać.

Idąc śladem towarzysza, zastanawiałam się jak z nim porozmawiać. Po takim czymś nie łatwo się pozbierać. Dotąd tylko ja znałam historię jego rodziny.

Minąwszy bramkę, zobaczyłam go leżącego pod wierzbą. Tarł czerwone nadgarstki, od czasu do czasu szepcząc "Au".

- Nie powinnam ci na to pozwalać. - Osunęłam się na trawę.

- Powinnaś i dziękuję ci za to. Od dawna chciałem to zrobić. - Delikatnie się uśmiechnął.

- Byłam nie fair w stosunku do ciebie, do was wszystkich. Nie powiedziałam wam czegoś naprawdę ważnego. Pamiętasz ten piątek przed moją wyprowadzką?

- Jasne. Byłaś strasznie spłoszona i od tamtej pory nie zapłakałaś ani razu.

- Właśnie. To było chłodne, jesienne popołudnie. Osiedle było wyjątkowo opustoszałe. Nie miałam bladego pojęcia dlaczego. A zresztą nie. Wiedziałam. Moi ukochani rodzice potraktowali mnie jak szmacianą lalkę i zostawili samą sobie. Został mi tylko Klim. Byłam strasznie przybita. Poza tym miałam zaledwie osiem lat. Zaczęłam płakać i przepraszać mamę za wszystko. Za całe moje niewinne życie. Krzyczałam, że jestem idiotką. Że nic nie umiem. Wtedy nie wytrzymał. Wziął rozmach i z całej siły uderzył mnie w szczękę. Rąbnęłam o ziemię. Czułam krew wypływającą mi z ust. Momentalnie zamarłam. Moje serce przestało bić, a oddech został w gardle. A wiesz co było najgorsze? Po tym wszystkim odszedł. Zostawił mnie tak jak oni. To nie tak, że się go teraz boję, tylko... Kiedy stoję obok niego mam ochotę płakać tak jak nigdy nie płakałam, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę mu pokazać, że jestem silna.

- Więc go unikasz?

- A masz lepszy pomysł?

- No nie...

- Ale to nie wszystko co chciałam ci powiedzieć. Proszę, abyś zatrzymał to dla siebie, gdyż są to poufne informacje. Otóż Matt tak jakby też jest sierotą. Jego ojciec znalazł sobie nową żonę i razem wyjechali do Australii. Jego mama poddała się i także wyjechała ze swoim kochankiem. Wychowuje go babcia.

- Muszę przyznać, że chociaż jego rodzice są chamami, to syn wyszedł im cudowny. - Beth przygryzł wargę.

- Co nie? - Poprawiłam grzywkę. - Klim był ćpunem. Po szkole chlał ile wlazło, a po powrocie do domu zajmował się papierosami.

- Co na to jego opiekunowie.

- To tylko rodzina zastępcza. Nie dali sobie z nim rady, więc dalej siebie niszczył. W końcu powiedziałam mu, żeby przestał, bo inaczej go znienawidzę. Następnego dnia pachniał gumą do żucia.

- Zmienił nałóg?

- Czemu nie? A Josh... Boi się wszystkiego, bo jest chory psychicznie. To znaczy choroba nie powróciła, ale strach został. Trzeba przyznać, że z każdym dniem jest coraz lepiej, ale nie będzie idealnie.

- Wow.

- No i? Nie ty jeden masz problem.

- A Teresa?

- Jej rodzice pracują w wielkiej firmie. Nie mają dla niej czasu, ale radzi sobie.

Nastała niezręczna cisza, jednak wiedziałam, że tego mu trzeba.

- Hej, myślisz, że Matylda mnie zarazi? - Zaśmiał się smutno.

- Mooże... - Oparłam głowę na jego ramieniu. - Ale jeśli tak się stanie, obiecaj mi, że nie dasz mi się uodpornić.

Kocham cię, Beth. Kocham cię za to, że nie pytasz gdzie byłam i co robiłam. Kocham cię za to, że nie opuszczasz mnie nawet w wielkim gównie. Kocham cię za to, że jesteś moim przyjacielem. Kocham cię za to, że jesteś...

 

*

 

- Wszystko dobrze? - Teresa zastawiła mi przejście.

- Tak, tak. Trochę bolą go nadgarstki, ale było warto. A właśnie, gdzie ten typek?

- Te idiotki wezwały wszystkie jednostki jednocześnie. Na szczęście wszyscy im omówili i zawiozły go autobusem do szpitala.

- Ale ja żartowałam... Mogły zaprowadzić go do pielęgniarki. W końcu jesteśmy na terenie szkoły.

- One o tym nie wiedzą.

- Teresa, podjęłam decyzję.

Spojrzała na mnie ostrożnie.

- Zostaję tu na stałe.

- To właśnie chciałam usłyszeć!

Muszę naprawić ten bajzel.

Misje na najbliższy czas:

Wyjaśnić sprawę z Klimem, pokonać chorobę, naprawić więzi i zostać sobą do samego końca.

 

* * *

 

To dopiero drugi rozdział, ale już pragnę podziękować wszystkim, którzy wymyślili dla mnie postacie. Oczywiście jeszcze nie zawieszam, więc możecie tworzyć je cały czas :D Dzięki Wam, ta książka będzie 100 razy ciekawsza:

Filip, Majka, Ignis, Lit, Oliwia, El, Sługa (Light w następnym rozdziale XD), Seba ♥ Lecimy z następnymi rozdziałami od jutra!

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • El Guardia 29.09.2015
    Bardzo fajny rozdział. Trochę się pogubiłem przy mojej postaci. Wychwyciłem tylko tyle, że chciał przerwać tą bójkę. Ogólnie bardzo dobre opowiadanie.
  • Majeczuunia 29.09.2015
    Kocham to, że z Teresy i Sary zrobiłaś kumpelki, fąfelki czy tam jak to się zwie. Na razie Tereskę super przedstawiłaś :) Mam ciszą nadzieję, że się w Lighcie zakocha ♥♡ XD
    Czekam na następny rozdział! Łap 5 :)
  • Anonim 30.09.2015
    nie do końca ogarniam te postaci i co sie dzieje, takie too trochę zagmatwane, spróbuj może poprawic trochę styl pisania, a może to przez to że mam spore odstepy pomiedzy czytaniem poszczególnych części
    spróbuję to wszystko kiedyś przeczytać jeszcze raz ale jednym ciągiem :)
  • Lonely ;c 30.09.2015
    Postaram się to poprawić :)
  • Slugalegionu 01.10.2015
    OMGXD Ja z Lightem tylko żartowałem, ale skoro go dasz, to spokoXD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania